Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 9/10 grafika: 9/10
fabuła: 6/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 10 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,10

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 253
Średnia: 7,45
σ=1,61

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Siedmiu samurajów

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2004
Czas trwania: 26×25 min
Tytuły alternatywne:
  • Samurai 7
  • サムライセブン
Widownia: Shounen; Postaci: Kapłani/kapłanki religii wschodnich, Samuraje/ninja; Pierwowzór: Film; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Mechy
zrzutka

Arcydzieło Akiry Kurosawy, Siedmiu samurajów, opowiedziane na nowo. Tym razem akcja rozgrywa się w świecie łączącym ultranowoczesność z tradycyjną Japonią.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Życie wieśniaków, zależnych od pogody i obfitości plonów, nigdy nie było łatwe. Jednakże całkowicie nieznośnym czynią je coroczne wizyty uzbrojonych bandytów (nobuseri), którzy rabują niemal cały zebrany ryż i wszelkie inne dobra, jakie zdołają znaleźć, a w razie najmniejszego oporu bezlitośnie mordują ludzi i palą chaty. Bezbronni wieśniacy nie mają żadnego sposobu na ochronienie owoców swojej pracy… Aż wreszcie w wiosce o nazwie Kanna zostaje podjęta niezwykle śmiała decyzja. Młoda kapłanka Kirara wyrusza do miasta, by znaleźć kilku samurajów, którzy podejmą się obrony wioski przed kolejnym najazdem rabusiów. Jednakże jaki dumny ze swego statusu samuraj zdecyduje się pracować za ryż – bo tylko na taką zapłatę stać wieśniaków? W końcu jednak udaje się znaleźć siedmiu takich śmiałków. A może raczej straceńców, bo jak kilku wojowników może powstrzymać atak dziesiątek posługujących się bronią palną i mechami bandytów? Czy jednorazowe zwycięstwo wystarczy do ocalenia wioski? Jaką cenę przyjdzie za nie zapłacić?

Występujące w poprzednim akapicie mechy nie są pomyłką recenzentki. Klasyczna samurajska opowieść została przeniesiona w malowniczy świat steampunku. Mamy tu jakby feudalną Japonię, w której elementy zaawansowanej technologii (lasery, latające fortece i mechy) sąsiadują z bardziej konwencjonalną techniką (broń palna, maszyny parowe) a także z zupełnie tradycyjnymi rytuałami i kulturą – zarówno wśród chłopów, jak i arystokracji. Chwilami ocieramy się nawet o swoisty cyberpunk – niektórzy samurajowie decydują się na zmechanizowanie swoich ciał i funkcjonują jako cyborgi. Całość tworzy obraz niezwykle barwny i na swój sposób przekonujący – tak mogłaby wyglądać Japonia dalekiej przyszłości, gdyby nie dotarły do niej wpływy europejskie.

Ta niezwykle kosztowna produkcja studia Gonzo obrosła niemal legendami, ja jednak nie mogę nie wspomnieć o jej wadach. Największa słabość tej serii leży w scenariuszu, choć trudno to zgadnąć, oglądając pierwsze odcinki. Dosyć irytujące są poprzedzające każdy odcinek długie (sięgające dwóch minut) retrospekcje, ale poza tym tempo rozwoju akcji jest bardzo dobre. Gromadzenie sojuszników, podróż powrotna do wioski, przygotowania do obrony i wreszcie sama walka – wszystko rozegrane jest tak, że widz ani przez chwilę się nie nudzi, a jednocześnie nie ma poczucia natłoku zdarzeń. Schody zaczynają się wtedy, kiedy kończy się scenariusz mistrza Kurosawy. Oto wioska zostaje obroniona (trudno to uznać za spoiler), ofiary zostają poniesione, życie wraca do normy i mogą się z tego cieszyć wszyscy z wyjątkiem scenarzystów, którym do napisania pozostało jeszcze dziesięć odcinków. Do tego momentu walkę z czasem prowadzili bohaterowie – teraz spadła ona na barki twórców scenariusza. Muszą oni zadbać o to, by każde wydarzenie zostało pokazane w najdłuższym możliwym czasie. W związku z tym spójność fabuły znika bezpowrotnie, a bohaterowie miotają się z punktu A do punktu B w sposób nieuzasadniony niczym poza potrzebą zajęcia czasu widza, podejmując przy tym akcje jaskrawo sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, a co gorsza – także z deklarowanym zamierzeniem osiągnięcia danego celu. Jest to zwykle uzasadniane wymaganiami honoru wojownika, co samo w sobie ma sporo sensu w odniesieniu do samurajów, jednak tutaj sprawia wrażenie wygodnego pretekstu, zapobiegającego odebraniu przez bohaterów należnej im zapłaty i odejściu w siną dal. Na pewno nie pomógł tu fakt, że seria pozbawiona jest wątków pobocznych, które mogłyby w razie potrzeby zostać rozwinięte i zająć z sensem trochę czasu.

Samo zakończenie – ostatnie sceny – jest bardzo dobre i dramaturgicznie bezbłędne. Niestety, poprzedzająca je finałowa walka rozbawiła mnie w sposób niezamierzony. Rozumiem oczywiście, że przeciwnik musi mieć przewagę nad siłami bohaterów, często na pierwszy rzut oka miażdżącą. Tu jednak przybrała ona rozmiary groteskowe i naprawdę nie mogłam się nie śmiać, widząc zgromadzoną przeciwko naszym samurajom armię mechów. Walka uzbrojonego tylko w katanę człowieka z mechem mogłaby stanowić niezwykle efektowny pojedynek finałowy. Co można jednak powiedzieć, kiedy człowiek z kataną robi sałatkę z kilkunastu mechów w czasie krótszym niż jedna minuta? Niestety, widowiskowość ma to do siebie, że może się dewaluować – nadmiernie nieprawdopodobne wyczyny po prostu oglądałam z rosnącą obojętnością.

Bohaterowie wzbudzili we mnie mieszane uczucia. Po pierwsze i najważniejsze, niemal wszyscy tutaj kierują się takim lub innym kodeksem zasad, obejmujących całe ich życie. Ta konsekwencja w ukazywaniu wyboru poszczególnej drogi jest jedną z najmocniejszych stron serii i przydaje postaciom solidnego prawdopodobieństwa psychologicznego. Ich pochodzenie, obecne zajęcie, wydarzenia z przeszłości – to wszystko składa się na niepowtarzalne wzorce zachowań i reagowania na różne sytuacje. Z drugiej strony powoduje to jednak, że dla europejskiego widza bohaterowie pozostają odlegli – wyraźnie widać tu, jak bardzo wschodnia filozofia życia i sposób myślenia różnią się od zachodniej. Dla jednych widzów może być to ogromna zaleta, innym jednak może utrudnić odbiór serii, gdyż nie znajdą tu bohatera, z którym będą się mogli łatwo identyfikować.

Osobnym (i oczywistym) problemem jest nadmiar postaci. Mamy tu tytułowych siedmiu samurajów, Kirarę, kilka osób z wioski, grających ważne role drugoplanowe, a także niektórych arystokratów (wymienianie byłoby poważnym spoilerem), którzy okażą się kluczowymi postaciami dla rozwoju akcji. Jasne jest, że nie każdy dostanie tu tyle czasu ekranowego, by mieć okazję w pełni zaprezentować swoją osobowość. Twórcom udało się jednak doskonale oddać przemiany psychologiczne, zachodzące w głównych bohaterach opowieści: kapłance Kirarze, przywódcy siódemki samurajów, Kambeiu czy najmłodszym i najbardziej niedoświadczonym z wojowników – Katsushiro.

Jak już wspomniałam, koszt tego serialu, nawet jak na wysokobudżetowe anime, był astronomiczny. Na co poszły pieniądze? Oczywiście przede wszystkim na renderowanie trójwymiarowych latających fortec i mechów. Z jakim skutkiem? No cóż… Przyznam, że Samurai 7 – choć niewątpliwie graficznie niezwykle piękne – nie oszołomiło mnie. O wiele bardziej efektowne pod tym względem wydało mi się Last Exile z powietrznymi pojedynkami okrętów czy lotami vanshipów. Być może po prostu już przywykłam do rozwiniętej grafiki 3D. Przypuszczam jednak, że problem polega na tym, iż świat Samurai 7 doskonale by się bez tych renderingów obszedł. Przy pięknych, pełnych szczegółów tłach znacznie lepiej sprawdziłaby się tradycyjna kreska. Poza tym wiele scen angażujących mechy dzieje się w nocy lub we mgle, co sprawia, że wygląda to ładnie, ale trudno przyjrzeć się im porządnie.

Wydaje mi się, że twórcy nie mieli po prostu okazji popisania się swoimi dziełami. Bohaterowie do mechów się nie dotykają, niemal nie używają też pojazdów latających. Większość walk z konieczności odbywa się na ziemi lub tuż ponad nią i nie mamy szans podziwiać wykorzystujących w pełni możliwości renderingu akrobatycznych starć powietrznych, jakie pamiętam z Last Exile. Pojedynków było tu mniej niż się spodziewałam, a pod względem choreografii ustępowały znacząco tym, które oglądałam w pochodzącym z tego samego roku Samurai Champloo. Bardzo podobał mi się rysunek postaci – autorom udało się oddać w rysach twarzy wiek poszczególnych bohaterów, o co w anime nie jest łatwo. Muzyka natomiast była bezsprzecznie doskonała. Piosenki otwierające i zamykające odcinki są zgrabne, jednak jest to jeszcze jeden przykład j­‑popu. Natomiast reszta ścieżki dźwiękowej to rewelacyjne kompozycje sięgające często do tradycyjnej muzyki japońskiej, z bogatymi dźwiękami instrumentów dętych i doskonałymi bębnami. Ścieżka dźwiękowa do tej serii z pewnością zachwyci niejednego miłośnika muzyki z anime.

Samurai 7 to anime dobre i warte obejrzenia. Niestety, nie spełnia wszystkich oczekiwań, jakie można mieć po pierwszych odcinkach – a nawet pierwszej połowie. Słaba końcówka i naciągane rozwiązania fabularne sprawiają, że nie mogę ocenić tej serii na więcej jak 7. Przypuszczam jednak, że wielu widzów zechce samodzielnie zweryfikować moją opinię – i zapewne nie uznają spędzonego przed ekranami czasu za stracony.

Avellana, 26 marca 2005

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GONZO
Projekt: Hideki Hashimoto, Makoto Kobayashi, Takuhito Kusanagi
Reżyser: Toshifumi Takizawa
Scenariusz: Atsuhiro Tomioka
Muzyka: Eitetsu Hayashi, Kaoru Wada

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Samurai 7 na forum Kotatsu Nieoficjalny pl
Siedmiu samurajów - artykuł na Wikipedii Nieoficjalny pl