Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 14 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,14

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 167
Średnia: 6,84
σ=1,9

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Star Driver: Kagayaki no Takuto

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 25×25 min
Tytuły alternatywne:
  • Star Driver: Radiant Takuto
  • STAR DRIVER 輝きのタクト
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Mechy
zrzutka

Dawno, dawno temu była sobie dziewczynka, która postanowiła zostać księciem… Nie, wróć, to nie ta bajka. Całkiem niedawno temu scenarzysta Shoujo Kakumei Utena wpadł na pomysł anime z gatunku super robot...

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Antanaru

Recenzja / Opis

Niektóre serie zawodzą nasze oczekiwania, inne, mimo nieciekawego startu, z czasem wychodzą na prostą i z odcinka na odcinek zyskują w naszych oczach. Są też takie, które ostateczne okazują się czymś zupełnie innym, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka – i właśnie tego rodzaju niespodzianką był dla mnie Star Driver: Kagayaki no Takuto. Po pierwszym odcinku swoje wrażenia podsumowałem mniej więcej tak: nie mam pojęcia, o co chodzi, ale i tak jest fajnie! Są mechy, są wybuchy, jest okazjonalna goła babka i na deser główny bohater, który transformuje się niczym rasowa mahou shoujo, wykrzykując przy tym: „Galaktyczny Piękniś olśniewa na scenie!”... Czy coś w ten deseń. Słowem – absurd, głupawka i zadatki na typowe guilty pleasure. Moja opinia zmieniła się zupełnie już po kilku kolejnych odcinkach, do tego stopnia, że zacząłem Star Drivera uznawać za jeden z najciekawszych tytułów sezonu… Na razie zostańmy jednak przy pierwszych odcinkach i zawiązaniu akcji.

Wspomniany na wstępie Galaktyczny Piękniś to Takuto Tsunashi, nastoletni rudzielec, który pewnej nocy zostaje wyrzucony przez fale na plażę pewnej japońskiej wyspy. Trafia tam nieprzypadkowo – jak się okazuje, właśnie na tej wyspie spodziewa się odnaleźć zaginionego przed laty ojca. Miejsce to skrywa zresztą znacznie więcej tajemnic, a największą z nich mamy okazję poznać już w pierwszym odcinku: organizacja zwana Kiraboshi pracuje w podziemiach nad ujarzmieniem mocy cybody, uwięzionych w swego rodzaju innym wymiarze maszyn o niezwykłej mocy. Aby tego dokonać, członkowie Kiraboshi muszą przełamać pieczęcie czterech kapłanek wyspy – i tu pojawiają się problemy, bo to właśnie jedna z nich, Wako, znajduje Takuto tamtej nocy na plaży. I oczywiście wpada mu w oko. Takuto staje więc do szlachetnej walki z sekretną, pragnącą władzy nad światem organizacją, mając do dyspozycji wyłącznie lśniącego mecha, dobrą wolę scenarzysty oraz liczne deus ex machina... Brzmi okropnie, prawda? Na szczęście fabuła szybko okazuje się nieco sensowniejsza i znacznie bardziej wciągająca, niż wynikałoby z tego pobieżnego opisu.

Pod wieloma względami historia przedstawiona w Star Driverze wzbudza skojarzenia z innym dziełem, pod którym podpisuje się scenarzysta Youji Enokido – Shoujo Kakumei Utena. Podobnie jak w Utenie, wątek tajnej organizacji przeplata się ze szkolnym życiem bohaterów, przy czym to drugie ma dość istotny wpływ na pierwsze – okazuje się bowiem, że większość członków Kiraboshi to uczniowie liceum, do którego zaczyna uczęszczać Takuto. Emocje i relacje bohaterów z realnego świata przekładają się na to, co dzieje się w alternatywnej rzeczywistości zero jikan, tutejszym odpowiedniku areny, na którym pojedynki szermiercze zastąpiono efektownymi walkami mechów. Niestety, podobnie jak w Utenie wygląda też konstrukcja fabuły – na początek trochę szkoły, potem obowiązkowy pojedynek i tak w każdym odcinku, z nielicznymi wyjątkami – co dla wielu widzów może być zwyczajnie męczące. Oglądając Star Drivera w okresie emisji w japońskiej telewizji, czyli z tygodniowymi przerwami między odcinkami, nie czuło się tego tak bardzo, jednak ci, którzy mają zabrać się za serię teraz, zwłaszcza jeśli mają w zwyczaju „maratonować” anime, niech czują się ostrzeżeni. Na szczęście taka konstrukcja ma też swoje plusy, bo twórcy potrafią wykorzystać powtarzalne motywy w naprawdę ciekawy, kreatywny sposób – absolutne mistrzostwo to przewijająca się w pierwszych odcinkach opowieść „dziewczyny­‑ryby”, baśń, która wydaje się w jakiś sposób powiązana z fabułą całej serii, ale czy chodzi o zapowiedź przyszłych wydarzeń, czy o przeszłość bohaterów, tego możemy się początkowo tylko domyślać. Z drugiej strony, walki tygodnia z czasem robią się naprawdę nużące, zwłaszcza że praktycznie za każdym razem Takuto zwycięża, głównie dzięki przychylności scenarzysty i skorzystaniu w krytycznym momencie z nowej, nieznanej do tej pory mocy Tauburna – mecha, którego w zero jikan przyzywa mocą Galaktycznego Pięknisia. Autorzy dość wyraźnie pokazują, że nie uważają wątku mechów za kluczowy i oczekują, że widz podejdzie do niego ze sporym dystansem, nie traktując zupełnie dosłownie tego, co dzieje się na ekranie.

Oczywiście takiej ilości symboliki jak w Utenie spodziewać się nie należy, ale nietrudno dopatrzyć się w Star Driverze kilku interesujących metafor, w tym również mocno… freudowskich. Dość jednoznaczne skojarzenia wzbudza choćby „przełamywanie pieczęci” dziewiczych kapłanek, nie mówiąc już o nazwaniu energii napędzającej mechy „libido”. Seria traktuje o dojrzewaniu, więc mówienia o seksualności bohaterów trudno uniknąć – na szczęście z tym autorzy radzą sobie całkiem nieźle, trzymając się z dala od wulgarności serii ecchi, ale też nie popadając w przesadę z symbolami i alegoriami. Traktują sprawę dość luźno, w sposób odpowiedni dla serii czysto rozrywkowej i wypada to bardzo dobrze. Skoro już przy erotyce jesteśmy, warto też wspomnieć o sporej ilości fanserwisu, jaką zawiera seria – w oficjalne mundury Kiraboshi zaopatruje się najwyraźniej w sex­‑shopie, dzięki czemu mamy przyjemność oglądać takie dziwy, jak choćby panie w kostiumach eksponujących kobiecość poprzez dodanie… śrubek w miejscu sutków. Oczywiście panowie też chętnie świecą gołymi klatami (w przypadku Takuto „świecenie” jest dosłowne), nie zabraknie nawet kilku scenek dla yaoistek. Co ciekawe, Star Driver wydaje się przy tym jednym z nielicznych tytułów, których autorzy zdołali opanować tajemną, zapomnianą już przez współczesnych twórców anime sztukę sensownego operowania fanserwisowymi wstawkami. O ile z reguły mamy do czynienia z prostą alternatywą – majtki i cycki albo fabuła i klimat, a próby połączenia jednego z drugim kończą się często sromotną klęską, o tyle tutaj atrakcyjne panienki w skąpych strojach i przystojni panowie w żaden sposób nie przeszkadzają w odbiorze historii. Za to Star Driverowi należy się spory plus.

Wśród bohaterów na pierwszy plan wysuwają się oczywiście Takuto i Wako, a do spółki z nimi Sugata, dziedzic mocy najpotężniejszego cybody i narzeczony kapłanki. Trójkąt romantyczny staje się z czasem jednym z najistotniejszych wątków serialu, co przeszkadza o tyle, że sama Wako jest postacią raczej nieciekawą, nie tylko w porównaniu z oboma panami, ale i z bohaterami pobocznymi. Takuto w roli głównego bohatera wypada świetnie, mocno kontrastując swoją młodzieńczą energią i bezpośredniością ze spokojniejszym i bardziej zdystansowanym Sugatą. Wydaje mi się, że przypadnie do gustu zwłaszcza tym, którzy alergicznie reagują na bohaterów w typie „emo”, rozpamiętujących trudne dzieciństwo, kiedy to porzucił ich ojciec, zabili im pieska i tak dalej – wiadomo, znamy to z co drugiego anime. Takuto oczywiście swoją przeszłość i traumę ma, ale kiedy dochodzi do jej ujawnienia, nie zamyka się w sobie, nie kuca w kącie i nie obejmuje kolan rękoma. Najlepszym podsumowaniem jego charakteru jest scena spotkania z ojcem w jednym z końcowych odcinków – nie zdradzę szczegółów, ale ujmijmy to tak: jeśli pamiętacie początek Evangeliona i pierwszą rozmowę Shinjiego z jego tatusiem, to to, co robi Takuto, jest dokładnym przeciwieństwem zachowania młodego pilota Evy. Sugata, jak już wspomniałem, jest od Takuto znacznie bardziej powściągliwy i zdystansowany, ale też daje się polubić i przede wszystkim stanowi świetne dopełnienie głównego bohatera. Poza tym mamy jeszcze całą galerię postaci pobocznych, przede wszystkim członków Kiraboshi niejednokrotnie równie lub nawet bardziej interesujących niż trójka kluczowych postaci pozytywnych.

Oprawa graficzna stoi na niezłym poziomie, choć trudno nie zauważyć okazjonalnych wpadek animatorów i powtarzanych przy każdej walce sekwencji animacji (choć to ostatnie to oczywiście po części kwestia konwencji). Świetnie prezentują się projekty postaci, strojów Kiraboshi ozdobionych karcianymi motywami (kier, karo, trefl i pik to symbole poszczególnych sekcji organizacji) i oczywiście mechów, choć co do tych ostatnich mam wrażenie, że bardziej niż do realnej walki nadawałyby się na ozdoby choinkowe (ma to swój specyficzny urok). Niemniej serii trudno odmówić własnego stylu. Jeśli zaś chodzi o kwestie techniczne, powiem tylko, że studio Bones jeśli chce, to potrafi produkować animację na wysokim poziomie i w trakcie oglądania Star Drivera miałem okazję doświadczyć tego wielokrotnie. Na uwagę zasługuje zwłaszcza ostatni odcinek, bowiem, jak się łatwo domyślić, na wykonanie finałowej bitwy poświęcono znacznie więcej wysiłku animatorów niż na „walki tygodnia” i to wyraźnie widać. Zresztą cotygodniowe pojedynki też nie zawodzą, choć niektóre z nich wydają się zdecydowanie zbyt krótkie. W każdym razie tam, gdzie animacja jest istotna i ma robić dobre wrażenie – robi je, co do tego nie mam wątpliwości. Muzyka w tle przeważnie nie zwraca na siebie uwagi, w pamięć zapadł mi tylko jeden poważniejszy motyw, ilustrujący kilka istotnych, dramatycznych scen. Zdecydowanie lepiej brzmią piosenki czterech kapłanek wyspy, które mamy okazje usłyszeć podczas walk – moim faworytem jest Monochrome w wykonaniu Haruki Tomatsu, seiyuu dziewczyny­‑ryby, trzy pozostałe może nie są aż tak dobre, ale też słucha się ich przyjemnie.

Przyznam szczerze, że nie jestem w stanie polecić Star Drivera każdemu, tytuł ten może nie spodobać się w równym stopniu fanom mechów, jak i wielbicielom romansów szkolnych, choć teoretycznie to do tych dwóch gatunków Star Driver ma najbliżej. Seria jest jednocześnie niegłupia i mocno niepoważna, w jednej chwili kusi inteligentnych widzów nawiązaniami do Uteny, zaś w następnej ratuje bohaterów kolejnym rozwiązaniem typu deus ex machina, godnym średnio udanego shounena. Taka mieszanka wybuchowa w ostatecznym rozrachunku ma szansę skutecznie zniechęcić bardziej wybrednych widzów. Wydaje mi się, że zabawa z tym tytułem będzie najlepsza dla tych z was, którzy mają dużo dystansu do oglądanych serii, ale jednocześnie nie akceptują głupoty totalnej, którą od zawsze serwowała spora ilość anime – dla mnie największą zaletą Star Drivera była właśnie ta rzadko spotykana równowaga między niepoważną „chińską pornobajką” z jednej strony a nieobrażającą inteligencji widza rozrywką z drugiej. Spróbować warto, najlepiej nie oceniając po pierwszym odcinku – choć jeśli w okolicach piątego seria dalej nie będzie się podobać, można ją sobie bez żalu odpuścić.

JJ, 15 maja 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: BONES
Projekt: Hiroka Mizuya, Misa Mizuya, Shigeto Koyama, Shinji Aramaki, Tomoaki Okada, Yoshiyuki Itou
Reżyser: Takuya Igarashi
Scenariusz: Youji Enokido
Muzyka: Satoru Kousaki

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Star Driver: Kagayaki no Takuto na forum Kotatsu Nieoficjalny pl