Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

2/10
postaci: 1/10 grafika: 5/10
fabuła: 1/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

2/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 1,67

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 58
Średnia: 3,84
σ=2,26

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Yaone)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Rio: Rainbow Gate!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 13×25 min
Widownia: Seinen; Czas: Współczesność; Inne: Ecchi, Wielkie biusty
zrzutka

Gdyby obrócić fabułę o sto osiemdziesiąt stopni, wymienić wszystkich bohaterów i dopracować kreskę, to wyszłaby z tego całkiem fajna seria. Rzeczywistość potrafi być jednak okrutna.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Antanaru

Recenzja / Opis

W kurorcie Howarda znajduje się jedno z najbardziej znanych na świecie kasyn, gdzie w jedną noc można dorobić się majątku lub stracić wszystko. Mimo dużego ryzyka każdego dnia przychodzi tu mnóstwo ludzi, aby sprawdzić swoje szczęście w grze, a także by na własne oczy zobaczyć Boginię Szczęścia, która jednym spojrzeniem potrafi odwrócić złą passę. Ten zaszczytny tytuł należy do młodej dziewczyny, Rio Rollins, będącej najlepszą krupierką w tym kasynie. Dni spędza na obsługiwaniu graczy oraz na znoszeniu różnych dziwnych pomysłów swojego szefa, pragnącego wykorzystać jej ogromną popularność do zbicia jeszcze większej fortuny. Niestety tak spokojne życie nie będzie trwać wiecznie, gdyż dziewczyna w swych rękach ma Gate – jedną z trzynastu kart legendarnej talii wydanej przez Międzynarodową Gildię Krupierów. Zebranie całego zestawu przynosi sławę i uznanie na całym świecie i już niedługo Rio przyjdzie się zmierzyć z najlepszymi krupierami chcącymi skompletować Rainbow Gate.

Fabuła tej serii nie jest zbytnio skomplikowana i nie zawiera zaskakujących zwrotów akcji, które przyprawiłyby o szybsze bicie serca. Ot, pewne dziewczę zostaje posiadaczką pewnej niezwyczajnej karty i musi się zmierzyć z pewnymi przeciwnikami. Już nieraz widzieliśmy anime, w których głównym celem bohaterów było kolekcjonowanie kart, więc do tego schematu jesteśmy przyzwyczajeni. Zaskoczyć nas mogą jedynie przeszkody, jakie staną im na drodze, walki, w których przyjdzie im wziąć udział, czy przeżycia wewnętrzne będące nieodzownym elementem już prawie każdej serii. Pod tym względem Rio: Rainbow Gate! leży na całej linii. W ogóle nie wykorzystano potencjału leżącego w miejscu całej akcji, czyli kasynie. Owszem, kilka bitew o Gate miało postać gry w pokera, ale na tym wszystkie powiązania z hazardem się kończą. Pojedynki o te specjalne karty są wydarzeniem mogącym przynieść dużą popularność oraz pieniądze organizatorom rozgrywek, więc szef Rio, Tom Howard, robi wszystko, aby stały się one wielką sensacją i przyniosły mu ogromne zyski. Tak więc zobaczymy wiele dziwnych aren, na których będą rozgrywane jeszcze dziwniejsze starcia, a ich głównym celem stanie się wyeksponowanie półnagiej panny Rollins przyciągającej wzrok męskiej części widowni. Oczywiście przy tak kiepskiej fabule nie mogło zabraknąć fanserwisu, przez większość czasu obecnego na ekranie. Na szczęście nie jest zbyt nachalny, ale w wielu scenach jego udział nie daje się racjonalnie wytłumaczyć. I mimo że nie przeszkadza, to nie zmienia faktu, że można było się bez niego obejść i nikt by na tym nie ucierpiał.

Większość odcinków skupia się na zdolnościach krupierskich Rio, na obsługiwaniu klientów oraz walkach o Gate, sporo jednak czasu zajmują sceny komediowe w mniejszym bądź większym stopniu powiązane z głównym wątkiem. Ich poziom nie jest równy, więc obejrzymy momenty naprawdę sympatyczne i śmieszne, potrafiące od razu poprawić humor i wywołać uśmiech na twarzy, ale też epizody głupie i żenujące, nieprzynoszące ani odrobiny rozrywki. Warto również wspomnieć, że te najlepsze sceny są w początkowych odcinkach, a im bliżej finału, tym staje się gorzej, jakby pomysły stopniowo się wypalały, aż na końcu całkowicie gasną. Niestety nie obeszło się też bez małej traumy, którą zgotowano głównej bohaterce. Byłoby nudno, gdyby Rio zdobywałaby kolejne Gate bez żadnych przeszkód, więc postanowiono rzucić jej kilka kłód pod nogi. Przy ogólnym wydźwięku serii wątek ten wydaje się nie pasować do całości, zwłaszcza że jego zakończenie jest nijakie i niesatysfakcjonujące. Powody powstania tego małego dramatu można racjonalnie wytłumaczyć, ale gdy dochodzi do jego rozwiązania (które według wszelkich założeń ma być w miarę szczęśliwe), daje się odczuć niekompetencję twórców, którzy nie mieli pomysłu na jego zamknięcie. W efekcie dostajemy mało wiarygodną historię, niepotrafiącą wywołać większych wzruszeń.

Sprawa postaci niestety także przedstawia się kiepsko. Rio Rollins, jak większość głównych bohaterek, jest dziewczyną o ogromnym sercu, myślącą najpierw o innych, a na końcu o sobie. Dla każdego zawsze ma przygotowany pogodny uśmiech, jest skora do pomocy i nigdy nie narzeka na nadmiar obowiązków. Jako Bogini Szczęścia jest niemal czczona przez graczy, ale można powiedzieć, że jest trochę naiwna i łatwo nią manipulować (co bez żadnych wyrzutów sumienia wykorzystuje jej szef przy każdej nadarzającej się okazji). I głównie przez to jej kreacja wydaje się sztuczna. Ja rozumiem, że można być szczerym, życzliwym dla wszystkich wokół i mieć anielską cierpliwość, ale jak długo można być wykorzystywanym i nie pisnąć ani jednego słowa sprzeciwu? Jak długo można oszukiwać samą siebie tylko po to, by inni poczuli się lepiej? Próbując stworzyć bohaterkę idealną, zapomniano o odrobinie „złych” cech posiadanych przez każdego człowieka, które trochę by ją uwiarygodniły. Obok Rio ważną rolę ma do odegrania także jej najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa, Rina Goltschmidt. Zawsze poważna i opanowana zdolna krupierka jest jedyną postacią, która wypada w miarę autentycznie. Z pełnym zaangażowaniem bezwzględnie dąży do obranego celu, nie zważając na to, co będzie musiała po drodze poświęcić. Motywy jej postępowania zostają usprawiedliwione chociaż cały jej wątek wydaje się prowadzony bez większego zaangażowania, a przez to można czuć mały niedosyt. Prócz Rio i Riny występuje tu jeszcze wiele innych postaci, ale poza Cartią Goltschmidt, mającą swój interes w tym, by zebrano Rainbow Gate, wszyscy bohaterowie drugo- i trzecioplanowi pojawiają się na ekranie tylko wtedy, gdy mają coś do zrobienia. Gdy nie są potrzebni, nie są też w ogóle pokazywani.

Co do kreski, mam mieszane uczucia. Miasto jest zrobione starannie, pełne różnych budynków i drzew rosnących przy ulicach. Od razu ma się wrażenie, że to nie Japonia (często w anime natrafiam na to, że akcja dzieje się w Europie, Ameryce czy gdzie indziej, ale każde miasto ma w sobie w mniejszym bądź większym natężeniu japońskie akcenty), co dla mnie było pozytywnym znakiem. Jednak przez zastosowaną kolorystykę oraz dużo wstawek komputerowych wszystko wydaje się sztuczne, jakby było zbudowane z plastiku. Dlatego grafika wygląda wprawdzie porządnie, ale nie ma się większej ochoty na jej podziwianie – chociaż było kilka naprawdę miłych wyjątków. Promienie zachodzącego słońca odbijające się od wody i barwiące morskie fale na złocisty kolor wyglądały naprawdę pięknie i porównywalnych obrazów znajdziemy tu jeszcze kilka. Szkoda, że cała seria nie składa się z podobnych widoków, wtedy można by było przeboleć brak ciekawej fabuły i zająć się ich podziwianiem. Mam także parę zastrzeżeń co do pomieszczeń. Ponieważ większość akcji dzieje się w kasynie, postarano się o jego dopieszczenie. Sale do gry są pełne stołów do gry w pokera, Black Jacka czy ruletkę, a wszędzie widać tłumy ludzi chcących wypróbować swoje szczęście. Jednak poza tym miejscem wszystkie pozostałe pokoje są puste. Znajdują się w nich jedynie te przedmioty, na których skupia się uwaga postaci w nich przebywających, nie zauważymy żadnych zbędnych mebli. Nie ma na czym skupić wzroku i nawet jeśli się nie chce, to wymusza skoncentrowanie się na nieciekawych rozmowach bohaterów. Chociaż można też w tym czasie się zdrzemnąć… Sceny walk zostały urozmaicone różnymi motywami, które miały im nadać trochę magicznego tonu. Zobaczymy więc wijące się roślinki czy wylatujące niewiadomo skąd kwiatki, które wyglądały raczej tandetnie niż tajemniczo. Za to ścieżka dźwiękowa jest całkiem dobra – nastrojem świetnie odzwierciedla klimat kasyna oraz dziejącej się akcji. Do słuchania osobno raczej się nie nadaje, ale w serii doskonale spełnia swoje przeznaczenie, budując odpowiednie napięcie.

Fabuła nie jest wybitna czy bardzo interesująca, ale miała w sobie odrobinę potencjału, który został jednak pogrzebany głęboko poniżej poziomu morza. Ponadto nie wiadomo, dla kogo miała być ta seria przeznaczona. Gdybym chciała komuś ją polecić (czego i tak nie miałam zamiaru robić), to właściwie nie wiem, do jakiej grupy odbiorców powinnam się zwrócić. Nie ma tutaj porywającej akcji, a walki o Gate są raczej nudnawe. Fani fanserwisu dostaną tu nieco atrakcji, ale te sceny są ugrzecznione i nie ma ich w hurtowych ilościach, więc raczej nie będą w pełni zadowoleni. Osoby lubiące komedie też zbyt wiele tu dla siebie nie znajdą, natomiast dla tych, którzy lubią romanse nie zostało kompletnie nic przewidziane, więc mogą od razu sobie ten seans odpuścić. Praktycznie rzecz ujmując, seria ta została stworzona dla nikogo. Chyba że ktoś ma zbyt dużo wolnego czasu i chce go zmarnować na obejrzenie kiepskiego anime: do tego Rio: Rainbow Gate! doskonale się nadaje. A na koniec recenzji podzielę się złymi przeczuciami. Ostatnia scena finałowego odcinka może sugerować, że będzie planowana kontynuacja (nie mam pojęcia, po co i dla kogo). Miejmy jednak nadzieję, że moje przypuszczenia nie staną się rzeczywistością.

Yaone, 6 października 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: XEBEC
Projekt: Hisashi Shimura
Reżyser: Takao Kato
Scenariusz: Mayori Sekijima
Muzyka: Atsushi Umebori