x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Opis mojego odbioru tego „anime” rozpocznę od podkreślenia faktu, że lubię produkcje o zabarwieniu komiksowym, oraz eksperymenty z grafiką i dźwiękiem.
Nie jest mi obce również kino nieme i obejrzałam chyba wszystkie filmy z Charlie Chaplinem.
Omawiany film bardzo przypominał mi właśnie seanse z Ch.Ch. Podobnie jak w tamtych produkcjach z pierwszych dekad XX wieku tak i tu odnajduję ten charakterystyczny styl i łączenie humoru z dramatem oraz groteską i satyrą.
Co ciekawe – według mnie – mimo iż jest to produkcja z 1966 roku, to w większości treści wcale nie są nieaktualne, a wręcz przeciwnie – niektóre osiągnęły skalę już raczej globalną.
Nie każda opowiedziana historia przypadła mi do gustu, jedne mnie poruszyły, inne wzbudziły lekką niechęć i irytację, jeszcze inne sprowokowały ironiczny uśmiech – ale żadnej nie umiałam odmówić prawdziwości.
Olbrzymią zaletą tej produkcji jest dla mnie zawarcie maksimum treści – w minimum czasu.
Oraz dopasowanie dźwięku do obrazu.
I choć nie do końca zgadzam się z końcowym przesłaniem autora, to jednak uważne obejrzenie może być ciekawe dla potencjalnego widza.
Filmu nie da się dobrze przeanalizować, ne rozważając na tematy samego epilogu, który spaja całość.Nie wszystkie historyjki są ponadto moralizatorstwem, część to zwykła satyra, jak komiks z gazety,
Natomiast zupełnie nie zgadzam się z oceną grafiki. Jej wygląd to nie kwestia daty, bowiem Tezuka kilkukrotnie pokazywał, że ograniczenia techniczne w animacji da się obejść. Taki, a nie inny wygląd filmu był zamierzony i należy brać to pod uwagę wystawiając ocenę.
Oj, Tezuce zamarzyła się satyra na społeczeństwo japońskie, ale wyszła straszna sztampa. Niektóre ze scen są zwyczajnie prostackie – ot, w opowieści o chirurgu plastycznym okazuje się, że piękno, które tworzy, jest sztuczne i nietrwałe, na czym kończy się jakiekolwiek przesłanie. W innych scenach trudno mi zrozumieć, o co chodzi Tezuce, trudna sztuka, zważywszy na ich prostotę. Przedstawiony w negatywnym świetle przedsiębiorca zastępuje pracowników robotami. Dobrze, to się nazywa automatyzacja produkcji i prowadzi do wzrostu dobrobytu, czego najlepszym przykładem jest właśnie Japonia! W innym z kolei obserwujemy medytującego mnicha buddyjskiego, który nie reaguje na głośne dźwięki, wiatr i deszcz. Przekaz znowu jest bardzo prosty – mnisi to wielcy stoicy, ale dlaczego ma być to wadą? Jako że graficznie też jest w tym filmie bez rewelacji (poza kilkoma ciekawymi, ale drobnymi eksperymentami), ciężko to komukolwiek polecić.
Bez zalogowania
8.08.2020 12:44 Różne spojrzenia na ten sam temat
kliknij: ukryte
Niektóre ze scen są zwyczajnie prostackie – ot, w opowieści o chirurgu plastycznym okazuje się, że piękno, które tworzy, jest sztuczne i nietrwałe, na czym kończy się jakiekolwiek przesłanie
Rzecz w tym, że przemysł chirurgii plastycznej, czy ingerencji w wygląd (zwłaszcza kobiet) osiąga obecnie monstrualny rozmiar włączając w to produkcję kosmetyczną i wszelkie gabinety odnowy biologicznej i tymczasowego upiększania.
Większość ludzi tak bardzo skupia się na powierzchowności własnej i cudzej, że nie starcza czasu na to, aby zagłębić się we wnętrze drugiej osoby.
Do jakich absurdów prowadzi to podejście – można zaobserwować patrząc na wielu celebrytów, którzy cały albo większość wysiłku na tym tylko koncentrują – nie widząc, że efekt często przypomina ten z powyższego anime.
Przedstawiony w negatywnym świetle przedsiębiorca zastępuje pracowników robotami. Dobrze, to się nazywa automatyzacja produkcji i prowadzi do wzrostu dobrobytu, czego najlepszym przykładem jest właśnie Japonia!
Pomijając skutki uboczne w postaci dehumanizacji społeczeństwa i pozostałe koszta społeczne oraz gospodarcze
(wystarczy zaobserwować co działo się w Stanach)
innym z kolei obserwujemy medytującego mnicha buddyjskiego, który nie reaguje na głośne dźwięki, wiatr i deszcz. Przekaz znowu jest bardzo prosty – mnisi to wielcy stoicy, ale dlaczego ma być to wadą?
Nie chodzi tu o przeciętnego mnicha buddyjskiego ale o nurt Zen często krytykowany za powierzchowność i nadmierny minimalizm. A dokładniej za nadmierną koncentrację na formie.
W tym kontekście czym różni się ów pokazany mnich od „wyznawców” chirurgii plastycznej?
Jak dla mnie jest to podobne skoncentrowanie na formie, zamiast na treści.
Jako że graficznie też jest w tym filmie bez rewelacji (poza kilkoma ciekawymi, ale drobnymi eksperymentami),
Akurat ja lubię minimalistyczne formy i często cieszą moje oko bardziej niż wszelkie moe w anime.
To tak jakby twierdzić, że owczarek niemiecki lub ufryzowany York jest ładniejszy niż buldog francuski czy angielski.
Co się komu podoba, a zwolenników tych ostatnich ras jest całkiem sporo.
Podobnie jak może być z tym anime.
Myślę, że ok. pół godziny to nie jest aż tak dużo, aby nie podjąć eksperymentu z obejrzeniem tego anime. Nawet dwa razy w razie potrzeby albo wątpliwości.
Animowane kino nieme
Nie jest mi obce również kino nieme i obejrzałam chyba wszystkie filmy z Charlie Chaplinem.
Omawiany film bardzo przypominał mi właśnie seanse z Ch.Ch. Podobnie jak w tamtych produkcjach z pierwszych dekad XX wieku tak i tu odnajduję ten charakterystyczny styl i łączenie humoru z dramatem oraz groteską i satyrą.
Co ciekawe – według mnie – mimo iż jest to produkcja z 1966 roku, to w większości treści wcale nie są nieaktualne, a wręcz przeciwnie – niektóre osiągnęły skalę już raczej globalną.
Nie każda opowiedziana historia przypadła mi do gustu, jedne mnie poruszyły, inne wzbudziły lekką niechęć i irytację, jeszcze inne sprowokowały ironiczny uśmiech – ale żadnej nie umiałam odmówić prawdziwości.
Olbrzymią zaletą tej produkcji jest dla mnie zawarcie maksimum treści – w minimum czasu.
Oraz dopasowanie dźwięku do obrazu.
I choć nie do końca zgadzam się z końcowym przesłaniem autora, to jednak uważne obejrzenie może być ciekawe dla potencjalnego widza.
pictures at an exhibition
Natomiast zupełnie nie zgadzam się z oceną grafiki. Jej wygląd to nie kwestia daty, bowiem Tezuka kilkukrotnie pokazywał, że ograniczenia techniczne w animacji da się obejść. Taki, a nie inny wygląd filmu był zamierzony i należy brać to pod uwagę wystawiając ocenę.
Różne spojrzenia na ten sam temat
Rzecz w tym, że przemysł chirurgii plastycznej, czy ingerencji w wygląd (zwłaszcza kobiet) osiąga obecnie monstrualny rozmiar włączając w to produkcję kosmetyczną i wszelkie gabinety odnowy biologicznej i tymczasowego upiększania.
Większość ludzi tak bardzo skupia się na powierzchowności własnej i cudzej, że nie starcza czasu na to, aby zagłębić się we wnętrze drugiej osoby.
Do jakich absurdów prowadzi to podejście – można zaobserwować patrząc na wielu celebrytów, którzy cały albo większość wysiłku na tym tylko koncentrują – nie widząc, że efekt często przypomina ten z powyższego anime.
Pomijając skutki uboczne w postaci dehumanizacji społeczeństwa i pozostałe koszta społeczne oraz gospodarcze
(wystarczy zaobserwować co działo się w Stanach)
Nie chodzi tu o przeciętnego mnicha buddyjskiego ale o nurt Zen często krytykowany za powierzchowność i nadmierny minimalizm. A dokładniej za nadmierną koncentrację na formie.
W tym kontekście czym różni się ów pokazany mnich od „wyznawców” chirurgii plastycznej?
Jak dla mnie jest to podobne skoncentrowanie na formie, zamiast na treści.
Akurat ja lubię minimalistyczne formy i często cieszą moje oko bardziej niż wszelkie moe w anime.
To tak jakby twierdzić, że owczarek niemiecki lub ufryzowany York jest ładniejszy niż buldog francuski czy angielski.
Co się komu podoba, a zwolenników tych ostatnich ras jest całkiem sporo.
Podobnie jak może być z tym anime.
Myślę, że ok. pół godziny to nie jest aż tak dużo, aby nie podjąć eksperymentu z obejrzeniem tego anime. Nawet dwa razy w razie potrzeby albo wątpliwości.