Anime
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 9/10 | grafika: 8/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Tiger & Bunny
- Tiger & Bunny (Komiks)
- Tiger & Bunny 2
- Tiger & Bunny [2012]
- Tiger & Bunny (Mizuki Sakakibara) (Komiks)
Bonjour, Heroes! Czyli o tym, jak superbohaterzy muszą nie tylko ratować miasto, ale również zadbać o swoją popularność i, co najważniejsze, zadowolenie sponsorów.
Recenzja / Opis
Wiadomość z ostatniej chwili! Banda złodziei napadła właśnie na opancerzoną ciężarówkę i ukradła 3 miliony sternów! Co w takim wypadku robią mieszkańcy Sternbild? Wzywają policję? Chowają się w panice w domach? Nic z tych rzeczy. Zasiadają spokojnie przed ekranami telewizorów, ewentualnie kierują się w stronę najbliższego telebimu czy sklepu z artykułami AGD. Porządku, prawa i sprawiedliwości w mieście pilnuje bowiem (oprócz policji, która szwenda się tu i ówdzie) grupa ludzi obdarzonych supermocami (nazywanych NEXT), a ich zmagania z przestępcami transmitowane są na żywo w programie „Hero TV”. Tym razem przestępcy mają jednak więcej szczęścia niż rozumu i jakimś niepojętym cudem udaje im się wymykać z rąk kolejnych superbohaterów, aż w końcu trafiają na weterana programu – Wild Tigera. No to po ptakach, wydawałoby się, z takim doświadczeniem facet musi rozwalać przestępców paznokciem małego palca u nogi. Okazuje się jednak, że owszem, rozwala, ale wszystko dookoła, narażając przy okazji nawet własne życie. Na szczęście w ostatniej chwili zjawia się tajemniczy nowy bohater, aby w niezwykle efektownym i brawurowym stylu uratować Tigera oraz złapać ostatniego przestępcę. Oto narodziny nowej gwiazdy, pierwszego superbohatera, który pokazuje swoją twarz i nie ukrywa się pod pseudonimem – Barnaby’ego Brooksa Jr. Należy sobie wyobrazić radość Tigera, kiedy dowiaduje się on, iż właśnie ten łamiący zasady incognito nowicjusz będzie jego partnerem w walce z przestępcami. Stworzenie pierwszego w historii „Hero TV” duetu bohaterów ma w oczywisty sposób podnieść popularność Wild Tigera. Celem superbohaterów jest bowiem nie tylko łapanie przestępców i pomaganie cywilom, ale i zbieranie punktów, a także (czasem przede wszystkim) godne reprezentowanie sponsorów (stąd nazwy firm umieszczone w widocznych miejscach na kostiumach). W wyniku strat spowodowanych przez swe niekonwencjonalne metody, Wild Tiger traci dotychczasowego patrona, błyskawicznie dostaje się jednak pod skrzydła innego, który, jak już wspomniałam, dostarcza mu nowego partnera oraz nowy strój. Jak można przypuszczać, stosunki pomiędzy superbohaterem „starej daty” a reprezentującym nowszą generację Barnabym od początku są bardzo napięte, zwłaszcza gdy Tiger złośliwie wymyśla partnerowi przydomek „Bunny”, czyli „Króliczek”, a to ze względu na jego imię oraz element hełmu wyglądający jak różowe królicze uszka. Ale… wszystko jeszcze przed nimi, prawda? Całe dwadzieścia cztery odcinki.
Przyznam, przed obejrzeniem pierwszego odcinka nie miałam co do Tiger & Bunny wielkich nadziei – projekty postaci naprawdę mi się podobały, ale ta koszmarna animacja 3D zaprezentowana w zwiastunie… Brr! Na dodatek już wcześniej odrzuciła mnie cała ta heca z przetargiem na pojawienie się godła znanych firm w anime (stąd też na ekranie co chwilę migają nam nazwy takie jak SoftBank, Bandai, PEPSI czy Ustream.tv). Po obejrzeniu odcinka premierowego poczułam się bardzo przyjemnie rozczarowana, a im dalej, tym było lepiej. Fabuła, która początkowo zapowiadała się na epizodyczną walkę z przestępcami, przerywaną od czasu do czasu całkiem zabawnymi odcinkami przybliżającymi bohaterów, z czasem się skomplikowała, ukazując też ich prywatne problemy, rozterki oraz motywacje. Może nie prezentuje ona poziomu węzła gordyjskiego, gdyż anime to nigdy nie starało się być niczym więcej niż serialem zapewniającym naprawdę dobrą rozrywkę, ale jest wystarczająco złożona, by zaciekawić i zachęcić widza do dalszego oglądania. Z czasem bowiem walka z przestępcami, chociaż nadal obecna, usuwa się na dalszy plan, ustępując miejsca problemom bohaterów, zdarzeniom z ich codziennego życia, a także poważniejszej intrydze.
Główną siłą, ale równocześnie słabym punktem tego anime są bohaterowie, którzy tworzą grupę naprawdę barwnych postaci o w większości niewykorzystanym potencjale. Przoduje tutaj dwóch protagonistów, różniących się w stopniu zatrważającym, ale jednocześnie doskonale się uzupełniających. Bunny, przed kamerami sympatyczny, elokwentny, odważny i ogólnie olśniewający młodzian, idealny kandydat na obiekt westchnień połowy populacji ludzkości, to za kulisami typ opanowany, trzymający wszystkich na dystans, a na dodatek zgryźliwy. Został superbohaterem wyłącznie z jednego powodu – aby znaleźć i ukarać mordercę swoich rodziców. Kłóci się to z priorytetami Wild Tigera, czyli Kotetsu T. Kaburagiego, który, tak jak jego idol Mr. Legend, jeden z pierwszych NEXT‑ów, którzy zostali superbohaterami, wierzy przede wszystkim w sprawiedliwość i bezwarunkowe niesienie pomocy potrzebującym. Trzeba wspomnieć, iż Kotetsu jako główny bohater zdecydowanie wyróżnia się na tle nastolatków, którzy dominują w świecie anime, jako że jest mężczyzną pod czterdziestkę, a na dodatek ma córkę. Szczerze mówiąc, czuję się trochę za stara, żeby piszczeć z zachwytu nad bohaterami płci męskiej, którzy są ode mnie młodsi o około dziesięć lat. Dlatego Kotetsu jest tym typem postaci, jakiego brakowało mi w anime – bo chociaż często zachowuje się nieodpowiedzialnie i nieprzewidywalnie, tak jak owi wspomniani przed chwilą małoletni, jednocześnie ma w sobie pewną dojrzałość i ojcowski stosunek do młodszych kolegów po fachu. Co wraz z jego poczuciem humoru, głosem i bródką sprawia, iż jest niezwykle czarującym mężczyzną.
Reszcie bohaterów poświęcono zdecydowanie za mało czasu antenowego (w końcu anime nazywa się Tiger & Bunny), jednak ich charaktery zarysowano wystarczająco wyraziście, by wzbudzili niekłamaną sympatię. Co ciekawe, nawet ich wady przedstawione zostały w sposób zachęcający do polubienia. Dlatego właściwie nie dziwię się ogromnej serialowej rzeszy fanów przodującego w rankingach Sky Higha, dysponującego mocą wiatru superbohatera mającego skłonność do teatralnych gestów, ale jednocześnie rozbrajająco nieskomplikowanego i niezmiennie pozytywnie nastawionego do świata. Władająca lodem Blue Rose to, upraszczając, taka tsundere, pop idolka wśród superbohaterów, która wolałaby śpiewać niż ścigać przestępców, no ale wiadomo, każdy sposób promocji jest dobry. Może i brzmi to niezbyt zachęcająco, ale późniejsze wydarzenia sprawią, że pozwoli się ona odkryć widzom jako niezwykle urocza nastolatka. Fire Emblem, paradujący w obcisłym czerwonym wdzianku, to chyba najbardziej oczywiste wykorzystywanie schematów, jakim posłużyli się twórcy anime. Jest on gejem, ale takim bardzo ostentacyjnie „gejowatym” i ubierającym się w kobiecym stylu. Z czasem okazuje się jednak chyba najinteligentniejszym wśród superbohaterów, obdarzonym na dodatek dużą intuicją i zdrową porcją rozsądku. Znająca wschodnie sztuki walki i mająca moc generowania wyładowań elektrycznych Dragon Kid, obdarzony ogromną siłą Rock Bison oraz rzadko angażujący się walkę, ale za to zawsze pojawiający się w kadrze Origami Cyclone zamykają paradę obrońców sprawiedliwości Sternbild. Ale czym byliby superbohaterowie bez antagonistów? Owszem, pojawiają się tacy. Najciekawszym przypadkiem okazał się Lunatic, który moim zdaniem był najbardziej interesującą postacią w anime. Ze względu na dość specyficzne podejście do sprawiedliwości nie da się go jednoznacznie określić – jest bohaterem i antybohaterem jednocześnie. To chyba najbardziej bolesny przypadek zaniedbania postaci w Tiger & Bunny, ponieważ potencjał Lunatica był całkiem spory, ale wykorzystany został jedynie w małym stopniu.
Jak już wspomniałam, projekt postaci w anime naprawdę mnie zachwycił (głównie wygląd Kotetsu i Blue Rose w kostiumie). W sumie nic dziwnego, skoro ich twórcą był Masakazu Katsura, autor takich mang, jak DNA2 czy Video Girl Ai. Wrażenie robiły także panoramy Sternbild, zawłaszcza pokazujące główne budynki miasta. Doznania wzrokowe psuły jednak dwie rzeczy: efekty CG, zazwyczaj dość toporne, oraz ogólnie nierówny poziom grafiki, który w skrócie można określić jako sinusoidę. Początkowe odcinki były dopracowane, jednak w momencie pojawienia się nowego openingu i endingu jakość spadła i bohaterowie czasami byli tak brzydcy, że ledwo ich poznawałam. Cóż, każdemu się może zdarzyć, a wziąwszy pod uwagę pomyłkę Sunrise, jaką było przeznaczenie na Tiger & Bunny niespecjalnie dużego budżetu (no bo kto by pomyślał, że to anime odniesie aż taki sukces?), i tak mogło być o wiele gorzej.
Muzycznie Tiger & Bunny reprezentuje całkiem dobry poziom. Muzyka w tle jest może niespecjalnie zapadająca w ucho, ale dopasowana do akcji, a piosenki początkowe i końcowe to cztery porządnie wykonane utwory. Co prawda zamieniłabym miejscami nieco rozlazły pierwszy opening z końcowym bardziej dynamicznym Missing Link, ale z drugiej strony jestem też pewna, że wielu fanów serii z sentymentem wspomina uczucie wyczekiwania pojawiające się wraz z pierwszymi charakterystycznymi taktami utworu Orion wo Nazoru. Zmianę klimatu w anime dobrze oddają piosenki towarzyszące widzom w drugiej połowie serii: zaczynające odcinek Hoshi no Sumika buduje nastrój nostalgii, z kolei ending Mind Game ma w sobie sporą dawkę dramatyzmu.
Zatwardziali fani filmów i komiksów o superbohaterach muszą wybaczyć mi absolutny brak porównań z innymi seriami o herosach, jako że zwyczajnie niespecjalnie się orientuję w tym temacie. Recenzję tę pisałam z premedytacją z punktu widzenia takiej właśnie osoby, chcąc dowieść, że nawet kompletny laik może świetnie się bawić podczas seansu Tiger & Bunny, angażując się w rozterki bohaterów i wydarzenia coraz bardziej i bardziej. Anime to jest bowiem niezwykle uniwersalne, sprawnie mieszając dobrze wyważone ilości akcji, dramatu, okruchów życia, komedii i wielu innych gatunków, tak więc chyba każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Tytuł zdecydowanie wart polecenia i obejrzenia.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Sunrise |
Projekt: | Kenji Andou, Kenji Hayama, Masakazu Katsura, Masaki Yamada |
Reżyser: | Keiichi Satou |
Scenariusz: | Masafumi Nishida |
Muzyka: | Yoshihiro Ike |