Anime
Oceny
Ocena recenzenta
4/10postaci: 5/10 | grafika: 6/10 |
fabuła: 3/10 | muzyka: 6/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Sket Dance
- スケットダンス
Uczniowie liceum Kaimei mogą spać spokojnie, gdyż czuwa nad nimi szkolny klub wyspecjalizowany w niesieniu bezinteresownej pomocy potrzebującym. Dziesiątki rozmaitych pomysłów nieudolnie poskładanych w wyjątkowo nierówną całość.
Recenzja / Opis
Grupka przyjaciół rozwiązująca codzienne problemy innych ludzi to pomysł w anime dość często spotykany i z tej racji narażony na ewidentne przejawy wtórności. Przez gabinety prywatnych detektywów, siedziby samorządów szkolnych czy legowiska uniwersalnych pomocników do wynajęcia przewinęły się dziesiątki, jak nie setki postaci, a różnorodność światów przedstawionych także nie ułatwia twórcom zadania. Dlatego też koncept oparty na perypetiach szkolnego klubu, umiejscowionego w zupełnie przyziemnej rzeczywistości, nie przedstawiał się zbyt porywająco. Zanosiło się na kolejną prostą komedię o nieskomplikowanych zasadach. Jak bardzo się myliłem, pokazały już pierwsze odcinki, ale niestety też potwierdziły, że nie wszystko, co oryginalne, koniecznie musi wyjść serii na zdrowie.
SKET Dance wobec schematyczności realiów stawia przede wszystkim na nietypowe postaci. W skład klubu zajmującego się niesieniem pomocy wchodzi troje uczniów o ciekawej przeszłości i zakręconych osobowościach. Przewodniczący, Bossun, to chłopak uczynny, ale dość prostolinijny, który zakładając swą czerwoną czapkę, przechodzi w tryb podwyższonej koncentracji i wyczulenia wszystkich zmysłów, co niejednokrotnie okazuje się dla rozwiązania sprawy przydatne. Mózgiem grupy jest Switch, komputerowy i mangowy maniak, równie często będący ostoją zdrowego rozsądku, co strojący sobie żarty z kompanów. Za prace fizyczne odpowiada Himeko, dziewczyna uwielbiająca lizaki w nietypowych smakach (wątróbka albo bakłażan) i podkochująca się w swoim „szefie”. Bohaterowie przedstawieni zostali szczegółowo, a ich historie pozytywnie wyróżniają się na tle reszty fabuły. O ile jednak regularnie występującym w serialu postaciom poświęcono wystarczająco wiele uwagi, to już reszta prezentuje się w najlepszym wypadku poprawnie.
Problemem jest nie tyle założenie, że każdy bohater drugoplanowy musi charakteryzować się nietypową i skrajnie przerysowaną osobowością, ale brak ciekawego rozwinięcia tego stanu rzeczy. Cóż z tego, że klub rywalizuje z radą uczniowską, skoro jej członkowie to w większości absolutni statyści, z niemalże przyspawanym siłą i niezmiennym przez całą serię zestawem cech. W efekcie ich rola ogranicza się do okazjonalnego napominania Bossuna i spółki za dokonane przy okazji udzielania pomocy szkody, ewentualnie konkurencyjnego rozwiązywania tych samych problemów. Nie stanowią jednak poważniejszego zagrożenia, co najwyżej drobną niedogodność. Petenci także nie zachwycają. Samozwańczy samuraj z klubo kendo, wybiórczo traktujący kodeks bushidou, szefowa gangu uczennic próbująca sił w przemyśle rozrywkowym, czy nauczyciel o imieniu i aparycji jednoznacznie nawiązujących do Piątku 13‑go, to z pozoru kapitalne pomysły na urozmaicenie obsady, jednak ich potencjał pozostaje niewykorzystany. Zarówno w pierwszym, jak i w ostatnim odcinku pozostają niemal identyczni, jeśli nie liczyć minimalnej poprawy osobowości następującej przy okazji rozwiązania ich problemu. A przecież, jak dowodzi przykład klubowej trójki, anime potrafi tchnąć w bohaterów nieco życia i nie ma większego problemu z rozwijaniem poważniejszych czy bardziej skomplikowanych wątków obok czysto komediowej rozrywki.
Ta ostatnia cierpi zresztą na nadmierny schematyzm, jakby autorzy wypalili się po zaledwie kilku odcinkach i już tylko metodycznie kopiowali zawartość mangi strona po stronie. Duet boke i tsukkomi w osobach odpowiednio Bossuna i Himeko jest jeszcze do zaakceptowania, wszak to specyfika regionalnej komedii, która nie każdemu musi odpowiadać (choć nawet biorąc to pod uwagę, i tak nie zachwyca). Gorzej, że każdorazowe pojawienie się związanego z daną postacią dowcipu niewysokich lotów niemal niczym nie różni się od poprzedniego. Brakuje tylko śmiechu z taśmy, a przydałby się, żeby chociaż wiadomo było, czy już wolno się śmiać. Pasjonatce komedii romantycznych towarzyszą niewyszukane nawiązania do stereotypów gatunku, pewien nawiedzony pedagog co chwilę usiłuje nakłonić członków klubu do spróbowania jakiejś egzotycznej dyscypliny sportowej (są to zresztą bodaj najgorsze, chwilami wręcz żenujące epizody), a Człowiek Zagadka tworzy kolejne turnieje rozpuszczające mózgi uczestników. Do autentycznej poprawy tego stanu rzeczy potrzeba elementu zaskoczenia, albo chociaż sposobu na to, by zgrane pomysły wykorzystać z większą dozą kreatywności. Tylko wymyślanym przez nauczyciela chemii miksturom o nieprzyjemnych efektach, które na własnej skórze „testują” (zazwyczaj wbrew woli) członkowie klubu, nie sposób zarzucić braku oryginalności, i akurat na te fragmenty czekałem z pewną dozą zainteresowania. Nie pomaga nawet mnogość jednorazowych historyjek – są wykonane bez polotu i oparte na podobnym schemacie fabularnym.
Nie oznacza to, że fabuła SKET Dance prezentuje się zupełnie fatalnie. Poszczególne jej elementy mają spory potencjał, którego jednak nie udało się wydobyć, albo zwyczajnie przepadł w procesie twórczym. Siedemdziesiąt siedem odcinków to o pięćdziesiąt za dużo, ale sztuką byłoby tę samą ilość materiału nie tyle zmieścić w krótszym czasie ekranowym, co mieć odwagę zupełnie zrezygnować ze słabszych wątków, albo przynajmniej jakoś je urozmaicić. Sił starczyło na poprawną realizację kluczowych momentów, przez resztę czasu miałem zaś wrażenie, że oglądam wepchnięte na siłę „wypełniacze”, choć przecież były to odcinki oparte na integralnych fragmentach oryginału. Cóż bowiem z tego, że taka choćby przeszłość Bossuna potrafi wgnieść w fotel (zwłaszcza mając na uwadze, jak ciekawie nakreślono jego relacje z rodziną), skoro komuś może się zwyczajnie nie chcieć czekać, aż wydarzenia przybiorą ciekawszy obrót?
Być może u podstaw problemu leży brak przekonania twórców do obranej drogi, ale niewybaczalnym jest trzymanie się jej za wszelką cenę. Spaczona interpretacja przyczyn sukcesu konkurencji także nie wystawia najlepszego świadectwa ekipie. Pokuszę się o mało odkrywcze porównanie do Gintamy, do której seria wielokrotnie się upodabnia, co nie powinno dziwić, zważywszy na fakt, iż autor SKET Dance był swego czasu asystentem Hideakiego Sorachiego, a bohaterowie jednej serii pojawiają się na gościnnych występach w świecie tej drugiej i vice versa. W animowanej wersji Gintamy, mimo słabszego początku, twórcy szybko wyszli z założenia, że jeśli wcześniej ustalone fakty i wierność założeniom mają stać na drodze dobrej zabawie, to tym gorzej dla faktów. Z kolei przygodom szkolnych pomagierów, mimo ewidentnego podobieństwa założeń, brakuje świeżości i swobody. Nie wystarczy upchnąć w scenariuszu jak największej liczby dziwaków, trzeba jeszcze wiedzieć, co z nimi zrobić, by sensownie wykorzystać drzemiące w nich możliwości i w toku fabuły dać im okazję do zaprezentowania choć minimalnego rozwoju. Twórcy, będący dobrymi obserwatorami, dostarczają jedynie kompletną i pieczołowicie przygotowaną listę surowych składników podpatrzonych w konkurencyjnej piekarni, ale już instrukcja obsługi pieca gdzieś im się zapodziała. To nie miało prawa wystarczyć.
Pewne niedostatki można także dostrzec w oprawie audiowizualnej, choć jak na tak długie anime prezentuje się ona całkiem nieźle. Rysunek postaci jest przyjemny, nawet biorąc poprawkę na nieco zbyt duże podobieństwo niektórych bohaterów i tendencje do serwowania min sugerujących niższe niż w rzeczywistości zdolności umysłowe. Ponieważ niemal cała akcja dzieje się na terenie szkoły, głównym wrogiem rysowników była monotonia otoczenia. Wyszli z tego obronną ręką, ale mimo przyzwoitej ilości detali brakowało mi czegoś bardziej kolorowego czy widowiskowego od czasu do czasu, bo „tryb koncentracji” głównego bohatera trudno zaliczyć do fajerwerków graficznych. Ścieżka dźwiękowa wyczerpuje różnorodność repertuaru po zaledwie jednym odcinku, ale udało się to nadrobić poprzez ciekawy dobór openingów i endingów, wśród których łatwo znaleźć chwytliwe melodie. Również seiyuu, mimo robiącej wrażenie listy płac, nie wznoszą się na wyżyny swych umiejętności. Owszem, Ryouko Shiraishi w roli Himeko daje popis błyskawicznej paplaniny w dialekcie z Kansai, ale do tego zdążyła już przyzwyczaić. Także Tomokazu Sugita, Jouji Nakata i inne gwiazdy prezentują poziom, którego wstydzić się nie muszą, ale też niespecjalnie mają okazję zapaść w pamięć.
Autentycznie trudno jest mi komukolwiek polecić zapoznanie się ze SKET Dance, nie tylko ze względu na przydługą listę istotnych wad, ale także z uwagi na dużą liczbę odcinków. Te ponad trzydzieści godzin można z powodzeniem poświęcić na coś o wiele ciekawszego, choćby anime podobne gatunkowo, ale takie, przy którym ryzyko znudzenia bądź irytacji, zanim wydarzy się coś naprawdę ciekawego, będzie o wiele mniejsze. Jedynie łatwa dostępność tytułu w dystrybucji elektronicznej sprawia, że łatwiej go przyswoić i nawet po dłuższej przerwie wrócić do niego. Nie miałem specjalnie dobrych wrażeń po zakończeniu serii, ale nie ukrywam, że były też momenty, które miło wspominam i które pozytywnie mnie zaskoczyły. Niezdecydowani mogą obejrzeć parę pierwszych odcinków – ponieważ w dalszej perspektywie nie zmienia się niemal nic, łatwo sprawdzić, czy prezentowana formuła wydaje się w miarę znośna wedle indywidualnych upodobań. Na pocieszenie dodam, że Gintama też potrzebowała niemal stu odcinków (i przy okazji zmiany reżysera), by rozkręcić się na dobre. Patrząc na dotychczasowy dorobek SKET Dance, to bardziej pobożne życzenia niż realna perspektywa, ale kto wie. Paczka z liceum Kaimei zasługuje na jeszcze jedną szansę.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Tatsunoko Productions |
Autor: | Kenta Shinohara |
Projekt: | Manabu Nakatake |
Reżyser: | Keiichirou Kawaguchi |
Scenariusz: | Shin'ichi Inozume |