Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Komentarze

Colorful [2010]

  • Avatar
    A
    Slova 9.12.2018 08:32
    Nie wiem, co mi tu chciano pokazać, ale bohater miał ciągoty do znęcania się nad kobietami i było to nawet zabawne, jak tylko wobec kobiet potrafi się postawić.
  • Avatar
    A
    Nigihayami 13.02.2018 17:25
    Mam pytanie.  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Subaru 2.04.2013 16:20

    Dobry film.

    Koncepcja prosta, przekaz jasny, bardzo spójna fabuła. To spokojna historia, która jednak niesamowicie przykuwa do ekranu. Losy postaci szybko stają się dla widza nieobojętne, matka głównego bohatera sprawiała, że autentycznie chciało mi się płakać, współczułem jej.

    Kreacje postaci są bardzo dobre, pełne, wiarygodne. Króluje prawdziwość we wszystkim, co bardzo lubię. Charaktery są idealnie skomponowane, czemu służy też realistyczny styl rysunku i animacji, zwłaszcza mimika.

    Tła piękne, graficznie dobrze się prezentuje, zadbano o szczegóły. Kawałek dobrego kina, niespecjalnie widowiskowego, ale z dobrą myślą przewodnią, wartego obejrzenia.

  • Avatar
    A
    Chemik89 19.07.2012 21:23
    Całkiem udane
    Przedstawiona historia przypadła mi do gustu – przywołała wspomnienia z tego okresu, szczególnie  kliknij: ukryte 
    Graficznie kuleje – animacja jest mocno poklatkowa, ruch nienaturalny a wstawki komputerowe zbierają ostatnie żniwa :>
    Mimo wszystko 8/10
  • Avatar
    A
    Highlander 23.06.2011 17:33
    Nie jestem nigdy w stanie...
    do końca pojąć, po cóż ci Japończycy mieszają chrześcijaństwo z elementami buddyzmu? Anime skonstruowane jest w chrześcijańskim modelu życia, grzechu, życia po życiu (zbawienia) w jego zasadniczych ramach, skąd tam się więc bierze samsara i koło wcieleń? To jawna niekonsekwencja ontologiczna, albo konstruujemy świat chrześcijański osadzony na gruncie ducha i estetyki zen i wpuszczamy tam akcję, albo konstruujemy świat w ramach sprzecznej samotożsamości logiki zen, czy buddyzmu danej szkoły. Wspomniany eklektyzm bez wątpienia nie jest przejawem postmodernizmu, jaki znamy z myśli zachodniej, ani tworem czysto japońskim. Jest faktem, że kraj ten na wielu etapach historycznych wielokrotnie zapożyczał różne zwyczaje i technologie, przekształcając je na swój oryginalny sposób, związany z bytnością wyspiarską i związanymi z tym warunkami (tsunami, trzęsienia ziemii, słaba gleba). Ale pakowanie kilku sprzecznych tradycji (w chrześcijaństwie nie jest możliwe ponowne wcielenie, wędrówka dusz miała miejsce jedynie w obrządkach orfickich, z czego czerpał np Platon w swoich mitach, i co najwyżej Augustyn się kłócił, że jesteśmy predestynowani do zbawienia niezależnie od naszych akcji, ale nie ma nigdzie motywu reinkarnacji) do jednego worka pozostawia niesmak. Jeżeli autorzy pozostali by wierni buddyzmowi, bo „druga szansa” nie może zaistnieć na gruncie chrześcijańskim, cel odrodzenia głównego bohatera, jego doczesne, naprawione bycie, przesunęło by się w sferę transcendencji, którą jest nirwana, czyli wygaszenie wszelkich pragnień i popędów. Tym samym zniesiony by został ten rozstrzał emocjonalny bohaterów (ze skrajności w skrajność) i w zasadzie wszelkie rozterki fabularne bohatera.

    O ile wspomniane już „tradycyjne” zapożyczanie technologii i zwyczajów jest historycznym faktem o tyle w tym przypadku przerabianie chrześcijaństwa w duchu buddyzmu, jest nieporozumieniem. Wydaje się, że twórcy chyba nie bardzo zdają sobie sprawę, co takiego uczynili strasznego i za co spłoną w piekle ;) Anime samo w sobie nie jest złe, uważam je jako całość za całkiem udane, jako obcowanie z rozrywką, warto obejrzeć. Niestety jednak razi komunałami i bywa nieprzemyślane, ale to chyba wynika z niewiedzy autorów.

    Drugim nieciekawym elementem, było skrajne stanowisko wobec samobójstwa, właśnie ultrakatolickie wręcz. Dodatkowo ten kontrast z samsarą (nosz Matko Boska!) kole w oczy, że bez okularów nie da się oglądać. Zanegowanie przez podmiot własnej egzystencji, jest nierzadko w kulturze zachodu związane z wolnością człowieka i odpowiedzialnością za jego własne czyny i jako takie stanowi niezbywalne prawo naturalne, które tak naprawdę nie może ograniczyć żadna doktryna, czy instytucja. Owszem, mogą próbować represjami dla pozostałych członków rodziny, ale to tylko działania post factum, skądinąd niesprawiedliwe i bez uzasadnienia, czyli klasyczny przykład przemocy państwa, czy kościoła (ostracyzm). Dlaczego więc samobójstwo traktowane tu jest jako najcięższy grzech(sic!) i jednocześnie bohater zostaje zmuszony do reinkarnacji (o na Boga!, w to samo ciało??)? Jak już zapożyczają coś od nas, to niech to robią z głową i konsekwentnie.

    Wielka szkoda, że potraktowano kilka zasadniczych spraw stereotypowo i kilka innych idiotycznie. Mogła być z tego całkiem udana lekko nieforemna perełka.

    Zgodzę się też, że animacja jest na średnim poziomie, poza kilkoma tłami, i muzyka też mogła by być lepsza. Ale w gruncie rzeczy to nie jest najważniejsze, seans był raczej udany, na plus zdecydowanie wystarczające tempo budowania relacji miedzy bohaterami i sama długość filmu (ponad 2h). Jak mówię, w odpowiednich momentach i muzyka i animacja daje radę :) Jak ktoś dodatkowo uwielbia okruchy życia i dramat, to obejrzeć musi koniecznie! ;]
    • Avatar
      SuiKaede 17.07.2011 10:47
      Re: Nie jestem nigdy w stanie...
      Samobójstwo potraktowane jest jako najgorszy grzech choćby dlatego, że rani wszystkich związanych z samobójcą i odbiera mu szansę na zmianę swego życia na lepsze. Zabijając się, główny bohater pozostał w tym samym, żałosnym punkcie swego życia. Dzięki reinkarnacji otrzymał lepszy ciąg dalszy. Zresztą taka była koncepcja tego filmu, ukazanie czegoś skrajnie nowego dla Japończyków jako narodu skrajnie nastawionego na zabijanie się ;]
      To miał być film o tym, że nie warto się poddawać, warto próbować, nawet, jeśli jest chwilami źle w życiu.
      Zresztą zauważ, że  kliknij: ukryte 


      Generalnie mam skrajnie inne odczucia, bo traktowałem warstwę religijną tego filmu jako coś abstrakcyjnego.
      To wizja reżysera dopasowana do filmu, a nie religia istniejąca w świecie, ze wszystkimi tego konsekwencjami ;]
    • Avatar
      hitsujin 16.07.2012 18:51
      Re: Nie jestem nigdy w stanie...
      Ja zaś nie jestem w stanie pojąć upartego oddzielania religii katolickiej od „kultury zachodu”, cokolwiek ten ostatni termin ma oznaczać… Sam sobie przeczysz:

      Drugim nieciekawym elementem, było skrajne stanowisko wobec samobójstwa, właśnie ultrakatolickie wręcz. (...) Zanegowanie przez podmiot własnej egzystencji, jest nierzadko w kulturze zachodu związane z wolnością człowieka i odpowiedzialnością za jego własne czyny i jako takie stanowi niezbywalne prawo naturalne, które tak naprawdę nie może ograniczyć żadna doktryna, czy instytucja. (...) Jak już zapożyczają coś od nas, to niech to robią z głową i konsekwentnie.


      „Ultrakatolickie” powiadasz… niech będzie, ale skoro ten cały „zachód” to Europa, a Chrześcijaństwo to też jak najbardziej tradycja europejska, to czerpiąc z doktryny katolickiej Japończycy bynajmniej nie popełniają niekonsekwencji – znacznie większą bezmyślnością byłoby umieszczenie w sztafażu religijnym myśli oświeceniowej czy ateistycznej. W katolicyzmie samobójstwo jest grzechem i zostaje potraktowane jako grzech w filmie po trosze chrześcijaństwem inspirowanym – w czym więc problem? (Poza tym, że zapewne nie zgadza się to z Twoimi poglądami…)

      Co do samsary – prawdę mówiąc, nie widzę tu wielkiej sprzeczności z myślą buddyjską. Samobójstwo Makoto nie było w żadnym wypadku wyzbyciem się przywiązania do tego świata, wręcz przeciwnie, ostrym buntem i negacją przeciwko temu, co odbiegało od jego wyobrażeń. Bohater nie był pozbawiony pragnień doczesnych – wręcz przeciwnie, jak najbardziej przywiązany był do życia (takiego, jakim je sobie wyobrażał). Trzymając się doktryny zenistycznej, droga ku oświeceniu wiedzie poprzez pozbycie się złudzeń, uświadomienie sobie świata jakim jest w istocie i akceptację, za którą dopiero przychodzi prawdziwe miłosierdzie. Spójrzmy teraz na Makoto: pozbywa się złudzeń i uświadamia sobie, jaki w istocie jest świat, jednak nie akceptuje go – zamiast tego ucieka w samobójstwo, czyli pierwotną nieświadomość nienarodzonego, odległą od nirwany jak to tylko możliwe (w filmie zostaje to przedstawione jako perspektywa całkowitej anihilacji). W tym momencie otrzymuje szansę dokończenia procesu: wraca, ponownie uświadamia sobie jaki jest świat, jednak tym razem – po krótkotrwałym buncie – zaczyna akceptować fakt, że ludzie są, jacy są. I dopiero w tym momencie gotów jest przebaczyć matce czy Hiroce, nawet na swój sposób, choć w drobnym zakresie, pomóc im. Jak dla mnie jest to niemal modelowa ilustracja procesu prowadzącego do oświecenia, tak jak rozumiane jest ono w zen i prawdziwej wolności…
  • Avatar
    A
    THeMooN 4.06.2011 02:04
    Moim skromnym zdaniem...
    ... film jest dobry ale nudny. I to jest dziwne, bo ja ogólnie lubię (ba, kocham) takie życiowe historie ale ta jest strasznie naciągana i jakoś średnio mi podeszła. Opowieść o „drugiej szansie” zdaję się została już na tyle oklepana przez filmowców (tych od normalnych filmów, z żywymi aktorami), że kolejna nie robi na mnie już żadnego wrażenia. Nie mniej jednak anime to obejrzałem i mogę powiedzieć śmiało, że jest to tytuł ciekawszy niż obecnie wydawane serie (poza Hanasaku Iroha, ten tytuł pozostawia za sobą całą resztę) – sezon wiosenny. Film można obejrzeć do poduszki… i nie chodzi tu o to, że można zasnąć podczas seansu (choć znajdą się i tacy), lecz o to że film nie pozostawi po sobie śladu po obejrzeniu więc oglądający nie straci reszty nocy nad rozmyślaniem o „drugiej szansie”. Tytuł miał swoje wzloty i upadki, trochę szkoda, że nie rozwinęli motywu dwóch kręcących się koło bohatera dziewcząt, może wtedy anime nabrałoby trochę więcej życia. No i to tyle od strony fabularnej.
    A od strony technicznej? Tutaj już krótko :)
    Graficznie jest naprawdę dobrze, tak postaci jak i tła wyglądają całkiem niczego sobie… o dziwo, postaci drugoplanowe również wypadły całkiem nieźle.
    Muzycznie zaś jest trochę biednie, trochę niemrawo, ogólnie rzecz biorąc to nie ma co tu ucha nastawiać.
    Postaci poza tym, że ładnie rysowane, mają też swoje życie, swoje historie, swoje problemy i swoje widzimisię. To dobrze, bo to co raz rzadziej spotykane by tylu ludzi miało swój udział w opowiadanej historii. Szczególną uwagę zwróciłem na matkę głównego bohatera… ale nie chciałbym tu rzucać spoilerów.
    No i to by było na tyle ode mnie :P