Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Cool Cool Bye

Rodzaj produkcji: seria OAV (Japonia)
Rok wydania: 1986
Czas trwania: 40 min
Tytuły alternatywne:
  • クール・クール・バイ
Widownia: Shounen; Rating: Nagość; Czas: Przyszłość (postapokaliptyczna); Inne: Ecchi, Mechy
zrzutka

Oto anime o którym (tak jak o pani z obrazka) trudno powiedzieć, że jest „cool”, ale za to zdecydowanie można mu podziękować, mówiąc „bye”!

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Godofblackmetal

Recenzja / Opis

W przypadku tej krótkiej OAV wyjątkowo nie będę się rozwodzić nad jej jakością, bo naprawdę nie ma nad czym. Twórcy albowiem nie zdecydowali się przez ponad pół godziny opowiedzieć jakiejkolwiek historii. Chyba że za taką uznamy, fabułę wyrwaną żywcem z Mario w stylu: „Idź dzielny bohaterze! Pokonaj potwora i uratuj księżniczkę!”, ubraną w madmaksowe, postapokaliptyczne szaty. Zmiany polegają jedynie na tym, że zamiast potwora mamy wielkiego robota, a zamiast jednej księżniczki – całe stadko niewiast do ocalenia. Ot i wszystko.

Co prawda taka fabuła w anime mogłaby wystarczyć, gdyby było ono ciekawe wizualnie oraz prezentowało wyczyny charyzmatycznych protagonistów. Niestety, ani jednego, ani drugiego tu nie uświadczymy. Animacja, choć płynna i momentami nawet dynamiczna, jest jednak pozbawiona jakiejkolwiek oryginalności oraz szczegółowości. Być może nie będzie nas kłuć w oczy, ale z całą pewnością niczym nie zachwyci. Tak samo zresztą jak bohaterowie – płascy, nijacy i zupełnie przezroczyści, pozbawieni nawet śladów osobowości. Podczas seansu są praktycznie niezauważalni – po prostu zlewają się z tłem. No, z wyjątkiem głównej żeńskiej postaci (niebieskowłosa „niepiękność” z miniaturki), która urodą przewyższa nawet Fionę ze Shreka. Muszę przyznać, iż takiego wybryku natury (choć w tym przypadku bardziej rysowników) jeszcze nie widziałem. Celowa brzydota może stanowić pewnego rodzaju element ekspresji artystycznej, jednak odnoszę wrażenie, iż tutaj jest ona wynikiem błędu przy pracy (wystarczy rzut oka na wszystkie cudaczne sceny transformacji, by nie mieć wątpliwości co do tego, jak miała być ta bohaterka odbierana). Błędu, który dałoby się wybaczyć, gdyby twórcy zaserwowali nam do przygotowanych przez siebie groteskowych obrazów choć szczyptę zabawnego humoru. Niestety, jedyne, na co ich było stać, to odrobina slapsticku opierającego się na wytartych schematach i niesilącego się na choćby minimum oryginalności.

Na domiar złego jakąkolwiek przyjemność z seansu psuje fatalny montaż (reżyseria natomiast jest taka jak scenariusz – nijaka). Kolejne epizody są ze sobą połączone w bardzo nieudolny sposób. Widz ma wrażenie, że sceny są poprzycinane i posklejane w przypadkowych momentach, co sprawia, że obraz wydaje się mocno poszarpany, a poszczególne ujęcia nie mają okazji, by wywrzeć na odbiorcy odpowiednie wrażenie. Bolą również wyraźnie słyszalne zgrzyty podczas przechodzenia z jednego motywu muzycznego do drugiego. Ewidentnie montażysta posklejał wszystkie elementy na ślinę i słowo honoru.

No dobrze, skoro fabuła nie istnieje, postacie również, reżyseria jest nudna jak flaki z olejem, a poskładane jest to wszystko tak samo niechlujnie, jak meble montowane przez fachowców z Usterki, to czy jest w tym anime cokolwiek wartego uwagi? O dziwo, tak. Pochwalić muszę bowiem wspomnianą ścieżkę dźwiękową. Choć przejścia pomiędzy kolejnymi utworami są wyraźnie słyszalne, to samym melodiom nie sposób odmówić uroku. Mimo pewnych niedoróbek technicznych sprawdzają się one jako całkiem niezła ilustracja muzyczna wydarzeń przedstawianych na ekranie, a jeszcze lepiej jako osobny album do posłuchania. Nie jest to może symfonia Beethovena, ale przynajmniej całkiem przyjemny zbiór energicznych i pogodnych elektronicznych melodii z lat osiemdziesiątych, świetnie nadających się na domowe potańcówki oraz spotkania towarzyskie. Swoją drogą, to właśnie po odsłuchaniu soundtracka w ogóle zainteresowałem się tym „filmem”.

Niestety, oprócz muzyki nie ma tu absolutnie nic, co przyciągnęłoby czyjąkolwiek uwagę. Na plus można zaliczyć tylko to, że pomimo swej nijakości, produkcja ta nie jest szczególnie irytująca czy głupia. Jest po prostu pusta i nie opowiada o niczym. Można obejrzeć i od razu zapomnieć. O ile się nie zaśnie przed napisami końcowymi.

Filmowit R, 24 sierpnia 2019

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Pony Canyon
Autor: Tomonori Kogawa
Projekt: Akihiko Yamashita, Tomonori Kogawa
Reżyser: Tomonori Kogawa
Scenariusz: Tomonori Kogawa
Muzyka: Ken Satou