x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
I już na sam koniec – kwestia oceny. Nie lubię cyferkowania, nigdy tego nie lubiłem, ale skoro ludzie pytali, to warto napisać.
Dałem ostatecznie 7. Problem był tu podobny do Akuma no Riddle. Gdybym oceniał te serie przez pryzmat wyłącznie zabawy, jaką z nimi miałem, pewnie dałbym mocne osiem. Ale obie mają jakiś poważny feler – w przypadku Akumy – zakończenie, zaś w przypadku Horizona – konieczność doczytania tego i owego przed rozpoczęciem seansu. Dlatego leci siódemka, a może kolejny sezon, pozbawiony już tej skazy pierwszego, dostanie więcej. Zobaczymy, jeśli go obejrzę, rzecz jasna.
Sam świat tej serii prosi, wręcz błaga o rozwinięcie, jakieś spin offy itd – niestety, z tego co widzę, takich nie ma. Jest LN, ale tylko w Japonii, poza nią na wydanie bym nie liczył.
No i przyszedł czas na finał – odpowiednio efektowny, wybuchowy i romantyczny, nawet glut dostał swoją minutę chwały, czego się akurat zupełnie nie spodziewałem. Zaś samo zakończenie – ciut rozczarowujące (te niby „sportowe” ataki jakoś nie przypadły mi do gustu), ale jednak zachęcające do zapoznania się z drugim sezonem, o ile będę miał na to ochotę.
Podsumowując – seria, która początek ma bardzo mocno pod górkę i od której cholernie łatwo odpaść na starcie, ale jeśli uda się przejść przez te pierwszych parę odcinków, to potem jest już tylko i wyłącznie przednia zabawa. Dlatego warto się wysilić, mimo wszystko. Niemniej, właśnie przez to nie sposób dać tej serii aż tak wysokich ocen, jakby się chciało to zrobić.
A jednak pojedynek Futayo z Muneshige miał ciąg dalszy. Można się było tego spodziewać, ale sądziłem, że jednak mnie tu jakoś zaskoczą. A nie zaskoczyli.
Większość odcinka zjadła rozmowa Toriego z Horizon – można to zrozumieć, ale jak na mój gust to jednak za dużo było tam powtarzania tego samego. Poza tym – zniknięcie śmiercionośnego muru dzięki potędze miłości? Chyba, że wyjaśnią to jakoś inaczej w następnym odcinku…
Druga część bitwy nie była już tak efekciarska jak pierwsza. O ile jej początek, owszem, był naprawdę czadowy, tak potem już było spokojniej, zaś pojedynek Futayo z Muneshige było o wiele szybszy od wcześniejsze walki Muneshige z jej ojcem. Oczywiście, o ile to faktycznie już koniec tej walki, co w tym anime wcale nie jest takie pewne. Bijatyka pt. „Heliocentryzm vs kalendarz” równie spektakularna niestety już nie była, przynajmniej w moim odczuciu. Przy okazji, jak tylko bitwa się zaczęła, zniknęły z pola walki dziwadła, nie ma nigdzie bloba, hindusa z curry ani męskiego sukkuba. Krótki, acz udany występ miała Masazumi. Generalnie, odcinek stanowił interludium między ważniejszymi wydarzeniami.
Aha, pokazali tytuł książki czytanej przez Horizon. Urocze to było.
Tak, ten epizod potwierdził, że jednak warto było oglądać to anime, choćby dla niego. Dawno nie widziałem w anime ładnie i efekciarsko zrobionej bitwy, a tutaj twórcy poszli na całość, nie szczypiąc się może jeśli chodzi o jakikolwiek realizm, ale robiąc to, co potrafią najlepiej. Walka obu czarownic z mechem była świetnie zrobiona, zaś yuri finał był sympatycznym dodatkiem. Trochę zresztą zdążyło się już o nich obydwu zapomnieć, więc miło, że wróciły. Panienka od fanfików w roli stratega też wypadała wesoło. Zresztą, docenić warto sam fakt – bitwa wypada świetnie, a twórcy nie wahają się wrzucać wtrętów humorystycznych (jak choćby całe zachowanie Toriego na polu walki) – i to działa. Zresztą, Tori biegnący samopas do ataku przypomina mi postacie z gier, których jedyną ponadprzeciętną zdolnością był bardzo wysoki „luck”. Generalnie, najszybciej chyba od czasów pierwszego, lecący odcinek, dowodzący, że jednak warto było się przełamać i dać tej serii drugą szansę. Kredyt zaufania już w zasadzie spłaciła.
Ech, miałem iść na działkę, ale leje, więc blogujemy Horizona dalej. Czas na odcinek dziewiąty, który potoczył się inaczej, niż zapowiadała końcówka, zaskakując mnie co najmniej dwa razy. Finał poprzedniego odcinka pokazywał, że dyplomacja – dyplomacją, ale ostatecznie liczy się to, kto ma olbrzyma z głową kraba do dyspozycji. Gdyby nie Futayo ex machina to negocjacje miałyby krótki i wyrazisty finał…
Po pierwsze, narzekałem, że zniknęła gdzieś Kimi – i proszę, w tym odcinku to do niej należał show, zaś jej pojedynek bez dwóch zdań były pomysłowy i efektowny, ba, nawet efekciarski, co nie przeszkadzało w zabawie (dodatkowo plusik za całkiem yuriowy finał). Dorzucono też kilka słów o jej przeszłości, przez co przestała być już postacią wyłącznie interpretowaną przez rozmiar swojej miseczki.
Po drugie, Yoshinao, który do tej pory w zasadzie nie istniał (wyjąwszy okazjonalne pojawienia się, głównie w roli przerywnika humorystycznego) tym razem dostał jakąś istotniejszą rolę i nawet coś zrobił, choć nadal jest postacią drugorzędną, zważywszy na jego funkcję. No i przynajmniej wiadomo, co i jak, jeśli chodzi o jego pozycję i przeszłość.
W zasadzie – jak do tej pory, relatywnie najmniej zrobił główny bohater. Zastanawiam się, czy jego kreacja nie przypomina nieco tej z „Ja, Klaudiusz”, z tą różnicą, że Tori pod maską błazna nie skrywa tak naprawdę wiele więcej. Jego jedyną faktyczną zdolnością jest jak dotąd wzbudzanie sympatii innych, co może po trochu wynikać z litowania się. Acz docenić należy fakt, iż wszyscy wiedzą, że to zboczeniec i nikomu to nie przeszkadza.
Dalsza, konsekwentna już rezygnacja ze skoków czasowych – i dobrze, dzięki temu akcja nabrała tempa, a fabuła – jednolitej konstrukcji. Podobnie kwestia humoru – mieliśmy go tu zaledwie aptekarską ilość. Nie zmienia to faktu, że był to jeden z najdziwniejszych odcinków tej serii – w całości oparty wyłącznie na debacie politycznej. O ile w seriach kryminalnych czy sądowych takie dyskusje są normą, tak w anime aspirującym do bycia serią przygodową, jest to raczej rzadko spotykany zabieg. Co ważniejsze, udało się twórcom poprowadzić to tak, aby widza nie zanudzić na śmierć. A to już spore osiągnięcie.
Na pierwszy plan wyskoczyła tym razem Masazumi, która w zasadzie zgarnęła cały show w tym epizodzie, zostawiając tylko trochę miejsca Toriemu – ten zresztą i tak robi to, co potrafi najlepiej, czyli plecie bzdury i zachowuje się jak zboczeniec. Tym dziwniejsze może się więc wydawać, że przynosi to jakiekolwiek rezultaty – a przynosi, jak się ostatecznie dowiadujemy.
To jednak ważny odcinek, bo przedstawia kolejny element układanki, jaką jest konstrukcja tego świata oraz jego politycznych układów. Poza tym, dawno nie wiedziałem czegoś, co byłoby tak wrednie otwartym nawiązaniem do idei Jedynego Pierścionka, a jednocześnie nawiązaniem całkiem kreatywnym. Oby się to tylko nie skończyło na tym, że do końca serii będziemy mieli po prostu kolejne pojedynki o elementy Armor of Deadly Sins.
Zauważalna jest pewna zmiana – o ile w pierwszych odcinkach czas skakał w obrębie tego samego dnia, tak teraz płynie dość liniowo, wydarzenia rozgrywają się jedno po drugim, regularnie.
Odcinek siódmy nie przynosi żadnych rozwiązań, ale je zapowiada – ze stoczonych tu trzech pojedynków tylko jeden został rozegrany siłowo, a i tak wypadł nad wyraz pomysłowo dzięki jakże kreatywnemu wykorzystaniu pieniędzy przez Shirojiro. Drugie starcie to była już tylko potęga uczuć Suzu, zaś trzecie… cóż, tu rozwiązanie poznamy w kolejnym odcinku, choć Tori użył swojej najpotężniejszej broni, czyli czystej głupoty, która potrafi dobić każdego, nawet Masazumi. Zniknęła mi gdzieś natomiast z planu wydarzeń Kimi.
Ciekawe, że przypomnieli sobie o duchu – myślałem, że to był jednorazowy żart twórców, a tu proszę, duszydło powróciło. O ile natomiast dalej marginalizuje się postaci klasowych dziwadeł (co uważam za krok w dobrą stronę), to wprowadza się podobne stwory gdzie indziej – vide towarzyszący Innocentusowi olbrzym z głową kraba.
My heart is fuwa fuwa doki doki kira kira nano desu.
Fajnie, że oglądasz :3 Horizon cierpi na skandalicznie niską popularność biorąc pod uwagę jego jakość.
Bo jest dobrą historią tragicznie opowiedzianą (te nieszczęsne 13 odcinków – to tak, jakby pierwszy tom „Pieśni lodu i ognia” chcieć zmieścić w 6x25 minut). Na dodatek zasypuje widza informacjami, nazwiskami i imionami, nazwami krajów – gdy się to ogląda bez notatek albo otwartej wiki/rc to można się pogubić. Absolutnie się nie dziwię, że odpadłem od tego, gdy oglądałem tę serię w trybie cotygodniowym.
Horizon jest zdecydowanie największą ze wszystkich znanych mi LN, a do tego, z tego co mi o nim wiadomo, pomimo ilości stron, jest nad wyraz bogaty w treść w porównaniu do innych nowelek. Na dodatek nie skupia się na codziennym życiu czy romansie, z których łatwo dałoby się wywalić co poniektóre sceny, a opowiada epicką polityczną historię, w którą zamieszane są liczne kraje, każdy z wieloma przedstawicielami, ilość istotnych postaci szybko idzie w dziesiątki. Nie dziwie się, że nikt wcześniej nie podjął się karkołomnego zadania zadaptowania Horizona. Zarazem darzę Studio 8 głębokim szacunkiem, że przy tych wszystkich trudnościach udało im się stworzyć naprawdę wciągającą opowieść wypełnioną interesującymi postaciami. Trzeba jednak mieć na uwadze specyficzny przypadek Horizona i pogodzić się z myślą, że większość infodumpu wyleci z głowy jeśli nie wesprze się go zewnętrznymi źródłami. Sądzę jednak, że seria może się jawić jako wyjątkowa nawet jeśli widz skupi się na samym seansie, nie zawsze trzeba wszystko kompletnie ogarniać by się świetnie bawić, co przecież niejednokrotnie udowadniały nam rozmaite sportówki pokroju Saki/Akagi/Hikaru no Go. Napełniają chęcią, by lepiej poznać świat przedstawiony, co z kolei przełoży się na jeszcze większą przyjemność z oglądania przy następnym podejściu.
Nie da się dobrze zadaptować Horizona. Sądzę jednak, że Studio 8 zrobiło w tej kwestii co mogło, za co zostali docenieni przez fanów.
Po dwóch dość dynamicznych odcinkach, akcja zwolniła, a na scenę wrócili główni bohaterowie. Ale co najważniejsze – zaczął się drugi dzień!
Na początku Sakai nieco kozaczył i miałem nadzieję, że dłużej zobaczę go w tej pozycji, ale jednak nie, to nie było „jego odcinek”. Dość wesoła była scenka z Gin i Muneshige – zresztą, generalnie, humor, nieobecny w poprzednich odcinkach, znowu powrócił, acz w zauważalnie mniejszym stężeniu niż to było na początku – twórcy wyraźnie zepchnęli dalej „dziwadła” klasowe, zostawiające kluczowe role głównym, ludzkim postaciom. A jak już przy tym jesteśmy – po raz pierwszy dowiedzieliśmy się czegoś więcej na temat Suzu. Okazję do błyśnięcia i opowiedzenia co nieco o Musashi dostał tu Shirojiro.
Ale co najważniejsze – przynajmniej na jedno z pytań, które pozostawiał poprzedni odcinek, otrzymaliśmy odpowiedź. Wiadomo już, dlaczego Horizon ma zostać zabita – choć to i tak wydaje się nieco naciągane, ale w tak przegiętym anime jak to, można taką interpretację zaakceptować. Dziwi trochę bierność Futayo, która jako jedyna ma chyba konkretne możliwości, aby uratować Horizon. Bo jak się przekonaliśmy w finale odcinka poprzedniego, nasi bohaterowie mogą sobie kozaczyć, ale od regularnych żołnierzy dostają łomot (przy czym, co by upokorzenie było większe, tyłki skopali im… Włosi). Niemniej, Futayo w poprzednich odcinkach pokazała, że ma głowę na karku, zatem zakładam, że coś jeszcze zrobi. Jest już politykiem, więc musi także główkować, a nie tylko machać Slicing Dragonfly – choć i na to przyjdzie pewnie pora.
Kwestia samobójstwa Horizon mnie nieco irytowała, ale zrzućmy to na karb specyfiki – skoro Far East ma być odpowiednikiem Japonii, to samobójstwo ma tu charakter honorowy. Chyba, że jest w tym coś więcej, nie wiem.
Ale czy przypadkiem, po śmierci Motonobu i Tadakatsu, nie jest ona najwyższą rangą osobą w Musashi (pomijając Horizon, która teoretycznie ma prawa do władzy, ale z tego powodu jest uwięziona)? Jest niby jeszcze Yoshinao, który pełni funkcję króla, ale jak dotąd niczym się nie wykazał.
Nope. Naczelnym politykiem na Musashi jest Masazumi. Owszem, de facto wyższy rangą jest Toori a Horizon jest ich księżniczką, ale to Masazumi załatwia większość spraw związanych z polityką. Futayo zresztą kliknij: ukryte składa przysięgę wierności po tym jak Kimi przypomniała jej komou powinna być wierna. Yoshinao też oddaje władze w ręce samorządu.
Odcinek piąty był tym, na którym odpadłem trzy lata temu, całkowicie już skołowany, nie rozumiejąc totalnie, o co komu chodzi. Prawdę rzekłszy nadal do końca nie kminię, co takiego Motonobu chciał osiągnąć, wysadzając w powietrze reaktor i mieszając w to Horizon. Chyba, że przyjmiemy, iż był po prostu zwyczajnym świrem, któremu zamarzyły się nader efektowne fajerwerki.
To kolejny epizod, w którym główni bohaterowie są w zasadzie nieobecni (pojawiają się w samej końcówce i nic istotnego nie robią), zaś cały show należy właściwie do Tadakatsu i Muneshige (czy tylko mi on przypomina Mu La Fragę z „Gundam Seed?), którzy toczą całkiem efektowny pojedynek i z udanym finałem, który jednak po prawdzie do niczego istotnego nie prowadzi, bo za sznurki do samego końca pociąga Motonobu. W sumie, fajnie to rozegrano, ale wciąż nad tym wisi jedno, wielkie pytanie – po kija?
Podobnie rzecz się ma z finałem i wyrokiem na Horizon. Po co i dlaczego? Cholera wie, liczę, że następne epizod udzieli kilku odpowiedzi, bo pytań się tu jednak trochę nazbierało. Obsada też nieco się przerzedziła, więc podejrzewam, że w następnym wrócą na scenę postaci zepchnięte na dalszy plan. Niemniej, to jest odcinek, po którym faktycznie można mieść nieco dość tej serii. A to w końcu jeszcze nawet nie półmetek…
Nareszcie epizod konsekwentny, jeśli chodzi o konwencję. W odcinku czwartym wątki komediowe w zasadzie poszły w całkowitą odstawkę, a akcja przyspieszyła, przez co oglądało się go lepiej niż poprzednie.
Czasowo znowu mieliśmy przekrój przez większą część dnia, choć największy nacisk położony była na wydarzenia wieczorne. Tori i Masazumi zeszli na dalszy plan, za to centralną postacią był tym razem Sakai, któremu jednak rozwój wydarzeń nie dał zbyt wielu okazji do kozaczenia. Generalnie, szkoła przestała odgrywać ważniejszą rolę, zaś całość rozgrywała się na linii Sakai – Tadakatsu, chociaż swoje pięć minut dostała także Kazuno. Natomiast Futayo okazuje się nawet całkiem trzeźwo myślącą panienką, choć została postawiona przez ojca w niezbyt łatwej sytuacji. Co ciekawe, po tych czterech odcinkach nadal nie daje się w zasadzie ustawić postaci (tych decydujących o czymkolwiek, bo o Torim i jego bandzie nie mówię) na pozycjach „dobry‑zły”. A to całkiem obiecujące, nie powiem.
No i wreszcie – pierwsza od czasów pierwszego odcinka efektowna walka, tym razem w stylu „Mechem, magią i mieczem”, muszę przyznać, że udana. Pasowałoby to nawet do Exalted.
I na koniec – już rozumiem, czemu odpadłem od tego anime kilka lat temu. Horizona po prostu nie da się oglądać w trybie jeden odcinek na tydzień, bo nie ma szans spamiętać tego wszystkiego i dalej jechać ze zrozumieniem. Zdecydowanie, seria do oglądania w całości.
O kolejny z tych quasiblogowych wpisów, bo udało mi się jeszcze znaleźć dziś czas i ochotę na obejrzenie odcinka numer 3. Choć więcej już dziś nie dam rady…
Odcinek trzeci Zacznijmy od kwestii czasowych – odcinek zaczyna się wcześniej niż dwa poprzednie, zaś kończy później, zaliczając większą część tego dnia i wprowadzając na scenę nowe postaci – ojca Masazumi oraz dwie postaci z Tres Espana – Muneshige i Gina.
Znowu trochę wyjaśnień, choć tym razem na dalszy plan schodzi historia świata, a na pierwszy plan wysuwają się problemy osobiste bohaterów – w zasadzie głównie Toriego. Dowiadujemy się o tym, czym było to nieszczęsne Remorse Way z poprzedniego odcinka oraz jak zginęła Horizon, z którą Tori chce się teraz umówić. Zapachniało to nieco Ludwikiem z „Rewolucji według Ludwika” i tego rodzaju hobby. Swoje pięć minut znowu miała Masazumi Honda, która wyrasta powoli na drugą, co do ważności, postać w tej serii – choroba wie, czy nie ciekawszą od głównego bohatera. Choć na pairing materiałem są cokolwiek średnim, ale kto wie? Jak już przy Torim jesteśmy, to warto odnotować, że Kimi dalej zachowuje się jak na siostrę przystało.
Choć odcinek miał charakter głównie osobisto‑komediowy, to pod koniec zaczęło się dziać coś więcej, kiedy jedna z lalek, zapewne Mikawy, zaatakowała żołnierza z Tres Espana. Zapowiada to, że w kolejnym odcinku będzie się działo pewnie więcej, a opowieści o złudzeniach spokoju i plotkach na temat końca świata wspomniane w finale dość jednoznacznie to potwierdzają.
Ten odcinek to także dwie dość wesołe, ale udane scenki – pierwsza ze wstawioną Makiko i druga z pokazem szermierki macanej w wydaniu Tadatsugu. No i coś, co podoba mi się bardzo, czyli te latające miotły. Patent niby klasyczny, ale fajnie rozwinięty.
No i czas na odcinek drugi. Tym razem kolejne cztery godziny tego samego dnia. Dalej sporo miejsca poświęcono Toriemu i jego paczce, ale teraz już w o wiele mniej wybuchowym otoczeniu. Dostajemy kolejną, po posłowiu z pierwszego odcinka, informację o genezie całego świata i przyczynach, dla których jest on taki pokręcony – skoro bowiem spadły na siebie dwa światy z alternatywnych wymiarów i zrobiły kogel‑mogel, to wiele można wyjaśnić. Niemniej, mimo tego to nie klasa Toriego jest tym razem w centrum wydarzeń. Istotniejszą rolę (choć ograniczającą się wyłącznie do gadania) odgrywa Anna Grodzka a'rebours tej serii, czyli Masazumi Honda, której smutne losy mają zapewne wzruszyć widza. Cóż, mnie nie wzruszyły, ta seria zbyt żongluje nastrojami, aby którykolwiek z nich mógł faktycznie dominować. Ale czym, do diabła, jest Remorse Way, o którym tu się kilka razy mówi?
No właśnie, dużo się w tym odcinku mówi, a mniej – dzieje, na dodatek, nawet te rozmowy nie przyspieszają szczególnie niczego. Inna sprawa, że sporo tu nawciskano w drugim i trzecim planie – ot, przelatuje sobie statek, więc przy okazji dowiadujemy się o tym, do kogo należy i o istnieniu broni inspirowanej siedmioma grzechami głównymi.
Co było natomiast miłą niespodzianką, to współpraca Toriego z Kimi, pokazująca, że jednak są rodzeństwem, które całkiem nieźle się dogaduje, mimo tego ciągłego powtarzania „Głupi bracie”, „Głupia siostro”.
Aha, obsada (w sensie ta jej bardziej ludzka część) sprawia wrażenie cokolwiek zdatnej do shippowania. Zaś najwięcej sympatii jak na razie budzi chyba we mnie Makiko‑sensei.
Dobra, po trzech latach postanowiłem dać temu bełkotowi jeszcze jedną szansę. A co mi tam. Brak czegokolwiek podobnego w ostatnich sezonach dał się jednak we znaki.
Odcinek pierwszy – i od razu pojawia się wątpliwość, czy to, co oglądamy, jest na serio, czy dla jaj. Projekty postaci walą groteską, nie tylko ze względu na rozrost klatek piersiowych niektórych bohaterek lub też ich fryzury, ale także dziwaczne stworki w rodzaju blobów a'la Dragon Quest czy jakichś gołych facetów lub hindusa z curry. Jak się to widzi, to automatycznie nastawia się na parodię. Dalej mamy nawet całkiem efektowną gonitwę z bijatyką – zrobioną cacy, choć znowu, efekciarskie walki przetykane są humorem. Inna sprawa, że tu się to akurat nawet sprawdza. Bohaterów tu całkiem sporo i seria zyskałaby, gdyby zastosować tu znany choćby z LOGH zabieg z wyświetlaniem imienia, nazwiska i jakichś informacji o postaci, kiedy pojawia się ona na ekranie.
Kwestią oddzielną jest to, że bohaterowie cały czas o czymś rozmawiają. O czym? Tego widz nie rozumie niemal do samego końca, bo dopiero przy napisach końcowych lektor zapoznaje nas ze skróconą historią świata, która jako tako (ale bardzo „jako tako”) zaczyna sprawiać, że coś tam gdzieś tam zaczyna układać się w całość. Bynajmniej nie jest to całość logiczna – co to, to nie, to nadal chaos, ale jakby już lekko ujarzmiony.
Jeśli chodzi o postaci – pierwszy epizod daje dość skromną ilość danych, charakteryzując każdą z nich przez jakąś konkretną cechę – nauczycielka jest badass suczą z wysokim levelem, Tenzo, których wygląda nieco jak Terry Bogard, jest zbolem i ma mecha‑szintositycznego inkwizytora, Asama to jakaś tam miko czy coś w ten deseń, anielice robią za fanserwis yuri. Nate, której włosy powinny być główną bronią, nie lubi się z Kimi/Bel Fiore czy jak jej tam – siostrą głównego bohatera, której z kolei kluczowym atrybutem są cycki. Był tam jeszcze ktoś, ale po pierwszym obejrzeniu nie sposób tego ogarnąć. No i kwestia głównego bohatera – jest irytującym, sparkalającym na dodatek, bubkiem, który sprawia wrażenie, że chciałby być gierojem, ale mu do tej pory niezbyt to wychodziło. Niemniej, jego bezpośredniość jest na swój sposób ujmująca.
Pierwsza piątka odcinków to ten sam dzień, tylko z różnych punktów widzenia, tak wynika z informacji z RC. Tu mieliśmy wydarzenia pokazane od godziny 8 do 9. No nic, zobaczymy, jak mu pójdzie dalej (bo prawdę rzekłszy, z poprzedniej próby oglądania, którą skończyłem na 4‑5 odcinkach, nie pamiętam już chyba nic).
Właśnie na tej komediowości polega problem tego anime. Nie do końca daje się ono traktować serio, przez co zabawa z poznawaniem świata, realiów politycznych itd. idzie się kochać.
To nie jest komedia. Po prostu seria ma do siebie dystans. Wykorzystuje możliwości medium i przyjęte w nim normy na swoja korzyść.
nie martw się, zaskakująco wiele osób tego nie ogarnia, nie jesteś jedyny.
Smutne, że tylko tyle wyciągnąłeś z seansu, szczególnie, ze pisałeś obie recenzje, wiec powinieneś uważać bardziej niż przeciętny widz. Żeby docenić charakter Tooriego nawet nie trzeba czytać randomc/tumblr/wiki/LN.
Chłopak chcący zostać królem (już nie pamiętam dokładnie czemu, dawno tej serii nie oglądałem), miał tak traumatyczne dzieciństwo że nauczył radzić sobie z tym grając błazna, genialny idiota który jest sprytniejszy niż okazuje, mimo wszystko ma dość charyzmy by gromadzić wokół siebie ludzi…
To już było w Naruto, różnica jest że nie jest fighterem tylko dawcą many i że biega za dziewczyną a nie chłopakiem ;P
Kapuje koncepcje twórców że główny bohater jest jak szachowy król, ważny ale słaby. Toori był nawet znośny w sezonie 1, ale potem w sezonie 2 przez 80% czasu powtarzał gag że biega na golasa, który się szybko znudził jak i on sam.
I przez ten cały czas coraz więcej postaci udowadniało, że to one mogły być bohaterem głównym i seria by na tym nie straciła. I to do stopnia, że w sezonie 2 głównego bohatera zrobili z trzecioplanowca z sezonu 1 dając mu mniej więcej ten sam wątek jaki miał Toori w sezonie 1, który zresztą w tym wykonaniu bardziej mi się spodobał.
Anime cieżkie ale za to majstersztyk, gdyby nie tłumaczenie takiego Molu to anime wylądowało by w koszu. Hehe, recenzentka nawet nie raczyła w jednej dziesiątej zrozumiec tego anime a szkoda. Ale cóż, takim ludkom wtedy łatwiej oceniać
recenzentka nawet nie raczyła w jednej dziesiątej zrozumiec tego anime
Przynajmniej potrafię rozróżniać płcie.
Anime cieżkie ale za to majstersztyk, gdyby nie tłumaczenie takiego Molu to anime wylądowało by w koszu.
Jak sam Molu powiedział:
Ja żeby przetłumaczyć Horizona (i go zrozumieć) obejrzałem go paręnaście razy.
Cóż, jestem skromnym recenzentem rozrywkowych kreskówek i moje recenzje są pisane pod generalną publikę, która nie będzie do oglądania anime podchodzić jak do analizy Ulissesa. Horizon to dobry spektakl i niezłe komediowe anime z całkiem sympatycznymi postaciami (choć główna para to najsłabsze postacie), moja recenzja była generalnie pozytywna pomimo wypuklenia co może zrazić generalną widownie.
Jeżeli zaś ktoś uważa że moja recenzja nie dostrzega trzydziestego szóstego dnia i wielce tym pokrzywdziłem tą serię… Każdy może napisać recenzje alternatywną, tak samo jak każdy może gadać „wiem o anime więcej niż recenzent, ale nie będę mówił co” :)
R
Molu
17.12.2013 06:35 KSNH
Całą tą recenzję można między bajki włożyć. Rewelacje Autora na temat tej serii (Judge to Amen, a Daleki Wschód ma spisaną swoją historię nie w Testamencie, ale w innej księdze)świadczą o zrozumieniu przez niego tego anime.
Anime ma tylko jeden defekt – trzeba myśleć podczas jego oglądania. Dla niektórych jest to przeszkoda nie do pokonania. Niestety fanservice zachęca raczej tę mniej rozgarniętą widownie, którą interesuje tylko mordobicie i wszędobylskie cycki, a dla nich fabuła jest debilna, bo nic nie rozumieją. Swoją drogą nie wyobrażam sobie, jak można cokolwiek zrozumieć podczas jednokrotnego obejrzenia serii (w dodatku z obcojęzycznymi napisami). Ja żeby przetłumaczyć Horizona (i go zrozumieć) obejrzałem go paręnaście razy.
Po co na siłę komplikować fabułę własnymi (kompletnie niczym niepotwierdzonymi) rozważaniami? Powtarzasz brednie, które napisał jakiś Amerykanin, zamiast samemu pomyśleć nad tym, co wynika z fabuły. Tym samym skutecznie zniechęcasz do oglądania sięgnięcia po tę serię.
Usunięto linki do nielegalnych źródeł. Moderacja
A
ŁM
2.10.2012 09:36 Niestety...
Nie dotrwałem do końca. Drop po 6 epizodzie. Zabawnie momentami rzeczywiście było, ale za dużo postaci, za dużo wydarzeń, które sprawiają wrażenie wyciągniętych znikąd. Ogólny chaos. Wiem, że to parodia, ale nie jest to równoznaczne z brakiem sensu. Grafika natomiast zasługuje na ogromny plus, stoi na naprawdę dobrym poziomie. Muzyka podobnie, nawet w odsłuchu z płyty.
Horizon to w zasadzie nie jest parodia (chociaż ma jej elementy). Problem tkwi w tym, że ekranizacja nie poradziła sobie zupełnie z przekazaniem zasad i budowy świata, bez których ciężko się rozeznać w sensie pokazanych wydarzeń. Osobiście polecałbym zapoznać się z nimi z zewnętrznego źródła przed seansem, wtedy zachodzące wydarzenia są jasne i zrozumiałe.
A
SamuraiJack
9.09.2012 00:51 Recenzja i wrażenia z oglądania
Przeczytałem recenzję ale według mnie jak się obejrzy anime to wrażenia są zupełnie inne anime ogólnie jest genialne jak i druga seria mimo braku polskich napisów. Z samego anime widać było że głównie skupiali się na komedii akcji i ecchi, rzadko były jakieś dramatyczne scenki. Nie wiem co autor recenzji chciał od Toriego z początku serii ale Tori po prostu wymiata jak coś odwalał, miałem radochę jak cholera i czekałem zawsze na następny odcinek. Za dużo już nie będę mówił ale polecam każdemu jak ktoś lubi taką mieszanine fantasy,akcji,komedii i ecchi. Do haremu bym się sprzeciwiał bo gość nie miał tak powiedzmy dla siebie tych dziewczyn i się w nich nie podkochiwał(jedna z miliona zasad jakie mają być haremki :P ).
Gamer2002
9.09.2012 11:04 Re: Recenzja i wrażenia z oglądania
„Nie wiem co autor recenzji chciał od Toriego z początku serii” Niczego, on zwyczajnie mnie ani chłodzi ani nie grzeje. Ma zabawne momenty, gdzieś tam jakiś dobry, ale lolrandomowcy to nie mój typ bohatera.
A
Loki
26.03.2012 23:28 Hm....
Z całym szacunkiem, autor recenzji jest chyba mocno skażony seriami w których fabuła to jakaś kałuża, w której odbija się cała akcja. Anime o którym jest mowa jest tak dużą odskocznią od obecnych produkcji że trudno je porównać do tego ecchi‑harem chłamu który obecnie zalewa rynek. Ale jeśli patrzy się na takie serie przez pryzmat ,,IS” to nawet Death Note jest beznadziejny, choć nie ma co tych serii porównywać. Samemu autorowi radzę wrócić do haremówek typu ,,Love Hina” Fabuła z pewnością jest prostsza i bardziej przyswajalna, na czym niektórym bardzo zależy. Zwłaszcza autorowi.
Nie ma mojego fetyszu, wielkich robotów z cyckami które wystrzeliwują się jak pociski, odpada. Poza tym, wyrażasz się tak mądrymi słowami, a nie wiem co ty właściwie mówisz :o *czyta ponownie* Hmm… cośtam chyba się nie podoba że wspomniałem IS w recenzji. Ty chyba równie zrozumiałeś po co wspomniałem IS i co o nim powiedziałem jak ja rozumiem ciebie ;P
Przecież to jest ecchi haremówka
Akurat to nie haremówka, MC jest zainteresowany tylko jedną osobą, stosunek facetów i kobiet jest w miarę równy, a część jest z sobą w relacjach albo w żadnych relacjach. Ecchi to też takie słabe, ot jedna cycata panienka zrobiła lekki striptiz, a MC chwycił parę biustów :P Może wersja BD ma mniej cenzury, ale nie oglądałem.
... nic nie zrozumiałem xD Nie no ale naprawdę serio piszę. Po obejrzeniu tej serii tv byłem totalnie zdezorientowany, ale poukładałem to sobie wszystko samemu, tym czasem Ty napisałeś tą recenzję i wszystko zepsułeś :P Wszystko, bo wszelkie moje pomysły dotyczące tego anime zostały brutalnie zniszczone przez twoją recenzję :D Domyślam się jedynie, że chciałeś dobrze i tak jak twórcy przedobrzyłeś zagłębiając się w fabułę aż nadto. Jak dla mnie to fabuła jest tu prosta jak konstrukcja cepa, a po przeczytaniu recenzji poczułem się jakbym dostał w twarz :) Chciałeś dobrze, chwali się to ale przedobrzyłeś :P
Biorę na siebie całą odpowiedzialność: pierwsza wersja recenzji dobrze odzwierciedlała… hm… pewien stan chaosu po obejrzeniu serii. Nie w sensie błędów konstrukcyjnych tekstu, tylko w sensie zamysłu jego autora, czyli Gamera. To ja bezczelnie wszystko popsułam, domagając się tekstu, z którego będzie można się dowiedzieć „ale o co tam chodziło?!” i argumentując, że w odpowiedni stan chaosu wewnętrznego można się wprowadzić samym oglądaniem, recenzja już nie musi…
Recenzja Gamera jest zasadniczo poprawna pod względem opisu zawiązania fabuły, co należy chwalić, bo ja do dziś nie mam pojęcia o co tam dokładnie chodzi (lektura LN na później, jak już ją przetłumaczą). Fakt faktem, szczegóły zostały pominięte, ale generalna idea została przekazana, za co należą się tak Gamerowi (za podjęcie się nie lada zadania) jak i Ave (za ogarnięcie wstępnego zagmatwania recenzji, co sama przyznała) duże brawa.
podczas tworzenia tego anime tworcy zadali sobie pytanie „co moze sie znalezc w anime?” po czym wrzucili wszystko. i pomnozyli razy dwa.
za duzo postaci, za duzo tytulow dla kazdej postaci, za duzo historii, zbyt pogmatwana fabula, za duzo niezrozumialych mocy, za duzo bezsensownych wspomnien i tlumaczen. za. duzo. zbyt. duzych. komicznie. ogromnych. cyckow. ja rozumiem ze targetem sa nastolatkowie, ale nawet fanserwis powinien miec jakies granice. przynajmniej dobrego smaku.
kilka dobrych zartow, luzny glowny bohater. i drugi sezon w lecie 2012. cholibka.
Zasadniczo seria ma jeden problem – 13 odcinków. Niestety ludzie z Sunrise wyraźnie nie mieli pewności co do potencjalnych zysków z tej serii, więc zdecydowali się na „bezpieczne” pół sezonu, co odbiło się na Horizonie bardziej, niż ten na to zasługuje. Potencjał jest tu naprawdę bardzo duży, tak ze względu na ciekawe postaci, jak i skomplikowaną fabułę (jej przedstawienie w anime to istny koszmar, ale dalej jest już lepiej). Co ciekawe: a)główny bohater nie jest bezpłciową ofiarą losu – zboczeniec z poczuciem humoru i jasno ustawionymi priorytetami to miła odmiana. b) fanserwis w tej serii wyraźnie pełni formę dodatku do reszty, co cieszy, bo tym samym nie przeszkadza, a wręcz umila oglądanie (choć fakt faktem, momentami te cycki są ogromne…) c)drugi sezon ma szansę być o wiele bardziej udany, ze względu na świetne wyniki sprzedaży Trzymam za Horizona kciuki.
Zgadzam się , z tym że pomnożyli to przez cztery a nie przez dwa… Wyszedł z tego jakiś fabularny i gatunkowy bełkot (ni to komedia ni to inne nie wiadomo co…) I jako tzw wisienka na torcie postacie typu gadający blob i koleś z oczami na czapce… Dżizas…
Dużo dobrych pomysłów, pogrzebanych pod zalewem głupoty i źle rozplanowanej serii. To, Guilty Crown i Sacred Seven to od tej pory to, co ja rozumiem poprzez te słynne „mechy w tle”.
PS: można by dodać jakieś inne wyróżniki do listy? Supermoce i Magia się zdecydowanie kwalifikują.
... o czym jest to anime? Mam za sobą pięć odcinków… trzy pierwsze były o niczym, już miałem porzucić ten tytuł a tu nagle w dwóch kolejnych „coś” się zaczęło dziać. Coś… no właśnie… ale o co tu chodzi?! Jak wcześniej nie było fabuły tak teraz nastąpił nuklearny wybuch fabularny, z tym że chyba przeoczyłem start bomby, bo to co tu obejrzałem do tej pory, nie trzyma się kupy. Bezsens jaki się niesie z echem kolejnych odcinków mnie po prostu przerasta O_o Powiedzcie, że nie jestem jedynym, który nie ma pojęcia o czym jest to anime…
Poza samą fabułą mamy tu jeszcze zoo. Zoo w postaci… postaci :) Już dawno nie widziałem aż tylu odmieńców/wygibasów/fenomenów w jednym miejscu. Szczególną uwagę przyciągają… klatki piersiowe bohaterów płci pięknej. Nie powiem, kreska mi się podoba ale nie jest to coś co chciałbym zobaczyć w poważniejszym tytule. Tutaj pasuje, w innym tytule bym ją wyklinał. Muzyka? Jaka muzyka? Kilka piosenek maglowanych w kółko to trochę za mało, by zrobić z tego jakiś soundtrack… nic ciekawego w tej kwestii.
Powiedzcie, że nie jestem jedynym, który nie ma pojęcia o czym jest to anime… Powiedzcie, że nie jestem jedynym, który nie ma pojęcia o czym jest to anime
Mam nowsza wersje z większą ilością tłumaczeń [link][link][/link]
Bazowo w przyszłości ludzkość osiągnęła poziom kosmicznej boskości ale wszystko popsuła i cofnęli się na Ziemie która w większości nie nadawała się do życia. Pod wpływem religijnych przekonań uznano, że jeżeli ponownie odtworzy się całą historię spisaną w świętych księgach ludzkość ponownie osiągnie kosmos. Tylko że niefortunnie dla Japonii ona stała się terenem odtwarzania historii a statek‑stolica gdzie żyją bohaterowie nie posiada autonomii. Dodatkowo w odcinkach 4 i 5 kliknij: ukryte władca Mikawy uznał że całe te odtwarzanie historii jest nudne, stworzył 9 broni kompletnej destrukcji i wysadził swój kraj w powietrze by zapoczątkować wojnę która doprowadzi do końca świata by życie stało się bardziej ekscytujące.
Jest jeszcze masa szczegółów których sam nie ogarniam, ale nie przejmuje się, ten stuff jest odlotowy. Jest to połączenie Final Fantasy 8/13, Dynasty Warriors i SRW: Endless Frontier ze wszystkimi wadami i zaletami tych tytułów.
FF bo ogólnie to takie jrpgowe, te wszystkie postacie to wojownicy, white mage, black mage… Jest tu nawet slime jako jeden z bohaterów. FF 8/13 bo ma to nieposkładana fabule gdzie twórcy za wiele nawrzucali łącznie z dziwactwem :P
Mam wersję skróconą – kliknij: ukryte Dupek król wysadził swoje państwo a inne narody chcą zabić robota opartego na jego córce, bo ma w sobie Jedyny Pierścień.
Dziadunio
28.11.2011 21:41 Re: Kto mi wyjaśni...
Jak się okaże, że zniszczą ją w górze z aktywnym wulkanem… cholera Fuji może pasować..,
Dziadunio
28.11.2011 21:37 Re: Kto mi wyjaśni...
Trochę dziwi mnie że dałeś się zaskoczyć, to że coś ciekawego może się wydarzyć można było zobaczyć bodajże od 2‑3 odcinka kiedy pojawia się historię dziewczyny chcącej zostać dyplomatką. Wtedy właśnie dałem temu anime drugą szansę i się w sumie nie zawiodłem do 8 epizodu. A to o czym to anime w tej chwili jest… cóż ciągną tylko 2 wątki jednocześnie i starają się ubarwić wątkami handlowymi (widać autor lubi Wolf and Spice), oraz dyplomacją a to wszystko polane walkami i fanservicem… choć tego drugiego jakoś coraz mniej z odcinka na odcinek – albo tylko mi się zdaję.
Sądziłem, że to będzie na serio, a po pierwszym odcinku więcej zapowiada coś pół żartem, pół serio, co w sumie nieszczególnie przeszkadza, pytanie tylko, czy jeśli zechcą w to wcisnąć tru fabułe, to czy całości szlag jasny nie trafi? Już sama obsada drużyny sugeruje raczej kpiny, choć pochwalić trzeba animacje i grafikę, ładniejsze od oglądanego wczoraj pierwszego odcinka Maji de Watashi ni Koishinasai!, choć mam wrażenie, że obie serie mogą jechać na podobnych motywach. Plusem Horizona jest własny świat, sporo nawiązań do gier i główny bohater, który swoim rozbrajającym podejściem do wielu spraw ma szansę stać się całkiem fajną postacią. Mam wrażenie, że rzecz jest jednak zbyt jajcarska, aby miała nawet szanse stać się kolejną tru serią z Sunrise. Potrzeba jednak jeszcze jednego‑dwóch odcinków, by jasno stwierdzić, co się z tego urodzi.
Dałem ostatecznie 7. Problem był tu podobny do Akuma no Riddle. Gdybym oceniał te serie przez pryzmat wyłącznie zabawy, jaką z nimi miałem, pewnie dałbym mocne osiem. Ale obie mają jakiś poważny feler – w przypadku Akumy – zakończenie, zaś w przypadku Horizona – konieczność doczytania tego i owego przed rozpoczęciem seansu. Dlatego leci siódemka, a może kolejny sezon, pozbawiony już tej skazy pierwszego, dostanie więcej. Zobaczymy, jeśli go obejrzę, rzecz jasna.
Sam świat tej serii prosi, wręcz błaga o rozwinięcie, jakieś spin offy itd – niestety, z tego co widzę, takich nie ma. Jest LN, ale tylko w Japonii, poza nią na wydanie bym nie liczył.
Odcinek 13
Podsumowując – seria, która początek ma bardzo mocno pod górkę i od której cholernie łatwo odpaść na starcie, ale jeśli uda się przejść przez te pierwszych parę odcinków, to potem jest już tylko i wyłącznie przednia zabawa. Dlatego warto się wysilić, mimo wszystko. Niemniej, właśnie przez to nie sposób dać tej serii aż tak wysokich ocen, jakby się chciało to zrobić.
Odcinek 12
Większość odcinka zjadła rozmowa Toriego z Horizon – można to zrozumieć, ale jak na mój gust to jednak za dużo było tam powtarzania tego samego. Poza tym – zniknięcie śmiercionośnego muru dzięki potędze miłości? Chyba, że wyjaśnią to jakoś inaczej w następnym odcinku…
Odcinek 11
Aha, pokazali tytuł książki czytanej przez Horizon. Urocze to było.
Odcinek 10
Re: Odcinek 10
Re: Odcinek 10
To chłopak :P
Re: Odcinek 10
Po pierwsze, narzekałem, że zniknęła gdzieś Kimi – i proszę, w tym odcinku to do niej należał show, zaś jej pojedynek bez dwóch zdań były pomysłowy i efektowny, ba, nawet efekciarski, co nie przeszkadzało w zabawie (dodatkowo plusik za całkiem yuriowy finał). Dorzucono też kilka słów o jej przeszłości, przez co przestała być już postacią wyłącznie interpretowaną przez rozmiar swojej miseczki.
Po drugie, Yoshinao, który do tej pory w zasadzie nie istniał (wyjąwszy okazjonalne pojawienia się, głównie w roli przerywnika humorystycznego) tym razem dostał jakąś istotniejszą rolę i nawet coś zrobił, choć nadal jest postacią drugorzędną, zważywszy na jego funkcję. No i przynajmniej wiadomo, co i jak, jeśli chodzi o jego pozycję i przeszłość.
W zasadzie – jak do tej pory, relatywnie najmniej zrobił główny bohater. Zastanawiam się, czy jego kreacja nie przypomina nieco tej z „Ja, Klaudiusz”, z tą różnicą, że Tori pod maską błazna nie skrywa tak naprawdę wiele więcej. Jego jedyną faktyczną zdolnością jest jak dotąd wzbudzanie sympatii innych, co może po trochu wynikać z litowania się. Acz docenić należy fakt, iż wszyscy wiedzą, że to zboczeniec i nikomu to nie przeszkadza.
Odcinek ósmy
Na pierwszy plan wyskoczyła tym razem Masazumi, która w zasadzie zgarnęła cały show w tym epizodzie, zostawiając tylko trochę miejsca Toriemu – ten zresztą i tak robi to, co potrafi najlepiej, czyli plecie bzdury i zachowuje się jak zboczeniec. Tym dziwniejsze może się więc wydawać, że przynosi to jakiekolwiek rezultaty – a przynosi, jak się ostatecznie dowiadujemy.
To jednak ważny odcinek, bo przedstawia kolejny element układanki, jaką jest konstrukcja tego świata oraz jego politycznych układów. Poza tym, dawno nie wiedziałem czegoś, co byłoby tak wrednie otwartym nawiązaniem do idei Jedynego Pierścionka, a jednocześnie nawiązaniem całkiem kreatywnym. Oby się to tylko nie skończyło na tym, że do końca serii będziemy mieli po prostu kolejne pojedynki o elementy Armor of Deadly Sins.
Odcinek 7
Odcinek siódmy nie przynosi żadnych rozwiązań, ale je zapowiada – ze stoczonych tu trzech pojedynków tylko jeden został rozegrany siłowo, a i tak wypadł nad wyraz pomysłowo dzięki jakże kreatywnemu wykorzystaniu pieniędzy przez Shirojiro. Drugie starcie to była już tylko potęga uczuć Suzu, zaś trzecie… cóż, tu rozwiązanie poznamy w kolejnym odcinku, choć Tori użył swojej najpotężniejszej broni, czyli czystej głupoty, która potrafi dobić każdego, nawet Masazumi. Zniknęła mi gdzieś natomiast z planu wydarzeń Kimi.
Ciekawe, że przypomnieli sobie o duchu – myślałem, że to był jednorazowy żart twórców, a tu proszę, duszydło powróciło. O ile natomiast dalej marginalizuje się postaci klasowych dziwadeł (co uważam za krok w dobrą stronę), to wprowadza się podobne stwory gdzie indziej – vide towarzyszący Innocentusowi olbrzym z głową kraba.
Re: Odcinek 7
Fajnie, że oglądasz :3 Horizon cierpi na skandalicznie niską popularność biorąc pod uwagę jego jakość.
Re: Odcinek 7
W moich oczach 6/10 pierwszemu sezon i 7/10 drugi.
Skandalicznie niską popularność ma u mnie Tetsujin 28 (8/10 i dałbym 9/10 gdybym dla takich tytułów nie był bardziej wymagający niż zwykle).
Re: Odcinek 7
Re: Odcinek 7
Nie da się dobrze zadaptować Horizona. Sądzę jednak, że Studio 8 zrobiło w tej kwestii co mogło, za co zostali docenieni przez fanów.
Odcinek 6
Na początku Sakai nieco kozaczył i miałem nadzieję, że dłużej zobaczę go w tej pozycji, ale jednak nie, to nie było „jego odcinek”. Dość wesoła była scenka z Gin i Muneshige – zresztą, generalnie, humor, nieobecny w poprzednich odcinkach, znowu powrócił, acz w zauważalnie mniejszym stężeniu niż to było na początku – twórcy wyraźnie zepchnęli dalej „dziwadła” klasowe, zostawiające kluczowe role głównym, ludzkim postaciom. A jak już przy tym jesteśmy – po raz pierwszy dowiedzieliśmy się czegoś więcej na temat Suzu. Okazję do błyśnięcia i opowiedzenia co nieco o Musashi dostał tu Shirojiro.
Ale co najważniejsze – przynajmniej na jedno z pytań, które pozostawiał poprzedni odcinek, otrzymaliśmy odpowiedź. Wiadomo już, dlaczego Horizon ma zostać zabita – choć to i tak wydaje się nieco naciągane, ale w tak przegiętym anime jak to, można taką interpretację zaakceptować. Dziwi trochę bierność Futayo, która jako jedyna ma chyba konkretne możliwości, aby uratować Horizon. Bo jak się przekonaliśmy w finale odcinka poprzedniego, nasi bohaterowie mogą sobie kozaczyć, ale od regularnych żołnierzy dostają łomot (przy czym, co by upokorzenie było większe, tyłki skopali im… Włosi). Niemniej, Futayo w poprzednich odcinkach pokazała, że ma głowę na karku, zatem zakładam, że coś jeszcze zrobi. Jest już politykiem, więc musi także główkować, a nie tylko machać Slicing Dragonfly – choć i na to przyjdzie pewnie pora.
Kwestia samobójstwa Horizon mnie nieco irytowała, ale zrzućmy to na karb specyfiki – skoro Far East ma być odpowiednikiem Japonii, to samobójstwo ma tu charakter honorowy. Chyba, że jest w tym coś więcej, nie wiem.
Re: Odcinek 6
Re: Odcinek 6
Re: Odcinek 6
Re: Odcinek 6
Re: Odcinek 6
Re: Odcinek 6
Odcinek 5
To kolejny epizod, w którym główni bohaterowie są w zasadzie nieobecni (pojawiają się w samej końcówce i nic istotnego nie robią), zaś cały show należy właściwie do Tadakatsu i Muneshige (czy tylko mi on przypomina Mu La Fragę z „Gundam Seed?), którzy toczą całkiem efektowny pojedynek i z udanym finałem, który jednak po prawdzie do niczego istotnego nie prowadzi, bo za sznurki do samego końca pociąga Motonobu. W sumie, fajnie to rozegrano, ale wciąż nad tym wisi jedno, wielkie pytanie – po kija?
Podobnie rzecz się ma z finałem i wyrokiem na Horizon. Po co i dlaczego? Cholera wie, liczę, że następne epizod udzieli kilku odpowiedzi, bo pytań się tu jednak trochę nazbierało. Obsada też nieco się przerzedziła, więc podejrzewam, że w następnym wrócą na scenę postaci zepchnięte na dalszy plan. Niemniej, to jest odcinek, po którym faktycznie można mieść nieco dość tej serii. A to w końcu jeszcze nawet nie półmetek…
Odcinek 4
Czasowo znowu mieliśmy przekrój przez większą część dnia, choć największy nacisk położony była na wydarzenia wieczorne. Tori i Masazumi zeszli na dalszy plan, za to centralną postacią był tym razem Sakai, któremu jednak rozwój wydarzeń nie dał zbyt wielu okazji do kozaczenia. Generalnie, szkoła przestała odgrywać ważniejszą rolę, zaś całość rozgrywała się na linii Sakai – Tadakatsu, chociaż swoje pięć minut dostała także Kazuno. Natomiast Futayo okazuje się nawet całkiem trzeźwo myślącą panienką, choć została postawiona przez ojca w niezbyt łatwej sytuacji. Co ciekawe, po tych czterech odcinkach nadal nie daje się w zasadzie ustawić postaci (tych decydujących o czymkolwiek, bo o Torim i jego bandzie nie mówię) na pozycjach „dobry‑zły”. A to całkiem obiecujące, nie powiem.
No i wreszcie – pierwsza od czasów pierwszego odcinka efektowna walka, tym razem w stylu „Mechem, magią i mieczem”, muszę przyznać, że udana. Pasowałoby to nawet do Exalted.
I na koniec – już rozumiem, czemu odpadłem od tego anime kilka lat temu. Horizona po prostu nie da się oglądać w trybie jeden odcinek na tydzień, bo nie ma szans spamiętać tego wszystkiego i dalej jechać ze zrozumieniem. Zdecydowanie, seria do oglądania w całości.
Odcinek 3
Odcinek trzeci
Zacznijmy od kwestii czasowych – odcinek zaczyna się wcześniej niż dwa poprzednie, zaś kończy później, zaliczając większą część tego dnia i wprowadzając na scenę nowe postaci – ojca Masazumi oraz dwie postaci z Tres Espana – Muneshige i Gina.
Znowu trochę wyjaśnień, choć tym razem na dalszy plan schodzi historia świata, a na pierwszy plan wysuwają się problemy osobiste bohaterów – w zasadzie głównie Toriego. Dowiadujemy się o tym, czym było to nieszczęsne Remorse Way z poprzedniego odcinka oraz jak zginęła Horizon, z którą Tori chce się teraz umówić. Zapachniało to nieco Ludwikiem z „Rewolucji według Ludwika” i tego rodzaju hobby. Swoje pięć minut znowu miała Masazumi Honda, która wyrasta powoli na drugą, co do ważności, postać w tej serii – choroba wie, czy nie ciekawszą od głównego bohatera. Choć na pairing materiałem są cokolwiek średnim, ale kto wie? Jak już przy Torim jesteśmy, to warto odnotować, że Kimi dalej zachowuje się jak na siostrę przystało.
Choć odcinek miał charakter głównie osobisto‑komediowy, to pod koniec zaczęło się dziać coś więcej, kiedy jedna z lalek, zapewne Mikawy, zaatakowała żołnierza z Tres Espana. Zapowiada to, że w kolejnym odcinku będzie się działo pewnie więcej, a opowieści o złudzeniach spokoju i plotkach na temat końca świata wspomniane w finale dość jednoznacznie to potwierdzają.
Ten odcinek to także dwie dość wesołe, ale udane scenki – pierwsza ze wstawioną Makiko i druga z pokazem szermierki macanej w wydaniu Tadatsugu. No i coś, co podoba mi się bardzo, czyli te latające miotły. Patent niby klasyczny, ale fajnie rozwinięty.
Odcinek 2
No właśnie, dużo się w tym odcinku mówi, a mniej – dzieje, na dodatek, nawet te rozmowy nie przyspieszają szczególnie niczego. Inna sprawa, że sporo tu nawciskano w drugim i trzecim planie – ot, przelatuje sobie statek, więc przy okazji dowiadujemy się o tym, do kogo należy i o istnieniu broni inspirowanej siedmioma grzechami głównymi.
Co było natomiast miłą niespodzianką, to współpraca Toriego z Kimi, pokazująca, że jednak są rodzeństwem, które całkiem nieźle się dogaduje, mimo tego ciągłego powtarzania „Głupi bracie”, „Głupia siostro”.
Aha, obsada (w sensie ta jej bardziej ludzka część) sprawia wrażenie cokolwiek zdatnej do shippowania. Zaś najwięcej sympatii jak na razie budzi chyba we mnie Makiko‑sensei.
Re: Odcinek 2
Ona jest najlepszą postacią w serii.
Poważnie.
Re: Odcinek 2
Odcinek 1
Odcinek pierwszy – i od razu pojawia się wątpliwość, czy to, co oglądamy, jest na serio, czy dla jaj. Projekty postaci walą groteską, nie tylko ze względu na rozrost klatek piersiowych niektórych bohaterek lub też ich fryzury, ale także dziwaczne stworki w rodzaju blobów a'la Dragon Quest czy jakichś gołych facetów lub hindusa z curry. Jak się to widzi, to automatycznie nastawia się na parodię. Dalej mamy nawet całkiem efektowną gonitwę z bijatyką – zrobioną cacy, choć znowu, efekciarskie walki przetykane są humorem. Inna sprawa, że tu się to akurat nawet sprawdza. Bohaterów tu całkiem sporo i seria zyskałaby, gdyby zastosować tu znany choćby z LOGH zabieg z wyświetlaniem imienia, nazwiska i jakichś informacji o postaci, kiedy pojawia się ona na ekranie.
Kwestią oddzielną jest to, że bohaterowie cały czas o czymś rozmawiają. O czym? Tego widz nie rozumie niemal do samego końca, bo dopiero przy napisach końcowych lektor zapoznaje nas ze skróconą historią świata, która jako tako (ale bardzo „jako tako”) zaczyna sprawiać, że coś tam gdzieś tam zaczyna układać się w całość. Bynajmniej nie jest to całość logiczna – co to, to nie, to nadal chaos, ale jakby już lekko ujarzmiony.
Jeśli chodzi o postaci – pierwszy epizod daje dość skromną ilość danych, charakteryzując każdą z nich przez jakąś konkretną cechę – nauczycielka jest badass suczą z wysokim levelem, Tenzo, których wygląda nieco jak Terry Bogard, jest zbolem i ma mecha‑szintositycznego inkwizytora, Asama to jakaś tam miko czy coś w ten deseń, anielice robią za fanserwis yuri. Nate, której włosy powinny być główną bronią, nie lubi się z Kimi/Bel Fiore czy jak jej tam – siostrą głównego bohatera, której z kolei kluczowym atrybutem są cycki. Był tam jeszcze ktoś, ale po pierwszym obejrzeniu nie sposób tego ogarnąć. No i kwestia głównego bohatera – jest irytującym, sparkalającym na dodatek, bubkiem, który sprawia wrażenie, że chciałby być gierojem, ale mu do tej pory niezbyt to wychodziło. Niemniej, jego bezpośredniość jest na swój sposób ujmująca.
Pierwsza piątka odcinków to ten sam dzień, tylko z różnych punktów widzenia, tak wynika z informacji z RC. Tu mieliśmy wydarzenia pokazane od godziny 8 do 9. No nic, zobaczymy, jak mu pójdzie dalej (bo prawdę rzekłszy, z poprzedniej próby oglądania, którą skończyłem na 4‑5 odcinkach, nie pamiętam już chyba nic).
Re: Odcinek 1
Nah, to jest komedyjka.
Co do postaci to w sumie wszyscy są całkiem fajni… Poza no właśnie głównym bohaterem i bohaterką :P
Re: Odcinek 1
Re: Odcinek 1
Teraz też nie przechodzi, ale przynajmniej dostaje się całkiem całkiem lekką szaloną serię :P
Re: Odcinek 1
nie martw się, zaskakująco wiele osób tego nie ogarnia, nie jesteś jedyny.
Re: Odcinek 1
Re: Odcinek 1
Re: Odcinek 1
Re: Odcinek 1
To już było w Naruto, różnica jest że nie jest fighterem tylko dawcą many i że biega za dziewczyną a nie chłopakiem ;P
Kapuje koncepcje twórców że główny bohater jest jak szachowy król, ważny ale słaby. Toori był nawet znośny w sezonie 1, ale potem w sezonie 2 przez 80% czasu powtarzał gag że biega na golasa, który się szybko znudził jak i on sam.
I przez ten cały czas coraz więcej postaci udowadniało, że to one mogły być bohaterem głównym i seria by na tym nie straciła. I to do stopnia, że w sezonie 2 głównego bohatera zrobili z trzecioplanowca z sezonu 1 dając mu mniej więcej ten sam wątek jaki miał Toori w sezonie 1, który zresztą w tym wykonaniu bardziej mi się spodobał.
super
Re: super
Przynajmniej potrafię rozróżniać płcie.
Jak sam Molu powiedział:
Cóż, jestem skromnym recenzentem rozrywkowych kreskówek i moje recenzje są pisane pod generalną publikę, która nie będzie do oglądania anime podchodzić jak do analizy Ulissesa. Horizon to dobry spektakl i niezłe komediowe anime z całkiem sympatycznymi postaciami (choć główna para to najsłabsze postacie), moja recenzja była generalnie pozytywna pomimo wypuklenia co może zrazić generalną widownie.
Jeżeli zaś ktoś uważa że moja recenzja nie dostrzega trzydziestego szóstego dnia i wielce tym pokrzywdziłem tą serię… Każdy może napisać recenzje alternatywną, tak samo jak każdy może gadać „wiem o anime więcej niż recenzent, ale nie będę mówił co” :)
KSNH
Anime ma tylko jeden defekt – trzeba myśleć podczas jego oglądania. Dla niektórych jest to przeszkoda nie do pokonania. Niestety fanservice zachęca raczej tę mniej rozgarniętą widownie, którą interesuje tylko mordobicie i wszędobylskie cycki, a dla nich fabuła jest debilna, bo nic nie rozumieją. Swoją drogą nie wyobrażam sobie, jak można cokolwiek zrozumieć podczas jednokrotnego obejrzenia serii (w dodatku z obcojęzycznymi napisami). Ja żeby przetłumaczyć Horizona (i go zrozumieć) obejrzałem go paręnaście razy.
Po co na siłę komplikować fabułę własnymi (kompletnie niczym niepotwierdzonymi) rozważaniami? Powtarzasz brednie, które napisał jakiś Amerykanin, zamiast samemu pomyśleć nad tym, co wynika z fabuły. Tym samym skutecznie zniechęcasz do oglądania sięgnięcia po tę serię.
Usunięto linki do nielegalnych źródeł. Moderacja
Niestety...
Re: Niestety...
Problem tkwi w tym, że ekranizacja nie poradziła sobie zupełnie z przekazaniem zasad i budowy świata, bez których ciężko się rozeznać w sensie pokazanych wydarzeń. Osobiście polecałbym zapoznać się z nimi z zewnętrznego źródła przed seansem, wtedy zachodzące wydarzenia są jasne i zrozumiałe.
Recenzja i wrażenia z oglądania
Re: Recenzja i wrażenia z oglądania
Niczego, on zwyczajnie mnie ani chłodzi ani nie grzeje. Ma zabawne momenty, gdzieś tam jakiś dobry, ale lolrandomowcy to nie mój typ bohatera.
Hm....
Re: Hm....
Re: Hm....
Nie ma mojego fetyszu, wielkich robotów z cyckami które wystrzeliwują się jak pociski, odpada.
Poza tym, wyrażasz się tak mądrymi słowami, a nie wiem co ty właściwie mówisz :o
*czyta ponownie* Hmm… cośtam chyba się nie podoba że wspomniałem IS w recenzji. Ty chyba równie zrozumiałeś po co wspomniałem IS i co o nim powiedziałem jak ja rozumiem ciebie ;P
Akurat to nie haremówka, MC jest zainteresowany tylko jedną osobą, stosunek facetów i kobiet jest w miarę równy, a część jest z sobą w relacjach albo w żadnych relacjach. Ecchi to też takie słabe, ot jedna cycata panienka zrobiła lekki striptiz, a MC chwycił parę biustów :P Może wersja BD ma mniej cenzury, ale nie oglądałem.
Re: Hm....
Re: Hm....
Ale poza tym że to było idiotyczne (jak MC, dla mnie Masazumi jest bohaterką tej serii), to też taki lekki materiał.
Re: Hm....
Re: Hm....
Gamer2002 - Genialna recenzja...
Nie no ale naprawdę serio piszę. Po obejrzeniu tej serii tv byłem totalnie zdezorientowany, ale poukładałem to sobie wszystko samemu, tym czasem Ty napisałeś tą recenzję i wszystko zepsułeś :P Wszystko, bo wszelkie moje pomysły dotyczące tego anime zostały brutalnie zniszczone przez twoją recenzję :D Domyślam się jedynie, że chciałeś dobrze i tak jak twórcy przedobrzyłeś zagłębiając się w fabułę aż nadto. Jak dla mnie to fabuła jest tu prosta jak konstrukcja cepa, a po przeczytaniu recenzji poczułem się jakbym dostał w twarz :) Chciałeś dobrze, chwali się to ale przedobrzyłeś :P
Re: Gamer2002 - Genialna recenzja...
Re: Gamer2002 - Genialna recenzja...
Don't worry, be happy.
Re: Gamer2002 - Genialna recenzja...
wow
za duzo postaci, za duzo tytulow dla kazdej postaci, za duzo historii, zbyt pogmatwana fabula, za duzo niezrozumialych mocy, za duzo bezsensownych wspomnien i tlumaczen.
za. duzo. zbyt. duzych. komicznie. ogromnych. cyckow.
ja rozumiem ze targetem sa nastolatkowie, ale nawet fanserwis powinien miec jakies granice. przynajmniej dobrego smaku.
kilka dobrych zartow, luzny glowny bohater.
i drugi sezon w lecie 2012. cholibka.
Re: wow
a)główny bohater nie jest bezpłciową ofiarą losu – zboczeniec z poczuciem humoru i jasno ustawionymi priorytetami to miła odmiana.
b) fanserwis w tej serii wyraźnie pełni formę dodatku do reszty, co cieszy, bo tym samym nie przeszkadza, a wręcz umila oglądanie (choć fakt faktem, momentami te cycki są ogromne…)
c)drugi sezon ma szansę być o wiele bardziej udany, ze względu na świetne wyniki sprzedaży
Trzymam za Horizona kciuki.
Re: wow
I jako tzw wisienka na torcie postacie typu gadający blob i koleś z oczami na czapce… Dżizas…
PS: można by dodać jakieś inne wyróżniki do listy? Supermoce i Magia się zdecydowanie kwalifikują.
Nie martw się, wszystko pokryję.
Kto mi wyjaśni...
Mam za sobą pięć odcinków… trzy pierwsze były o niczym, już miałem porzucić ten tytuł a tu nagle w dwóch kolejnych „coś” się zaczęło dziać. Coś… no właśnie… ale o co tu chodzi?! Jak wcześniej nie było fabuły tak teraz nastąpił nuklearny wybuch fabularny, z tym że chyba przeoczyłem start bomby, bo to co tu obejrzałem do tej pory, nie trzyma się kupy. Bezsens jaki się niesie z echem kolejnych odcinków mnie po prostu przerasta O_o Powiedzcie, że nie jestem jedynym, który nie ma pojęcia o czym jest to anime…
Poza samą fabułą mamy tu jeszcze zoo. Zoo w postaci… postaci :) Już dawno nie widziałem aż tylu odmieńców/wygibasów/fenomenów w jednym miejscu. Szczególną uwagę przyciągają… klatki piersiowe bohaterów płci pięknej. Nie powiem, kreska mi się podoba ale nie jest to coś co chciałbym zobaczyć w poważniejszym tytule. Tutaj pasuje, w innym tytule bym ją wyklinał. Muzyka? Jaka muzyka? Kilka piosenek maglowanych w kółko to trochę za mało, by zrobić z tego jakiś soundtrack… nic ciekawego w tej kwestii.
Re: Kto mi wyjaśni...
Nie, nie jesteś.
Re: Kto mi wyjaśni...
Choć owszem, ja też tego do końca nie ogarniam.
Re: Kto mi wyjaśni...
Bazowo w przyszłości ludzkość osiągnęła poziom kosmicznej boskości ale wszystko popsuła i cofnęli się na Ziemie która w większości nie nadawała się do życia. Pod wpływem religijnych przekonań uznano, że jeżeli ponownie odtworzy się całą historię spisaną w świętych księgach ludzkość ponownie osiągnie kosmos. Tylko że niefortunnie dla Japonii ona stała się terenem odtwarzania historii a statek‑stolica gdzie żyją bohaterowie nie posiada autonomii. Dodatkowo w odcinkach 4 i 5 kliknij: ukryte władca Mikawy uznał że całe te odtwarzanie historii jest nudne, stworzył 9 broni kompletnej destrukcji i wysadził swój kraj w powietrze by zapoczątkować wojnę która doprowadzi do końca świata by życie stało się bardziej ekscytujące.
Jest jeszcze masa szczegółów których sam nie ogarniam, ale nie przejmuje się, ten stuff jest odlotowy. Jest to połączenie Final Fantasy 8/13, Dynasty Warriors i SRW: Endless Frontier ze wszystkimi wadami i zaletami tych tytułów.
Re: Kto mi wyjaśni...
Re: Kto mi wyjaśni...
FF 8/13 bo ma to nieposkładana fabule gdzie twórcy za wiele nawrzucali łącznie z dziwactwem :P
Re: Kto mi wyjaśni...
Re: Kto mi wyjaśni...
Re: Kto mi wyjaśni...
Re: Kto mi wyjaśni...
Mam wrażenie, że rzecz jest jednak zbyt jajcarska, aby miała nawet szanse stać się kolejną tru serią z Sunrise. Potrzeba jednak jeszcze jednego‑dwóch odcinków, by jasno stwierdzić, co się z tego urodzi.