
Komentarze
Sakamichi no Apollon
- Najlepsze szkolne okruchy, a raczej historia : Bez zalogowania : 22.09.2020 23:14:40
- Genialne, gdyby nie to zakończenie... : Uratugo : 20.09.2017 22:51:01
- My favorite things : ukloim : 9.08.2017 16:58:42
- Re: Pytanko. : J ♣ : 13.04.2016 23:36:46
- Re: Pytanko. : Ciku : 13.04.2016 23:15:06
- Re: Pytanko. : Easnadh : 13.04.2016 22:53:37
- Re: Pytanko. : Impos : 13.04.2016 22:48:44
- Re: Pytanko. : Ciku : 13.04.2016 22:43:14
- Re: Pytanko. : Easnadh : 13.04.2016 22:32:08
- Pytanko. : Ciku : 13.04.2016 21:49:01
Najlepsze szkolne okruchy, a raczej historia
Zwolennicy romansów nie wiem, czy będą szczęśliwi, ale Ci, którzy lubią prawdziwe historie w anime – mogą być naprawdę zadowoleni.
Plus muzyka jazzowa.
Dla mnie – najlepsze pod wieloma względami.
Genialne, gdyby nie to zakończenie...
Wszystko jest z jednej strony stosunkowo schematyczne, ale z drugiej udało się twórcom zachować duży poziom indywidualności. Nawet początkowo zapowiadany trójkąt (jak w prawie każdej serii) okazuje się pięciokątem, i to świetnie poprowadzonym, pozbawionym zbytniej dramaturgii i karykatury. Było to o tyle świetne, że łatwo było popaść w groteskę albo ecchi.
Postacie niby schematyczne, niby niespecjalnie oryginalne, a jednak tak rzeczywiste i zachowujące swoją indywidualność, że bardzo ich polubiłem- wszystkich, od Kaoru, po wujaszka Tsutomu.
Fabuła jest bardzo okruchowa i właściwie trudno tu mówić o jakiejś fabule sensu stricto: bardziej to wygląda, jak „z kamerą wśród ludzi”, dzięki czemu mamy szansę obserwować (nie)zwykłe życie kilkoro Japończyków w naturalnym środowisku lat 60 XX wieku. Duży plus.
Jazz świetny, soundtrack również. Kreska ładna i charakterystyczna. Nie było fajerwerków, ale po co one? Wszystko było w jak najlepszym porządku.
Jakieś minusy? Fabuła moim zdaniem brnęła trochę za szybko do przodu, ale plusem w minusie jest to, że właściwie nie było tutaj nudnych momentów. Troszkę drażniły mnie te wieczne podchody i niedopowiedzenia między bohaterami, ale nie było to aż tak rażące. Jedyne, do czego TAK NAPRAWDĘ muszę się przyczepić, to zakończenie…
kliknij: ukryte Nie zagrali na festynie, bo był wypadek? ok, pomysł nie był zły. Sentaro uciekł z domu? To też niezły pomysł fabularny. Sentaro został księdzem? To wręcz genialne! Po głębszym zastanowieniu, pomimo szoku, jaki wywołuje ten fakt, właściwie ta rola nie jest taka oderwana od niego. Sentaro, to człowiek pełen ciepła, uczynności, dobrego serca, charyzmy i widocznie również wiary, bo choć nigdy nie było gadki o Bogu, to jednak chłopak regularnie uczęszczał na msze, nosił różaniec, miał dobry kontakt z księdzem… W dodatku nie miał szczęścia do kobiet. :) Gdyby trochę inaczej poprowadzili ten wątek, to z pewnością dałbym tej serii dyszkę. Ale niestety…
Sentaro opuścił rodzinę i przyjaciół. Zostawił przyjaciół, którzy znaczyli dla niego bardzo wiele. Zostawił piwnicę, która była dla niego czymś bardzo ważnym. Aż w końcu zostawił swoją rodzinę, pełną dzieciaków, dla których był nie tylko starszym bratem, ale pełnił również rolę ojca i autorytetu. Nie mówiąc już o Saki, która- kto wie- prawdopodobnie do końca życia będzie się obwiniać za całą sytuację… Odszedł bez słowa pożegnania. Tylko najgorsze w tym wszystkim jest to, że sama końcówka sugeruje nam, że Sentaro „po prostu” ułożył sobie nowe życie, bez żalu i poczucia winy. A Ritsuko i Kaoru tak po prostu przyjechali do niego, jak w odwiedziny od dawna niewidzianego przyjeciela… Nie kupuję tego- tak na poziomie intelektualnym, jak i emocjonalnym.
Dlatego daję tej serii „tylko” dziewiątkę. Serię zakończyłem z bólem serca i poczuciem nielogiczności.
My favorite things
Pytanko.
Pytanie
Perelka
vvvv
Podobało mi się
czegoś mu brakowało.
La fonda chyba sięgnę po mangę, bo mam spory niedosyt. Ostatnie odcinki są dla mnie chaotyczne i nie wiem co się stało.
Chcę więcej takich anime :).
Już dawno nie oglądałam tak przyjemnego anime. Zazwyczaj spotykałam tytuły, w których jest przesyt dziwacznych osobowości, magii, romansu, dziwnych stworzeń i nieludzkich mocy. \'Sakamichi no ...\' choć nie posiada bardzo spektakularnej fabuły, bardzo dobrze się ogląda. Jeżeli ktoś jest miłośnikiem muzyki, zwłaszcza jazzu, ta pozycja jest niemal obowiązkowa, podobnie jak dla fanów rock\'n\'rolla \'Beck, Mongolian Chop Squad\'. Ja co prawda nie jestem miłośniczką jazzu, ale lubię od czasu do czasu posłuchać dobrej, czarnej muzyki. Ten serial daje mi taką możliwość :).
Z głównych postaci najbardziej na plus jest postać Sentarou. Prosty chłopak ze wsi, biedny jak mysz kościelna, na pierwszy rzut oka chuligan i Mike Tyson w wersji japońskiej. Z drugiej jednak strony jest to chłopak o wielkim sercu i choć przywdział pozę luzaka, wymięka w obliczu kobiety, która jest dla niego ważna. W dodatku równy z niego kompan, nie tylko do wspólnego grania :). Żeby dobroci stało się za dość, bardzo ucieszyłam się z głosu Yoshimasu Hosoi, którego kojarzę z roli Araty w \'Chihayafuru\' :). Bardzo podoba mi się jego głęboki, męski głos. Ten seyuu podkłada głos pod drugą postać, którą najbardziej polubiłam. W najbliższym czasie muszę zapoznać się z innymi jego rolami :). Nieco bladziej wypadają Kaoru oraz Ritsuko. Kaoru momentami okazywał się nieznośnie zaborczy i niezdecydowany, a Ritsu trochę za bardzo nieśmiała. Mniemam jednak, że jest to wina japońskiej mentalności, która nie pozwala na ujawnianie prawdziwych uczuć. Gdyby jednak każdy Japończyk był tak nieznośnie skryty, już dawno na świecie nie byłoby tego narodu ;).
Jestem zadowolona z obejrzenia całego serialu. Bardzo przyjemne, ciepłe, spokojne, ale niezamulające anime. Udanym zabiegiem było stworzenie muzycznej oprawy całej historii. Niezbyt często można natknąć się na tytułu o muzykach – amatorach. Gra na fortepianie Kaoru chwyta za serce, a perkusja Sentarou ukazuje wszystkie emocje, targające bohaterem w trakcie gry. Lubię dobrą muzykę, dlatego nie żałuję, że zabrałam się za ten tytuł. Zwykle nie czytam opisów, więc nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać, dopóki nie spróbuję. W tym wypadku to był celny strzał w ciemno. Mam jedynie pewne zastrzeżenia co do oprawy graficznej. Od razu widać, że twórcy dysponowali niezbyt pokaźnym budżetem na realizację serialu. Kreska pozostawia bardzo wiele do życzenia. Na tle wielu innych anime nie razi jednak tak bardzo. Postaci wyglądają zwyczajnie, normalnie, nie wyróżniają się jakimś spektakularnie oczojebnym kolorem włosów i oczu, nie wyrastają im z głów antenki, kocie uszy i ogony. Normalność to jest to, czego ostatnimi czasy usilnie poszukuję w anime. Przesyt kiczu muszę w jakiś sposób zrównoważyć czymś zwyczajnym, dlatego polubiłam serie o szkolnym życiu. Gdyby poprawiono kreskę, anime byłoby doskonałe w każdym calu. Całości daję 9/10 pkt. Punkcik odejmuję za kreskę. Studio tworzące anime mogło się trochę bardziej postarać, ale póki co, nie zrobiło z postaci niekształtnych pokrak, z czego niezmiernie się cieszę :). Dawno nie miałam okazji oglądać serialu, który pokazuje normalne, codzienne życie, ale ani trochę mnie nie znudził. Plus za Sentarou. Mimo, że chłopak jest trochę nieokrzesany, jest chyba najfajniejszą postacią serii :).
Dobra seria - 7/10
Już od pierwszego odcinka oczarowuje nietypowym klimatem (lata 60', jazz), ciekawą oprawą graficzną, dobrą animacją i muzyką. Nie jest to kolejna typowa szkolna love story (jakich wiele), lecz produkt skierowany do starszego i bardziej wymagającego widza.
Oceniłabym tą serię wyżej, jednak końcowe odcinki trochę mnie zawiodły. Twórcy chyba zapomnieli że muszą zmieścić się z adaptacja mangi w zaledwie 12 odcinkach i nieco źle rozplanowali akcję, gdyż finał toczy się bardzo szybko i pozostawia widza ze zbyt dużą liczba pytań i niedomówień (podczas gdy wcześniej następowało parę zbędnych dłużyzn). Cóż, może warto w tej sytuacji sięgnąć po mangę i tam poszukać odpowiedzi na dręczące pytania… :)
9/10
Kolejną piękną rzeczą w anime byli bohaterowie – podobały mi się ich charaktery. I nawet to, że nie lubię jazzu… Kurcze, ten, który grał Sen i Kaoru wymiatał. Wspaniałe… I te miłosne problemy… Świetne. Chcę znaleźć więcej takich serii do oglądania! ; D
Dwunastoodcinkowa, ciekawa pozycja z gatunku josei.
Pierwsze kilka odcinków – zachłysnąłem się z zachwytu, ta fabuła, ten pomysł, ta muzyka, bohaterowie, KLIMAT! Potem entuzjazm trochę opadł, ale seria niewątpliwie warta jest obejrzenia przede wszystkim ze względu na bohaterów, którzy są wiarygodni, ich charaktery wyraźnie rozrysowane, motywy jasne, lecz nie na tyle przewidywalne, by wiedzieć, co wydarzy się w kolejnym odcinku.. To jest wielki plus tego anime, czyli realizm w ukazywaniu świata i jego bohaterów.
Kolejny punkt, czyli muzyka – wybrano świetne kawałki wpadające w ucho, miło się tego słucha, a ending jest po prostu cudowny, choć nie jazzowy.
Grafika staranna, zwłaszcza przyjemnie ogląda si koncerty.
W dwunastu odcinkach twórcy musieli opisać tę historię, która… widać momentami, że jest potraktowana skrótowo, bo czasu brak, a wątki jakoś zakończyć trzeba. Niemniej klimat jest na tyle wyrazisty, a fabuła ciekawa, że jest to anime udane.
Polecam miłośnikom spokojnych okruchów życia, dramatów, realizmu. Raczej się nie zawiodą.
8/10.
9/10
PS: bez znajomości mangi zrozumiałem wszytko, w komentarzach widzę, że niektórzy mieli problemy…
Sakamichi no Apollon
Daję 8/10 – podobało mi się.
Oklaski!
Rozumiem, ze anime jest adaptacją mangi i watro sie do tego odniesc, ale w jednym akapicie, nie co czwartym zdaniu.
Mozna dac 7/10, ale, na boga, nie za to, ze w mandze bylo wszystkiego wiecej. Czy ktorykolwiek odcinek anime nużył i zmarnowal swoj czas ekranowy? Mi seanse mijały w mgnieniu oka.
Prawie nic recenzentka nie napisala o settingu w latach 60 (poza tym, ze jest i nie bylo ajfonow), a szkoda.
Dobrze, ze chociaz Watanabe dostal jedno (sic!) zdanie w recenzji…
Długo musiałam czekać
wciągające