
Anime
Oceny
Ocena recenzenta
5/10postaci: 5/10 | grafika: 5/10 |
fabuła: 5/10 | muzyka: 5/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Kadry




Top 10
Wild Arms - Twilight Venom
- ワイルドアームズ トワイライトヴェノム

Kolejne przygodowe anime na podstawie gry. Przeciętność doskonała.
Recenzja / Opis
Dziesięć tysięcy lat temu na planecie Fargaia po straszliwej wojnie bogini Laila pokonała i zabiła króla demonów, Kianu. Pozostałościami tamtych czasów są nieznane współcześnie technologie, a także moce, którymi obdarzeni są niektórzy ludzie. Mówi się, że tylko ci, w których żyłach płynie krew rasy demonów, mogą używać potężnych broni, nazywanych ARMS – broni, które strzelają nie samymi pociskami, a ładunkami mocy, czerpanymi z sił życiowych ich właściciela.
Z pewnością nie takiego łupu oczekiwały Loretta i Mirabelle, włamując się do jednego z najlepiej strzeżonych więzień Fargai. Nie dość, że przyczepił się do nich korzystający z możliwości ucieczki skazaniec, to jeszcze w ukrytej, zabezpieczonej komorze spoczywał uśpiony… dziesięcioletni chłopiec?! Który w dodatku po obudzeniu twierdzi, że nazywa się Sheyenne Rainstorm, ma 25 lat i jest właścicielem jednego z ARMS…
Jest w tym jakaś szczypta prawdy. Sheyenne trzy lata wcześniej wdał się w strzelaninę, w której został śmiertelnie ranny, i najwyraźniej w tej chwili znajduje się w tymczasowym ciele. Gdzie jednak jest jego własne? Sheyenne w towarzystwie wyżej wspomnianego więźnia, doktora Kiela Aronnaxa, wyrusza na poszukiwanie swojego ciała. Kto i dlaczego je ukrył? Jaki jest związek pomiędzy Sheyennem, Lailą i Kianu?
Istnieją serie, które trudno określić jako jednoznacznie złe, ale które nie zawierają absolutnie niczego, co pozwoliłoby im się wzbić ponad absolutną przeciętność. Fabuła w znacznej większości składa się z oderwanych odcinków, które można by układać w dowolnej kolejności, dość jasno przypominających, że mamy do czynienia z produkcją na podstawie gry komputerowej. Bohaterowie a to szukają jakiegoś skarbu, a to komuś pomagają, a to rozwiązują jakąś zagadkę. Nie trzeba dodawać, że za każdym razem drogi Sheyenna i Aronnaxa oraz Loretty i Mirabelle w jakiś sposób się krzyżują… Oraz że każda drużyna jest wyposażona w króliko‑wiewiórczą maskotkę, niebieską dla chłopców, a różową dla dziewcząt. Obowiązkowy dramatyczny finał charakteryzuje się wyciąganiem rozlicznych królików z kapelusza scenarzysty, co nie zapobiega temu, że zarówno fabuła, jak i konstrukcja świata są dziurawe jak przeciwnicy Sheyenna po starciu z nim.
Świat tym razem jest stylizowany na okolice Dzikiego Zachodu – oczywiście tylko wtedy, kiedy twórcom to na rękę, bo swobodnie mieszają w to zarówno smoki, jak i statki kosmiczne, lasery, zapomniane technologie i moce parapsychiczne. Takie zestawienia może być całkiem przyjemne w grze – każde z czwórki bohaterów ma inną specjalizację, a co za tym idzie, inne możliwości, niestety nie służy jednak spójności świata (czym, u licha, mają być ewidentnie magiczne karty, którymi posługuje się Loretta?). Jeśli ktoś chce obejrzeć lepszą stylizację, poleciłabym mu sięgnąć po Triguna...
Również idealnie przeciętne są postaci. Wyszczekany dzieciak ze złotym sercem i tajemniczymi mocami – odhaczony. Wielki mięśniak – odhaczony. Ponętna złodziejka i łowczyni skarbów, zapalona hazardzistka – odhaczona. Jej towarzyszka – słodka nastoletnia panienka – odhaczona. Postaci drugoplanowe w ogóle nie dają się zapamiętać, a obowiązkowy po stronie Złych bishounen z nieznanych przyczyn mówi głosem sześćdziesięciolatka. Tak naprawdę jednak są w Wild Arms dwie postaci udane – są nimi obie maskotki. Jerusha i Isaac nie są rozkosznie słodkimi i nieporadnymi stworkami – pochodzą ze starej rasy, mają po kilka tysięcy lat, oboje są już doświadczeni w życiu i wcale nie mają przesadnie dobrych charakterów. Moją sympatię wzbudziła szczególnie Jerusha – obdarzona zachowaniem dojrzałej kobiety i lekko cynicznym głosem, dosłownie kradnie każdą scenę, w której występuje. Co jednak można powiedzieć o serii, której najciekawszymi bohaterami jest para maskotek?!
Pod względem technicznym anime to również nie wyróżnia się z tłumu innych. Nie ma tu poważnych usterek, ale brakuje oryginalności, czegokolwiek, co uczyniłoby grafikę wartą zapamiętania. Muzyka w tle istnieje i z tła nie wychodzi; krótki opening jest wyłącznie instrumentalny, natomiast śpiewana w endingu piosenka nie podobała mi się wyjątkowo.
Mam wrażenie, że znam jedno właściwe zastosowanie dla Wild Arms. Powinno ono zostać zdubbingowane, ocenzurowane z fragmentów brutalnych i dwuznacznych aluzji, a następnie wyemitowane w telewizji. Wówczas starsi fani japońskiej animacji wzruszaliby ramionami na wzmiankę o nim, natomiast młodsi zapełnialiby fora internetowe płomiennymi postami o tym, jak straszliwie „poszlachtowano” i popsuto doskonałą serię. Można by się wtedy bowiem łudzić, że nienaruszona całość jest znacznie lepsza…
Trzeba uczciwie powiedzieć, że akcja poszczególnych odcinków jest wartka, dialogi gładkie, a niektóre gagi (nie jest to seria stricte komediowa, ale zadbano i o ten aspekt) nawet naprawdę zabawne. Całość jednak tonie w straszliwej przeciętności i chociaż nie przypuszczam, by Wild Arms mogło zdecydowanie odrzucać, to jednak nie umiem z czystym sercem go polecić.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Bee Train |
Projekt: | Kanami Sekiguchi, Kenji Teraoka |
Reżyser: | Itsurou Kawasaki, Kouichi Mashimo |
Scenariusz: | Hideki Mitsui, Itsurou Kawasaki |
Muzyka: | Kou Ootani |