x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
+ Gdy przymkniemy oko na zbyt eksponowane cycki i średnio udany romans, całość jest… ciekawa! Super wojownik i królowa demonów próbują osiągnąć pokój i dobrobyt ograniczając przemoc (w każdej skali) do minimum.
+ Fabuła skupia się na wątkach ekonomicznych (rolnictwo, handel), religijnych i społecznych. Większość jest uproszczona, ale tragicznie nie jest.
+ Grafika, szczególnie śliczne „rozmyte” plansze.
+ Brak imion. Ciekawy zabieg.
+ CUDOWNY ending w wykonaniu Akino Arai! A do niego pomysłowa i urocza grafika podczas napisów końcowych.
+ Animacja cycków.
Minusy:
- ZBYT KRÓTKIE! Przez to mamy liczne przeskoki czasowe i dużo „dziur”. Do tego trochę zbyt duże natężenie „przełomowych nowości” w świecie na przestrzeni tylko 12 epków.
- Romans głównych bohaterów/trójkąt miłosny.
- Brak ciągu dalszego :( Kurde, smutno mi, że nie ma więcej.
Dodam jeszcze, że naprawdę warto zacisnąć zęby i przebrnąć przez pierwsze dwa epy (bombardowanie widza cyckami i nieudolnym romansem). Nie jest to może Wolf and Spice, ale anime o takiej tematyce trafia się baaaaaaaardzo rzadko.
A
Dearther
1.06.2014 19:46 Całkiem nieźle, ale gdzie reszta?
Nietuzinkowy pomysł. Trochę podobne do „Wolf and spice”, ale mimo to nico inne. 8/10.
Postaci bardzo dobre 9/10.
Pomysł: 10*/10.
Animacje porządne 8/10.
Muzyka nie zapadła mi w pamięci, ale zła na pewno nie była 8/10.
Dlaczego więc ocena wynosi jedynie marne 8/10? Dlaczego fabuły nie nazywam po imieniu tylko piszą pomysł? Ponieważ anime było za krótkie… Rozpoczęło wiele fascynujących wątków, zaczęło odkrywać wspaniałe postacie o głębokiej psychice, przedstawiło rozległy świat i pokazało jak mógłby się zmieniać, ale w 12 odcinków nie poznałem postaci na tyle na ile bym chciał (dlatego anime straciło w tej kategorii punkty), świat dopiero zaczął się zmieniać i fabuła zaczęła rozwijać, więc przerwanie tak szybko nie ma żadnego uzasadnienia (i za to poleciała ocena ogólna). Jeżeli wyjdzie drugi sezon i utrzyma poziom wtedy całość na pewno będzie warta oglądnięcia i bez żadnych przeszkód otrzyma ode mnie 10*/10.
Według mnie seria nie najgorsza, owszem czasami wdawała się serią tylko dla ekonomistów, lecz fajnie przedstawiony świat, całkiem nieźle kamuflował wszystkie nieciągłości w ogólnym efekcie. Fabuła dobra, trochę przypomina „Grę o Tron”. Graficznie widać było parę oszczędności jeśli chodzi o dalszy plan, lecz nie wyszło to źle. Muzyka typowa do nastroju panującego w Maoyuu Maou Yuusha. Bohaterowie ciekawie przemyślani nie odpicowani byle jak. Ocena końcowa według mnie 9/10. Polecam ekonomistą i przyszłym przedstawicielom handlowym.
Fantasy z mieczami i rycerzami średnio mnie kręci, ale na szczęście niewiele tu tych elementów, choć świat kreowany jest na późne średniowiecze. Tylko że tak nieudolnie…
Już po kilku epizodach w oczy rzucają się bardzo liczne uproszczenia przedstawionego świata i to, co miało być oryginalne i ciekawe, wypada najgorzej, czyli te nieszczęsne wynalazki. Tak ogromny postęp na przestrzeni kilku lat? Straszna bzdura. Pomysły wyciągane z kapelusza, wymyślone i od razu opatentowane, działające, oczywiście idealnie sprawdzające się w praktyce.
Przedstawiona polityka też jest wersją dla dzieci, bo nieraz okazuje się tu, że dla przełomowych posunięć politycznych wystarcza jedna krótka rozmowa, bo tak szybko któraś ze stron zmienia zdanie. Gdyby to było takie proste, to dyplomacja by nie istniała, bo po co, skoro wszystko można załatwić jedną rozmową przez telefon. Inkwizycja żałosna, bardziej śmieszna niż budząca postrach, płytko przedstawione.
Zupełnie niepotrzebne w tej serii są elementy nadnaturalne, jakaś magia, latanie itp., zwłaszcza że nie jest to w żaden sposób usprawiedliwione, wyjaśnione, a ludzie dopiero trójpolówkę stosują.
Jeśli chodzi o bohaterów, to Bohater jest kompletnie do niczego. To ma być heros? Ten słynny zdobywca, taki mały chłopaczek, pozbawiony charakteru? On nawet dziewczyny nie potrafi pocałować, choć sama go o to prosi. Litości… Dorosły facet niby, a zachowuje się kompletnie niewiarygodnie. Jego umiejętności bitewne też nie są w żaden sposób potwierdzone czy pokazane, jedynie się o nich mówi, że są ogromne i to musi widzowi wystarczyć. Patrząc na tego wymoczka, jakoś nie zdaje mi się.
Władczyni Demonów za to całkiem sympatyczna, a jej piersi, o dziwo, ładne. Choć naprawdę duże, to narysowane w realistyczny sposób, nie podskakują nienaturalnie, nie sterczą jak fotoradary przy drodze, mają naturalny kształt i… bujają się. Tak, jak być powinno.
Oglądało się to w sumie nieźle, choć momentami czułem nudę.
Od razu uprzedzam ,że jeśli ktoś myśli ,że będzie tutaj sporo walki , to niech sobie odpuści^^(dopiero pod sam koniec coś się zaczyna dziać). To anime pokazuje metody utrzymania, usprawnienia ekonomii kraju i zatrzymania wojny , nie poprzez walkę ,ale zapobiegnięcie jej ^^
R
michas
2.06.2013 16:03 recka alternatywna
„Kraina Mordor, gdzie zaległy cienie. Godzina za pięć ósma.”
No epicko…siedzę i śmieje się jak wariat do monitora :D
Bardzo ciekawa ta recenzja alternatywna. Swoją drogą, lubię czytać takie recenzje. A już szczególnie, jeżeli recenzant daje wyższą ocenę niż posiada ta pierwsza. Dlaczego? Otóż zmieszać z błotem jest łatwiej – nawet jeżeli, nomen omen, dane anime na to zasługuje. A obrona to zupełnie inna para kaloszy.
Zanim zostanę rzucona na pożarcie trollom, którzy, bijąc pięściami o ziemię, krzykną: ''dlaczego ktoś miałby nie mieszać czegoś z błotem, jeżeli w jego opinii to shit?'', wyjaśnię: nie oglądałam Maoyuu Maou Yuusha. Nie wiem, czy to shit czy nie. I się nie dowiem, bo pomimo dobrej recenzji nie sięgnę po to anime.
Zegarmistrz zgrabnie zawarł interesujące myśli na temat świata, aczkolwiek momentami odniosłam wrażenie, że popełnił nadinterpretację. Na przykład w tym o maszynach. Nie oglądałam tego anime, podkreślam raz jeszcze, ale z kontekstu brzmiało mi to jakoś tak… jak zwykłe przeoczenie. Albo nie, nie przeoczenie. Urozmaicenie, o. Naprawdę sądzicie, że autor jest genialny i w całej swej epickości postanowił zrobić porównanie do historii Japonii? Może macie rację, nie będę gryźć, że się mylicie. Aczkolwiek według mnie jest to kwesta wątpliwa.
Nie obejrzę tego, bo to nie moje klimaty. Fantasy, ekonomia, spokój, nuda… Aczkolwiek jakoś tak mi się napisało, by autor recenzji wiedział, że taka jedna polska dziewczyna to przeczytała i jej się podobało. I takie miała rozkminy i uwagi. Pozdrawiam.
Problemem tego anime nie była nuda, ale tzw. „pacing” czyli tzw. tempo akcji. Dziury w scenariuszu (tzn. przeskakiwanie wydarzeń), skoki czasowe itp. Myślę, że są nawet ludzie, którzy Maoyu pokazaliby w szkole filmowej na wykładzie pt. „jak nie prowadzić fabuły”. Już wcześniej pisałem, że seria przypomina raczej recap, streszczenie serii (tak jakby seria właściwa poswtała np. kilka lat temu, a bieżąca była jej powtórką). Twórcy chcieli upchnąć jak najwięcej treści w tych 12 odcinkach, decydowały zapewene (jak zwykle) kwestie finansowe…
Dokładnie. Trafniej bym tego nie ujęła :). Narracyjny koszmar.
Na Wikipedii podają parę powiązanych ze sobą tytułów z tego uniwersum, mangi, LN, upchanie tego w 12 odcinkowej serii było pomysłem karkołomnym i jak widać nie do poprawnego zrealizowania. Szkoda.
Dodatkowym mankamentem, pochodzącym już jednak ze źródła, to te nieszczęsne imiona a raczej ich brak -_-". Strasznie to utrudnia zwłaszcza tłumaczenia xp choćby wspomniana już ta biedna Onna Kishi (która nawiasem mówiąc, razem z Meido Chō x3 wydała mi się najciekawszą i najsympatyczniejszą postacią x3 ).
Skończyłam 5 odcinek i nie mam do czego się przyczepić. Bardzo lubię charakter diablicy :) Bohater jest faktycznie typową postacią jednak para jest urocza :) Jeśli chodzi o brak akcji to ja uznaję to za plus. Jestem fankom spokojniejszych serii ze specyficznym poczuciem humoru. Wypowiem się jeszcze po zakończeniu anime. Na daną chwilę daję 9/10.
W języku polskim nie występuje słowo „rycerka”. Rozumiem, że znalezienie pasującego odpowiednika „Onna Kishi” czy „Female Knight” może być problematyczne, ale jednak wypadałoby wykazać się choć odrobiną szacunku dla ojczystego języka. „Wojowniczka” byłaby chyba dobrym kompromisem między dokładnością tłumaczenia a poprawnością językową.
Nie rozumiem w jaki sposób doszedłeś do wniosku, że wojownik i rycerz to inna para kaloszy. Przecież rycerz to nikt inny jak feudalny wojownik wywodzący się ze stanu rycerskiego. Każdy rycerz był wojownikiem, a jednocześnie większość wojowników, jako nie wywodząca się ze stanu rycerskiego, nie była rycerzami.
Jak rozumiem, właśnie dlatego, że nie było kobiet‑rycerzy, nie pojawiła się w naszym języku rycerka. Tak jak Anataru, uważam że rycerka jest przykładem nowomowy, podobnie jak ministra czy psycholożka albo chirurżka (chirurgini?). W tym przypadku szczególnie niezręczną, bo próbującą zmieniać nazwę profesji, która jest już tylko i wyłącznie częścią historii i jako taka powinna zostać pozostawiona w spokoju.
Słowo rycerz odnosi się wyłącznie do średniowiecznego wojownika feudalnego. Wojownik jest pojęciem szerszym i ogólnie określa każdego gościa posługującego się bronią białą.
Tak więc mamy wojownika wikingów, wojownika Zulusów, wojownika japońskiego, wojownika chińskiego, greckiego i perskiego.
Mam wrażenie, że mamy wspólny punkt widzenia na kwestię rycerza i wojownika, i obaj powiedzieliśmy to samo, w dodatku podobnymi słowami, dlatego zaskoczyło mnie twoje „absolutnie nie”. Z którą częścią mojej wypowiedzi na temat definicji rycerza nie zgadzasz się?
W takim razie wydaje mi się, że doszło miedzy nami do nieporozumienia, bo wydaje mi się, że obaj twierdzimy to samo i zgadzamy się ze sobą.
Pozwól, ze zacytuję, zaznaczając najistotniejsze:
Sezonowy napisał(a):
Przecież rycerz to nikt inny jak feudalny wojownik wywodzący się ze stanu rycerskiego. Każdy rycerz był wojownikiem, a jednocześnie większość wojowników, jako nie wywodząca się ze stanu rycerskiego, nie była rycerzami.
Z tych słów, jak sądzę, jasno wynika, że według mnie wojownik nie jest synonimem rycerza, bo do rycerstwa warunkiem jest szlachetne urodzenie. Rycerz jest wojownikiem, ale już wojownik nie musi być rycerzem. Tak jak w katolicyzmie ksiądz z definicji jest mężczyzną, ale już nie każdy mężczyzna jest księdzem.
Niestety. Anime zapowiadało się bardzo dobrze, liczyliśmy na Spice & Wolf w HD z większą ilościa fantasy, ale jakoś tak się to wszystko rozmyło… Walk wiecej niż w SW, ale ekscytujące nie są ani trochę z uwagi na przepakowanie głównego bohatera. Harem hijinks więcej, ale niestety w do bólu typowym wydaniu (w przeciwieństwie do oryginalnych sporadynczych hintów na wątek romantyczny w S&W), więc ciężko to uznać za zaletę. Siłą rzeczy ekonomii poświęcono mniej czasu, więc nie jest tak dokładna, a że pokazywała znacznie większą skalę, to znowu trzeba się było uciec do kolejnych ogólników na czym traciła seria. Główny bohater do bólu typowy wszelkim haremówkom, u głównej bohaterki wiecej uwagi poświęcono jej piersiom niż charakterowi… W zasadzie zostaje tylko interesujaca stylistycznie grafika, bo od strony muzycznej zachwytów nie ma. Jeśli ktoś cierpi na głód Spice & Wolf, moze obejrzeć Maoyuu Maou Yuusha. Złe anime to nie jest, ale dobre też nie. Jesli jeszcze nie widzieliście Spice & Wolf, zabierzcie się właśnie za serię z wilczycą zamiast MMY.
A
harpagon
11.05.2013 12:35
Dośc tandetny pomysł, a i wykonanie niespecjalne. Po dwóch odcinkach zanudziłem się. Przeciętniak do bólu.
Chyba nie nadaję się do tego typu seriach. Po większości rozmowach, wydarzeniach się wręcz ślizgałam, bo żadna mimo szczerych chęci nie potrafiła mnie wciągnąć. Spice and wolf, które również specjalnie nie podbiło mojego serca, wypada dużo lepiej w porównaniu do tej produkcji. Tam również miałam podobną sytuację co tutaj, jednak wszystko potrafiła mi wynagrodzić Horo. W tym anime Władca Demonów i Bohater, ich wzajemne relacje jak i oni sami byli… mdli. To sama blondowłosa dziewka, której określenia/imienia nie pamiętam i jakoś szczególnie przez to nie ubolewam. Już reszty nie będę wymieć, bo ich bezbarwność aż boli. Sama fabuła sprawiała wrażenie jakby nie wiedziała do końca o czym jest i co chciała przekazać. Tak jakby w jednym odcinku chciała nam dać trochę romansu, w innym walki, w kolejnym dramat, patetyczne przemówienia, a potem iście emocjonujące i trzymające w napięciu sprzedawanie i kupowanie pszenicy. 'Te pościgi, te wybuchy!' Z tym, że dosyć kiepsko to wyszło, bo żaden wątek mnie nawet w połowie nie zadowolił. Miało w sobie malutki potencjał, który nie został wykorzystany. Nie ma za to co narzekać na muzykę, czy grafikę. Nie były złe. Podsumowując, przyjemność oglądania Maoyuu Maou Yuusha można przyrównać do zbierania porzeczek. Kierując się odczuciami, naprawdę nie polecam. Jest dużo innych i ciekawszych serii. Chociaż i tak widziało się w życiu gorsze produkcje, więc jeszcze nie można aż tak bardzo narzekać.
Tak cosik po drodze straciłem wątek. To znaczy pogląd na kwestię: „a o czym to jest?”. Nie odzyskałem go do końca, choć momentami nie przeszkadzało mi to śledzić wydarzeń z czymś na wzór zaciekawienia.
Cóż, wciąż jednak był to zlepek wydarzeń, połączonych jedynie jednakowy „WTFem?” wypisanym na mojej twarzy, niezmiennie obecnym tam w chwili seansu. Nawet pomimo to kontynuowałem, a kolejne wydarzenia jakoś trawiłem, ale ostateczny efekt tego wszystkiego był zwyczajnie nijaki, a koniec serii przyjąłem z niezachwianą obojętnością.
Mam spore trudności w daniu zarówno obiektywnej i subiektywnej oceny. Anime miało wiele wad i „dziwactw” w sobie,ale broniło się ciekawymi pomysłami i potencjałem. Z jednej strony mi się podobało,ale gdy przyjrzymy się niektórym wadom to okazuje się,że anime już nie jest takie fajne jak wcześniej. Ciężko tu wystawić jakąś ogólną ocenę,ale jeżeli miałbym cokolwiek powiedzieć na koniec,to powiem że „czekam na kontynuacje”.
Narracyjny koszmar, akcja skacze z miejsca na miejsce dwadzieścia razy na odcinek, niepotrzebnych wątków jest tu całe zatrzęsienie, a niektóre sceny porażają naiwnością, a wręcz głupotą. Nawet jeśli to kwestia błędów z light novel, to reżyser powinien ruszyć głową i odpowiednio je pozmieniać – jak choćby przemowa kliknij: ukryte starszej z sióstr po uwięzieniu przez inkwizytorów – fakt, że pozwolono jej swobodnie gadać i podburzać tłum jest po prosty niepoważny.
Do tego ośmieszające błędy wynikające z niedopatrzenia – na przykład bestia zmieniająca w 2 ujęciach swoją wielkość o jakieś 200‑300% i zakończenie, które nawet nie udawało, że ktokolwiek miał pomysł na sensowne podsumowanie.
Szkoda, bo pomysł na „rozwój cywilizacji w pigułce” z drobiazgami dla masowego odbiorcy i kilkoma niezłymi gagami (większość niestety marna) zapowiadał się intrygująco.
A
Kacyk
30.03.2013 11:19 Czemu...
Trochę szkoda kolejnej serii fantasy ze zmarnowanym potencjałem. Anime dostaje od mnie 6/10 Na obronę twórców Maoyuu Maou Yuusha przemawia jednak jeden fakt. Całe szczęście autorzy anime tylko luźno nawiązali do mangi której wystawiłbym mocno naciągane 3/10. Przy takich seriach zawsze nasuwa mi się pytanie. Po co robić serie wzorując się na mandze która nie powinna przejść wstępnej selekcji swojego wydawnictwa.
Mikels
30.03.2013 13:44 Re: Czemu...
Kacyk napisał(a):
Całe szczęście autorzy anime tylko luźno nawiązali do mangi której wystawiłbym mocno naciągane 3/10.
Tylko to była adaptacja light novel o tym samym tytule, a nie mangi, zresztą mang z MMY kilka wyszło (jedna słabsza od drugiej).
Mocno zmarnowany potencjał. Za krótkie, za szybko, za dużo na raz. Jedne wątki urywane, drugie tylko sporadycznie nakreślone. Nie chodzi o to, że seria jest niezrozumiała. Po prostu wygląda to jak recap serii, a nie właściwa rzecz. Sprawy nie poprawia fakt (ale to już raczej kwestia autora Maoyuu), że dzięki głównej bohaterce w parę lat mamy ok. 300 lat rozwoju szeroko pojętej cywilizacji europejskiej (bo na takiej jest głównie wzorowany świat Maoyuu). Taki rozwój rolnictwa, ekonomii i sztuki wojennej itd w parę lat jest mimo wszystko chyba przesadzony, bo, o ile łatwiej jest wynalazek po prostu pokazać niż go wynajdywać przez kilkanaście lat, to już nie jestem pewien, czy społeczeńswto średniowieczne by to tak wszystko szybko „łyknęło”, ale może się mylę. Dodatkowo, po 12 odcinkach, które spokojnie mogły być 24 odcinkami, zapowiada się drugi sezon, gdyż finał serii właściwie nic nie zamyka.
Szkoda, bo naprawdę liczyłem na te serię. Ma wszystko czego dobra seria fantasy może potrzebować: w miarę fajne postaci, ciekawą grafikę, trochę walk i dramatu, kiełkującą miłosć (choć od początku już „nakierunkowaną”), klimat i muzykę, uniwersum i nawet rozbudowane „strony konfliktu” w postaci kilkunastu ludzkich i demonicznych państw (razem z ich przywódcami/arystokratami/intrygantami), a nawet ciekawy jak na fantasy meta‑pomysł fabularny: za pomocą technologii, ideii liberalizmu i odpowiedniego zarządzania oraz nauczania, a nie siły, zróbmy pokój na świecie. Czego chcieć więcej :P
Albo nieudany eksperyment, albo z założenia animacja mająca promować nowele.
Szkoda czasu. Twórcy nie postarali się tworząc głupie miejscami wtórne do bólu anime bez polotu. S&W jeśli by mnie ktoś pytał o zdanie to druga strona kontynentu lub dalej.
Nie powiedziałbym, że strata czasu, można dać temu anime szansę, zwłaszcza, że jednak tego typu serii nie powstaje zaś tak wiele, natomiast muszę przyznać, że spory zawód jak dla mnie. Bardzo szarpane (chyba już z kilka tamtejszych lat minęło od początku serii), rush‑owane jakby twórcy za wszelką cenę chcieli zmieścić jak najwięcej treści w 12 odcinkach, a wiele wątków jest niemal iluzorycznie przedstawionych lub zaledwie napomkniętych. Ogląda się to jakbyś patrzył na streszczenie tejże serii, a nie na właściwe anime. Ponadto, strasznie wkurzył mnie odcinek, który prawie cały został przeznaczony na płomienną przemowę jednej z bohaterek (gdzie tu sens najpierw rush‑ują, a później takie coś). Z ostateczną oceną wstrzymam się do końca serii, ale zmarnowany potencjał jest niestety…
Wspomniany przez Ciebie motyw przemowy jest fatalny nie tylko z racji tego, że długi. Już sam fakt, że pozwolono dziewczynie wygłosić płomienną odezwę do sympatyzującego z nią i potencjalnie buntowniczego tłumu, zamiast po pierwszych słowach założyć knebel i zabrać z placu, źle świadczy o animowanej inkwizycji. Zupełnie jakbym oglądał na ekranie inkwizycję ze skeczu Monty Pythona, a nie budzącą postrach kościelną policję polityczną. Uczyć jej się od naszych papieskich specjalistów od polowań na astronomów i czarownice.
Twoje porównanie scenariusza do streszczenia uważam za wyjątkowo trafne. Opowieść nie ma rytmu, to przyspiesza, to znów zwalnia, a wydarzeniom polityczno‑społeczno‑gospodarczym, które ze względu na skalę i rozmach powinny zostać pokazane w kilku odcinkach, poświęca się najwyżej jedną‑dwie sceny. Jako ekranizacja powieści Maoyuu Maou Yuusha jest przykładem źle wykonanej roboty, bo dysponując zaledwie dwunastoma odcinkami próbuje choćby po łebkach, za to na siłę opowiedzieć wszystko, co było najważniejsze w oryginale, zamiast skoncentrować się na jednym wybranym wątku i opowiedzieć go rzetelnie, z werwą i odpowiednim rozmachem. Smutne, ale w przypadku anime stanowczo zbyt często występujące zjawisko.
Jako widz stawiający fabułę na pierwszym miejscu mogę powiedzieć, że jestem bardzo rozczarowany serialem, który ponoć miał mieć w sobie sporo z ducha „Spice and Wolf”. Niestety, okazuje się, że to nie duch: to zombie.
Nie powiedziałbym, że strata czasu, można dać temu anime szansę, zwłaszcza, że jednak tego typu serii nie powstaje zaś tak wiele, natomiast muszę przyznać, że spory zawód jak dla mnie. Bardzo szarpane(...)
I tu się prawie zgodzę, bo nie potrzeba by było wiele roboty aby to anime stało się bardzo ciekawe i wciągające. Ja wolę natknąć się na gniota, bo wyrzucę go precz po 5 min oglądania(jak np. Campione!) niż półprodukt lub substytut który wabi mnie pewnymi elementami(ekm nie mam na myśl biustu Królowej :P), co powoduje, że wypatrzę anime do końca by na ostatku wściec się za całokształt :(
Serio,aż dziwię się,że na stan 6 odcinków to anime nawet mi się podoba. Być może to dlatego,że nie oglądałem Spice and wolf?(pytanie do was,oglądnąć Spice and wolf jeżeli w miarę dobrze oglądało mi się MMY?) Szczerze to po pierwszym odcinku wydawało mi się,że to będzie słaba seria,ale zmotywowałem się do oglądnięcia następnych i mi się spodobało. Tak swoją drogą,ostrzegam że „piersi” w późniejszym czasie schodzą na ostatni plan,ale trzeba przyznać,że mimo wszystko są one świetną pułapką na widza(no przynajmniej w moim wypadku…niestety…)
Polecam ci Spice and Wolf tak czy tak. Skala wydarzeń jest mniejsza niż w Maoyu, bo skupia się tylko na dwójce głównych bohaterów i ich relacjach (od czasu do czasu pojawiają się postaci drugoplanowe), a konflikty zbrojne są, ale jeśli już to gdzieś w tle. Seria jest inna niż Maoyu, ale już od pierwszego odcinka skojarzyłem S&W z tą drugą, bo pewne elementy mają podobne np. skłonność do wywodów bohaterów i tłumaczenia widzom niektórych zjawisk i mechanizmów działania świata (w S&W są to akurat ekonomia, handel i obrót pieniądzmi) i klimat (to moje odczucia, bo serie mają podobną grafikę i „epokę”, choć oczywiście światy są fikcyjne).
Kurcze, ględzą, gledzą i tylko ględzą. Rzucili by trochę mięska, fajnie się toto ogląda, ale brakuje akcji! Dlaczego tylko słyszymy o bitwach ludzie/demony czy przygodach „Hero”, a nic z tego nie pokazują (w najnowszym odcinku tylko jakieś ośmiornice były). Taki mają budżet ograniczony? Seria mi na niskobudżetową nie wygląda…
Podzielam twoją irytację. W moim przypadku jej źródło jest inne, za to stres podobny.
Mam wrażenie, że twórcy próbują tu pożenić ze sobą dwie grupy widzów. Po pierwsze tę, dla której w pierwszym odcinku na ekran wjechała podskakująca i kołysząca się na wszystkie strony mleczarnia. Charakterystyczne, że w kolejnych odcinkach cycki już nie podskakują, a kamera nie podąża za nimi jak zaczarowana. Wniosek: megapiersi to nic innego niż wabik i pułapka, które przestały być potrzebne zaraz po tym, jak pomogły w przyciągnięciu widzów przed ekran. Tyle że w miejsce cycków wspomniana grupa widzów praktycznie nie dostała niczego w zamian. Żadnych bitew, pojedynków, potworów: „mięska”, jak napisałeś w komentarzu wyżej. Nie dziwię się, że przedstawiciele tej grupy widzów mogą poczuć się zawiedzeni.
Z kolei druga grupa – ta, którą przed ekran przyciągnęły nie cycki, a nadzieja na serial podobny do „Spice and Wolf”, wprawdzie dostała to, czego chciała (ja w końcu zrozumiałem, na czym polega wyższość czeropolówki nad trójpolówką, czego nijak nie byłem w stanie zrozumieć z podręczników historii), ale niepotrzebnie podlane śłitaśnym lukrem. Mam tu na myśli fakt, że z pary głównych bohaterów uczyniono osoby niepełnosprawne emocjonalnie, nieporadne w wyrażaniu uczuć. Dorośli ludzie, a w sprawach męsko‑damskich zachowują się jak dzieci z podstawówki; szablon jakby żywcem wyjęty z animowanych opowieści o szkolnych perypetiach miłosnych. Najbardziej jaskrawy przykład: nie widzieli się od roku i oto raptem spotykają się nocą w jej sypialni. Półmrok, za oknem muzyka i fajerwerki, w pałacu ani żywej duszy poza zakochaną parą, ona w nocnej koszuli, wytęskniona. I co? Nawet się nie pocałowali, choć w tym momencie cały świat robił dosłownie wszystko, żeby poszli ze sobą do łóżka. Żeby taką okazję zmarnować. Frajer, a nie żaden Bohater. Wrrrrr…
W rezultacie wychodzi na to, że Maoyuu Maou Yuusha to ni pies, ni wydra. Takie lody malinowe w sosie cebulowym dla jednych, albo whisky z keczupem dla drugich. Niby pożywne, niby ma wszystkie potrzebne procenty ale czy naprawdę smaczne? Pocieszam się, że dopiero połowa serialu i jeszcze nie wszystko stracone, lecz przeczucie podpowiada mi, że zamiast rozkoszy podniebienia skończy się to niestrawnością. Obym się mylił.
Mam tu na myśli fakt, że z pary głównych bohaterów uczyniono osoby niepełnosprawne emocjonalnie, nieporadne w wyrażaniu uczuć. Dorośli ludzie, a w sprawach męsko‑damskich zachowują się jak dzieci z podstawówki; szablon jakby żywcem wyjęty z animowanych opowieści o szkolnych perypetiach miłosnych.
Niestety, ale jest to coś, czego Japończycy nigdy chyba nie zmienią. Podobno jest to bardzo wstydliwy naród i objawia się to zwłaszcza w ich perypetiach miłosnych (nie wiem, nigdy tam nie byłem, wiec oceniać nie bedę). Na palcach jednej ręki moge policzyć natomaist anime, w których dorośli ludzie reagują „normalnie” na bliski kontakt z inną osobą. W Maoyou, która niby stara się być „poważna”, gdy przychodzi do wyrażania uczuć, mamy typowe japońskie „zakłopotanie”, krzyczenie, czerwienienie się i rzucanie poduszkami…
Natomiast ja osobiście należę do tych, którzy spodziewali się kolejnego „Spice and Wolf”(choć nie ukrywam, że lubię fantasy pełne akcji), czyli w miarę spokojnego anime w klimatach fantasy, ale nawet tam działo się więcej.
Nic, zobaczymy, może teraz coś ruszy, ale ja za złe mam np. unikanie niektórych ciekawych wydawać by się mogło wątków, np. jak hero był u króla smoków (po co o tym wogóle wspominają, chyba żeby tylko smaka zrobić). No i te przeskoki czasowe…
Przeglądałem mangę i tam dzieje się znacznie więcej akcji (ale nie wiem jaki jest związek fabularny), więc chyba jednak problemem były ograniczenia budżetowe…
No, odcinek 6 wreszcie dostarczył trochę „mięska” (czyli akcji). Ciekawe co będzie dalej. Muszę przyznać, że nie obraziłbym się, gdyby jeszcze parę odcinków miało formułę odcinka 6. Tak czy siak, właśnie trochę wojaczki, bitew i demonów mi w Maoyou brakowało i wreszcie się doczekałem :D
Skoro w końcu pojawiło się „mięsko”, to kto wie? Może jeszcze wrócą na ekran cycki z pierwszego odcinka? Przeczytałem zabawny komentarz zawiedzionego fana, jak to do obejrzenia Maoyu zachęciły go obejrzane na w Internecie GIFy z „bimbałkami”, które pojawiły się natychmiast po pierwszym odcinku. Porównał to do napompowanej powietrzem paczki czipsów, która po otwarciu zawierała zaledwie kilka sztuk tego, co sugerowało opakowanie. Biedaczysko dał się zrobić w balona, a może raczej – w balony.
Ale tak czy owak fajnie jest w końcu zobaczyć na ekranie opowieść w stylu fantasy. Mam wrażenie, że literacki pierwowzór może zawierać sporo interesującej treści, tutaj zaledwie zasugerowanej przez epizodyczną obecność obiecujących bohaterów drugoplanowych, miejsc i zachodzących w tle wydarzeń natury politycznej i gospodarczej.
A
IceD
13.01.2013 17:18 Cycki + ekonomia = anime sezonu (przynajmniej wedle japończyków)
Seria ma potencjał, ale z całą pewnością nie zaliczę jej do „najwybitniejszych pozycji” ostatnich miesięcy. Nie mam też zielonego pojęcia, czym tak ludzie się zachwycają w internetach, bo fabularnie historia jest tak naiwna, że szkoda gadać.
Yuusha to „wielki bohater” cierpiący na kompleks rycerza w lśniącej zbroi i patrząc na rozwój akcji, jego użyteczność w serii będzie zmniejszać się adekwatnie do ilości scen w których będziemy mogli podziwiać (nad wyraz) okazałą, falującą pierś Maou. Sam duet ciekawy, ale oklepana schematyczność rodem z najstarszych powieści fantasy nie działa w tej sytuacji zbyt zachęcająco. Za plus uznam jednak ukazanie średniowiecznej sprawy wojen z odmiennej niż zwykle perspektywy. Czas pokaże, czy należycie.
Seria zapowiada się całkiem sympatycznie. Będę oglądać – bo tak czy inaczej – szykuje się najpewniej najlepsze anime tego sezonu, w dodatku niezwykle dopracowane wizualnie, ale żadnych rewelacji póki co się nie spodziewam.
Może jeszcze dostaniemy. Reżyserem czy bodaj scenarzystą jest pan odpowiedzialny za serię Spice and Wolf, więc szanse są. Inna sprawa, że pierwszy odcinek ma trochę za dużo kiepskiej komedii i fanserwisu, a za mało faktycznego mięska. Oczywiście, to dopiero początek i wszystkie moje zarzuty mogą za chwilę okazać się bezpodstawne (bardzo bym tego chciał), jednak przeczucie mówi mi, że znów obiecywano złote góry a dostaniemy serię w najlepszym razie znośną. Nawet postaci nie wyglądają na zbyt ciekawe, podobnie ich interakcja – ot, kolejny heros idiota i jego cycata panienka, którą tym razem twórca wyposażył w mózg.
Reżyser i scenarzysta obaj pracowali przy Spice&Wolf na podobnych stanowiskach. Także dwójka głównych seiyuu, Ami Koshimizu i Jun Fukuyama to Horo i Lawrence, odpowiednio. Nawiasem mówiąc, jakiego znowu „mięska” brakuje? Seria zaczyna od wywrócenia na nice typowych schematów fabularnych, pokazania, że wojna jest wszystkim nie tylko opłacalna, ale wręcz potrzebna ekonomicznie, że jej zakończenie nie jest wcale tak proste jak ucięcie głowy wrogiemu dowódcy i zatknięcie jej na pice… aby następnie zaproponować zupełnie nie spotykane założenie fabularne, czyli pracę u podstaw w celu stworzenia nowej sytuacji ekonomicznej, umożliwiającej zakończenie wojny bez klęski głodu i tysięcy maruderów włóczących się bez zatrudnienia… Do tego mamy dwójkę inteligentnych postaci – o ile Maoyu jest wykształcona i ma szersze spojrzenie, to Yuusha też wcale nie jest głupi – jedynie młody i nieco naiwny, ale także bystry. Poza tym, na litość wszelaką, czy naprawdę bohaterka nie może mieć już biustu, żeby być sensowną i inteligentną postacią? Nigdzie nie widziałem zapisu, że pettanko są jedynymi dozwolonymi postaciami z pozwoleniem na posiadanie mózgu. Fanserwisu również jest tu naprawdę mało w porównaniu z większością obecnych serii.
Fanserwisu również jest tu naprawdę mało w porównaniu z większością obecnych serii.
Co nie zmienia faktu, że jest :P Ja się tam tego nie czepiam, po prostu każdorazowo maluje mi się mały uśmieszek na twarzy, a w głowie myśl „ach ci Japońce…”
Natomiast pierwsze co zrobiłem, to sprawdziłem kto jest autorem Maoyu, bo byłem wręcz pewien, że to osoba od Spice and Wolf, ale nie. Natomiast twórcy anime już są powiązani więc skojarzenia miałem dobre…
A co się tyczy Maoyu, taki Spice and Wolf był przegadany (ale to dobrze, nie każda seria musi byc sieczką), natomiast był pełen uroku, zobaczymy jak będzie z Maoyu…
A co do twojej wypowiedzi na temat „nietypowego” charakteru serii. Nie jest to nic nowego, tylko po prostu zazwyczaj nikt tego w seriach nie robi tzn nie skupia się na tzw. „logicznych” aspektach świata jak ekonomia czy związki przyczynowo‑skutkowe, nawet gdy jest to świat fantasy, wybierając miast tego czystą rzeź i fajerwerki (Spice and Wolf jest jednym z bardziej znanych przykładów odstępstw od tego). Nie dziwi mnie natomiast (rzekoma) popularność nowel z tej serii w Japonii, ponieważ naród ten bardzo lubi rozbijać wszystko na czynniki pierwsze i im bardziej coś jest rozbudowane i skomplikowane, tym lepiej (nawiązuje tu m. in. do wszelakich gier strategicznych z mrowiem różnych statystyk i współczynników).
Inna sprawa, że dla mnie typowo „epickich” fantasy pełnych bitw i dramatycznych wydarzeń nigdy za mało, dlatego też mój lekki zawód ową serią (która zapewne będzie bardziej obyczajowa niż bitewna)... ale zobaczymy.
Gosiaczek
6.01.2013 15:53 Anime
Co do fabuły to po obejrzeniu pierwszego odcinka mogę stwierdzić, że zapowiada się ciekawie, a relacje postaci są zabawne, więc zobaczymy, jak się wszystko dalej potoczy. Mi projekty postaci i świata wykreowanego w anime przypominają jeden tytuł z sezonu letniego 2012 roku, a mianowicie „Dakara Boku wa H ga Dekinai:", co o tym sądzicie?
Nie chcę się czepiać, ale „nietypowe” nie oznacza „całkiem nowe”. To, że coś jest rzadko poruszane i spotykane oznacza właśnie, że jest nietypowe.
Dyskutowałby też na temat złożoności gier strategicznych japońskich, jak na razie ciężko znaleźć coś, co przebiłoby zachodnią Cywilizację i podobne jej późniejsze produkcje 4X ;-)
To, że coś jest rzadko poruszane i spotykane oznacza właśnie, że jest nietypowe.
Same te tematy są dosyć często poruszane w anime o wojnach (głodujące społeczeństwo, problemy ekonomiczne królestwa, logistyka związana z utrzymaniem armii), czy tzw. „kingdom‑building” anime (nie znam polskiego odpowiednika), ale nie zawsze są rozbudowane. Ale masz rację, w tym sensie można powiedzieć, że Maoyu jest nietypowe. Tak czy siak mnie tematyka Maoyu nie zaskoczyła, raczej zawiodła. Nie to, że nie lubię takich anime, ale spodziewałem się czego innego. Chociaż, kto wie, może jeszcze będę to odszczekiwał :D
Dyskutowałby też na temat złożoności gier strategicznych japońskich
Tu nie masz racji. Seria Disgaea, wszelkie inne pełne „statów” turówki typu Generation of Chaos, czerpiące elementy z zachodniej kultury, seria Romance of the Three Kingdoms… można by jeszcze długo wymieniać. TAK, Japończycy to lubią, po prostu sporo z tych gier nie przebiło się na zachód :P
Tak czy siak mnie tematyka Maoyu nie zaskoczyła, raczej zawiodła. Nie to, że nie lubię takich anime, ale spodziewałem się czego innego.
Mnie tematyka nie zaskoczyła, bo czemu miała zaskoczyć? Seria była zapowiadana w dokładnie ten sposób od samego początku i w zasadzie nie rozumiem jak można było oczekiwać czegoś innego…
Tu nie masz racji. Seria Disgaea, wszelkie inne pełne „statów” turówki typu Generation of Chaos, czerpiące elementy z zachodniej kultury, seria Romance of the Three Kingdoms… można by jeszcze długo wymieniać. TAK, Japończycy to lubią, po prostu sporo z tych gier nie przebiło się na zachód :P
Wyraźnie widać, że nie grałeś do końca w serię „Disgaea”, gdyż posiada ona dwie statystyki – Atak fizyczny i Atak magiczny :P Jak wiadomo, w postgame wszystko umiera na jeden atak i liczy się tylko to, aby ta statystyka była dość wysoka. No dobrze, koniec złośliwości ;-) Złożoność złożonością, tylko że nadal nawet te najbardziej skomplikowane gry japońskie ustępują daleko 4X w stopniu złożoności i rozbudowania. Nie wiem jak jest z popularnością 4X w Japonii, może jest wysoka, ale jakoś sami takich gier raczej nie produkują.
Seria była zapowiadana w dokładnie ten sposób od samego początku
Z krótkich opisów zrozumiałem, że będzie to bardziej epickie „kingdom‑building” anime, więc albo źle zrozumiałem, albo czytałem złe opisy. Chyba nie muszę zaraz lecieć i czytać light novel? Zresztą kto wie czy anime takim nie będzie, dlatego mówię po raz n‑ty iż anime może mnie jeszcze pozytywnie zaskoczyć…
Wyraźnie widać, że nie grałeś do końca w serię „Disgaea”
I tu cię zaskoczę, bo grałem. I nie chodzi mi tu skupianie są na konkretnych statystykach, bo wiadomo że w Disgaea'ch chodzi o grind, ale o poszczególne, rozbudowane elementy gry takie jak ilość opcji mieszania w statach, m.in system rebirth‑ów postaci, mapy taktyczne z rozbudowaniem królestwa (Disgaea 4), rozprawy sejmowe i przekupywanie polityków, edytory map, geo‑bloki etc. Normalny gracz pyta: po co to komu? Casual też raczej w 4X nie zagra. Dobra, Disgaea nie jest może typowym 4X, bo nie ma tu raczej ekonomii (poza forsą), ale chciałem po prostu zaznaczyć, że Japończycy lubują się w rozbudowanych pierdołach, które dla wielu graczy są po prostu nudne/mało dynamiczne etc. czyli takich, którzy to wolą dynamiczne rts typu Starcraft miast takiego np. Master of Orion. Skoro mówisz, że nie masz pojęcia jak to jest z popularnością 4X w Japonii, to czemu ze mną dyskutujesz jakbym nie miał racji. Ja ci mówię, że są dosyć popularne, ale można się domyślić, że skoro gry takie jak 4X są stosunkowo niszowe w Europie (w Polsce są dosyć popularne, ale to inna sprawa), a nawet bardzo poularnym seriom w Japonii jest czasem bardzo cięzko wyjść poza granicę swojego kraju to tym bardziej ciężko wyjść takim niszowym gatunkom jak 4X, nieprawdaż? Dlatego też o takich grach nie słyszysz, w końcu jesteś graczem „z zachodu”... Swoja drogą myślisz, że Japońce znają takie Europa Universalis albo Master of Orion? Może i pewna ich grupa zna(tak jak pewna grupa zachodnich graczy zna zapewne takowe odpowiedniki z Japonii), ale wbrew pozorom Japończycy wcale tak łatwo anglojęzycznych gier nie przyswajają, więc wiele zależy od ich rodzimych wydawców…
Natomiast serdecznie polecam ci rzucić okiem na serię Romance of Three Kingdoms od Koei, bo to rasowy przykład 4X, czyli gatunku, którego przedstawicieli z Japonii nie znasz (spójrz sobie choćby na ilość wydanych części, tyle w kwestii popularności :P) Radzę ci naprawdę poczytać o złożności tych gier, a później się wypowiadać…
Z krótkich opisów zrozumiałem, że będzie to bardziej epickie „kingdom‑building” anime, więc albo źle zrozumiałem, albo czytałem złe opisy.
Możesz w zasadzie wyjaśnić co przez to rozumiesz, ponieważ pierwszy raz słyszę to określenie, a wolę mieć pewność, że się rozumiemy. W zasadzie też ciekawi mnie jakie opisy czytałeś, ponieważ wszystkie jakie widziałem sugerują dokładnie to, co otrzymujemy (epickie walki powinny być później).
I tu cię zaskoczę, bo grałem.
Może Cię zaskoczę, ale cały ten kawałek był żartem. Nawet dodałem przymrużenie oka na końcu, żeby było to całkiem jasne.
a nawet bardzo poularnym seriom w Japonii jest czasem bardzo cięzko wyjść poza granicę swojego kraju to tym bardziej ciężko wyjść takim niszowym gatunkom jak 4X, nieprawdaż?
Jako wielki fan kilku niszowych gatunków japońskich, za które fani by zabili aby zostały wydane na zachodzie i robią wszystko, aby inni mogli się z nimi zapoznać… nie zaobserwowałem takiego ruchu w związku z tym typem gier.
Skoro mówisz, że nie masz pojęcia jak to jest z popularnością 4X w Japonii, to czemu ze mną dyskutujesz jakbym nie miał racji.
Ja mówię, że gry japońskie wychodzące poza granice kraju, w tym większość Twoich przykładów na skomplikowane gry japońskie są mniej skomplikowane niż zachodnie 4X. Jest to prawdą. Całą resztę dopowiadasz sobie sam… Twierdzenie, że „Japończycy lubią złożone gry, ponieważ mają takie tytuły jak Disgaea” jest tak samo prawdziwe jak „Europejczycy/Amerykanie lubią złożone gry, ponieważ mają Cyvilisation” – stanowi mocne, bardzo mocne uogólnienie.
Możesz w zasadzie wyjaśnić co przez to rozumiesz, ponieważ pierwszy raz słyszę to określenie
Kingdom‑building anime to ogólna nazwa na tzw. epickie (w skali) anime idące według mniej więcej takiego schematu: bohater (najczęściej no name/pomniejszy książe/genialny taktyk wywodzący się z jakiejś wioski itd) zostaje głową państwa/generałem armii/rewolucjonistą->zbiera sojuszników (plejada barwnych postaci)->zakłada swoje państwo lub przejmuje nad jakimś kontrolę i zostaje jego monarchą albo sojusznikiem monarchy->mierzy się z trudami zarządzania państwem/toczy boje/podbija inne państwa/zwalcza dworskie intrygi itd aż do us*anej śmierci :P. A wszystko to nie raz na przestrzeni lat/generacji. Po prostu buduje królestwo. Czyli właśnie takie 4X w pigułce :D a sam gatunek reprezentuje np. Juuni Kokki, Uwatarerumono czy bodaj Guin Saga. Określenie to nie jest może mainstreamowe, ale używane właśnie, ażeby wyróżnić tego typu serie od innych dzieł fantasy (czasem zdarza się, że są oparte na historycznych wydarzeniach, ale najczęsciej są ubarwione elementami fantasy).
I tu cię zaskoczę, bo grałem.
Może Cię zaskoczę, ale cały ten kawałek był żartem
A to przepraszam, źle zrozumiałem. Przynajmniej dla mnie nie brzmiał jak żart, ale taki już urok formy pisanej…
nie zaobserwowałem takiego ruchu w związku z tym typem gier.
Bo i po co, skoro na brak tytułów z gatunku 4X nie ma co narzekać w Europie, a co innego gry typowo japońskie czyli przeróżne dating‑simy itd o których tu zapewne mówisz i których u nas za wiele nie uświadczysz…
Ja mówię, że gry japońskie wychodzące poza granice kraju, w tym większość Twoich przykładów na skomplikowane gry japońskie są mniej skomplikowane niż zachodnie 4X. Jest to prawdą. Całą resztę dopowiadasz sobie sam…
Odpowiadam na twoje zarzuty że Japończycy nie mają skomplikowanych i złożonych gier, przynajmniej w porównaniu do Europejskich. Twoja wypowiedź:
Dyskutowałby też na temat złożoności gier strategicznych japońskich, jak na razie ciężko znaleźć coś, co przebiłoby zachodnią Cywilizację
Uważam to za duże przekłamanie… A tego, że mówisz tylko o grach wychodzących poza granice Japonii wcale nigdzie nie zaznaczyłeś tak apropos. Tak czy inaczej to czy dana gra wyszła na zachód nie ma tu nic do rzeczy, bo zarzuciłeś Japońskim grą wogóle (czy raczej odpowiednim gatunkowo przedstawicielom rynku Japońskiego), że nie są tak skomplikowane jak Europejskie, co uważam za nieprawdę.
Twierdzenie, że „Japończycy lubią złożone gry, ponieważ mają takie tytuły jak Disgaea” jest tak samo prawdziwe jak „Europejczycy/Amerykanie lubią złożone gry, ponieważ mają Cyvilisation” – stanowi mocne, bardzo mocne uogólnienie.
Wypowiedź oparłem o własne doświadczenia, bo po prostu widzę ile tego typu gier w Japonii jest wydawanych. Przecież nie wymyśliłem tego… Zresztą ty też uogólniasz twierdząc, że Japończycy nie robią gier złożonych tak jak Europejskie/Amerykańskie 4X. Nie od dziś wiadomo, że Japończycy są społeczeństwem inteligentnym, o pojemnych móżgownicach i lubią wysilać szare komórki :P Stąd też dużo takich gier. A nie powiesz mi chyba, że gry 4X nie wymagają sporego wysiłku umysłowego z racji faktu, że trzeba brać pod uwagę wiele czynników/statów/informacji itd. Piszę to, żeby pokazać, że tym bardziej takie gry mają tam rację bytu…
Więc może tak: W sprawie kingdom‑building – raczej nie do końca, bohaterowie mają w planach pracę u podstaw i zmianę społeczeństwa i sytuacji ekonomicznej, co jak dla mnie jest bardzo ciekawe ;-)
W sprawie gier japońskich – wyraźnie się nie dogadujemy, więc proponuję skończyć ja stwierdzeniem, że obie nacje mają nieco odmienne, ale nadal bardzo złożone typy gier ;-)
i PS:
Bo i po co, skoro na brak tytułów z gatunku 4X nie ma co narzekać w Europie, a co innego gry typowo japońskie czyli przeróżne dating‑simy itd o których tu zapewne mówisz i których u nas za wiele nie uświadczysz…
Czyste Dating Simy akurat mnie nie bardzo interesują. Są jednak gry takie jak np. wiele starszych pozycji Atlusa, czy Talesy… oraz parę innych jRPGów nigdy nie wydanych. Są też wyśmienite VN, jak chociażby Umineko…
Kingdom‑building-> oczywiście, masz rację, to także elementy kingdom building, bohaterowie czesto starają sie poprawić byt społeczeństwa, ale walki i podboje są bardziej widowiskowe :P
obie nacje mają nieco odmienne, ale nadal bardzo złożone typy gier ;-)
Zgoda :P
A w sparawie dating simów tak rzuciłem, bo wiem, że mają swoich fanów, a problemem z ich wydawaniem na zachodzie jest duża ilość tekstu do tłumaczenia. W sprawie innych serii masz rację np. z niektórymi Tales of… (mnie osobiscie denerwuje, że nie wydano poza Japonią Tales of Rebirth, albo Grand Knights History od Vanillaware na PSP :().
Mi tam biust rubinookiej fabuły nie zasłania ;) A na prawdę jestem pod tym kątem przeczulona. Co z tego, że ma miseczkę D, nie zachowuje się jak typowy nieogar. Innym przykładem świetnej serii, gdzie dziewczyna ma czym oddychać jest chociażby Nodame Cantabile (Chiaki nie narzekał ;D) Czuję po 1 epie, że to będzie przynajmniej dobra seria. Bohaterowie są całkiem sympatyczni, historia wciągająca, a i ekipa odpowiadająca za anime do partaczy nie należy.
Komedia to to może nie jest (raczej ma elementy komediowe), bo poruszane są dosyć poważne tematy, ale muszę przyznać, że coraz bardziej podoba mi się klimat tejże serii (choć to japońskie anime, ma taki „średniowieczno‑europejski” feel). Choć dalej jest to poradnik ekonomiczno‑rolniczy, czyli jak zarządzać feudalnym państwem, a w drugim odcinku nauczyliśmy się o płodozmianie :P
Może jest to porównanie na wyrost, ale na razie takie mam odczucia po pierwszym odcinku (a i nawet grafa podobna, a więc na plus, bo jest ładna, w stylu Valkyria Chronicles albo FF: War of the Lions). Dwójka (nie takich znowu zwykłych) bohaterów w świecie a la fantasy walczy z ekonomią. Spice and Wolf bardzo mi się podobał, ale z tym może być trochę gorzej, bo spodziewałem się epickiej sagi fantasy, a dostałem poradnik ekonomiczny, w którym cała otoczka fantasy jest tylko pretekstem do wykładów jak pogodzić wojnę/ekonomię/dobro społeczeństwa.
Obejrzę, może i nawet anime mnie jeszcze zachwyci (OP daje nadzieję), ale póki co przegadane, a przede wszystkim spory dla mnie zawód, gdyż nie do końca tego się spodziewałem…
No chyba, że ktoś ma uczulenie na większy oddech głównej postaci.
Różnice pomiędzy
Wojna? Jaka wojna
Romans? Na poziomie czego? Serii dla dzieci?
Dowiadujemy się jakie to władczyni demonów ma wspaniałe pomysły wzięte z nikąd
Ogólnie to nic specjalnego.
Pierwsze moje skojarzenia to było Spice and Wolf, ale tamta seria robiła wszystko lepiej, do tego ten wątek fantasy.
Sezonu 3 raczej nie będzie bo hajsy się nie zgadzały, ale w sumie czego się dziwić to seria do wąskiej grupy odbiorców.
Wiecie że ten sam autor stworzył Log horizontal?
7/10
+ Gdy przymkniemy oko na zbyt eksponowane cycki i średnio udany romans, całość jest… ciekawa! Super wojownik i królowa demonów próbują osiągnąć pokój i dobrobyt ograniczając przemoc (w każdej skali) do minimum.
+ Fabuła skupia się na wątkach ekonomicznych (rolnictwo, handel), religijnych i społecznych. Większość jest uproszczona, ale tragicznie nie jest.
+ Grafika, szczególnie śliczne „rozmyte” plansze.
+ Brak imion. Ciekawy zabieg.
+ CUDOWNY ending w wykonaniu Akino Arai! A do niego pomysłowa i urocza grafika podczas napisów końcowych.
+ Animacja cycków.
Minusy:
- ZBYT KRÓTKIE! Przez to mamy liczne przeskoki czasowe i dużo „dziur”. Do tego trochę zbyt duże natężenie „przełomowych nowości” w świecie na przestrzeni tylko 12 epków.
- Romans głównych bohaterów/trójkąt miłosny.
- Brak ciągu dalszego :( Kurde, smutno mi, że nie ma więcej.
Dodam jeszcze, że naprawdę warto zacisnąć zęby i przebrnąć przez pierwsze dwa epy (bombardowanie widza cyckami i nieudolnym romansem). Nie jest to może Wolf and Spice, ale anime o takiej tematyce trafia się baaaaaaaardzo rzadko.
Całkiem nieźle, ale gdzie reszta?
Postaci bardzo dobre 9/10.
Pomysł: 10*/10.
Animacje porządne 8/10.
Muzyka nie zapadła mi w pamięci, ale zła na pewno nie była 8/10.
Dlaczego więc ocena wynosi jedynie marne 8/10? Dlaczego fabuły nie nazywam po imieniu tylko piszą pomysł? Ponieważ anime było za krótkie… Rozpoczęło wiele fascynujących wątków, zaczęło odkrywać wspaniałe postacie o głębokiej psychice, przedstawiło rozległy świat i pokazało jak mógłby się zmieniać, ale w 12 odcinków nie poznałem postaci na tyle na ile bym chciał (dlatego anime straciło w tej kategorii punkty), świat dopiero zaczął się zmieniać i fabuła zaczęła rozwijać, więc przerwanie tak szybko nie ma żadnego uzasadnienia (i za to poleciała ocena ogólna). Jeżeli wyjdzie drugi sezon i utrzyma poziom wtedy całość na pewno będzie warta oglądnięcia i bez żadnych przeszkód otrzyma ode mnie 10*/10.
Maoyuu Maou Yuusha
Średnio, średnio.
Fantasy z mieczami i rycerzami średnio mnie kręci, ale na szczęście niewiele tu tych elementów, choć świat kreowany jest na późne średniowiecze. Tylko że tak nieudolnie…
Już po kilku epizodach w oczy rzucają się bardzo liczne uproszczenia przedstawionego świata i to, co miało być oryginalne i ciekawe, wypada najgorzej, czyli te nieszczęsne wynalazki. Tak ogromny postęp na przestrzeni kilku lat? Straszna bzdura. Pomysły wyciągane z kapelusza, wymyślone i od razu opatentowane, działające, oczywiście idealnie sprawdzające się w praktyce.
Przedstawiona polityka też jest wersją dla dzieci, bo nieraz okazuje się tu, że dla przełomowych posunięć politycznych wystarcza jedna krótka rozmowa, bo tak szybko któraś ze stron zmienia zdanie. Gdyby to było takie proste, to dyplomacja by nie istniała, bo po co, skoro wszystko można załatwić jedną rozmową przez telefon.
Inkwizycja żałosna, bardziej śmieszna niż budząca postrach, płytko przedstawione.
Zupełnie niepotrzebne w tej serii są elementy nadnaturalne, jakaś magia, latanie itp., zwłaszcza że nie jest to w żaden sposób usprawiedliwione, wyjaśnione, a ludzie dopiero trójpolówkę stosują.
Jeśli chodzi o bohaterów, to Bohater jest kompletnie do niczego. To ma być heros? Ten słynny zdobywca, taki mały chłopaczek, pozbawiony charakteru? On nawet dziewczyny nie potrafi pocałować, choć sama go o to prosi. Litości… Dorosły facet niby, a zachowuje się kompletnie niewiarygodnie. Jego umiejętności bitewne też nie są w żaden sposób potwierdzone czy pokazane, jedynie się o nich mówi, że są ogromne i to musi widzowi wystarczyć. Patrząc na tego wymoczka, jakoś nie zdaje mi się.
Władczyni Demonów za to całkiem sympatyczna, a jej piersi, o dziwo, ładne. Choć naprawdę duże, to narysowane w realistyczny sposób, nie podskakują nienaturalnie, nie sterczą jak fotoradary przy drodze, mają naturalny kształt i… bujają się. Tak, jak być powinno.
Oglądało się to w sumie nieźle, choć momentami czułem nudę.
5/10. Bajeczka.
Maoyuu Maou Yuusha
recka alternatywna
No epicko…siedzę i śmieje się jak wariat do monitora :D
Recenzja alternatywna
Swoją drogą, lubię czytać takie recenzje. A już szczególnie, jeżeli recenzant daje wyższą ocenę niż posiada ta pierwsza. Dlaczego? Otóż zmieszać z błotem jest łatwiej – nawet jeżeli, nomen omen, dane anime na to zasługuje. A obrona to zupełnie inna para kaloszy.
Zanim zostanę rzucona na pożarcie trollom, którzy, bijąc pięściami o ziemię, krzykną: ''dlaczego ktoś miałby nie mieszać czegoś z błotem, jeżeli w jego opinii to shit?'', wyjaśnię: nie oglądałam Maoyuu Maou Yuusha. Nie wiem, czy to shit czy nie. I się nie dowiem, bo pomimo dobrej recenzji nie sięgnę po to anime.
Zegarmistrz zgrabnie zawarł interesujące myśli na temat świata, aczkolwiek momentami odniosłam wrażenie, że popełnił nadinterpretację. Na przykład w tym o maszynach. Nie oglądałam tego anime, podkreślam raz jeszcze, ale z kontekstu brzmiało mi to jakoś tak… jak zwykłe przeoczenie. Albo nie, nie przeoczenie. Urozmaicenie, o. Naprawdę sądzicie, że autor jest genialny i w całej swej epickości postanowił zrobić porównanie do historii Japonii? Może macie rację, nie będę gryźć, że się mylicie. Aczkolwiek według mnie jest to kwesta wątpliwa.
Nie obejrzę tego, bo to nie moje klimaty. Fantasy, ekonomia, spokój, nuda… Aczkolwiek jakoś tak mi się napisało, by autor recenzji wiedział, że taka jedna polska dziewczyna to przeczytała i jej się podobało. I takie miała rozkminy i uwagi. Pozdrawiam.
Ziemniaki i Demony xD
Na Wikipedii podają parę powiązanych ze sobą tytułów z tego uniwersum, mangi, LN, upchanie tego w 12 odcinkowej serii było pomysłem karkołomnym i jak widać nie do poprawnego zrealizowania. Szkoda.
Dodatkowym mankamentem, pochodzącym już jednak ze źródła, to te nieszczęsne imiona a raczej ich brak -_-". Strasznie to utrudnia zwłaszcza tłumaczenia xp choćby wspomniana już ta biedna Onna Kishi (która nawiasem mówiąc, razem z Meido Chō x3 wydała mi się najciekawszą i najsympatyczniejszą postacią x3 ).
Bardzo lubię charakter diablicy :) Bohater jest faktycznie typową postacią jednak para jest urocza :)
Jeśli chodzi o brak akcji to ja uznaję to za plus. Jestem fankom spokojniejszych serii ze specyficznym poczuciem humoru. Wypowiem się jeszcze po zakończeniu anime. Na daną chwilę daję 9/10.
Nowomowa
Re: Nowomowa
Re: Nowomowa
Jak rozumiem, właśnie dlatego, że nie było kobiet‑rycerzy, nie pojawiła się w naszym języku rycerka. Tak jak Anataru, uważam że rycerka jest przykładem nowomowy, podobnie jak ministra czy psycholożka albo chirurżka (chirurgini?). W tym przypadku szczególnie niezręczną, bo próbującą zmieniać nazwę profesji, która jest już tylko i wyłącznie częścią historii i jako taka powinna zostać pozostawiona w spokoju.
Re: Nowomowa
Słowo rycerz odnosi się wyłącznie do średniowiecznego wojownika feudalnego. Wojownik jest pojęciem szerszym i ogólnie określa każdego gościa posługującego się bronią białą.
Tak więc mamy wojownika wikingów, wojownika Zulusów, wojownika japońskiego, wojownika chińskiego, greckiego i perskiego.
Re: Nowomowa
Z którą częścią mojej wypowiedzi na temat definicji rycerza nie zgadzasz się?
Re: Nowomowa
Re: Nowomowa
Pozwól, ze zacytuję, zaznaczając najistotniejsze:
Z tych słów, jak sądzę, jasno wynika, że według mnie wojownik nie jest synonimem rycerza, bo do rycerstwa warunkiem jest szlachetne urodzenie. Rycerz jest wojownikiem, ale już wojownik nie musi być rycerzem. Tak jak w katolicyzmie ksiądz z definicji jest mężczyzną, ale już nie każdy mężczyzna jest księdzem.
Re: Nowomowa
18.02.2013r. - 01.05.2013r.
Cóż, wciąż jednak był to zlepek wydarzeń, połączonych jedynie jednakowy „WTFem?” wypisanym na mojej twarzy, niezmiennie obecnym tam w chwili seansu. Nawet pomimo to kontynuowałem, a kolejne wydarzenia jakoś trawiłem, ale ostateczny efekt tego wszystkiego był zwyczajnie nijaki, a koniec serii przyjąłem z niezachwianą obojętnością.
Znaczy, że jest źle.
Problem
Anime miało wiele wad i „dziwactw” w sobie,ale broniło się ciekawymi pomysłami i potencjałem.
Z jednej strony mi się podobało,ale gdy przyjrzymy się niektórym wadom to okazuje się,że anime już nie jest takie fajne jak wcześniej.
Ciężko tu wystawić jakąś ogólną ocenę,ale jeżeli miałbym cokolwiek powiedzieć na koniec,to powiem że „czekam na kontynuacje”.
Do tego ośmieszające błędy wynikające z niedopatrzenia – na przykład bestia zmieniająca w 2 ujęciach swoją wielkość o jakieś 200‑300% i zakończenie, które nawet nie udawało, że ktokolwiek miał pomysł na sensowne podsumowanie.
Szkoda, bo pomysł na „rozwój cywilizacji w pigułce” z drobiazgami dla masowego odbiorcy i kilkoma niezłymi gagami (większość niestety marna) zapowiadał się intrygująco.
Czemu...
Anime dostaje od mnie 6/10
Na obronę twórców Maoyuu Maou Yuusha przemawia jednak jeden fakt. Całe szczęście autorzy anime tylko luźno nawiązali do mangi której wystawiłbym mocno naciągane 3/10. Przy takich seriach zawsze nasuwa mi się pytanie. Po co robić serie wzorując się na mandze która nie powinna przejść wstępnej selekcji swojego wydawnictwa.
Re: Czemu...
Tylko to była adaptacja light novel o tym samym tytule, a nie mangi, zresztą mang z MMY kilka wyszło (jedna słabsza od drugiej).
Szkoda...
Szkoda, bo naprawdę liczyłem na te serię. Ma wszystko czego dobra seria fantasy może potrzebować: w miarę fajne postaci, ciekawą grafikę, trochę walk i dramatu, kiełkującą miłosć (choć od początku już „nakierunkowaną”), klimat i muzykę, uniwersum i nawet rozbudowane „strony konfliktu” w postaci kilkunastu ludzkich i demonicznych państw (razem z ich przywódcami/arystokratami/intrygantami), a nawet ciekawy jak na fantasy meta‑pomysł fabularny: za pomocą technologii, ideii liberalizmu i odpowiedniego zarządzania oraz nauczania, a nie siły, zróbmy pokój na świecie. Czego chcieć więcej :P
Albo nieudany eksperyment, albo z założenia animacja mająca promować nowele.
6/10
Słabe
Re: Słabe
Re: Słabe
Twoje porównanie scenariusza do streszczenia uważam za wyjątkowo trafne. Opowieść nie ma rytmu, to przyspiesza, to znów zwalnia, a wydarzeniom polityczno‑społeczno‑gospodarczym, które ze względu na skalę i rozmach powinny zostać pokazane w kilku odcinkach, poświęca się najwyżej jedną‑dwie sceny. Jako ekranizacja powieści Maoyuu Maou Yuusha jest przykładem źle wykonanej roboty, bo dysponując zaledwie dwunastoma odcinkami próbuje choćby po łebkach, za to na siłę opowiedzieć wszystko, co było najważniejsze w oryginale, zamiast skoncentrować się na jednym wybranym wątku i opowiedzieć go rzetelnie, z werwą i odpowiednim rozmachem. Smutne, ale w przypadku anime stanowczo zbyt często występujące zjawisko.
Jako widz stawiający fabułę na pierwszym miejscu mogę powiedzieć, że jestem bardzo rozczarowany serialem, który ponoć miał mieć w sobie sporo z ducha „Spice and Wolf”. Niestety, okazuje się, że to nie duch: to zombie.
Re: Słabe
I tu się prawie zgodzę, bo nie potrzeba by było wiele roboty aby to anime stało się bardzo ciekawe i wciągające. Ja wolę natknąć się na gniota, bo wyrzucę go precz po 5 min oglądania(jak np. Campione!) niż półprodukt lub substytut który wabi mnie pewnymi elementami(ekm nie mam na myśl biustu Królowej :P), co powoduje, że wypatrzę anime do końca by na ostatku wściec się za całokształt :(
Potencjał
Być może to dlatego,że nie oglądałem Spice and wolf?(pytanie do was,oglądnąć Spice and wolf jeżeli w miarę dobrze oglądało mi się MMY?)
Szczerze to po pierwszym odcinku wydawało mi się,że to będzie słaba seria,ale zmotywowałem się do oglądnięcia następnych i mi się spodobało.
Tak swoją drogą,ostrzegam że „piersi” w późniejszym czasie schodzą na ostatni plan,ale trzeba przyznać,że mimo wszystko są one świetną pułapką na widza(no przynajmniej w moim wypadku…niestety…)
Re: Potencjał
Re: Potencjał
Mam wrażenie, że twórcy próbują tu pożenić ze sobą dwie grupy widzów. Po pierwsze tę, dla której w pierwszym odcinku na ekran wjechała podskakująca i kołysząca się na wszystkie strony mleczarnia. Charakterystyczne, że w kolejnych odcinkach cycki już nie podskakują, a kamera nie podąża za nimi jak zaczarowana. Wniosek: megapiersi to nic innego niż wabik i pułapka, które przestały być potrzebne zaraz po tym, jak pomogły w przyciągnięciu widzów przed ekran. Tyle że w miejsce cycków wspomniana grupa widzów praktycznie nie dostała niczego w zamian. Żadnych bitew, pojedynków, potworów: „mięska”, jak napisałeś w komentarzu wyżej. Nie dziwię się, że przedstawiciele tej grupy widzów mogą poczuć się zawiedzeni.
Z kolei druga grupa – ta, którą przed ekran przyciągnęły nie cycki, a nadzieja na serial podobny do „Spice and Wolf”, wprawdzie dostała to, czego chciała (ja w końcu zrozumiałem, na czym polega wyższość czeropolówki nad trójpolówką, czego nijak nie byłem w stanie zrozumieć z podręczników historii), ale niepotrzebnie podlane śłitaśnym lukrem. Mam tu na myśli fakt, że z pary głównych bohaterów uczyniono osoby niepełnosprawne emocjonalnie, nieporadne w wyrażaniu uczuć. Dorośli ludzie, a w sprawach męsko‑damskich zachowują się jak dzieci z podstawówki; szablon jakby żywcem wyjęty z animowanych opowieści o szkolnych perypetiach miłosnych. Najbardziej jaskrawy przykład: nie widzieli się od roku i oto raptem spotykają się nocą w jej sypialni. Półmrok, za oknem muzyka i fajerwerki, w pałacu ani żywej duszy poza zakochaną parą, ona w nocnej koszuli, wytęskniona. I co? Nawet się nie pocałowali, choć w tym momencie cały świat robił dosłownie wszystko, żeby poszli ze sobą do łóżka. Żeby taką okazję zmarnować. Frajer, a nie żaden Bohater. Wrrrrr…
W rezultacie wychodzi na to, że Maoyuu Maou Yuusha to ni pies, ni wydra. Takie lody malinowe w sosie cebulowym dla jednych, albo whisky z keczupem dla drugich. Niby pożywne, niby ma wszystkie potrzebne procenty ale czy naprawdę smaczne? Pocieszam się, że dopiero połowa serialu i jeszcze nie wszystko stracone, lecz przeczucie podpowiada mi, że zamiast rozkoszy podniebienia skończy się to niestrawnością. Obym się mylił.
Niestety, ale jest to coś, czego Japończycy nigdy chyba nie zmienią. Podobno jest to bardzo wstydliwy naród i objawia się to zwłaszcza w ich perypetiach miłosnych (nie wiem, nigdy tam nie byłem, wiec oceniać nie bedę). Na palcach jednej ręki moge policzyć natomaist anime, w których dorośli ludzie reagują „normalnie” na bliski kontakt z inną osobą. W Maoyou, która niby stara się być „poważna”, gdy przychodzi do wyrażania uczuć, mamy typowe japońskie „zakłopotanie”, krzyczenie, czerwienienie się i rzucanie poduszkami…
Natomiast ja osobiście należę do tych, którzy spodziewali się kolejnego „Spice and Wolf”(choć nie ukrywam, że lubię fantasy pełne akcji), czyli w miarę spokojnego anime w klimatach fantasy, ale nawet tam działo się więcej.
Nic, zobaczymy, może teraz coś ruszy, ale ja za złe mam np. unikanie niektórych ciekawych wydawać by się mogło wątków, np. jak hero był u króla smoków (po co o tym wogóle wspominają, chyba żeby tylko smaka zrobić). No i te przeskoki czasowe…
Przeglądałem mangę i tam dzieje się znacznie więcej akcji (ale nie wiem jaki jest związek fabularny), więc chyba jednak problemem były ograniczenia budżetowe…
Ale tak czy owak fajnie jest w końcu zobaczyć na ekranie opowieść w stylu fantasy. Mam wrażenie, że literacki pierwowzór może zawierać sporo interesującej treści, tutaj zaledwie zasugerowanej przez epizodyczną obecność obiecujących bohaterów drugoplanowych, miejsc i zachodzących w tle wydarzeń natury politycznej i gospodarczej.
Cycki + ekonomia = anime sezonu (przynajmniej wedle japończyków)
Yuusha to „wielki bohater” cierpiący na kompleks rycerza w lśniącej zbroi i patrząc na rozwój akcji, jego użyteczność w serii będzie zmniejszać się adekwatnie do ilości scen w których będziemy mogli podziwiać (nad wyraz) okazałą, falującą pierś Maou. Sam duet ciekawy, ale oklepana schematyczność rodem z najstarszych powieści fantasy nie działa w tej sytuacji zbyt zachęcająco. Za plus uznam jednak ukazanie średniowiecznej sprawy wojen z odmiennej niż zwykle perspektywy. Czas pokaże, czy należycie.
Seria zapowiada się całkiem sympatycznie. Będę oglądać – bo tak czy inaczej – szykuje się najpewniej najlepsze anime tego sezonu, w dodatku niezwykle dopracowane wizualnie, ale żadnych rewelacji póki co się nie spodziewam.
Ami Koshimizu i Jun Fukuyama to Horo i Lawrence, odpowiednio.
Nawiasem mówiąc, jakiego znowu „mięska” brakuje? Seria zaczyna od wywrócenia na nice typowych schematów fabularnych, pokazania, że wojna jest wszystkim nie tylko opłacalna, ale wręcz potrzebna ekonomicznie, że jej zakończenie nie jest wcale tak proste jak ucięcie głowy wrogiemu dowódcy i zatknięcie jej na pice… aby następnie zaproponować zupełnie nie spotykane założenie fabularne, czyli pracę u podstaw w celu stworzenia nowej sytuacji ekonomicznej, umożliwiającej zakończenie wojny bez klęski głodu i tysięcy maruderów włóczących się bez zatrudnienia…
Do tego mamy dwójkę inteligentnych postaci – o ile Maoyu jest wykształcona i ma szersze spojrzenie, to Yuusha też wcale nie jest głupi – jedynie młody i nieco naiwny, ale także bystry.
Poza tym, na litość wszelaką, czy naprawdę bohaterka nie może mieć już biustu, żeby być sensowną i inteligentną postacią? Nigdzie nie widziałem zapisu, że pettanko są jedynymi dozwolonymi postaciami z pozwoleniem na posiadanie mózgu. Fanserwisu również jest tu naprawdę mało w porównaniu z większością obecnych serii.
Co nie zmienia faktu, że jest :P Ja się tam tego nie czepiam, po prostu każdorazowo maluje mi się mały uśmieszek na twarzy, a w głowie myśl „ach ci Japońce…”
Natomiast pierwsze co zrobiłem, to sprawdziłem kto jest autorem Maoyu, bo byłem wręcz pewien, że to osoba od Spice and Wolf, ale nie. Natomiast twórcy anime już są powiązani więc skojarzenia miałem dobre…
A co się tyczy Maoyu, taki Spice and Wolf był przegadany (ale to dobrze, nie każda seria musi byc sieczką), natomiast był pełen uroku, zobaczymy jak będzie z Maoyu…
A co do twojej wypowiedzi na temat „nietypowego” charakteru serii. Nie jest to nic nowego, tylko po prostu zazwyczaj nikt tego w seriach nie robi tzn nie skupia się na tzw. „logicznych” aspektach świata jak ekonomia czy związki przyczynowo‑skutkowe, nawet gdy jest to świat fantasy, wybierając miast tego czystą rzeź i fajerwerki (Spice and Wolf jest jednym z bardziej znanych przykładów odstępstw od tego). Nie dziwi mnie natomiast (rzekoma) popularność nowel z tej serii w Japonii, ponieważ naród ten bardzo lubi rozbijać wszystko na czynniki pierwsze i im bardziej coś jest rozbudowane i skomplikowane, tym lepiej (nawiązuje tu m. in. do wszelakich gier strategicznych z mrowiem różnych statystyk i współczynników).
Inna sprawa, że dla mnie typowo „epickich” fantasy pełnych bitw i dramatycznych wydarzeń nigdy za mało, dlatego też mój lekki zawód ową serią (która zapewne będzie bardziej obyczajowa niż bitewna)... ale zobaczymy.
Anime
Dyskutowałby też na temat złożoności gier strategicznych japońskich, jak na razie ciężko znaleźć coś, co przebiłoby zachodnią Cywilizację i podobne jej późniejsze produkcje 4X ;-)
Same te tematy są dosyć często poruszane w anime o wojnach (głodujące społeczeństwo, problemy ekonomiczne królestwa, logistyka związana z utrzymaniem armii), czy tzw. „kingdom‑building” anime (nie znam polskiego odpowiednika), ale nie zawsze są rozbudowane. Ale masz rację, w tym sensie można powiedzieć, że Maoyu jest nietypowe. Tak czy siak mnie tematyka Maoyu nie zaskoczyła, raczej zawiodła. Nie to, że nie lubię takich anime, ale spodziewałem się czego innego. Chociaż, kto wie, może jeszcze będę to odszczekiwał :D
Tu nie masz racji. Seria Disgaea, wszelkie inne pełne „statów” turówki typu Generation of Chaos, czerpiące elementy z zachodniej kultury, seria Romance of the Three Kingdoms… można by jeszcze długo wymieniać. TAK, Japończycy to lubią, po prostu sporo z tych gier nie przebiło się na zachód :P
Mnie tematyka nie zaskoczyła, bo czemu miała zaskoczyć? Seria była zapowiadana w dokładnie ten sposób od samego początku i w zasadzie nie rozumiem jak można było oczekiwać czegoś innego…
Wyraźnie widać, że nie grałeś do końca w serię „Disgaea”, gdyż posiada ona dwie statystyki – Atak fizyczny i Atak magiczny :P Jak wiadomo, w postgame wszystko umiera na jeden atak i liczy się tylko to, aby ta statystyka była dość wysoka. No dobrze, koniec złośliwości ;-)
Złożoność złożonością, tylko że nadal nawet te najbardziej skomplikowane gry japońskie ustępują daleko 4X w stopniu złożoności i rozbudowania. Nie wiem jak jest z popularnością 4X w Japonii, może jest wysoka, ale jakoś sami takich gier raczej nie produkują.
Z krótkich opisów zrozumiałem, że będzie to bardziej epickie „kingdom‑building” anime, więc albo źle zrozumiałem, albo czytałem złe opisy. Chyba nie muszę zaraz lecieć i czytać light novel? Zresztą kto wie czy anime takim nie będzie, dlatego mówię po raz n‑ty iż anime może mnie jeszcze pozytywnie zaskoczyć…
I tu cię zaskoczę, bo grałem. I nie chodzi mi tu skupianie są na konkretnych statystykach, bo wiadomo że w Disgaea'ch chodzi o grind, ale o poszczególne, rozbudowane elementy gry takie jak ilość opcji mieszania w statach, m.in system rebirth‑ów postaci, mapy taktyczne z rozbudowaniem królestwa (Disgaea 4), rozprawy sejmowe i przekupywanie polityków, edytory map, geo‑bloki etc. Normalny gracz pyta: po co to komu? Casual też raczej w 4X nie zagra. Dobra, Disgaea nie jest może typowym 4X, bo nie ma tu raczej ekonomii (poza forsą), ale chciałem po prostu zaznaczyć, że Japończycy lubują się w rozbudowanych pierdołach, które dla wielu graczy są po prostu nudne/mało dynamiczne etc. czyli takich, którzy to wolą dynamiczne rts typu Starcraft miast takiego np. Master of Orion. Skoro mówisz, że nie masz pojęcia jak to jest z popularnością 4X w Japonii, to czemu ze mną dyskutujesz jakbym nie miał racji. Ja ci mówię, że są dosyć popularne, ale można się domyślić, że skoro gry takie jak 4X są stosunkowo niszowe w Europie (w Polsce są dosyć popularne, ale to inna sprawa), a nawet bardzo poularnym seriom w Japonii jest czasem bardzo cięzko wyjść poza granicę swojego kraju to tym bardziej ciężko wyjść takim niszowym gatunkom jak 4X, nieprawdaż? Dlatego też o takich grach nie słyszysz, w końcu jesteś graczem „z zachodu”... Swoja drogą myślisz, że Japońce znają takie Europa Universalis albo Master of Orion? Może i pewna ich grupa zna(tak jak pewna grupa zachodnich graczy zna zapewne takowe odpowiedniki z Japonii), ale wbrew pozorom Japończycy wcale tak łatwo anglojęzycznych gier nie przyswajają, więc wiele zależy od ich rodzimych wydawców…
Natomiast serdecznie polecam ci rzucić okiem na serię Romance of Three Kingdoms od Koei, bo to rasowy przykład 4X, czyli gatunku, którego przedstawicieli z Japonii nie znasz (spójrz sobie choćby na ilość wydanych części, tyle w kwestii popularności :P) Radzę ci naprawdę poczytać o złożności tych gier, a później się wypowiadać…
Możesz w zasadzie wyjaśnić co przez to rozumiesz, ponieważ pierwszy raz słyszę to określenie, a wolę mieć pewność, że się rozumiemy. W zasadzie też ciekawi mnie jakie opisy czytałeś, ponieważ wszystkie jakie widziałem sugerują dokładnie to, co otrzymujemy (epickie walki powinny być później).
Może Cię zaskoczę, ale cały ten kawałek był żartem. Nawet dodałem przymrużenie oka na końcu, żeby było to całkiem jasne.
Jako wielki fan kilku niszowych gatunków japońskich, za które fani by zabili aby zostały wydane na zachodzie i robią wszystko, aby inni mogli się z nimi zapoznać… nie zaobserwowałem takiego ruchu w związku z tym typem gier.
Ja mówię, że gry japońskie wychodzące poza granice kraju, w tym większość Twoich przykładów na skomplikowane gry japońskie są mniej skomplikowane niż zachodnie 4X. Jest to prawdą. Całą resztę dopowiadasz sobie sam…
Twierdzenie, że „Japończycy lubią złożone gry, ponieważ mają takie tytuły jak Disgaea” jest tak samo prawdziwe jak „Europejczycy/Amerykanie lubią złożone gry, ponieważ mają Cyvilisation” – stanowi mocne, bardzo mocne uogólnienie.
Kingdom‑building anime to ogólna nazwa na tzw. epickie (w skali) anime idące według mniej więcej takiego schematu: bohater (najczęściej no name/pomniejszy książe/genialny taktyk wywodzący się z jakiejś wioski itd) zostaje głową państwa/generałem armii/rewolucjonistą->zbiera sojuszników (plejada barwnych postaci)->zakłada swoje państwo lub przejmuje nad jakimś kontrolę i zostaje jego monarchą albo sojusznikiem monarchy->mierzy się z trudami zarządzania państwem/toczy boje/podbija inne państwa/zwalcza dworskie intrygi itd aż do us*anej śmierci :P. A wszystko to nie raz na przestrzeni lat/generacji. Po prostu buduje królestwo. Czyli właśnie takie 4X w pigułce :D a sam gatunek reprezentuje np. Juuni Kokki, Uwatarerumono czy bodaj Guin Saga. Określenie to nie jest może mainstreamowe, ale używane właśnie, ażeby wyróżnić tego typu serie od innych dzieł fantasy (czasem zdarza się, że są oparte na historycznych wydarzeniach, ale najczęsciej są ubarwione elementami fantasy).
A to przepraszam, źle zrozumiałem. Przynajmniej dla mnie nie brzmiał jak żart, ale taki już urok formy pisanej…
Bo i po co, skoro na brak tytułów z gatunku 4X nie ma co narzekać w Europie, a co innego gry typowo japońskie czyli przeróżne dating‑simy itd o których tu zapewne mówisz i których u nas za wiele nie uświadczysz…
Odpowiadam na twoje zarzuty że Japończycy nie mają skomplikowanych i złożonych gier, przynajmniej w porównaniu do Europejskich. Twoja wypowiedź:
Uważam to za duże przekłamanie… A tego, że mówisz tylko o grach wychodzących poza granice Japonii wcale nigdzie nie zaznaczyłeś tak apropos. Tak czy inaczej to czy dana gra wyszła na zachód nie ma tu nic do rzeczy, bo zarzuciłeś Japońskim grą wogóle (czy raczej odpowiednim gatunkowo przedstawicielom rynku Japońskiego), że nie są tak skomplikowane jak Europejskie, co uważam za nieprawdę.
Wypowiedź oparłem o własne doświadczenia, bo po prostu widzę ile tego typu gier w Japonii jest wydawanych. Przecież nie wymyśliłem tego… Zresztą ty też uogólniasz twierdząc, że Japończycy nie robią gier złożonych tak jak Europejskie/Amerykańskie 4X. Nie od dziś wiadomo, że Japończycy są społeczeństwem inteligentnym, o pojemnych móżgownicach i lubią wysilać szare komórki :P Stąd też dużo takich gier. A nie powiesz mi chyba, że gry 4X nie wymagają sporego wysiłku umysłowego z racji faktu, że trzeba brać pod uwagę wiele czynników/statów/informacji itd. Piszę to, żeby pokazać, że tym bardziej takie gry mają tam rację bytu…
W sprawie kingdom‑building – raczej nie do końca, bohaterowie mają w planach pracę u podstaw i zmianę społeczeństwa i sytuacji ekonomicznej, co jak dla mnie jest bardzo ciekawe ;-)
W sprawie gier japońskich – wyraźnie się nie dogadujemy, więc proponuję skończyć ja stwierdzeniem, że obie nacje mają nieco odmienne, ale nadal bardzo złożone typy gier ;-)
i PS:
Czyste Dating Simy akurat mnie nie bardzo interesują. Są jednak gry takie jak np. wiele starszych pozycji Atlusa, czy Talesy… oraz parę innych jRPGów nigdy nie wydanych. Są też wyśmienite VN, jak chociażby Umineko…
Zgoda :P
A w sparawie dating simów tak rzuciłem, bo wiem, że mają swoich fanów, a problemem z ich wydawaniem na zachodzie jest duża ilość tekstu do tłumaczenia. W sprawie innych serii masz rację np. z niektórymi Tales of… (mnie osobiscie denerwuje, że nie wydano poza Japonią Tales of Rebirth, albo Grand Knights History od Vanillaware na PSP :().
Sigh...
Może jest to porównanie na wyrost, ale na razie takie mam odczucia po pierwszym odcinku (a i nawet grafa podobna, a więc na plus, bo jest ładna, w stylu Valkyria Chronicles albo FF: War of the Lions). Dwójka (nie takich znowu zwykłych) bohaterów w świecie a la fantasy walczy z ekonomią. Spice and Wolf bardzo mi się podobał, ale z tym może być trochę gorzej, bo spodziewałem się epickiej sagi fantasy, a dostałem poradnik ekonomiczny, w którym cała otoczka fantasy jest tylko pretekstem do wykładów jak pogodzić wojnę/ekonomię/dobro społeczeństwa.
Obejrzę, może i nawet anime mnie jeszcze zachwyci (OP daje nadzieję), ale póki co przegadane, a przede wszystkim spory dla mnie zawód, gdyż nie do końca tego się spodziewałem…
Re: Sigh...