Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 7/10
fabuła: 4/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,25

Ocena czytelników

5/10
Głosów: 26
Średnia: 4,96
σ=1,65

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Chudi X)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Bakumatsu Gijinden Roman

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 幕末義人伝 浪漫
zrzutka

Robin Hood w wersji japońskiej, niekoniecznie udanej. Seria o zaprzepaszczonym potencjale.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

U schyłku władzy szogunatu Tokugawy Japonia zaczyna pogrążać się w chaosie. Cierpią na tym masy uboższej ludności, wykorzystywane i bezprawnie pozbawiane dóbr. Manjirou na pierwszy rzut oka jest zwykłym mężczyzną wykonującym zawód płatnego pomocnika. Jednak w nocy staje się Romanem – złodziejem, który walczy z niesprawiedliwością i zwraca okradzionym ludziom ich cenne przedmioty. Niebawem Manjirou i jego przyjaciele będą musieli stawić czoła militarno­‑politycznej intrydze, która może doprowadzić do upadku Japonii.

Opowieść o Robinie Hoodzie zna chyba każdy. Postać złodzieja, który okradał bogatych, aby dać biednym, wielokrotnie była wykorzystywana w kulturze masowej, a swego czasu powstało nawet anime ukazujące jego przygody. W latach 1822­‑1831 w Japonii, a konkretnie w Edo (obecnym Tokio) żył i działał mężczyzna o pseudonimie Nezumi Kozou, który zyskał miano japońskiego odpowiednika Robina. Tytułowy bohater recenzowanego anime jest kontynuatorem legendy Nezumiego, a zarazem jego synem.

W latach 1967­‑1972 Monkey Punch tworzył mangę Lupin III kładącą podwaliny pod całkiem popularny nurt Kaitou (nazwa nie ma polskiego odpowiednika, w krajach anglojęzycznych tłumaczy się ją jako „phantom thief”). Jego założenia są bardzo proste – główny bohater (lub bohaterka) ma podwójną tożsamość. W dzień jest „zwykłym człowiekiem”, natomiast wraz z zapadnięciem zmroku staje się złodziejem. Przestępca informuje o zamiarach kradzieży wcześniej, na przykład za pomocą listu. Obowiązkowo pojawiają się policjant/detektyw, którego życiowym celem jest złapanie złoczyńcy, osoba twierdząca, iż nienawidzi złodzieja, choć tak naprawdę się w nim podkochuje, i ewentualnie jakiś reporter liczący na temat do gorącego artykułu. Znamy? Oczywiście że tak – spośród mang, które trafiły na polski rynek, D.N.Angel i Kamikaze Kaito Jeanne zaliczają się do tego nurtu. Anime opowiadającego o złodziejach, którzy kradną wcześniej przywłaszczony przedmiot, nie trzeba długo szukać – Get Backers jest jego idealnym przykładem. Czy w takim razie stworzenie czegoś świeżego w tak popularnej tematyce jest niemożliwe? Niekoniecznie, wystarczy odrzucić niemal wszystkie założenia nurtu i umieścić bohaterów w innych niż zazwyczaj realiach. Niestety, pomimo szansy, jaką dostali twórcy, coś poszło nie tak…

Początek Bakumatsu Gijinden Roman utwierdza nas w przekonaniu, iż serial będzie mieszanką komedii złodziejskiej i kina akcji z wielkim spiskiem w tle. Klimat gęstnieje powoli, na scenę wkraczają kolejne istotne postaci, pojawiają się nowe elementy układanki, a sceny humorystyczne nie przeszkadzają w kontynuowaniu seansu. Niestety, założenia te znikają gdzieś po trzecim odcinku. Manjirou zostaje wynajęty na przykład do odnalezienia zaginionego rodzinnego skarbu, musi walczyć z rywalem, który chce odebrać mu tytuł Nezumiego Kozou, a w końcu poszukuje kurtyzany, która nie wróciła od swojego klienta. Solidnie przygotowane podstawy przestają mieć znaczenie, a twórcom najwyraźniej zabrakło pomysłów na konstruktywne rozwinięcie wprowadzonych wątków. Całość przeradza się w idiotyczną komedyjkę udającą jedynie serial o złodziejskich przygodach. Tak poprowadzone anime natrafiło w końcu na dość powszechny problem – upchnięcie wszystkiego, co zostało zaplanowane (bądź wymyślone na poczekaniu), w ostatnich odcinkach. Konia z rzędem scenarzyście, który w ten sposób uratuje fabułę i zamknie serial na przyzwoitym poziomie. Niestety, Roman staje się ostatecznie mścicielem w specjalnej zbroi, gotowym uratować przyjaciół i kraj w imię sprawiedliwości. Ukazane wydarzenia pełnymi garściami czerpią z bitewnych anime shounen, w związku z czym można zarzucić im przewidywalność i naciągnięcie ponad granice zdrowego rozsądku. Ostatni pojedynek przywodzi na myśl walki z finału takich serii jak Sacred Seven czy Guilty Crown, co nie świadczy dobrze o scenarzyście. Sceny podniosłe, podlane kiczowatym sosem, irytują. Obawiam się, że fabuła ukierunkowana na odzyskanie jednego przedmiotu na tydzień z finałem w postaci legendarnego skarbu, który chcą zdobyć antagoniści, sprawdziłaby się tu lepiej.

Bohaterów potraktowano równie bezwzględnie, ponieważ w anime zabrakło scen pozwalających im się rozwinąć. W rezultacie Manjirou wraz z przyjaciółmi tworzą grupkę sympatycznych, ale jednowymiarowych postaci. Główny bohater na co dzień jest niezdarnym obibokiem – lekkoduchem, który nie ma szczęścia do pieniędzy i hazardu. Sprawy nie mają się lepiej, gdy działa jako Roman. Chociaż w tym, co robi, radzi sobie całkiem nieźle, wciąż daleko mu do miana wspaniałego złodzieja, jakim był jego ojciec. Koharu – młodsza siostra protagonisty – poważnie podchodzi do spraw finansowych, a na utrzymanie domu zarabia, projektując i sprzedając zdobione pałeczki do jedzenia. Potrafi też przywołać leniwego brata do porządku i niekiedy towarzyszy mu w nocnych eskapadach. Wśród innych postaci pomagających Romanowi można wyróżnić doktora Hansa – twórcę zombi, prowadzącego lokalną klinikę, Gennaia – starego zboczeńca i wynalazcę w jednym, oraz Kanade – kapłankę będącą przy okazji szpiegiem i mistrzynią kamuflażu. W anime pojawiają się również Okuni – kurtyzana, kobieta fatalna o niezwykle pogmatwanej przeszłości, która wpłynęła na jej obecne życie, oraz Suzuki Magoichi – członek Kyoto Mimawarigumi (specjalnego oddziału policji), który nie jest tym, za kogo się podaje. Na temat antagonistów nie można napisać zbyt wiele bez potencjalnych spoilerów. Chociaż na samym początku sprawiają wrażenie niebezpiecznych i zdeterminowanych, w ostatecznym rozrachunku okazują się żałośni. Idealnie sprawdziliby się tylko w parodii serii z gatunku shounen­‑ai.

Strona graficzna prezentuje się bardzo dobrze. Proste, lecz porządnie wykonane projekty postaci autorstwa Monkey Puncha przywodzą na myśl stare, dobre czasy, gdy bohaterowie płci męskiej nie przypominali metroseksualnych obojnaków, a w wyglądzie dziewcząt nie liczyły się tylko piersi i pośladki. Oczywiście nie tyczy się to Okuni, która z racji wykonywanego zawodu powinna wyglądać tak, a nie inaczej. Deformacje w projektach postaci pojawiają się głównie przy okazji scen komicznych, lecz nie rażą i nie przeszkadzają w odbiorze całości. Tła zostały wykonane szczegółowo, z dbałością o najmniejsze detale. Na uwagę zasługują elementy naturalne, takie jak drzewa czy kwitnące krzewy. Nie zabrakło niestety wstawek stworzonych przy pomocy grafiki komputerowej, które momentami naprawdę rzucają się w oczy. Najczęściej są to pieniądze, karty do gry, woda czy elementy budynków.

Kompozycje dźwiękowe towarzyszące przygodom Romana nie zaskakują. Prawdę pisząc, niekiedy trudno je wychwycić, a same utwory pośrednio działają na odbiór scen. Dlatego w trakcie seansu nie można oprzeć się wrażeniu, że czegoś tu brakuje, a jeśli usłyszymy już jakiś motyw, to szybko wlatuje on jednym uchem i wylatuje drugim. Anime otwiera piosenka RanTiki w wykonaniu Yukino. Jest to solidny utwór utrzymany w klimatach retro i jazzu – błogosławieństwo w czasach, gdy spora część japońskiej animacji rozpoczyna się kiczowatymi popowymi piosenkami. Utworem zamykającym serial jest Zarathustra w wykonaniu zespołu HiGe. Piosenka, utrzymana w rockowym klimacie, nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle wielu innych podobnych kawałków, niemniej słucha się jej dobrze. Wśród seiyuu próżno szukać popularnych nazwisk, choć nie przeczę, że udało mi się rozpoznać kilku aktorów głosowych. W Romana wcielił się Kazuya Nakai (Zoro z One Piece, Gaomon z Digimon Savers czy Doumeki z xxxHOLiC). Koharu użyczyła głosu Eri Kitamura (Yui z Angel Beats!, Sayaka Miki z Mahou Shoujo Madoka Magica czy Kirie Kanoe z Tasogare Otome x Amnesia). Za kreację Gennaia odpowiedzialny jest Kenichi Ogata znany głównie z ról profesora Agasy (cykl Meitantei Conan) i Genmy Saotome ( Ranma ½).

Pomimo początkowych bardzo dobrych wrażeń, seans Bakumatsu Gijinden Roman w ostatecznym rozrachunku rozczarowuje. Nie mam nic przeciwko odcinkom niezwiązanym z głównym wątkiem i będącym odzwierciedleniem braku pomysłów twórców, o ile trzymają się one początkowych założeń i w pewnym stopniu je realizują. Niestety, tak się nie stało. Źle poprowadzona fabuła, brak miejsca na rozwój postaci i upchnięcie dosłownie wszystkiego (o ile zombi­‑mechy były sympatycznym dodatkiem do finałowej walki, to fuzja człowieka i czołgu gadająca o miłości już nie) w ostatnich odcinkach, aby show trwało, są gwoźdźmi do trumny recenzowanego anime. Sytuacji nie ratują nawet sympatyczni bohaterowie i bardzo dobra oprawa wizualna. Prawdę pisząc, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby pozbyć się „zapychaczy” i zmniejszyć liczbę scen komediowych, tudzież przedstawić je w inny sposób, seria spokojnie mogłaby się zakończyć na ośmiu, góra dziesięciu odcinkach. Komu mogę polecić recenzowane anime? Jeśli szukacie historii na miarę Lupina III, ewentualnie Magic Kaitou, rozgrywającej się pod koniec dziewiętnastego wieku, niestety nic takiego tu nie znajdziecie. Amatorom złodziejskich przygód, którzy są w stanie przymknąć oko na niedociągnięcia lub zwyczajnie nie znają innych, lepszych tytułów o podobnej tematyce, Bakumatsu Gijinden Roman może się spodobać. Dla pozostałych ewentualny seans będzie stratą czasu.

Chudi X, 14 maja 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TMS Entertainment
Projekt: Monkey Punch, Satoshi Hirayama
Reżyser: Hirofumi Ogura
Scenariusz: Tatsuto Higuchi
Muzyka: Hiroshi Takaki