Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 4/10 grafika: 9/10
fabuła: 4/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,60

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 100
Średnia: 6,98
σ=1,67

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Zegarmistrz)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Toaru Majutsu no Index: Endymion no Kiseki

zrzutka

Szumnie reklamowany film z uniwersum RailDex. Czy warto było czekać?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Gregory111

Recenzja / Opis

Istnieje zjawisko, z którym mam problem w zasadzie od początku mojej przygody z anime. Zjawiskiem tym są „kinówki”. Z jednej strony doczekują się ich serie, które są popularne, a jeśli się już za nie biorę: to serie, które lubię, często bardzo. Z drugiej strony… Z drugiej strony wersje kinowe większości moich ulubionych serii były w stosunku do oryginałów kiepskie. Niestety, film pełnometrażowy, odwrotnie do serialu, z uwagi na ograniczenia czasowe bardzo kiepsko radzi sobie z opowiadaniem historii wielowątkowych. Dlatego też „kinówki” najczęściej są po prostu dłuższym (i bardziej efektownym) odcinkiem serii. Co gorsza, zwykle są one dość konkretnym typem odcinka. Mianowicie: tak zwanym „wypełniaczem”. Najczęściej opowiadają historię, która nie łączy się z głównym wątkiem opowieści, dzieje się gdzieś z boku i na relacje postaci, ich byt, sytuację w świecie czy ogólny postęp fabuły nie wpływa. Jeśli więc chwilowo następuje zbratanie dawnych wrogów, odpuszczenie win, sojusze czy zdobycie potężnych artefaktów, to zdarzenia te zostaną puszczone w niepamięć, kiedy tylko przelecą napisy końcowe. I w kolejnych odcinkach wrócimy do sytuacji takiej, jaka była, zanim zaczęliśmy seans.

Złe doświadczenia z przeszłości oraz denerwująca, bardziej zniechęcająca niż zachęcająca kampania reklamowa sprawiły, że po omawianym filmie nie spodziewałem się wiele. I dobrze. Bo w rezultacie nie mogę powiedzieć, że mnie rozczarował.

Fabuła filmowej wersji Toaru Majutsu no Index jest dość złożona. Obraca się wokół katastrofy lotniczej, która miała miejsce kilka lat przed rozpoczęciem filmu, oraz dwóch ocalałych z niej kobiet. Są to nastoletnia idolka Arisa Meigo, na którą polują wysłannicy „strony magicznej”, oraz zgorzkniała żołnierz oddziałów specjalnych Sequenzia Shutaura. Losy tej dwójki splatają się z wątkiem nowo uruchomionej przez Academic City windy kosmicznej. Urządzenie to, a także niezwykłe umiejętności Arisy, planuje wykorzystać pewna wredna magiczka, nie bacząc przy tym na światowy zamęt i ofiary w ludziach. Kością w gardle tej ostatniej stanie (co oczywiste) Touma oraz (niezależnie od niego) babski gang Misaki i w zasadzie wszystkie poznane przez nas do tej pory ważne postacie.

Fabuła, a raczej sposób, w jaki została poprowadzona jej kulminacja, to moim zdaniem najsłabszy element produkcji. Stronie technicznej bowiem nie da się zarzucić niczego. Przeciwnie, film jest narysowany bardzo dobrze, animacja płynna, a tła i otoczenie pełne szczegółów i dopracowane w stopniu, jaki dla serii telewizyjnych pozostanie niedostępny przez wiele lat. Twórcy zresztą doskonale zdają sobie z tego sprawę, przeciągając niektóre ujęcia, żeby pokazać, jak wiele udało im się zrobić. Trochę mnie to irytowało, bowiem wydawało mi się sztuką dla sztuki. Przecież jasne jest, że – obojętnie, jak się postarają – twórcy nie zdołają przebić efektownością Transformersów czy innych Avengers. No, ale nie zmienia to faktu, że kinówka wygląda naprawdę ładnie.

Także udźwiękowienie stoi na najwyższym poziomie. Zarówno seiyuu, jak i kompozytorzy postarali się, by tym razem pokazać cały swój niewątpliwy talent. W efekcie anime jest nie tylko przyjemnością dla oczu, ale też i uszu. Muzyka prezentuje styl zbliżony do tego, co pamiętać możemy z obydwu wersji telewizyjnych Toaru Majutsu no Index. Słyszymy więc głównie charakterystyczne, kojarzące się z elektroniczno­‑industrialnym otoczeniem, nieco kakofoniczne oraz chaotyczne dźwięki nawiązujące do odgłosów tętniącego życiem, wypełnionego technologią oraz ukrytymi niebezpieczeństwami, tłocznego, gwarnego miasta. Jeśli coś miałoby pasować do królestwa i głównego bastionu nauki, to tym czymś jest właśnie ścieżka dźwiękowa z Endymion no Kiseki.

Co się zaś tyczy fabuły, to przez pierwszą godzinę wydawało mi się, że mam do czynienia z odpowiednikiem któregoś z poświęconych Stronie Magicznej (czyli gorszych) wątków fabularnych serii telewizyjnej. Jak miłośnicy serii wiedzą, świat Toaru Majutsu no Index podzielony jest między dwie zwalczające się frakcje, którym poświęcone są poszczególne części opowieści. Pierwsza z frakcji to „strona naukowa” (do której należą także esperzy). Związane z nią wątki są moim zdaniem zdecydowanie lepsze, bliższe zwykłemu widzowi, całkiem nieźle wpisują się też w to, co można wyczytać w serwisach technologicznych (chyba że akurat autor zdecyduje się podać szczegółowe dane techniczne swoich pomysłów, bo wtedy to tylko usiąść i płakać) oraz przede wszystkim zawierają udane czarne charaktery. Czyli gości najczęściej przesadnie ambitnych, kierujących się zrozumiałymi ludzkimi motywami, sukinsyństwem i okrucieństwem. Wszystko to doskonale wpisuje się w specyficzne połączenie serii superbohaterskiej z teoriami spiskowymi, które fani pokochali.

„Strona magiczna” jest niemal równie dopracowana i na tym polega jej problem. Opiera się bowiem głównie na zachodnim okultyzmie, szczególnie na crowleyowskiej Thelemie oraz Magii Chaosu Austina Osmana Spare i związanej z nią koncepcją sigili. Problem polega na tym, że – jeśli przypadkiem nie interesujecie się religioznawstwem jak Zegarmistrz (lub nie praktykujecie okultyzmu) – wszystko to jest mało zrozumiałe, żart się gdzieś ulatnia i wygląda to jak zwykła magia z anime. Powiedzmy sobie szczerze: pretensjonalnych pomysłów na „oryginalne” działanie czarów i mocy czaropodobnych było w anime już tak dużo, że każdy kolejny zbyć można machnięciem ręki.

Miraż anime trzymającego poziom serii telewizyjnej pryska jednak, gdy po upływie pierwszych sześćdziesięciu minut następuje punkt kulminacyjny fabuły. Nagromadzona para idzie wówczas w gwizdek i ulatuje do atmosfery. Zwyczajnie liczba wątków i postaci, jakie umieścili w tym filmie twórcy, okazuje się zbyt duża, by byli w stanie sobie z nimi poradzić. W efekcie więc Touma i Index biegają sobie, Misaka i jej banda działają całkiem niezależnie, i jedynym, co łączy ich działania z przygodami Toumy, jest postać Arisy. Acceleratora i klony dodano do fabuły chyba tylko dlatego, że są to dość popularne postacie i mają całkiem dużo fanów. Tak więc musieli się pokazać i zrobić (w sumie zupełnie niepotrzebną) demolkę. Do tego dochodzi genialny plan „magicznej strony” („Konkurencja chce spowodować katastrofę, w której zginą miliony! Nie możemy być gorsi! Musimy sami taką katastrofę sprokurować!”), niezbyt jasne motywy głównego przeciwnika oraz akcje typu wyjścia w próżnię kosmiczną bez skafandra. Sprawa kończy się tym, że – ponieważ zostało jeszcze kilkanaście minut, które trzeba jakoś wykorzystać – jednej z postaci odbija i trzeba ją leczyć prawym prostym.

Wszystko to powoduje, że fabularnie film nie jest najlepszy, co więcej – niewiele też wnosi (prócz chaosu i zamieszania) do rozbudowanego i dość skomplikowanego uniwersum, w którym go osadzono. Nie jest to spowodowane brakiem aspiracji twórców, a raczej błędami popełnionymi w procesie twórczym, przez które budowane długo napięcie zostaje zaprzepaszczone w kulminacyjnych momentach.

Skąd więc tak wysoka ocena? Powód jest prosty: wygląd. Abstrahując od treści, forma jest wyjątkowo atrakcyjna. Nie jestem jednak pewien, czy warto film oglądać dla samej widowiskowości. Powiedzmy sobie szczerze: Hollywood co wakacje bombarduje nas bardziej efektownymi produkcjami. Zresztą nawet w kategoriach animacji, i to animacji japońskiej, pod tym względem film nie może konkurować z pracami Makoto Shinkaia czy studia Ghibli.

Zegarmistrz, 15 września 2013

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Kazuma Kamachi
Projekt: Kiyotaka Haimura, Mika Akitaka, Yuuichi Tanaka
Reżyser: Hiroshi Nishikiori
Scenariusz: Hiroyuki Yoshino, Kazuma Kamachi
Muzyka: I've Sound, Maiko Iuchi