Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10grafika: 6/10 | |
fabuła: 7/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Tamayura ~More Aggressive~
- たまゆら ~もあぐれっしぶ~
- Tamayura
- Tamayura (Komiks)
- Tamayura - Hitotose (Komiks)
- Tamayura ~hitotose~
- Tamayura ~Sotsugyou Shashin~
Opowieść o pasji i realizacji marzeń – ujęcie trzecie. Jak wyszło tym razem?
Recenzja / Opis
Kolejny sezon łowów na tamayurę czas zacząć – małe „puszyste” refleksy świetlne znów będą się pojawiać na fotografiach zrobionych przez Potte starym, należącym do jej zmarłego ojca aparatem Rollei 35s. Nowe miejsca i okazje do robienia zdjęć, nowa przyjaźń i – nowe wyzwania. W kolejnej części cyklu Potte wpada na pomysł założenia licealnego klubu fotograficznego. Czy uda się zrealizować projekt? Czy starczy sił, pomysłów i uporu na jego udoskonalanie i rozwijanie? Jak można było przekonać się w poprzednich częściach serii, główna bohaterka – Potte – nie należy raczej do szczególnie przebojowych i silnych dziewczyn. Aby sprostać nowym wyzwaniom, trzeba być „more aggressive”! Potte ma jednak wsparcie otaczających ją bliskich osób, niekończące się pokłady entuzjazmu i zaangażowania w swoje hobby oraz moc kolejnych inspiracji, których źródłem jest postać jej ojca.
~More Aggressive~ to już trzecia część Tamayury – projektu, którego reżyserem i scenarzystą po raz kolejny jest Jun'ichi Satou, znany ze świetnego cyklu Aria. Nie powinien dziwić fakt, iż jest to historia bardzo subtelna, spokojna i melancholijna. Co innego jednak magiczna opowieść o gondolierkach w Neo‑Wenecji, a co innego codzienne życie – nie oszukujmy się – mało wyrazistych i atrakcyjnych dla widza licealistek, których codzienność jest tak zwyczajna, że każdy może po pierwszym lepszym weekendzie poczuć się przy nich niczym prawdziwy łowca przygód. Wobec tego miałem pewne obawy, czy ~More Aggressive~ będzie serią oglądalną i czy zwyczajnie starczy pomysłów na te kolejne dwanaście odcinków. Wszak wymyślić w temacie Potte coś nowego nie jest taką prostą sprawą. Okazało się jednak, że autor, pomimo eksploatowania praktycznie tych samych motywów, miał jednak pomysł na realizację kolejnego sezonu. Łatka „more aggressive”, choć z początku sprawiała wrażenie potencjalnego babola fabularnego, okazała się wcale niegłupim pomysłem na rozwinięcie koncepcji serii.
W gruncie rzeczy nie zmieniło się jednak wiele, a autor stale porusza się w klimatach, w których ewidentnie dobrze się czuje. Dostajemy więc refleksyjną, pełną ciepła historię kolejnego etapu życia Potte. Jak bardzo melancholijna jest to opowieść, świadczy fakt, że siłą napędową praktycznie każdego odcinka są wspominki ojca głównej bohaterki. Do tego dochodzi cała masa innych wspomnień, odwiedzanie ważnych miejsc i spełnianie obietnic z przeszłości, a każdej z tych chwil towarzyszą rozmaite, często bardzo pozytywne przemyślenia. Całość podana jest w lekkiej formie – niespieszne tempo akcji, subtelne sceny komediowe, zero fanserwisu i wręcz błoga atmosfera – a wszystko to przy akompaniamencie niezwykle spokojnej ścieżki dźwiękowej. Pod względem klimatu seria ta jest na swój sposób wyjątkowa– Satou uniknął tu częstego dla tego rodzaju anime przesłodzenia, przenosząc środek ciężkości na elementy bardziej poważne. Efekt jest tym bardziej zdumiewający, że główne bohaterki są akurat dość typowe – w wielu kwestiach nieporadne, sympatyczne, z obowiązkowymi wcieleniami super‑deformed w czasie scen komediowych. Sama Potte dodatkowo jest bardzo nieśmiała, co komplikuje nawet proste, codzienne kontakty międzyludzkie. Brzmi znajomo? A jednak fani typowych moé-komedyjek nie mają tu czego szukać. Klimat to zdecydowanie element wyróżniający ten tytuł na tle branżowego mainstreamu – jest on jednak bardzo subtelny, ulotny. Serię porównałbym do białej herbaty, która swoim delikatnym smakiem zachwyca wąską grupę odbiorców, a pozostałych zniechęca brakiem wyrazistości. O ile nie jestem zatwardziałym fanem herbat białych, to jednak w przypadku Tamayury takie subtelne smakowanie kolejnych odcinków bardzo przypadło mi do gustu. Jest to element, który przeważył szalę na korzyść serii – bez konkretnego punktu zaczepienia śledzenie kolejnych dni z życia Potte mogłoby okazać się nudne.
O ile cała historia jest bardzo dobrze opowiedziana, o tyle trzecia część cyklu obnaża słabość kreacji jej bohaterów. Po pierwsze, obserwujemy tu swoisty regres, jeśli chodzi o postaci drugoplanowe. W poprzednich odsłonach stwarzano pozory pogłębiania charakterów Kaoru, Maon i Norie i chociaż krótkimi wstawkami starano się przedstawiać ich uczucia i pasje, tutaj zaś są już tylko i wyłącznie anonimowym tłem dla Potte i Kanae (podobnie jak cała grupa bohaterów trzeciego planu). Druga sprawa to brak jakiegokolwiek rozwoju postaci. Latka lecą i dziewczyny są już w liceum, ale w ogóle tego po nich nie widać, są niedojrzałe jak na swój wiek, zachowują się i wyglądają jak szare myszki z podstawówki. Nawet biorąc poprawkę na specyfikę anime i Japończyków w ogóle, jest to kwestia, która ewidentnie razi. Inna sprawa, że dorastanie tych dziewczyn jest akurat ostatnią rzeczą, jakiej ta seria potrzebowała. Poza tym wspomniane wady są znakomicie rekompensowane w inny sposób. Sama Potte w zasadzie się nie zmieniła. Nadal jest to pełna pasji i pozytywnego myślenia dziewczyna, która pomimo braku przebojowości, ogólnej bojaźliwości i pewnej nieudolności w wykonywaniu prostych codziennych zadań, wykazuje się dużą determinacją w realizowaniu założonych sobie celów. Całkiem nieźle radzi sobie z dźwiganiem odpowiedzialności, jaka ciąży na niej po założeniu szkolnego klubu i objęciu funkcji jego przewodniczącej. Ma w tym spore wsparcie nauczycieli i znajomych – spłycenie ich charakterów schodzi na drugi plan wobec ich ważnej roli w serii – ukazują, jak ważne w życiu jest mieć przyjaciół, na których można liczyć.
Nowością jest wprowadzenie Kanae, która dołącza do klubu Potte. Jest to ciekawy przykład postaci, poprzez którą twórcy zdają się mówić widzowi „nie taki diabeł straszny” – na początku tajemnicza, wzbudzająca respekt, po bliższym poznaniu okazuje się równie nieporadna i krucha, jak jej nowe koleżanki. Jej wątek stanowi niezłe przesłanie dla młodszych widzów, że nie należy się bać kontaktów z innymi ludźmi i nie należy sobie o nich wyobrażać zbyt wiele, dopóki nie pozna ich się bliżej (o ile oczywiście komuś będzie chciało się wychwycić ten temat w pierwszych odcinkach). W szerszym kontekście można to interpretować jako wskazówkę, aby nie bać się nieznanego. Właśnie tego typu motywy stanowią o sile tej – wydawać by się mogło – prostej i niewinnej serii. Postaci są w tym anime bardziej „funkcjonalne” niż „psychologiczne” – nie chodzi tu o to, aby studiować ich charaktery, a większą uwagę zwracać na ich motywacje, czyny i związane z nimi wspomnienia, dostrzegając drugie dno i konfrontując je z naszym życiem. Muszę przyznać, że ten aspekt serii zrealizowano bardzo przyzwoicie. Doszedłem również do wniosku, że z tego powodu wystawianie oceny za postaci w formie jednej cyferki nie ma większego sensu.
Jeśli chodzi o grafikę, prawie nic nie zmieniło się w stosunku do poprzednich części. Jednak „prawie” robi różnicę. Lata mijają, a kto nie idzie do przodu, ten się cofa. Aż prosiło się o choćby drobne graficzne upiększenia. Niestety, graficy odpowiedzialni za Tamayurę zatrzymali się w czasie. Mało tego – w niektórych odcinkach widoczny jest wręcz regres w stosunku do poprzednich części. Malowniczych widoczków miasta jest wyraźnie mniej (choć im bliżej końca, tym lepiej), a prostota niektórych kadrów jest jakby bardziej dotkliwa niż kiedyś. Nie traktuję tego jako wielką wadę, wręcz rozumiem podejście studia, które mając świadomość potencjalnych grup docelowych i charakteru serii, postanowiło trochę oszczędzić. Z drugiej strony, gdyby sypnąć groszem, to anime mogłoby być naprawdę magiczne…
Nie będę natomiast narzekał na udźwiękowienie, choć i tu znalazłby się powód. Usłyszymy wiele motywów znanych z poprzednich części. Lenistwo? Oszczędność? Raczej podróż sentymentalna, bo utwory te pasują tu jak ulał. Poza tym nie jest to typowa kalka, bo raz, że pojawia się kilka nowych kawałków, a dwa, że te stare są jakby po lekkim liftingu aranżacyjnym, choć przyznam, że nie wracałem do poprzedniej części w celu dogłębnej analizy tego tematu. Najważniejszą cechą tej subtelnej ścieżki dźwiękowej jest to, że idealnie pasuje do serii i znakomicie podkreśla jej ulotny, pełen spokoju klimat. Należy też pochwalić nowy opening i ending– znakomicie uzupełniają warstwę muzyczną i pasują do niej jak ulał. Są jak wszystko w tym anime – niby takie zwyczajne, a jednak niezwykle urokliwe.
Największą siłą serii i jej słabością zarazem jest jej prozaiczność. Anime to jest tak zwyczajne, że wręcz trzeba doszukiwać się w nim zakończenia. Podobnie jak trzeba chwytać te ważne momenty całej serii, których jest bez liku, ale nikt się nie przejmował tym, aby je uwypuklać. Jedni znajdą tu moc magicznych chwil, inni nudę – wszystko zależy od oczekiwań i nastawienia. Jeśli ktoś poszukuje spokojnych i wyważonych okruchów życia, najnowsza odsłona Tamayury będzie strzałem w dziesiątkę. Jun'ichiemu Satou należą się w tym miejscu gratulacje – z serii, która miała wszelkie szanse okazać się bezpłciową, wtórną i nieciekawą opowiastką, wycisnął naprawdę sporo. Na tyle dużo, że ~More Aggressive~ oceniam jako najlepszą część całego cyklu, bo tak zwanej głębi jest tu więcej niż w poprzednich odsłonach. Jest to tytuł godzien polecenia tym bardziej, że znajomość poprzednich części nie jest konieczna. Oczywiście znajdzie się tu sporo nawiązań, wchodzimy niejako w środek historii, nie będzie jednak większego problemu, żeby się w tym wszystkim połapać. Polecam więc sięgnąć po pierwszy odcinek, a jeśli się spodoba, cieszyć się resztą opowieści.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | TYO Animations |
Autor: | Jun'ichi Satou |
Projekt: | Haruko Iizuka |
Reżyser: | Jun'ichi Satou |
Scenariusz: | Jun'ichi Satou |
Muzyka: | Nobuyuki Nakajima |