
Anime
Oceny
Ocena recenzenta
4/10postaci: 4/10 | grafika: 6/10 |
fabuła: 3/10 | muzyka: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry




Top 10
Sekai de Ichiban Tsuyoku Naritai!
- Wanna Be the Strongest in the World
- 世界でいちばん強くなりたい!

Oto wspaniała seria… dla fanów sadomasochizmu. I tylko chyba dla nich.
Recenzja / Opis
Pisanie recenzji serii, która bazuje tylko na fanserwisie nie jest, wbrew pozorom, takie proste. Niby można ją po prostu zgnoić za sam fakt epatowania cyckami, jasne – ale czy ma sens krytykowanie róży za jej kolor? Raczej nie. Inna sprawa, gdy zamiast pięknym kwiatem jest zwiędłym, podeschniętym badylem…
Sakura Hagiwara to liderka cieszącego się olbrzymią popularnością zespołu idolek Sweet Diva. Jak na idolkę przystało, poza śpiewaniem musi robić także wiele innych dziwnych rzeczy. Pewnego dnia pojawia się propozycja, aby któraś z członkiń zespołu wzięła dla zabawy udział w meczu wrestlingu. Z braku chętnych zgłasza się Sakura, a dołącza do niej jej przyjaciółka i rywalka zarazem – Elena. Podczas wizyty w sali treningowej wdają się w kłótnię z jedną z zapaśniczek, co kończy się wyzwaniem Sakury na pojedynek. Jak nietrudno przewidzieć, dziewczyna dostaje tęgiego łupnia od bardziej doświadczonej przeciwniczki, zaś stawką za przegraną jest ścięcie długich włosów. To jednak jej nie zniechęca – wręcz przeciwnie, po tym, jak ktoś wlazł jej na ambicję, Sakura postanawia, że da sobie spokój z idolkowaniem i zostanie zapaśniczką, by udowodnić wszystkim, że jest najlepsza, i stać się tytułową najsilniejszą na świecie.
Zawiązanie akcji nie budzi zachwytu, ale też nie odstrasza. Serii o walkach, w których biorą udział śliczne dziewczyny, było w końcu sporo, a niektóre z nich, jak choćby Ikkitousen, trwale wpisały się w historię japońskiej animacji. Dużo się zmieniło od czasów, kiedy w grach wideo umieszczanie kobiet‑wojowniczek uważano za promowanie przemocy wobec pań. Wiele wskazywało na to, że Sekai de Ichiban Tsuyoku Naritai powiększy po prostu grono produkcji, których głównym celem jest prezentowanie kobiecych wdzięków, zaś pretekst do tego stanowią pojedynki. Nie, żeby było w tym coś złego, obejrzenie takiej produkcji od czasu do czasu jest przyjemnym relaksem, podobnie jak gra w Dead or Alive albo Rumble Roses. Problem tkwi w czym innym…
Sekai de Ichiban Tsuyoku Naritai ma cokolwiek osobliwe podejście do roli głównej bohaterki. Jasne, Sakura na początku jest zupełnie zielona, więc nie dziwi, że zbiera baty. Sęk w tym, że na dobrą sprawę przegrywa przez całą niemal serię. 70% czasu antenowego podczas walk to jęki i zawodzenia głównej bohaterki, nad którą znęcają się kolejne przeciwniczki. Na początku budziło to nawet jakieś współczucie dla obtłukiwanej przez wszystkich ofiary, ale potem zaczęło irytować, by w końcu niemal skłonić mnie do porzucenia tej serii. Może gdybym był sadomasochistą i czerpał jakąś fetyszystyczną przyjemność z faktu, że Sakura cały czas jest kopana, duszona, bita i poniżana, byłbym w stanie tę koncepcję fabuły należycie docenić. Niestety (a raczej – na szczęście) mam nieco inne gusta, a to sprawia, że raczej mnie to denerwowało.
Dalej – w teorii Sekai de Ichiban Tsuyoku Naritai jest produkcją o wrestlingu. Tu pojawia się kolejny kłopot. Sport, który uprawiają bohaterki, na pierwszy rzut oka może przypominać wrestling, głównie jeśli chodzi o rodzaje ciosów, terminologię i pewne zasady. Tyle tylko, że porzucono tu całkowicie „cyrkowy” aspekt takich walk. Spora ich część jest bowiem ustawiana, mocniejsze ciosy bywają gaszone, a akrobatyka i widowiskowość liczą się bardziej niż poważna wymiana ciosów. Tymczasem w Sekai de Ichiban Tsuyoku Naritai bohaterki nie markują w żaden sposób uderzeń, biją się jak najbardziej na serio, w dodatku bez jakichkolwiek ochraniaczy. W normalnych okolicznościach co najmniej kilka razy powinna się tu polać krew, tymczasem przez całą serię widzimy tylko dwie kontuzje, z których jedna na dodatek magicznie znika w połowie walki. Uczciwiej chyba byłoby zrobić serię o MMA, gdzie wszak istnieją też kobiece federacje, a walki potrafią tam być faktycznie brutalne.
Tak piszę sobie o bohaterkach, a na dobrą sprawę nie wspomniałem o żadnej zbyt wiele. Ale o czym tu pisać – większość nie wyróżnia się niczym szczególnym. Sakura, owszem, przy całej swojej roli „dziewczyny do bicia” zwraca uwagę zacięciem i ambicjami, ale bez nich w końcu nie zostałaby narodową idolką. Reszta postaci stanowi tło dla niej, zaś im jakaś bohaterka sprawia wrażenie ciekawszej, tym bardziej fabuła spycha ją w tło. Szczególnie zwraca to uwagę w przypadku mentorki Sakury – Misaki. Ta doświadczona zapaśniczka oraz jej przyjaciółki są w zasadzie jedynymi postaciami, które skupiają na sobie większą uwagę i mają nawet ponoć jakieś fabularne tło, niestety całkowicie zignorowane.
Jeśli chodzi o projekty postaci, Sekai de Ichiban Tsuyoku Naritai prezentuje poziom nieco lepszy od, dajmy na to, typowych hentai. Tam bowiem mamy zwykle do czynienia z absurdalnym przerostem atrybutów płciowych bohaterek. Tu ten przerost jest nie aż tak absurdalny, co nie znaczy, że go nie widać, chociaż faktem pozostaje, że dziewczyny nie mają jednak cycków większych od głów, co w seriach dla dorosłych stanowi normę. Wielu zarzucało Sekai de Ichiban Tsuyoku Naritai, że jest po prostu produkcją prawie-hentai. Owszem, ale właśnie dzięki temu „prawie” dostało nieco lepszą oprawę graficzną niż większość pornoli, gdzie takich pieniędzy zwyczajnie nie ma. Inna sprawa, że bzdur tu nie brakuje, zaś największą jest strój głównej bohaterki – jak to możliwe, że podczas tych wszystkich akrobacji piersi jej spod niego nie wyskoczyły, to ja nie wiem. Może był przyklejony do ciała? Ponoć niektóre Japonki robią tak z podkolanówkami, więc…
Kolejnym zarzutem pod adresem twórców będzie sposób pokazania walk – już pisałem, że składają się one głównie z porażek Sakury, ale nawet nie o to mi chodzi. Są one zwykle po prostu nieciekawe. Bohaterki w kółko wykorzystują te same kilka ciosów, a większość starcia polega na tym, ze Sakura leży i jęczy, pokazując to, co powinna, i starając się złapać linę. Dobrze zrobioną walkę, z sensowną wymianą ciosów i ich względnie bogatym repertuarem, widzimy dopiero pod koniec. Jasne, fanserwis rzecz święta i nie zamierzam go potępiać. Jednak jeśli chodzi o serię o walkach, to jest tu dość ubogo.
Muszę za to pochwalić oprawę muzyczną – trzyma niezły poziom, a zarówno opening, jak i ending przypadły mi do gustu, szczególnie ten drugi, dość często towarzyszący bohaterkom. Tu zresztą pojawia się pewna konfuzja – bohaterki tworzą megapopularny zespół, tymczasem w całym tym anime słyszymy tylko jedną piosenkę, którą zdarza im się śpiewać. Trochę mało, jak na ogólnokrajową sławę, nie? Ciekawostką jest temat, który słychać, kiedy Sakura wbiega na ring – przywodzi on na myśl melodię z Mortal Kombat. Seiyuu nie musiały się za bardzo wysilać, zaś użyczająca Sakurze głosu Ayana Taketatsu po tej symfonii jęków i stęknięć powinna mieć otwartą drogę do kariery w produkcjach dla dorosłych.
Da się to oglądać, choć podejrzewam, że spora część widzów znudzi się w połowie, a niemały ich procent będzie żałować, że zamiast tej orgii poniżania Sakury nie zrobiono z tego normalnego hentai. Cóż, pierwszą grą eroge wydaną po angielsku była produkcja także poświęcona wrestlingowi, w dodatku w 100% yuri – Pro Lesring – Ring Out!. Tutaj akurat yuri nie było (a potencjału nie brakowało, biorąc pod uwagę w 95% żeńską obsadę). Generalnie wyszło przeciętnie z tendencją zniżkową. Za tydzień czy dwa pewnie o tej serii już zapomnę, przynajmniej do czasu, kiedy nakręcą drugi sezon, o ile DVD i Bluraye sprzedadzą się dość dobrze…
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | ARMS |
Autor: | ESE, Kiyohito Natsuki |
Projekt: | Rin Sin |
Reżyser: | Rion Kujou |
Scenariusz: | Kazuho Hyoudou |
Muzyka: | Kayou Konishi, Yukio Kondou |