x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Mogło być lepiej – niestety, jest ta irytująca tendencja, żeby w rolach głównych w romansach obsadzać fajfusów, łamagi i przegrywy. Tutaj jest podobnie, bo główna bohaterka to niestety czarna rozpacz. Ale seria ma jedną wielką zaletę, której na imię Celia‑senpai…pai…pai…pai :)
średniak kolejna luzna komedia z elementami walk konnych ecchi i haremu jak komus sie nudzi moze obejżęć moja ocena od 1 do 9 odcinka 6/10 10 odcinek 5/10 11 i 12 odcinek 6 na 10
Nie od dziś wiadomo, że Japończycy chłoną obce kultury, zwłaszcza europejską, jak gąbka. Łasi są na wszelkie dla nich „dziwaczności”, w anime często wykorzystuje się elementy obcych kultur, tyle że przerabia się je na japoński i powstaje… kupa.
Ta seria jest zwyczajnie strasznie kiczowata. Szkoła rycerska, w której większość zdają się stanowić piękne dziewczyny, jeden chłopak z powiększającym się haremikiem, walki na kopie, a do tego masa fanserwisu, często okropnie nachalnego. Poza tym nie jest to Japonia, a wszyscy noszą… japońskie imiona. Jeśli już chciano stworzyć jakiś klimat, można było wybrać jakieś europejskie, przecież w wielu anime się tak robi (zwykle nawet za często).
O bohaterach w sumie niewiele można napisać; sztuczne dylematy, nadmuchane dramaty, ale grunt, że chłopak może być kokietowany przez wianuszek pięknych dziewczyn. Fabuły właściwie brak.
Nie czuć też w ogóle klimatu szkoły rycerskiej, to anime jest kompletnie płaskie i nudne.
Nie Japonia, ale niektórzy uczniowie są Japończykami, podobnie jak szkolna higienistka. Tak „dziwnym trafem” są nimi główny bohater i jego prawdopodobna wybranka, obowiązkowo najgłupsza…
Zgadzam się z Tobą co do joty. Chamowaty fanserwis, wymyślone problemy, niezrozumienie europejskiej kultury, przekomputeryzowane efekty – dawniej nie było techniki komputerowej, a powstawały świetne baje, na których wychowały się całe pokolenia…
A przede wszystkim ten okropny styl rysowania: haczykowata broda, przerywana krecha zamiast ust, ślepia na pół twarzy, oczywiście dziki kolor oczu i włosów. Piszcząca cycatka Mio jest Japonką, ale włosy ma różowe, a oczy niebieskie, mutant jakiś…?
Zaczęłam oglądać Rose of Versailles – niebo a ziemia, tak powinno wyglądać anime o kobiecie‑rycerzu.
Ale świetne anime robiono dawno temu, a po 2000 r. widzów zalewa się chłamem robionym na jedno kopyto. Walkure Romanze to po prostu mdła papka bez smaku, do której oglądania momentami musiałam się zmuszać, bo ziewałam z nudów…
A
Nirko1
4.03.2014 15:14
Prosta, nie specjalnie rozbudowana, przyjemne postacie i ładna otoczka graficzna. Po prostu przeciętne, obejrzysz i zapomnisz szybko :)
A
Nanashi
21.01.2014 15:00 To romansówka czy już zoofilia?
Nie ukrywam, nie przypadło mi to anime do gustu. Co prawda, w tym przypadku wyposażono głównego bohatera w powód, dla którego jest Tępy Lub Ślepy™ na zaloty bohaterek… ale z drugiej strony, kliknij: ukryte jakim powodem jest zaślepienie miłością do koni czy joustingu? (spoiler?)
Poza tym, zalatywało sporawą ilością „tanich” rozwiązań fabularnych, By Każdy Był Szczęśliwy™. Powiedzmy sobie szczerze. kliknij: ukryte „Wszyscy Jesteśmy Przyjaciółmi”, „Nie Odpowiem Bo Nie (Konie Mnie Potrzebują)" czy „Kochamy Go Bo Tak” to nie najlepszy sposób na wypchanie wątku bullsh*tem. Generalnie zawinił tu nadmiar joustingu. Tu koń, tam koń. Wszędzie konie, a fabuła gdzie? No właśnie. Gdzieś się plącze między kopytami.
No, cóż. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pomimo faktu, że mało nie przysnąłem pod koniec serii ( kliknij: ukryte ło Matko, klacz rodzi, klękajcie narody! „I tak przy okazji nie pomogę żadnej z was bo KOŃ RODZI!!!11oneoneleven”), rozwiązanie turnieju w sposób nie‑bardzo‑shounenowy ( kliknij: ukryte nie‑bardzo‑antagonistyczna‑antagonistka wygrywa, yay) było całkiem „świeżym” powiewem. No i ta względna różnorodność fabularna (czyli tam, gdzie konie były tylko przelotnie) również zaliczam na plus.
Na grafikę nie narzekam, co do części dźwiękowej… najgorzej nie było, fakt faktem.
Cóż można napisać o „Walroma”. Na pewno seria nie jest do niczego, luźna fabuła, nieźli bohaterowie. Typowa haremówka z wątkami ecchi. Ogólnie serie oceniam dobrze. Co do grafiki to, na pewno jest mocną stroną tej serii. Moja ocena to 6/10.
Głupia haremówka jakich wiele. Miejscami miałem ochotę przestać oglądać. Ale wytrwałem i nie żałuję, bo odcinki 10 i 11 były świetne. Czy jestem jedynym, któremu podobały się turniejowe walki? Nieźle wyreżyserowane i z dobrą ścieżką dźwiękową, potrafiły przytrzymać w napięciu. Niestety ostatni odcinek ni jak nie przypominał dwóch poprzednich. Ecchi jakich wiele, z 2 dobrymi odcinkami.
4,5/10
Walkure Romanze chyba zaszczekam z radości jak Donald Shuterland w złocie dla zuchwałych (łuf, łuf). Takiego nagromadzenia absurdu jeszcze nie widziałem, od ujeżdżania koni w stringach do kruszących się w drobny mak kopii. Oglądając tą serie dopadały mnie paroksyzmy bólu ze śmiechu, a nie był to bynajmniej śmiech radości i szczęścia. Jeszcze te nieszczęsne konie dokarmiane marchwią myte wodą ze szlaucha, czego do szczęścia trza więcej, chyba kawalkady kobiecych rycerzy – rycerek wymachujących podczas bzdurnego treningu na „sucho” kopiami. Dla mnie normalnie bomba atomowa, jeżeli chcesz kogoś zniechęcić do anime, to puść mu Walkure Romanze, fabuły nie stwiedzono, cycków i dup pod dostatkiem, czego chcieć więcej, zaraz biorę się za oglądanie Freezing, bo tam chyba tego jest jeszcze więcej.
Jakby co, to polecam raczej Queen's Blade. Druga seria Freezing ma bowiem nawet fabułę.
A
Aplauz
24.12.2013 04:57
Właściwie wszystko zostało powiedziane, główny bohater to kompletna kpina, bohaterka – lepiej nie mówić, do tego ta „dramatyczna” akcja z narodzinami konia w końcówce, anime bez wyrazu i pomysłu.
A
Anonymous
23.12.2013 16:41
Nie żebym się nie zgadzał z oceną ale nie moglibyście się (recenzenci) zabierać się za nie po ochłonięciu trochę?
Bo znowu będą wychodzić takie przesadnie emocjonalne jak pierwsza Hyouki.
O, zbliżamy się do końca, więc czas na finał. Niestety, wszystko jest już w zasadzie przesądzone, a zresztą, pewnym było od momentu, kiedy się po raz pierwszy obejrzało opening, który na dobrą sprawę zdradzał przebieg całej fabuły, czy jak to tam nazwać.
Zaskoczyło mnie, gdy dowiedziałem się, że w grze swoje route mają tylko Mio, Celia, Noel i Lisa, wygląda na to, że w anime zwiększyli rolę Akane, która jest postacią z fandiscu „Walkure Romanze More&More”.
Pewnie, że od początku było wiadomo, jak skończy się to anime i znów scenarzystą nie chciało się włożyć choć krztyny wysiłku w osobowość głównej bohaterki, znów słodka niedojda zdobywa faceta, a inne bohaterki, które coś sobą reprezentowały zostają porzucone. A ja tak teraz z inne beczki zerknij na 4 odcinek anime „Samurai Flamenco” mimo, że nie jest ono podpisane pod yuri to „stosunki” dwóch głównych bohaterek są mokre.
Dzięki, widziałem, zostałem odpowiednio wcześnie o tym poinformowany.
Na dobrą sprawę w Walkure Romanze nie ma tego tytułowego romansu, bo bohater zachowuje się, jakby wszystko mu było jedno, a tym, co go najbardziej zajmuje, są konie i James. W grze każda z czterech bohaterek ma swoją fabularną ścieżkę i fabuła toczy się przez pryzmat związku z nią. W anime na dobrą sprawę nawet z Mio główny bohater nie romansuje. Owszem, wszystkie na niego patrzą, ale on nie zwraca uwagi na żadną.
W zasadzie po epizodzie 9 można napisać to samo, co po ósmym – sporo fanserwisu, ale fabuły zero. Fakt, fanserwis był dobry, ale jednak przydałoby się ruszyć ciut do przodu, bo to już tylko bodaj 3 odcinki zostały…
Hmmm… który to już był nie posuwający ani trochę do przodu fabuły odcinek? 3? 4? Celii prawie nie było, więc lipa, yuri też nie, więc lipa x2, fabuły takoż, więc lipa x3, konia również, więc lipa x4.
O, na to czekałem. Odcinek w 100% yuri, czyli to co Grisznaki lubią najbardziej. Ba, nawet yuri bondage było! Jedyne, czego się obawiam, to żeby po „zaliczeniu” tematu w postaci odcinka nie zrezygnowano już z tego wątku do końca serii…
Niesamowite, po raz pierwszy w tym anime zauważył, że zabawa w tego rodzaju sport może być niebezpieczna dla zdrowia… To w sumie dziwne, że jak do tej pory w historii tej zabawy nie było żadnych ofiar śmiertelnych (chyba, że władze szkolne dobrze to zamiatały pod dywan…).
I oddajcie mi Sakurę! Królestwo za konia!
Nie było ofiar śmiertelnych, bo organizatorzy dbają o BHP i nałożyli obowiązek stosowania opancerzenia ochronnego. Nic tak nie chroni przed skutkami upadku z konia w galopie jak żelazny kostium, który amortyzuje lepiej niż puchowa poduszka. :)
Swoją drogą, muszę pochwalić tego, kto projektował postaci. Oparł się pokusie narysowania „rozbieranych” zbroi płytowych, które, jak w większości „rycerskich” zbroi dla pań, chronią tylko odrobinę cycków, podbrzusze i łokcie (tu) i zamiast niej zaprojektował takie, które chronią praktycznie wszystko za wyjątkiem górnej części ud, podbrzusza i bioder (tu).
Dziewczyny nawet mają hełmy, co już samo w sobie zasługuje na oklaski, bo nawet animowana królowa Arturia nie używała metalowych kapeluszy, choć sukienkę miała jak najbardziej z metalu.
Z drugiej strony, panny rycerki nie używają tarcz, ale to akurat rozumiem: tarcza zasłaniałaby najbardziej cycate części napierśnika. No i brak opancerzenia w rejonie „części niesfornych” też ma swoje logiczne uzasadnienie: jak można byłoby pokazać majtki, gdyby zasłaniała je pancerna płyta? Wizualnie byłaby to przecież katastrofa.
W sumie, w kwestiach pancernych jest nieźle – jak na komedię i do tego animowaną, ma się rozumieć. :)
Dzięki temu anime określenie „końskie zaloty” nabiera nowego znaczenia. Generalnie, drugi epizod potwierdził, że Sakura jest najlepszą postacią tego anime. W zbrojach cycko‑płytowych, noszonych przez bohaterki, zastanawia mnie jedna sprawa – czy jak taką zbroję się wyrabia, to one idą do kowala i proszą o zbroję z odpowiednią miseczką?
I tak, seria balansuje na krawędzi autoparodii. Oby tylko nie skończyła jak „Princess Lover”, które przy podobnym humorze w pewnym momencie poszło w serious bussiness i stało się żałosne.
...przyszła mi natomiast niepokojąca myśl do głowy. W openingu widzimy Mio z krótkimi włosami. Mam nadzieję, że po obcięciu czochradła nie przybędzie jej rozumu, bo to by zepsuło całą serię.
Ma to szanse, bo przy ewidentnej głupocie mamy tu trochę nawiązań (vide kretynka zrobiona pod Saber, tyle że z przesłaniem, czy niezamierzona chyba zresztą kpina z Uteny w postaci wyglądu i stroju głównej bohaterki), a zboczony koń w roli głównej (aż mi brakowało klasycznego „Your resistance only…” z „Words Worth”) dodaje tej serii kolorytu. No i te zbroje, hełmy z piórkami, wymachiwanie kopiami jak oszczepami czy pikami. Zapewniło mi to całkiem niezłą głupawkę.
Jakby wykopać z tego głównego bohatera i dołożyć głównej idiotce ciemnoskórą towarzyszkę wyciągającą mistyczną kopię z… czegokolwiek, to głupawka mogłaby być jeszcze większa.
Drugi odcinek pokazał, że w tym szaleństwie jest metoda! Komediowe dwuznaczności były przednie, z mistyczną lancą na czele – co prawda w nieco innej formie niż wróżyłeś. Jak tak dalej pójdzie, wszystkie elementy, które normalnie uznałbym za istotne wady, mają szansę stworzyć pierwszorzędną komedię. Problem w tym, że wciąż nie wiem, czy jest to zamierzone, czy stanowi po prostu wypadek przy pracy…
Co więcej, koń wyrasta na jednego z większych trolli w dziejach.
Anime sezonu. Doskonały przykład tytułu, który jest tak zły, że aż dobry.
Tony fanserwisu (bez golizny) – są.
Przyszły haremik urozmaicony yuri dla ubogich – jest.
Fabuła z recyklingu – owszem.
Małomówny main z traumatyczną przeszłością – a jakże!
Nierozgarnięta bohaterka z różowymi włosami – klasa sama w sobie. Wystarczy zobaczyć jazdę konną w ww jej wykonaniu podczas openingu. I do tego jej seiyuu, Ai Shimizu, która miała chyba największy ubaw w życiu podkładając głos do tego anime.
Boob armor – we wszystkich formach i kształtach.
Zero poszanowania dla logiki – oczywiście.
OK, teraz już na serio. Jeśli najciekawszym bohaterem anime jest KOŃ, to resztę możecie już sobie sami dopowiedzieć.
hdrn
6.10.2013 22:13
Załamałem ręce jak były pokazane ćwiczenia z kopią. Wyglądało to jak kendo.
średniak
Walkure Romanze
Kpina z rycerskości.
Nie od dziś wiadomo, że Japończycy chłoną obce kultury, zwłaszcza europejską, jak gąbka. Łasi są na wszelkie dla nich „dziwaczności”, w anime często wykorzystuje się elementy obcych kultur, tyle że przerabia się je na japoński i powstaje… kupa.
Ta seria jest zwyczajnie strasznie kiczowata. Szkoła rycerska, w której większość zdają się stanowić piękne dziewczyny, jeden chłopak z powiększającym się haremikiem, walki na kopie, a do tego masa fanserwisu, często okropnie nachalnego. Poza tym nie jest to Japonia, a wszyscy noszą… japońskie imiona. Jeśli już chciano stworzyć jakiś klimat, można było wybrać jakieś europejskie, przecież w wielu anime się tak robi (zwykle nawet za często).
O bohaterach w sumie niewiele można napisać; sztuczne dylematy, nadmuchane dramaty, ale grunt, że chłopak może być kokietowany przez wianuszek pięknych dziewczyn. Fabuły właściwie brak.
Nie czuć też w ogóle klimatu szkoły rycerskiej, to anime jest kompletnie płaskie i nudne.
Omijać. Sympatyczny koń, więc 2/10.
Re: Walkure Romanze
Zgadzam się z Tobą co do joty. Chamowaty fanserwis, wymyślone problemy, niezrozumienie europejskiej kultury, przekomputeryzowane efekty – dawniej nie było techniki komputerowej, a powstawały świetne baje, na których wychowały się całe pokolenia…
A przede wszystkim ten okropny styl rysowania: haczykowata broda, przerywana krecha zamiast ust, ślepia na pół twarzy, oczywiście dziki kolor oczu i włosów. Piszcząca cycatka Mio jest Japonką, ale włosy ma różowe, a oczy niebieskie, mutant jakiś…?
Zaczęłam oglądać Rose of Versailles – niebo a ziemia, tak powinno wyglądać anime o kobiecie‑rycerzu.
Ale świetne anime robiono dawno temu, a po 2000 r. widzów zalewa się chłamem robionym na jedno kopyto. Walkure Romanze to po prostu mdła papka bez smaku, do której oglądania momentami musiałam się zmuszać, bo ziewałam z nudów…
To romansówka czy już zoofilia?
Poza tym, zalatywało sporawą ilością „tanich” rozwiązań fabularnych, By Każdy Był Szczęśliwy™. Powiedzmy sobie szczerze. kliknij: ukryte „Wszyscy Jesteśmy Przyjaciółmi”, „Nie Odpowiem Bo Nie (Konie Mnie Potrzebują)" czy „Kochamy Go Bo Tak” to nie najlepszy sposób na wypchanie wątku bullsh*tem.
Generalnie zawinił tu nadmiar joustingu. Tu koń, tam koń. Wszędzie konie, a fabuła gdzie? No właśnie. Gdzieś się plącze między kopytami.
No, cóż. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pomimo faktu, że mało nie przysnąłem pod koniec serii ( kliknij: ukryte ło Matko, klacz rodzi, klękajcie narody! „I tak przy okazji nie pomogę żadnej z was bo KOŃ RODZI!!!11oneoneleven”), rozwiązanie turnieju w sposób nie‑bardzo‑shounenowy ( kliknij: ukryte nie‑bardzo‑antagonistyczna‑antagonistka wygrywa, yay) było całkiem „świeżym” powiewem. No i ta względna różnorodność fabularna (czyli tam, gdzie konie były tylko przelotnie) również zaliczam na plus.
Na grafikę nie narzekam, co do części dźwiękowej… najgorzej nie było, fakt faktem.
Solidne 4/10.
Walkure Romanze
ma kilka plusów
4,5/10
Nareszcie finał opowieśći
Re: Nareszcie finał opowieśći
Bo znowu będą wychodzić takie przesadnie emocjonalne jak pierwsza Hyouki.
W sumie jest to sposób na pozbywanie się tępych moe blobów…
Zaskoczyło mnie, gdy dowiedziałem się, że w grze swoje route mają tylko Mio, Celia, Noel i Lisa, wygląda na to, że w anime zwiększyli rolę Akane, która jest postacią z fandiscu „Walkure Romanze More&More”.
Na dobrą sprawę w Walkure Romanze nie ma tego tytułowego romansu, bo bohater zachowuje się, jakby wszystko mu było jedno, a tym, co go najbardziej zajmuje, są konie i James. W grze każda z czterech bohaterek ma swoją fabularną ścieżkę i fabuła toczy się przez pryzmat związku z nią. W anime na dobrą sprawę nawet z Mio główny bohater nie romansuje. Owszem, wszystkie na niego patrzą, ale on nie zwraca uwagi na żadną.
I oddajcie mi Sakurę! Królestwo za konia!
Swoją drogą, muszę pochwalić tego, kto projektował postaci. Oparł się pokusie narysowania „rozbieranych” zbroi płytowych, które, jak w większości „rycerskich” zbroi dla pań, chronią tylko odrobinę cycków, podbrzusze i łokcie (tu) i zamiast niej zaprojektował takie, które chronią praktycznie wszystko za wyjątkiem górnej części ud, podbrzusza i bioder (tu).
Dziewczyny nawet mają hełmy, co już samo w sobie zasługuje na oklaski, bo nawet animowana królowa Arturia nie używała metalowych kapeluszy, choć sukienkę miała jak najbardziej z metalu.
Z drugiej strony, panny rycerki nie używają tarcz, ale to akurat rozumiem: tarcza zasłaniałaby najbardziej cycate części napierśnika. No i brak opancerzenia w rejonie „części niesfornych” też ma swoje logiczne uzasadnienie: jak można byłoby pokazać majtki, gdyby zasłaniała je pancerna płyta? Wizualnie byłaby to przecież katastrofa.
W sumie, w kwestiach pancernych jest nieźle – jak na komedię i do tego animowaną, ma się rozumieć. :)
I tak, seria balansuje na krawędzi autoparodii. Oby tylko nie skończyła jak „Princess Lover”, które przy podobnym humorze w pewnym momencie poszło w serious bussiness i stało się żałosne.
...przyszła mi natomiast niepokojąca myśl do głowy. W openingu widzimy Mio z krótkimi włosami. Mam nadzieję, że po obcięciu czochradła nie przybędzie jej rozumu, bo to by zepsuło całą serię.
Jakby wykopać z tego głównego bohatera i dołożyć głównej idiotce ciemnoskórą towarzyszkę wyciągającą mistyczną kopię z… czegokolwiek, to głupawka mogłaby być jeszcze większa.
Co więcej, koń wyrasta na jednego z większych trolli w dziejach.
Tony fanserwisu (bez golizny) – są.
Przyszły haremik urozmaicony yuri dla ubogich – jest.
Fabuła z recyklingu – owszem.
Małomówny main z traumatyczną przeszłością – a jakże!
Nierozgarnięta bohaterka z różowymi włosami – klasa sama w sobie. Wystarczy zobaczyć jazdę konną w ww jej wykonaniu podczas openingu. I do tego jej seiyuu, Ai Shimizu, która miała chyba największy ubaw w życiu podkładając głos do tego anime.
Boob armor – we wszystkich formach i kształtach.
Zero poszanowania dla logiki – oczywiście.
OK, teraz już na serio. Jeśli najciekawszym bohaterem anime jest KOŃ, to resztę możecie już sobie sami dopowiedzieć.