Komentarze
Paradise Kiss
- komentarz : Użytkownik : 26.11.2024 01:48:48
- George : Anonimowa : 23.12.2020 23:33:32
- Re: Jedna z lepszych : Anonimowa : 22.12.2020 19:07:28
- Jedna z lepszych : A. bez logowania : 22.12.2020 18:40:42
- Nie potrafiłam strawić 1 odcinka : megusiia : 15.10.2015 12:36:17
- komentarz : Katasza : 29.06.2015 13:08:11
- Re: Zakończenie : lasagna777 : 10.05.2015 14:08:28
- paradis kiss : Yukiiiii : 24.11.2014 11:17:37
- "Pragnę zostać iluzjonistą spełniającym ludzkie marzenia." : Orihime-chan : 24.01.2014 11:19:28
- komentarz : sajonara : 13.01.2014 22:24:07
Postaci: Przede wszystkim dobrze napisana główna bohaterka, jej zachowanie i reakcje są bardzo naturalnie i nieprzesadzone, a to nie zdarza się wcale aż tak często. Do tego dobrze obserwowało mi się jej rozwój i to jak się zmienia na przestrzeni tych wszystkich odcinków.
Równie ciekawy jest jej partner, czasem sprawiający wrażenie sympatycznego, ale równie często wręcz przeciwnie. Sporo się o nim dowiadujemy, powoli rozszyfrowujemy jego charakter i z biegiem czasu jego zachowanie, często na pierwszy rzut oka dziwne, staje się jasne i zrozumiałe. Ma akurat tyle wad by móc zaintrygować, ale nie na tyle by wzbudzić jakąś prawdziwą niechęć.
Postaci drugoplanowe są, przeżywają swoje własne radości i smutki, ale ich historie już mnie tak nie wciągnęły. Mimo wszystko doceniam to, że chociaż niektórzy są czymś więcej niż jedynie tłem dla głównych bohaterów. Miwako co prawda trochę mnie irytowała swoim zachowaniem, jakby na siłę chciano uczynić ją bardziej oryginalną, ale nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo mocno.
Fabuła: Śledziłem ją z zainteresowaniem przede wszystkim dlatego, że była bardzo życiowa. Takie prawdziwe problemy prawdziwych ludzi. Bohaterowie zmuszeni byli podejmować decyzje i ani oni ani my nie mogliśmy wiedzieć jak to się skończy. Wiadomo, podążanie za marzeniami to super sprawa, ale jednak tak nie do końca było wiadomo, czy każdy wybrał najlepszą z możliwych ścieżek i czy nie popełnia właśnie jakiegoś wielkiego błędu.
Poza tym romans, nieco stonowany. Bohaterowie nie wstydzą się swoich emocji, a problemem staje się raczej pogodzenie odmiennych planów na przyszłość i dopasowanie się do siebie ze swoimi charakterami, a nie wyrażenie skrywanych głęboko w sercu uczuć. Choć tego ostatniego też trochę jest.
Jedna z lepszych
Dla mnie to z pewnością jedna z prawdziwszych, bardziej naturalnych serii. Wątki obyczajowe nie są z powietrza, a romans (mimo że jak dla mnie mało romantyczny) to jest jednym z niewielu prawdziwych, zupełnie realnych.
Postacie również. Wiem, że jest pierwowzór, ale oceniam to co na ekranie. I jestem pod wrażeniem. Może za wyjątkiem sióstr, których głosy były przesadne – to reszta, zwłaszcza głowni bohaterowie – świetni.
Zaczynałam z 6‑7/10 a w miarę upływu czasu ocena dryfowala6w kierunku 10/10
kliknij: ukryte Tylko zakończenie sprawiło, że nie dałam najwyższej noty. Zbyt realistyczne.
Stroje, wystroje i tła – bardzo mi się podobały. I choć ktoś wpadl6na dziwny pomysł ozdobników kosmiczno‑duszkowych czasem migających w tle – to chyba tylko po to- by nie było zbyt realnie i poważnie. Choć dla mnie ten zabieg, podobnie jak i użyte deformacje – były zbędne i nieprzystające.
Opening i ending zupełnie nie w moim stylu – ale już muzyka w tle mi odpowiadała.
Błędy w animacji i grafice nie zepsuły na szczęście klimatu.
Ogólnie fanom i fankom polecam oglądania „bliższych relacji emocjonalnych i nie tylko” w tym ujęciu.
Seria nie wybitna, ale według mnie – wyjątkowa
Nie potrafiłam strawić 1 odcinka
Może seria anime i dobra, ale dla osób które mangi nie czytały
paradis kiss
"Pragnę zostać iluzjonistą spełniającym ludzkie marzenia."
-Cudni bohaterowie(mi do gustu zwłaszcza przypadła Miwako, Yukari, Isabella i Hiroyuki), ich działania, motywy nimi kierujące były bardzo dobrze przedstawione. Nikt nie został wyidealizowany, każdy z nich ma swoje wady jak i zarówno zalety, na swoich plecach ciągnie bagaż doświadczeń(m.in. rozterki sercowe, problemy z rodzicami).
-Ogromną zaletą tego anime są kreacje bohaterów, mam na myśli zarówno ich wygląd jak i ubrania, które są naprawdę bardzo ładne.
-Zakończenie kliknij: ukryte słodko‑gorzkie(ostatnio natrafiam na książki, filmy, anime, mangi z właśnie takimi zakończeniami ;.;), które bardzo mi się spodobało.
-Opening, który ciągle mi chodzi po głowie i ending z komiczną animacją.
-Pomysł na „magiczne lekarstwo” wydał mi się bardzo interesujący…tak naprawdę chyba każdy z nas ma takie magiczne lekarstwo. :)
W porządku, a teraz podam parę negatywnych cech Paradise Kiss:
-Szkoda, że scenarzyści wycięli sporo zabawnych fragmentów, które nadawały tej historii również barw.
-Postacie pierwszoplanowe i drugoplanowe całkiem ładnie zostały przedstawione, ale przechodni lub niektóre przedmioty niestety kulały pod tym względem.
-Poza openingiem i endingiem niestety muszę wskazać brak muzyki w tle. Tylko parę razy słychać było muzykę podczas dwunastu odcinków, a to zdecydowanie za mało.
Podsumowując, sądzę, że Paradise Kiss jest naprawdę udaną produkcją, z malutkimi niedociągnięciami. Dla wielbicieli romansów pozycja obowiązkowa, ale nawet Ci, którzy nie przepadają za tym gatunkiem(jak ja) mogą znaleźć coś dla siebie. Wydaję mi się, że osoby, które zaznały choć raz w życiu rozterki sercowej doskonale zrozumieją przekaz filmu i zżyją się z bohaterami.
9/10.
Dość specyficzne.
Co to jest!!!
Miało być tak pięknie, a jest,,, kaszanka
Anime dobre ale...
Zakończenie
Zamaskowano spoiler. Moderacja
Miwako-chan!
Od razu mówię,że miałam spore wymagania co do Paradise Kiss i ku miłemu zaskoczeniu seria podołała.
Ciekawa historia,a co najważniejsze dobrze poprowadzone i zadowalająco rozwiązane wątki.
Bohaterowie byli nieziemscy.Byli tacy naturalni i pomimo swojej ekscentryczności tworzyli udaną grupę bohaterów,dzięki którym oglądanie anime nie bolało – a dawało przyjemność.Nawet ten nudziarz Hiroyuki dał się polubić.Co nie znaczy,że polubiłam wszystkich.
Szczególne pokłony składam jednej z postaci,która lała miód na moje serce – Miwako.
Uwielbiam tą dziewczynę.Uwielbiam jej różowe włosy,jej dziwaczne,ale śliczne ciuchy,uwielbiam jej dziecinny charakter,jej naturalność i oddanie.To przemiła istota o dobrym sercu.
Właśnie tutaj tkwi sekret tego anime – niesamowicie skonstruowani bohaterowie.Bo np.taka Miwako.Opisując ją jako „dziecinną dziewczynkę o dobrym sercu” wyobrażamy sobie kogoś pokroju Nagisy z Clannada czy Asashiny z Suzumiya Haruhi no Yuuutsu (tak,nie przepadam za tymi bohaterkami),ale tutaj ta zasada całkowicie się nie sprawdza.Tak samo jest w przypadku Arashiego czy nawet Georga (no miał pozytywne cechy…)
Dawno nie widziałam tak pozytywnych bohaterów w anime.
Kolejnym sekretem sukcesu Paradise Kiss jest oczywiście fabuła.Nie skomplikowana,ale przy tym wciągająca.
Szkoda tylko,że tak mało czasu poświęcono wątkowi Miwako,Arashiego i Hiroyukiego.Cieszę się jednak,że pod koniec wszystko zostało rozwiązane.
I zakończenie – nie wyobrażałam sobie innego. kliknij: ukryte Rozstali się.I bardzo dobrze.Od pierwszego odcinka wiedziałam,że tak będzie.Nawet przez chwilę nie pomyślałam,że mogą zostać razem.Ta dwójka zupełnie się od siebie różni.Yukari potrzebuje stabilizacji,to dziewczyna która twardo stąpa po ziemi.To dzięki ciężkiej pracy doszła tak daleko.A George? To typ samotnika.Samolubny,zamknięty we własnym świecie sztuki.Przez całą serię miałam wrażenie,że to co czuje do Yukari to nie jest miłość.To tylko pociąg,bo jest śliczną,mądrą dziewczyną.Nie lubię takich mężczyzn,którzy uważają się za zdobywców.Dobrze,że Yukari przejrzała na oczy i ułożyła sobie życie z ....
Kreska bardzo mi się podobała.Postacie były miłe dla oka i dla ucha ( czy Miwako byłaby Miwako gdyby nie Marika Matsumoto?)
Opening – przecudny.Świetna piosenka,a do tego fajna animacja – podobały mi się wstawki z realnego świata,jak np.bilbordy reklamowe z Ai Yazawą :D
PS: Uwielbiam jak Miwako wymawia imię Caroline ^^
10.
:)
Happy Berry.
Mimo ogromnej sympatii i czystego ciepła głównych postaci czułam między nimi a mną dość spory dystans. Przyznam, uczucie u mnie dość niespotykane, zafascynowana tą dziwną siłą przyciągania sięgałam po kolejne i kolejne odcinki. Spędzanie czasu z ferajną z Yazagaku było dla mnie czystą przyjemnością, każde z nich było dla mnie kimś tak realnym i tak zrozumiałym w swojej zawiłości i niejednoznaczności w uczuciach, że mogłabym podobnych ludzi mijać na ulicy i nawet nie zwrócić na ich odrębność uwagi. Rozpisywać się nie będę, Oczko w swoim „eseju” ukryła bardzo podobne do moich odczucia i przyznam szczerze, że gdybym miała więcej, czasu chętnie jeszcze bardziej zagłębiłabym się w opisie tej historii.
Grafika bardzo mi się podobała, każdy szczegół, każdy detal robił niesamowite wrażenie. Nawet wyskakujące na ekranie pokemony nie były w stanie odebrać mi przyjemności wpatrywania się w ekran. Bardzo lubię anorektyczne tyczki w stylu Clampa, więc kreska Yazawy, podobnie jak w Nanie, przypadła mi od razu do gustu. Muzycznie zapamiętałam genialny, „melancholijny” opening, idealne połączenie dobrego wokalu, dobrej piosenki i dobrej animacji i optymistyczny ending, który od sześciu miesięcy służy mi za dzwonek w telefonie. W trakcie trwania anime może coś leciało, ale tego nie zapamiętałam. Mimo wszystko obie piosenki, otwierająca i zamykająca, to dowód na to, że jednak istnieją anime, które mają jednocześnie dobre dwie piosenki na raz.
Fakt, że zahacza obszerny temat mody tylko narobił mi smaku do seansu i na szczęście i na tym polu się nie zawiodłam. Przerysowane kreacje bohaterów i próbująca się w nich wtopić Yukari ( na prawdę jedna z niewielu animowanych nastolatek którą szczerze polubiłam, która zachowuje się, myśli i czuje jak młódka, jednocześnie dająca siebie polubić nawet po największym wybryku ) tylko podkreślały ulotność chwili i piękna w sztuce ubierania.
Co do zakończenia kliknij: ukryte uważam, że wszystko było na swoim miejscu – każdy zachował się tak, jak powinien, przy okazji oboje zaznali szczęścia. Z jednej strony to nieco smutne, z drugiej uważam, że takie rozwiązanie było najlepsze, zwłaszcza, że choć oboje byli przyciągani do siebie jak magnesy, to jednak wątpię, aby na dłuższej mecie trwały związek wyszedł im na dobre. I właśnie to jest piękne, że oboje dojrzeli do bycia szczęśliwymi.
Przed obejrzeniem Paradise Kiss upierałam się dość długo, ale po pierwszych 5 minutach wiedziałam, ze to jest „to”. Sam fakt, że zdecydowałam się przeznaczać moje skromne oszczędności na zakup polskiej wersji papierowej świadczy niesamowicie pozytywnie o dziele pani Ai. Szczerze polecam każdej kobietce, i małej, i dużej, poza tym myślę, że nawet takie tematy, jak moda czy pierwsza miłość nie powinny odstraszać panów, bo historia, choć prosta, jest wyjątkowo elastyczna w tych kwestiach i nie ogranicza się tylko do nich.
Jesli chodzi o zwiazek glownych bohaterow… Mam wrazenie, ze sie kochali. Tylko wzajemnie sie unieszczesliwiali i nie pasowali do siebie.
Wzruszajace to bylo.
ach...
Szkoda tylko, że takie krótkie, faktycznie przydałby się odcinek więcej by zamknąć wszystkie sprawy (ostatni odcinek był trochę chaotyczny).
Wkurzały mnie też te dziwne robale na tle miasta na początku odcinków oraz te kwiatowe przejścia.
Opening zapada w pamięć.
8/10 i dodaję do ulubionych. Fabuła była wciągająca, kreska bardzo mi się podoba.
Polecam!
POCHWAŁA TWORZENIA
Pasję tworzenie ukazano w PK jako wartość – jak przystało na serię o młodych artystach. Z kolei główna wartość samego PK jako opowieści zamyka się według mnie w tym, że jako najszlachetniejszy i najbardziej wymagający rodzaj sztuki z mocą proklamuje tworzenie samego siebie: swojego „kształtu”, swojej przyszłości, swojego życia.
Dobór stroju to coś, od czego można zacząć. Najlepszym przykładem, że szata nie tylko zdobi, ale wręcz tworzy człowieka, jest Isabella. Jej obecność w fabule to w moim odczucie nie tyle ekscentryczny dodatek, co ważna wskazówka: ciuchy – wokół których obraca się cała historia – pełnią u Ai Yazawy funkcję subtelnej metafory. Ubrania są jak tożsamości (w przypadku Isabelli one SĄ tożsamością). Można nosić gotowe, seryjne uniformy; można wbić się w to, co uszyją nam inni i udawać, dla ich satysfakcji, że sugerowane wdzianko wcale nas tu i ówdzie nie uwiera, można pokusić się o szukanie bajkowej kreacji, która, choć niepraktyczna, pozwoli nam przez chwilę poczuć się mieszkańcami bajkowego świata. Można wreszcie – i to chyba najrozsądniejsze, najrealniejsze rozwiązanie – pójść na kompromis, czyli zgodzić się na wypadkową powyższych trzech opcji. Za to chyba najbardziej cenię PK, że namawiając do bycia kowalem (krawcem? ;) swego losu, uczciwie pokazuje, iż w procesie „produkcji” siebie i przykrawania życia na miarę nie sposób uniknąć ciśnienia rzeczywistości. Że obok własnych – mniej lub bardziej sprecyzowanych pragnień – zawsze będziemy musieli uwzględnić pragnienia cudze, cudze oczekiwania i potrzeby, zwykłe wymagania szarej codzienności…
RAJ UTRACONY
Bolesne zderzenie młodzieńczych marzeń i realności to temat nierozerwalnie związany z wątkiem mozolnego wchodzenia w dorosłość. Wszak dojrzałość wymaga zaakceptowania faktu, że rajskie tęsknoty to jedno, a prawdziwe życie to zupełnie coś innego. Upojny bal Kopciuszka nie może trwać wiecznie. Akcja PK przypada na moment, kiedy jeszcze wszystko lśni blaskiem czarownej nocy, ale właściwie już słychać, jak zegar wybija północ…. Z drugiej strony ten, kto nie ośmiela się marzyć, kto nie sięga po niemożliwe, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa za małoduszność zapłaci nudną, jałową egzystencją. Jak znaleźć legendarny złoty środek? PK nie formułuje jednoznacznych odpowiedzi. W ogóle unika odpowiedzi, zadając za to mnóstwo pytań. Co jest ważniejsze: bezkompromisowe dążenie do ideału oraz samorealizacja czy efektywność i sukces komercyjny? Kiedy mądrością jest gonić za marzeniem, a kiedy się poddać? Także w życiu osobistym. W którym momencie stanowczość i niezależność zamieniają się w ograniczenie i ślepy upór? Jak odróżnić konformizm od cennej umiejętność pójścia z życiem na kompromis? Co oznacza być sobą? Kiedy trzeba o siebie walczyć, a kiedy cnotą jest z siebie zrezygnować na rzecz drugiej osoby? Urzekło mnie, jak trafnie Ai Yazawa wydobywa na światło dzienne wewnętrzne zmaganie, trud, ból, porażki i dramaty stojące za każdym z tych dylematów. Jak przejmująco mówi o nieuchronności straty związanej z każdym poważnym wyborem (rewersem wyboru jest rezygnacja z niewybranej opcji). Jak plastycznie odmalowuje gorycz konfrontacji z prawdą, iż życie drwi sobie bezwstydnie z ludzkich planów, spodziewań i ideałów. Wszyscy niby wiemy, że nie ma na tym świecie ani błękitnych róż, ani książąt z bajki, a jednak ciągle, jak to pisał Bursa, ich „nieistnienie zabija jak topór”.
MADAME /MONSIEUR BUTTERFLY
Każdy trudny wybór przydaje bohaterom PK mądrości. Zmienia ich! Przybliża do dojrzałości. Oczywiście dotyczy to zwłaszcza Yukari, która ze sfrustrowanej dziewczyny bez właściwości stopniowo przeobraża się w świadomą siebie i niezależną kobietę o konkretnych życiowych celach. To głównie do niej odnosi się szereg przewijających się przez serię symboli metamorfozy. Yukari to Kopciuszek tej historii, to poczwarka przemieniająca się w motyla, to rozkwitająca i nabierająca koloru róża. Przede wszystkim jednak Yukari to Galatea – pieczołowicie tworzona przez okrutnego szarowłosego Pigmaliona, amatora kwiatów niemożliwych, według jego szalonej, idealistycznej wizji. Ociosywanie i przykrawanie bloku marmuru to jednak nie to samo, co ociosywanie i przykrawania według własnego widzi mi się żywego człowieka. Barbarzyństwo całego procesu, jego okrucieństwo momentami ściska za gardło.
Każda opowieść o miłości jest tak naprawdę opowieścią o samotności – o desperackim dążeniu do przełamania osobności, o tęsknocie, o pragnieniu oswojenia drugiego człowieka. Tej tajemniczej istoty, która – z mikrokosmosem swoich osobistych niewypowiadalnych doświadczeń, emocji, ran – i tak na zawsze pozostanie tym Obcym. PK niezwykle wiarygodnie wygrywa ten motyw. Tyleż rozpaczliwe, co daremne próby Yukari, by dotrzeć do George’a, by rozszyfrować jego ambiwalentne zachowania, by odkryć, która z jego rozlicznych twarzy jest prawdziwa, głęboko poruszają. Jest coś niesłychanie smutnego w krążeniu dookoła siebie tych dwojga, w amplitudzie krótkich złudnych zbliżeń i bardzo prawdziwych, raniących oddaleń. Yukari szybko musi się nauczyć, że bliskość fizyczna niekoniecznie przekłada się na bliskość emocjonalną.
George w dużym stopniu pozostaje dla dziewczyny (i dla widza) zagadką. Z jednej strony pewny siebie, arogancki, cyniczny, wraz z rozwojem akcji ujawnia rysy delikatności i emocjonalnej bezbronności. Okrucieństwo i psychomanipulacja zdają się przychodzić mu równie łatwo jak troska i czułość. Delikatna strona jego natury najczytelniej manifestuje się poprzez artystyczny idealizm i bezkompromisowość – wrażliwy chłopiec, który w tym, co tworzy musi być szczery, jakby na przekór wszystkim maskom, które nosi na co dzień. Strasznie mnie to wzruszyło. Jak i jego chorobliwe zanurzenie w iluzji. Ludzie z otoczenia chłopaka szybko zauważają, że mają do czynienia z nieuleczalnym marzycielem, wycofanym i uwięzionym w świecie swoich nieżyciowych projektów oraz przeświadczeń – choćby na temat miłości. Jasne jak słońce, że wszystko to, co czyni z George’a charyzmatycznego geniusza designu: jego niezgoda na wszelkie odstępstwa od ideału, jego maniakalne przywiązanie do własnej wizji i zachłanne pragnienie nieskazitelnego piękna, przeniesione na grunt relacji męsko‑damskich stanowi o jego emocjonalnym kalectwie. Oznacza niezdolność do akceptacji prawdziwego (nie zaś życzeniowego, wydumanego) obrazu wybranki. Warto przypomnieć sobie, jak w pewnym momencie kliknij: ukryte George zabrania Yukari sprowadzić się do atelier, bo nie życzy sobie żadnych śladów życia w przestrzeni poświęconej sztuce. Wydaje się, że podobnie traktuje miłość. Ponieważ jednak kliknij: ukryte ani Yukari – idealnie piękna i posłuszna Błękitna Róża, ani dzielna, niezdobyta Kaori tak naprawdę nie istnieją, są tylko wytworami jego perfekcjonistycznej wyobraźni, nasz szarooki wyznawca sterylnego piękna pozostaje na końcu sam. Kruchy, olśniewająco urodziwy motyl – egzotyczny gość z obcego, kolorowego świata – zbyt delikatny by przetrwać czyjkolwiek dotyk.
NIM OCEAN NASZYCH SNÓW ŁYŻECZKĄ SIĘ ODMIERZYĆ DA
Chodź wielu sarka na zakończenie, mnie wydaje się ono perfekcyjne. Idealna, słodko‑gorzka puenta dla słodko‑gorzkiej opowieści o flircie z niemożliwym, o zachłannościach i odwadze młodości, o pragnieniu uczynienia z życia „czegoś więcej”, nadania mu niespotykanej barwy, o tęsknocie za szczęściem i miłością – trzepotliwymi, delikatnymi, efemerycznymi jak motyle.
Epilog nie tylko jest realistyczny ( kliknij: ukryte głównie w aspekcie romantyczno‑matrymonialnym), ale też nie brak w nim pewnej dozy przewrotności – mam tu na myśli kliknij: ukryte karierę Georga jako projektanta kostiumów na Broadwayu. Wbrew wszelkim oczekiwaniom, wbrew zdrowemu rozsądkowi marzyciel znalazł swój świat, w którym godzina błękitnej róży – dla wszystkich innych postaci rozpaczliwie ulotna – trwa i trwa… Czy nie zmusza to odbiorcy do ponownego zastanowienia się nad kwestią konieczności tzw. realistycznego podejścia do życia? Do przeformułowania wniosków na temat zwodniczości marzeń oraz bezwzględnej przydatności kompromisów? Te ostatnie osadzają w rzeczywistości, dają szansę na konkret, na przysłowiowego „wróbla w garści”, pozostawiają jednak z lekkim posmakiem goryczy. Ja osobiście właśnie ową goryczą tłumaczę sobie kliknij: ukryte łzy Yukari z zakończenia. Jestem też dziwnie przekonana, że gdyby zapytać autorkę mangi, z którą z postaci (a zatem z którą z postaw wobec rzeczywistości) skłonna byłaby się utożsamić, odpowiedziałaby – opowiadając się po stronie baśni, motyli, błękitnych róż i bezkresnych sennych oceanów – „Pan Koizumi to ja”.
8/10
:)
Klimat...
Jednak mam zastrzeżenia co do klimatu. Nie wiem czy tylko ja tak miałam, że ciężko było przebrnąć do połowy anime. Seria do 7 odcinka niemiłosiernie przytłaczała swoim klimatem. Mimo często pojawiających się elementów komediowych, wszystko spowite było depresyjną otoczką. Rozumiem, że miało to być anime z serii 'okruchy życia' i poruszać poważniejsze tematy. Bez wątpienia tak było, jednak…wyszedł z tego bardziej dramat z ogromną dozą negatywnych uczuć. Ta patetyczność nieco przeszkadzała w odbiorze.
Co do postaci, również ciężko jest napisać coś o nich. Najbardziej polubiłam Isabellę.
Bardzo ucieszyłam się, że główna bohaterka nie była słodką i infantylną dziewczynką, myślącą, że tak od razu można wejść do świata show‑biznesu bez żadnych problemów i wyrzeczeń. O ile jej charakter był silny w pierwszych odcinkach, o tyle w odc. końcowych (od 10‑12) kliknij: ukryte zauważyłam nieco zmiękczenie jej charakteru i obdarcie tej postaci z wcześniejszej oryginalności i determinacji. Stała się trochę bezpłciowa i ze wszystkim się zgadzała, od tak bez sprzeciwu.
Zachowanie George'a, według mnie, można najłatwiej -ze wszystkich postaci- wytłumaczyć. Jest zimny, wyrachowany, nie umie okazywać uczuć. Nie trudno jest się temu dziwić skoro wychowywał się w takich 'warunkach' i w takiej rodzinie. Łatwo jest to wytłumaczyć jednak już trudniej pojąć jego zachowanie względem Yukari. kliknij: ukryte Mimo wszystko dało się odczuć, że darzył ją uczuciem.
Najbardziej szkoda mi było Hiroyukiego. kliknij: ukryte Kochał Caroline nie tylko za to, że była ładna (jak często miałam wrażenie w przypadku George'a).
Odnośnie grafiki, najbardziej podobały mi się projekty twarzy (chociaż usta były moim zdaniem zbytnio wyeksponowane), i design ubrań. Gorzej było z sylwetkami i animacją.
Końcówka serii ogólnie była mało zaskakująca. Tylko jeden element był: kliknij: ukryte Isabella :), który mnie wzruszył.
Również kliknij: ukryte w ostatniej scenie miałam nadzieję, że Caroline będzie z Hiroyukim.
Ogólnie anime oceniam dobrze, jak wcześniej napisałam. Tylko dobrze, i aż dobrze. Szkoda, że jest tak mało udanych serii josei.
7/10