
Komentarze
Mikakunin de Shinkoukei
- Mashiro : Bez zalogowania : 11.03.2021 15:06:34
- Re: Podsumowując całość : Zomomo : 11.03.2021 14:03:25
- Otaku : Bez logowania : 22.12.2020 01:58:06
- komentarz : Diablo : 19.12.2020 18:01:24
- Re: Podsumowując całość : Zomomo : 19.12.2020 16:04:46
- komentarz : God Himself : 19.12.2020 00:08:14
- komentarz : Diablo : 18.12.2020 21:43:45
- komentarz : Bez zalogowania : 18.12.2020 17:24:19
- komentarz : God Himself : 18.12.2020 12:32:11
- Re: Podsumowując całość : A. bez logowania : 18.12.2020 03:41:21
Podsumowując całość
Benio posiada wszelkie nielubiane przeze mnie cechy : egoizm, egocentryzm, wewnętrzne zakłamanie, namolność – a wręcz molestowanie podmiotów swojej obsesji, oraz udawanie kogoś lepszego niż jest – czyli bycie na pokaz.
Do tego wszystkiego bywa niesłychanie ograniczona, uparta i zazdrosna. A jej poczucie zajedwabistości jest tak olbrzymie – że nie jest w stanie przyjąć jakiegokolwiek feedbacku. Niestety poświęcono jej mnóstwo czasu antenowego – co skutecznie obniżyło moją przyjemność z seansu.
Dla równowagi dano postać wiceprzewodniczącej – najbardziej chyba ogarniętej postaci wśród licealistek tu ukazanych.
Widzi ona wszystko takim jakie jest i jako jedyna jest na tyle silna, że umie zapanować nad emocjonalizmami Benio.
Z postaci które wzbudziły moją sympatię muszę wymienić przyjaciółkę głównej bohaterki, oraz mamę – która oprócz bycia zrównoważoną i kulturalną – jest też świadoma i szczera. A na swoje obie córki patrzy rzetelnie, bez względu na pokrewieństwo.
Osobny akapit należy się według mnie młodszej siostrze bohatera. Jest to mieszanka wybuchowa i zabawna. Jednocześnie jeszcze dziecinna i niezwykle dorosła, pragmatyczna, czasem przesadnie nieufna, z naprawdę silnym instynktem samozachowawczym w relacjach z Benio. Czasami odnosiłam wrażenie, że ma ona więcej rozsądku, czy też rozumu – niż całe jej otoczenie ;) Nie znaczy to, że nie ma żadnych wad :) jak choćby obsesyjne zbieranie pewnych gadżetów xd.
Na koniec główny bohater – robiący na pierwszy rzut oka wrażenie wyzbytego z uczuć mruka, a jednak potrafiący się zatroszczyć o tych, których kocha i starający się nadrobić braki w umiejętnościach społecznych. O niezwykle oddanej postawie dla własnej narzeczonej nie wspominając ;)
Ogólnie (także dzięki zakończeniu) seans zrobił pozytywne wrażenie. Gdyby było mniej starszej (nie)idealnej siostry na ekranie zapewne dałabym wyższą notę. Szczególnie za pewien nietypowy wątek, który ujawni się w odcinku 5ym (choć liczyłam na większe rozwinięcie tematu)
Całość serii ma posmak głównie obyczajowy, mówi według mnie
poznawaniu wzajemnym, o tolerancji dla odmienności i o potrzebie wyznaczania granic różnych zachowań.
W pewnym sensie jest to anime z pomału zakradającym się romansem – nieco mniej sztampowe i trochę oryginalniejsze niż większość.
Mimo ewidentnych wad (oszczędności w grafice i animacji, oraz omówiony wątek starszej siostry) – polecam
Początki serii
Strach przed kosmitami dla mnie mega zabawny. W końcu wielu dorosłych ma postawę podobną ;)
Muzyki w ogóle nie pamiętam ale reszta ok.
Mikakunin de Shinkoukei
Obiecane od dawien dawna małżeństwo z chłopcem z dzieciństwa – można tu jeszcze czymś zaskoczyć?
Fabuła jest prosta jak budowa cepa – chłopak zjawia się w domu dziewczyny, ona jest zaskoczona i oburzona, ale traktuje go miło, a po czasie zaczyna w niej budzić coraz cieplejsze uczucia i… kliknij: ukryte poczucie winy za to, że w dzieciństwie się dla niej poświęcił. I w tym momencie poczułem, że to nie miłość z prawdziwego zdarzenia, bo dziewczyna w ogromnym stopniu czuje się odpowiedzialna za tamto zdarzenie, chciałaby mu to jakoś wynagrodzić, bo czuje się winna, więc… I czar prysł, przynajmniej dla mnie, o ile w ogóle wcześniej jakiś był.
Historyjka jest banalna, oczywista, bardzo spokojna, fabuła toczy się swoim tempem. Gagi według mnie się udały, bo całkiem często mnie bawiły, ale w pamięci pozostaną mi tylko te sceny, w których chłopak nagle zostaje otoczony przez kwiatki, serduszka i inne słodkie rzeczy. Tak, te momenty były pocieszne.
Seria bardzo przeciętna. Ma co prawda swoje ciepłe, urocze momenty, ale nie wyróżnia się niczym spośród setek jej podobnych.
Można obejrzeć, tylko po co? Tak więc 4/10 idealnie pasuje.
Nic specjalnego
Dla relaksu i odprężenia się seria idealna, ale nic poza tym.
Dość niefortunny teaser recenzji. Pierwsze zdanie sugeruje, że mamy do czynienia z sequelem albo że aranżowane małżeństwa to superpopularny temat w anime (nie jest tak). W drugim zdaniu pewnie powinno być „miłość” zamiast „miłości”, ale nawet wtedy można wywnioskować, że słowo dziadka staje na przeszkodzie czyjejś miłości, czyli coś zupełnie odwrotnego od obserwowanego w tym anime.
Tyle wystarczyło, żeby samej recenzji mi się nie chciało czytać.
strasznie nudne
Pozytywnie.
+ Lady Benio jako „hardkorowy otaku” dobrze się spisała.
+ za rozwiązanie sprawy fanserwisu (jak ktoś chce, to może sobie pooglądać w kółko opening „klatka po klatce”, za to w trakcie seansu takowego brak). Udało się (JAK?!) ominąć podstawowe pozycje: wspóle kąpiele, żęnujące „surprise eventy”, wypadyw na basen/gorące źródła/plażę. Nie wiedziałem, że tak się w ogóle da.
- trochę powtarzalny humor, jak komuś nie przypadnie do gustu od początku, to raczej nie ma co się zmuszać do reszty seansu.
Mikakunin de Shinkoukei
Wiem, że to okruchy życia, ale „docieranie” się bohaterów za wolne, nawet jak na Japończyków. Jedna z tych serii „o niczym” jeśli chodzi o sferę uczuć, czyli de facto interakcja między bohaterami odrobinę większa w ostatnim odcinku niż na początku, ale tak naprawdę żadna. Nie wiem czy mam spodziewać się drugiej serii czy nie, ale przy takim tempie rozwoju to by chyba ze 5x12 odcinków trzeba żeby coś się zaczęło „dziać”:/
Kobeni taka typowa nijaka bohaterka, a jest starsza siostra z jej „imouto‑zboczeniem” śmieszna tylko do pewnego momentu. Po prostu po pewnym czasie zachowania bohaterów robiły się już wtórne…
A i jedna sprawa: kliknij: ukryte czemu k… mać przez całą serię nie pokazano „prawdziwej” postaci naszych wilkołaków/wilko‑ludzi? Ostatni odcinek bardzo mnie zawiódł pod tym względem, bo wydawało się, że wszystko ku temu dąży…
Taki średniak
Największym minusem była dla mnie para głównych bohaterów, bo oboje byli ciut zbyt bezpłciowi. Kobeni to kura domowa, która ma sporo kompleksów. Nie mam nic przeciwko zwyczajnym bohaterkom (przykładowo taka Makoto z Gingitsune była świetna), ale ona schodzi jednak nieco niżej poziomowo. Wiecznie są z nią problemy – niemal 1/3 serii spędziła chorując i w ogóle cierpiąc. W dodatku jej „romans” z Hakuyą jest, delikatnie rzecz biorąc, kiepski. On sam w końcu to totalny blob w męskim wydaniu. Jego celem życiowym jest bycie z Kobeni – już w drugim odcinku miałam dość tego jego ciągłego: „To, co Kobeni mówi jest najlepsze; to, jak Kobeni wygląda jest idealne; To, co Kobeni gotuje, jest najsmaczniejsze”. Nic tylko Kobeni, Kobeni, Kobeni. I dlaczego? kliknij: ukryte Bo w dzieciństwie pogłaskała go po łbie…Doprawdy miłość że hohohoho…
Ale za to, o dziwo dla mnie samej, bardzo polubiłam Mashiro oraz Benio. Głównie dla tej dwójki oglądałam całość, bo żarty z nimi były naprawdę fajne. Postaci drugoplanowe też były całkiem przyjemne – najgorzej wypadła chyba matka Mashiro i Hakuyi, ale reszta stanowiła dość sympatyczną gromadę. Owszem, nikt tu nie dostał jakiegoś oryginalnego, czy rozbudowanego charakteru, ale też nikt nie był jakoś szczególnie irytujący. Spodobało mi się podejście do całej sytuacji Konohy – kliknij: ukryte co prawda przez moment wydawało się, że będzie tą trzecią w trójkącie, ale na szczęście zachowała zdrowy rozsądek. Naprawdę fajnie to wyszło, że chciała być z Hakuyą tylko dlatego, że należą do tej samej rasy, a kiedy okazało się, że jednak Kobeni coś do niego czuje – po prostu zrezygnowała^^
Graficznie seria stoi na przyzwoitym poziomie. Szaleństw technicznych tu nie doświadczymy, ale w komediach/okruszkach to nie jest wymagane. Projekty postaci są standardowe, ale ładne. W dodatku wykorzystana tu słodka kolorystyka zgrabnie się ze wszystkim komponuje.
Z muzyką jest trochę gorzej, ale też nie ma się do czego przyczepić właśnie ze względu na gatunek. Poza zwyczajnym j‑popem nie doświadczymy tu niczego innego, na szczęście jednak nic do nas nie skrzeczy xd
Jak już wspomniałam, miłośnicy serii szkolnych powinni być względnie zadowoleni. Nie uświadczymy tu fanserwisu, haremu, ani tony dramatyzmu – to raczej zwyczajna, ciepła historia w komediowej oprawie. Jej największą wadą jest brak większych zalet niestety, co sprawia, iż naprawdę nietrudno będzie o tym tytule zapomnieć. Mniej więcej na tym samym poziomie plasuje się też Inari, Konkon z tego sezonu, chociaż akurat targety obu tych serii są inne – oba tytuły to po prostu najzwyczajniejsze w świecie zapychacze czasowe, które miło się ogląda. Ode mnie ma to 5/10 – tak jak w przypadku Inari więcej dać nie mogę, bo za miesiąc już nie będę pamiętała, że coś takiego w ogóle widziałam.;p
Czyżby nareszcie coś normalnego? (dobrym słowa znaczeniu)
Bo póki co dostałam przesympatyczną komedię szkolną z wątkami nadprzyrodzonymi. Jednak można powiedzieć, że seria potraktowana porządną szczyptą zdrowego rozsądku.
Niby kolejna historia, gdzie dziewczyna dowiaduje się, że kiedyś tam została zaręczona. Bez pytania, ot dziadek zdecydował. W sumie to kiedyś go tam poznała jak byli mali. A. że nie pamiętasz? Trudno, tak w ogóle to ten narzeczony ma przyjechać. A właściwie już… jest w tym samym pokoju. A jednak zamiast nieść heroinie suknię z welonem przy „Oj córuś! Już ci za mąż wychodzić” (parę takich historii już widziałam) matka stwierdza- nieoczekiwany narzeczony trochę tu pomieszka, poznacie się, a potem zobaczymy co zrobić z tymi zaręczynami. Tak w ogóle to zajmie osobny pokój ze swoją młodszą siostrą. Tak, osobny.
Kobeni też nie okazuje się tsundere (to nie tak, że nie lubię tsundere, po prostu… nie zawsze są nieodzowne. Ostatnio też za dużo ich widziałam), która uprzykrza chłopakowi życie. Oboje niepytani wylądowaliśmy na tym samym wózku, trudno. Choć to nie znaczy, że do spełnienia obietnicy dziadka tak łatwo dojdzie.
Szczęki pozbierane z ziemi?
Dobra, o ojcach nic nie wiadomo (póki co na pewno). Ale tak w ogóle matka sióstr od czasu do czasu się pokręci po domu, czy zwróci uwagę. A zawczasu ktoś stwierdzi, że co z tego, że heroina jest chora- to kiepski pomysł zostawić jej do opieki w domu potencjalnego narzeczonego.