x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Ta seria wydała mi się bardziej ponura i poważna ale również bardziej spójna niż pierwsza Mushishi, która swoją drogą nie zapadła mi zbyt mocno w pamięć. Ta też seria o wiele bardziej przypadła do gustu (muszę się kiedyś zebrać, żeby obejrzeć jedynkę jeszcze raz). Najlepiej będę wspominał odcinki: o śniegu (3), o wiśni (6), o żeglarzu (8) oraz ten nieco psychodeliczny odcinek z żółwiem (10).
Co do recenzji ograniczyłbym się do uwagi do zdania: akapit 5, linijka 10‑9 od dołu.
Tabilis napisał(a):
Są to więc istoty transcendentalne, jednak w sensie buddyjskim, (...).
W terminologii filozoficznej, która przyjęła się w użyciu, przymiotnik „transcendentalny” nie jest stosowany na określenie bytu. Gdy chcemy powiedzieć, że jakiejś rzeczy przysługuje taki sposób bytowania, że istnieje/bytuje ona poza porządkiem rzeczy przyrodzonych (mam wrażenie, że w takim mniej więcej sensie termin ten został użyty w powyższym zdaniu), powiemy, że jest ona bytem transcendentnym (przysługuje jej transcendencja). Przymiotnikiem „transcendentalny” określamy natomiast pewien szczególny rodzaj poznania (poznanie, że i w jaki sposób poznanie czegoś jest a priori możliwe), bądź systemy tego poznania (filozofia transcendentalna) a także pewne konstrukcje integralne dla tych systemów (podmiot transcendentalny).
A
vpirate65
21.09.2014 16:44
Hahahaha.
No game no life dostało 6/10 za to, że było nudne i nie śmieszne, a to dostało 10/10 bo było pewno ciekawe (A tak na serio nudne jak flaki z olejem).
zmrol
21.09.2014 17:34
Bo Mushishi z samego swojego założenia ma być „nudne”, a zatem spełniło oczekiwania widzów. Natomiast NGNL z założenia miało być ciekawe i porywające, a wyszło nudne jak nie przymierzając Mushishi ;P
Collision
7.11.2014 21:02 Niespawiedliwe oceny
Też mam takie wrażenie bo Mushishi przynudzało ,a senny klimat mnie usypiał.
Za do No game no life to fajerwerki i brak czasu na złapanie oddechu – miało w sobie tyle energii że mnie nosiło jak po Geass…Mushishi je konsumowało.
Oceny również bym zamienił bo mimo że oba anime są „na temat” to jednak NGNL jest dużo lepiej wykonane.
I nie ma co porównywać Kuuhaku do Ginko…
Seria ma u mnie 6‑7/10…poprzednie było wyraźnie leprze.
A
Tamago-chan
20.09.2014 20:12 Wspaniała kontynuacja wspaniałej serii
Cieszę się, że seria w niczym nie ustępuje poprzedniczce. Wciąż można się cieszyć wspaniałym klimatem. Graficznie jest bardzo dobrze, wpadł mi też w ucho nastrojowy i delikatny opening. Wszystkie historie, cały świat mushi, to wszystko jest niezwykle fascynujące. Mało jest tego typu tytułów, które naprawdę mają szansę spodobać się praktycznie każdemu. Zwykle gdy mowa o seriach wybitnych, czy dla bardziej „wyrobionych” widzów ciężko jest wskazać docelową widownię, bo mimo faktu „wyrobienia” można mieć bardzo zróżnicowany gust co do gatunku, klimatu i można by tak wymieniać w nieskończoność. W przypadku Mushishi faktycznie można powiedzieć, że jest jedyne w swoim rodzaju. Jestem zachwycona Mushishi Zoku Shou tak samo jak byłam zachwycona pierwszą serią.
A
Nina-Lazur
15.09.2014 20:35 dla odmiany na temat anime a nie o recenzji
Mam mieszane uczucia po oglądnięciu Mushishi. Z jednej strony przymnie po takiej dawce dobrego kina. Z drugiej… tęskno do następnych odcinków, że aż boli. Oj oj, wiem że czujecie to samo.
Próbowałam doczekać wypuszczenia 11 i wtedy oglądnąć wszystko razem, ale może niedługo wypuszczą co? wie ktoś coś?
_Yuuko
15.09.2014 21:06 Re: dla odmiany na temat anime a nie o recenzji
Te specjalne dwa ostatnie odcinki miały premierę prawie miesiąc temu pod nazwą „Mushishi Zoku Shou Special” :)
R
nekobasu
8.09.2014 21:14 przerafinowanie dysertacji implikuje dysonans, a nie koherencję
irytuje mnie ta recenzja. nie dlatego, że jej nie rozumiem, nie mam poczucia humoru albo nie lubię na Tanuki tekstów nieszablonowych. rozumiem, mam i lubię. w tym teksty Tablisa. i nie jest to ten inspirujący rodzaj irytacji, który nie daje spokoju i popycha do poszukiwań i przemyśleń. porównałabym ją raczej do wrażenia związanego z takimi zjawiskami jak chrzęst piasku w zębach, brodzenie boso po żwirze czy darcie styropianu na kawałki.
to, czego nie rozumiem, to dlaczego recenzent, który w innych swoich tekstach dał się poznać jako osoba o wybitnie lekkim piórze, tutaj postanowił odrzucić je precz i napisać przerdzewiałą stalówką. parodia stylu akademickiego? byłby to wspaniały chwyt, gdyby tylko: 1) była zabawna, 2) zawierała bezsporne wewnątrztekstowe wskazówki, że jest parodią, 3) była adekwatna do charakteru serii. jeśliby napuszonym stylem napisać recenzję jakiegoś kiksa, dałoby to przez kontrast efekt absurdalnie komiczny; gdyby zaś przeintelektualizowanej formy użyć do opisu dziełka równie przesadzonego, byłaby to stylistyczna ironia (rzecz jasna pomysły to nienowe, ale kompozycyjnie spójne). w jaki sposób jednak drętwo wypracowaniowe zdania (np. „Łączenie nowych form wyrazu jest koncepcją tak starą, jak sama sztuka, jednak Mushishi, szczególnie w formie serialu, charakteryzuje się nieczęsto spotykaną zgodnością i koherencją warstwy graficznej, muzycznej i fabuły.”) mają udatnie opisywać serię tak subtelną, że sam autor odnosi ją do haiku? innymi słowy, po co używać tak nudnej „parodii”, żeby przekazać, że coś budzi podziw? ani to błyskotliwe, ani inspirujące. a już na pewno nie śmieszne. i nie piszę tego jako gorliwa polonistka czy fanbojka Mushishi, ale czytelniczka zwracająca uwagę na to, czy piszący „odpowiednie dał rzeczy słowo”.
można jeszcze przyjąć, że ten tekst to tak na serio.
Tablis napisał(a):
Gdybym jednak miał wskazać jedno japońskie dzieło, które, w całkowicie subiektywnym odczuciu, najbardziej zasługuje na potraktowanie na równi z tzw. „kulturą wysoką” i dla którego warto byłoby pokazać (czy udanie to inna sprawa), że coś takiego da się przeprowadzić, to byłoby to… dokładnie.
ale w takim razie biada „kulturze wysokiej” (dobrze że chociaż w cudzysłowie) i dziełom, które zasługują na potraktowanie na równi z nią. bo to by znaczyło, że lepiej nie pisać o nich po prostu wnikliwie i ciekawie – trzeba jeszcze używać wielu trudnych wyrazów i skomplikowanego szyku zdania, bo to jest to, co ludzi zmusza do myślenia.
mój prywatny domysł jest taki, że autor szukał – wpadając w jego nomenklaturę – dominanty stylistycznej dla tej recenzji i kartka z napisem „hermetyczna rozprawa pseudokrytycznoliteracka, możliwie nieporywająca” jako pierwsza wypadła z kapelusza. mógł to być fajny eksperyment formalny, ale zważywszy że chodzi akurat o Mushishi, wyszło skrzypiąco i z zadęciem. szkoda, że nie wypadła kartka z napisem „wabi”.
A
Szara Iskierka
7.09.2014 08:17 recenzja
A mnie bardzo podobała się recenzja; przywołując słowa Avellany także nie sądzę, że zmuszanie ludzi do myślenia jest czymś złym. Mogę co prawda zwrócić uwagę na to, że autor posiada ciekawą wiedzę, ale nie do końca potrafi ją sprawnie przekazać. Mimo to bardzo wdzięczna jestem za tę recenzję, o wiele bardziej zaspokoiła moją ciekawość niż ta z 1 sezonu Mushishi.
Aspiruję nawet do twierdzenia, by pod tytułami podobnymi do Mushishi powinny znajdować się jak nie takie recenzję, to przynajmniej odnośniki do konkretnego działu folkloru japoni, czy inne specyfikacje. Ja dzięki tej recenzji sporo się dowiedziałam, a także uwypuliła ona pewne aspekty tytułu, na które za mało zwracałam uwagę, a teraz wydały mi się istotne.
W mojej ocenie nowej serii Mushishi koniecznie chciałam umieścić jakąś skargę, ale udało mi się wymyślić tylko jedną :) Za mało było kwiatów w tłach. W pierwszej serii co chwilę było jakieś zbliżenie /ciach/ namalowanego kwiatuszka, a tutaj było ich co kot napłakał i nie były tak „soczyste” wizualnie :)
Może być ta skarga? Lepszej nie wymyśliłam :)
Czułam też niedosyt spowodowany skróceniem liczby odcinków, nie mogę się doczekać nowych.
Ocena to oczywiste 10/10
Zachwyt rozumiemy, ale wulgaryzm to wulgaryzm… Moderacja
Dokładnie taki był cel powstania tej recenzji, więc bardzo nam miło!
Na niedługo przed rozpoczęciem drugiej serii powtórzyłam sobie pierwszą, żeby ją pamiętać „na świeżo”. Rozumiem, o co Ci chodzi z kwiatami – sama to zauważyłam, ale mam wrażenie, że to troszeczkę złudzenie. Pierwsza seria także w dużych ilościach używała ujęć niezwykle oszczędnych, z prostymi sylwetkami na często jednolitym tle. Natomiast rzeczone kwiaty (i wszelkie inne zjawiska przyrodnicze) z reguły były „po coś”, jeśli nie stanowiły istotnego elementu fabuły, to służyły do tworzenia klimatu. Tymczasem historie wybrane do ekranizacji w tej serii (o ile dobrze pamiętam, są wyjmowane z mangi pojedynczo, niechronologicznie) w sporej części dzieją się albo w porze roku, albo w miejscu niesprzyjającym bujnej i kolorowej wegetacji. Chociaż ten bór z odcinka o lusterku był naprawdę zachwycający…
R
Tablis
6.09.2014 20:50 Refleksje odbiegające od tematu
Zanim zacznę: nie będę bronił swojej recenzji, ani się kajał, wychodząc z założenia, że to tylko podgrzałoby temperaturę dyskusji.
Jednak część uwag porusza pokazuje różnorodność oczekiwań względem podstawowej roli, jaką recenzja powinna pełnić, co jest ciekawym tematem i myślę, że mogę wtrącić swoje trzy grosze. Widzę tu konflikt funkcji informacyjnej i analizującej, innymi słowy „recenzja kontra krytyka”. Jestem gorącym fanem skrzywienia w tę drugą stronę, co jest skrajnie widoczne w mojej recenzji Mushishi. Moje rozumowanie jest z grubsza takie, że do decyzji, czy z daną pozycją warto się zapoznać, czy nie, wystarczy ocena, gatunek i jeden akapit tekstu opisujący klimat opisywanego tworu. Przynajmniej mi wystarczy. Z reguły przeglądam szybko daną recenzję bez wnikania w szczegóły, decyduję, czy oglądać czy nie, a później czytam ją szczegółowo po obejrzeniu/przeczytaniu danej pozycji. Robię tak ponieważ czerpię satysfakcję ze skonfrontowania swojej opinii z opinią recenzenta, a poza tym recenzja często pozwala dostrzec niuanse i znaczenia, które mi umknęły.
W przypadku mojej recenzji ilość informacji o Mushishi jest porównywalna ze znajdującą się w recenzji poprzedniego sezonu autorstwa Avellany, tyle że informacja ta jest bardziej rozrzedzona w tekście, co rolę informacyjną bezdyskusyjnie upośledza, a wzmacnia analizującą.
Wskazując dalsze założenia stojące za takim wyborem, mam przekonanie, że w każdym medium powinna się toczyć dyskusja na temat znaczenia i interpretacji ważnych utworów. Kto i gdzie miałby taką dyskusję prowadzić, jeśli nie recenzenci na portalach i w pismach im poświęconych? Jest problem, pod jakim szyldem taka dyskusja powinna być prowadzona. Bardziej pasuje szyld „krytyka” i większość moich ulubionych autorów na YouTube taki właśnie szyld stosuje, często ostrzegając, że dany film jest zaadresowany dla osób, które daną pozycję znają. Daje to ogromną swobodę, ale skazuje na niszowość. Wielu innych (jako znany przykład wskazałbym recenzenta gier Angry Joe) stara się godzić wodę z ogniem, przy czym powodzenie tego przedsięwzięcia w przeważającej mierze zależy od osobistego talentu. Na ile mi go starczyło niech każdy oceni sam, ale będę twardo bronił stanowiska, że trzeba i warto próbować. Niektóre rodzaje porażek uważam za bardziej wartościowe od sukcesów.
Jeśli zaś chodzi o styl, mniej lub bardziej udanie symulujący krytyki literackie, to nie da się ukryć, że do większości mang i anime taki styl nie pasuje, sam go zresztą zwykle nie stosuję. Większość z nich to proste, schematyczne historie, dostarczające przede wszystkim rozrywki. Daleko im do ambitnej literatury i kinematografii. Gdybym jednak miał wskazać jedno japońskie dzieło, które, w całkowicie subiektywnym odczuciu, najbardziej zasługuje na potraktowanie na równi z tzw. „kulturą wysoką” i dla którego warto byłoby pokazać (czy udanie to inna sprawa), że coś takiego da się przeprowadzić, to byłoby to… dokładnie.
bedlamite
6.09.2014 21:56 Re: Refleksje odbiegające od tematu
Podchodzę do tematu i recenzji anime mniej więcej w ten sam sposób: patrzę kto ją napisał (po pewnym czasie już wiem kto ma gust podobny do mojego), jaką ocenę wystawił i pobieżnie przeglądam całość, co mi wystarcza aby podjąć decyzję czy warto to oglądać, a po obejrzeniu wracam jeszcze raz, aby sprawdzić, czy dowiem się z niej czegoś nowego. Dlatego zarówno ten tekst Twojego autorstwa, jak i recenzja KlK, bardzo mi się podobały i liczę na więcej. Nie interesują mnie mechaniczne, typowe recenzje, które mógłby napisać robot.
Oczywiście trudno tu mówić o tym, które podejście jest lepsze, a które gorsze, bo to zależy od sytuacji i tego co się szuka. Myślę, że bardziej należy zadać sobie pytanie z czym chce być kojarzony dany serwis.
Zakishi Ogura
6.09.2014 22:16 Re: Refleksje odbiegające od tematu
I właśnie dlatego przydałaby się opcja oceny recenzji, dzięki której można by było utworzyć ranking recenzentów na tanuki. Wtedy z łatwością sprawdziłoby się jak dany recenzent jest oceniany przez użytkowników (i których użytkowników!) i jak dużą wagę należy w związku z tym przykładać do jego opinii ^^
Avellana
6.09.2014 22:29 Re: Refleksje odbiegające od tematu
No, bo nie dajcie bogowie, jeszcze trzeba byłoby przeczytać jego tekst i samemu podjąć decyzję, co się o nim myśli…
Zakishi Ogura
6.09.2014 22:45 Re: Refleksje odbiegające od tematu
Ale kiedy ja czytam recenzję, to się nie zastanawiam kto ją napisał. A nawet jeśli to w danym momencie sprawdzę, to potem nie pamiętam. Szaman Fetyszy zlewa mi się z Zegarmistrzem, Lin z Kysz, a Grisznak z Teukrosem. Nawet na mój własny użytek by się taka funkcja przydała (i zachęcała przy okazji, do czytania wszystkich recenzji jak leci), bo mógłbym potem ze zdziwieniem sprawdzić, że chociaż myślałem, że teksty danego recenzenta mi się nie podobają (a często takie spostrzeżenia wynikają z podświadomego wyrabiania sobie zdania na temat recenzentów na podstawie ich opinii zawartych w komentarzach, a nie samych tekstów recenzji), to jest dokładnie na odwrót.
R
Avellana
6.09.2014 18:21 Do tych, którzy twierdzą, że recenzja jest za trudna...
Mushishi to wyjątkowo specyficzny cykl – złożony z epizodycznych historii, które jednak funkcjonują jako całość. Zarówno oglądając pierwszą, jak i drugą serię, odnosiłam to samo wrażenie – że nie ma sensu ich dzielić, roztrząsać pojedynczo, która jest lepsza czy gorsza, bo one „działają” razem i składają się na coś zupełnie unikatowego.
To sprawia, że w przypadku Mushishi piekielnie trudno jest pisać recenzję kontynuacji. Mogłam to zrobić, ale miałam wrażenie, że po prostu powtórzę te same komplementy, które pisałam te osiem lat temu (i w większości już powtórzyłam w Hihamu Kage). Dlatego uznałam, że będzie bardziej interesujące, jeśli recenzję napisze ktoś inny, acz musiała być to osoba, do której mam całkowite zaufanie.
Z drugiej strony, ze względu na konstrukcję fabuły (i ponadczasowość wykonania), recenzje pierwszej i drugiej serii można by swobodnie zamieniać miejscami. Dlatego można też poeksperymentować – recenzja serii pierwszej jest „łatwa” i oczywista, a ponieważ w zasadzie można ją zastosować też do serii drugiej, tekst Tablisa dałoby się potraktować jako inne spojrzenie – z podobnym podziwem, ale pod zupełnie innym kątem. To chyba ciekawsze niż kolejna standardowa „laurka”? Tym bardziej, że jak słusznie zauważyła niżej Melmothia, po recenzję „kontynuacji” sięgną przede wszystkim osoby, które znają część poprzednią – a zatem orientują się w świecie Mushishi.
Natomiast osoby, których narzekania dają się streścić do tego, że recenzja jest zbyt wymagająca do czytania, że zawiodła „korekta” (co ma korekta do rzeczy? Korekta poprawia literówki i przecinki…) i że redakcja powinna się zastanowić przed jej przyjęciem, muszę stanowczo poinformować o jednej rzeczy. Nie widziałam, nie widzę i nigdy nie zobaczę niczego złego w tym, żeby pozmuszać czasem ludzi do myślenia i wysiłku intelektualnego. Wiem, że to bardzo niemodne podejście, ale dopóki istnieją osoby, które potrafią je docenić… A zresztą – co mnie inni obchodzą? Dopóki ja istnieję, zamierzam się tego trzymać.
pozeracz_syfu
9.09.2014 20:36 Re: Do tych, którzy twierdzą, że recenzja jest za trudna...
mysle, ze problemy publiki z podejsciem do tej recenzji wynikaja z faktu, ze wcale nie jest to recenzja. jest to krotki esej krytyczny.
recenzja ma swoje formalne wymogi i swoje konwencje i nic w tym dziwnego, ze ludzie sie burza – tez bym sie oburzyl, jakby mi ktos na sloiku dziegciu nalepil etykietke „miod”.
ludziska po prostu nigdy dziegciu nie probowaly, wiec sie sroza i wolaja, ze jakis ten miod dziwny, jakis nieslodki taki, ze bunt i rebelia i ze lap za widly.
W zasadzie nie wiem, co powiedzieć po przeczytaniu tekstu, ale raczej będzie to: „nie spodziewałem się”.
Zacznę od tego, że nigdy nie powinien znaleźć się on tu pod nazwą recenzji. Zwyczajnie nie spełnia jej funkcji. Informacje o tytule są, choć nieliczne i chaotycznie rozrzucone. Zdecydowanie nie wystarczą one osobie, która nie miała okazji obejrzeć sezonu pierwszego. Analiza jest, nawet trzeba przyznać – dogłębna i używająca tytułu do przestawienia wzorców kulturowych – ale prawie bezużyteczna dla kogoś, kto chciałby sie dowiedzieć „czym to się je” i (przede wszystkim!) czy różni się to jakoś od prequela. Ocena też gdzieś niewyraźnie się przewija, ale wyciągnięcie z niej wniosków wymagałoby wysiłku równego z tym, który autor włożył w analizę tytułu. Podsumowując: jako recenzja tekst nie ma zastosowania. W języku polskim brakuje mi na to określenia, ale angielskie „white elephant” chyba najlepiej odwzorowuje moje odczucia na ten temat.
Natomiast tekst sam w sobie zły nie jest, bo zwraca uwagę na parę ciekawych kwestii. Część z nich zauważyłem podczas seansu i teraz mogłem się utwierdzić w ich interpretacji, na część po raz pierwszy została mi zwrócona uwaga podczas czytania, co zapewne pomoże mi w pełniejszym odbiorze Mushishi. Gdybym przeczytał to opracowanie chociażby na czymś blogu, pewnie byłbym zadowolony. Przynajmniej z jego warstwy treściowej.
Bo niestety forma nie jest zadowalająca. Całość sprawia wrażenie bełkotu naukowego (albo pseudonaukowego, ale nie widzę w tekście typowych sprzeczności i przyznam, że najprawdopodobniej nie posiadam wiedzy wystarczającej, żeby je stwierdzić :P). Autor wydaje się posiadać rozległą wiedzę, jak również zapał potrzebny do zebrania informacji, przeanalizowania ich w kontekście tytułu i sklecenia tego wszystkiego w ciągłą formę, ale najwyraźniej zapomina o dwóch dość istotnych rzeczach: zastosowaniukoncepcji znanej pod nazwą brzytwy Ockhama i zastanowieniu się nad grupą docelową odbiorców tego tekstu. Słuszności pierwszego wyjaśniać nie będę, a odnośnie do drugiego: ani osoby chcące się dowiedzieć czegoś o tytule (łącznie z tym, czy jest dobry oraz czy warto oglądać), ani takie, które chciałyby wspomnieć tytuł, czy też porównać ocenę ze swoją, nie bedą zadowolone z „recenzji”. Celuje ona tylko w wąską grupę osób szukających ciekawostki na temat tytułu, który widziały.
Tak jak to wygląda obecnie, mogę odczytywać tylko jako żart, swego rodzaju sabotaż (?), a w najgorszym wypadku popis autora. Przerost formy nad treścią (nie umniejszając tu Mushishi, ale poziom złożoności serii i złożoności tekstu, o którym mowa, dzieli przepaść) bywa zabawny, a nawet spektakularny, ale lepszym polem byłby esej na temat cukierniczki, niż recenzja anime. Nie wiem, jak to wyglada z korektą recenzji, ale redakcji radzę się zastanowić, czy chce zamieszczać każdy tekst, czy tylko te, które mają realne zastosowanie. Autorowi natomiast doradzam ponownie obejrzeć Mushishi i zobaczyć, jak złożone kwestie można przedstawić w prosty oraz subtelny sposób – nic tylko uczyś się od twórców wspomnianego anime.
Recenzja brzmi trochę jakby pisał ją jakiś polonista.
A nie można było skrócić o połowę i napisać po prostu komu tą serię polecić, a komu nie? Przecież to w większości inteligentny bełkot.
Nah, to nie bełkot, tylko styl akademickich podręczników. Jak się wczytać, to wszystko ma sens i jak najdokładniej opisuje charakter Mushishi Zoku Shou. :D
napisać po prostu komu tą serię polecić, a komu nie
To Mushishi trzeba polecać? Szczególnie drugi sezon? Jak ktoś chce wprowadzenia, to raczej zacznie od recenzji pierwszego sezonu…
Wystawiam dwie oceny tej recenzji.
Z literaturoznawstwa – 5 za poważne podejście do tematu, gruntowne studia, użycie fachowej terminologii, liczne odwołania.
Z literatury, tudzież użyteczności dla czytelnika – 1 z minusem – tego się nie da czytać.
Rozumiem, że ta recenzja miała być trochę żartem.
Z literaturoznawstwa? Z literatury? Proponuję najpierw chwilę pomyśleć, o czym się chce napisać a dopiero potem – pisać.
Podpowiem odrobinę: szersza znajomość tematu o jakim się pisze nie jest literaturoznawstwem.
Pewna hermetyczność tej recenzji nie pozwala jej „połknąć”, jakby wielu czytelników chciało, jest natomiast fajną gimnastyką dla umysłu i okazją do rozwinięcia słownictwa.
Chciałabym, żeby żartem były leniwe umysły, które się swojej przypadłości nie wstydzą.
Jest – w skrócie:
1 literatura to to co się czyta – styl, wewnętrzna spójność, ciekawa fabuła decydują o odbiorze literatury przez czytelnika
2. literaturoznawstwo to owa „szersza znajomość tematu” gdzie rangę tekstu ocenia się przez pryzmat jego kontekstu.
Niektóre leniwe umysły używają trudnych słów na pokrycie tegoż lenistwa :)))
Zdają się być bytami elementarnymi, nierozkładalnymi na bardziej pierwotne czynniki, niedającymi się w pełni opisać w pragmatyczno‑ziemskich kategoriach
Czyli mushi funkcjonują po prostu na poziomie kwantowym ^^
PS I nie generalizowałbym aż tak bardzo – są odcinki gorsze i lepsze. Na przykład motyw kliknij: ukryte z gwizdaniem nocą na statku wydał mi się strasznie nachalny i naciągany. Chłopak nigdy wcześniej nie pogwizdywał sobie nocą, ale kiedy Ginko wyraźnie przestrzegł go, żeby tego nigdy nie robił, to akurat właśnie wtedy spróbował. Normalnie „Człowiek Biegunka” mi się przypomniał…
Uhuhu, ostrożnie. Tak się składa, że recenzent ma magistra z fizyki kwantowej i powiada: „O nie, nie nie.”
Na ile podobają się poszczególne historie to oczywiście kwestia gustu w dużej mierze. Ja akurat zinterpretowałem wspomniany motyw zupełnie inaczej: kliknij: ukryte zaczął podgwizdywać sobie w nocy właśnie dlatego, że Ginko zwrócił mu na to uwagę, przez co zaczęło go to półświadomie intrygować. Głupotą ze strony Ginko jest, że mu nie wyjaśnił, o co dokładnie chodzi. Ginko mógł być niechętny w udzielaniu informacji, co byłoby skutkiem gwizdania w nocy, aby nie uświadamiać chłopcu, jak silną destrukcyjną umiejętność posiada, ale dość oczywiste było, że trzymanie go w zupełnej niewiedzy nie skończy się dobrze. Mógł rzucić coś w rodzaju „Gwizdanie w nocy może przywabić niebezpieczne mushi, które tylko ja potrafiłbym kontrolować.” – coś takiego by starczyło.
Ja akurat zinterpretowałem wspomniany motyw zupełnie inaczej
Ja to widzę dokładnie tak samo, tylko że to dość wyświechtany schemat i bardzo dziecinne zachowanie ze strony obu bohaterów – jakby nie z Mushishi wzięte ;)
Przydałby się jakiś lepszy powód. np. kliknij: ukryte nad morzem zaległa cisza, a marynarz chciał jak najszybciej dotrzeć do brzegu, więc zaryzykował przywołanie mushi także nocą. Albo pojawiło się jakieś inne zagrożenie i marynarz chciał uratować statek z załogą, przywołując w nocy wiatr. Natomiast zmierzam tylko do tego, że nawet w Mushishi odcinek odcinkowi nierówny i zdarzają się zarówno perełki jak i puste w środku małże ;)
Czyli w sumie się zgadzamy. Tja, to było dziecinne, że ze strony chłopaka, to w pełni uzasadnione, ze strony Ginko nie za bardzo. Trzeba też przyznać, że odcinek był dość przewidywalny, może poza samym zakończeniem. Inne rzeczy w moim odczuciu uratowały ten epizod, ale nie będę się rozpisywał, miałem na to całą recenzję :)
Swoją drogą ciekawe, na jakiej zasadzie wybierano rozdziały mangi na poszczególne odcinki. Wydają się wyciągnięte dość przypadkowo, nie widzę żadnej reguły.
Ja przeczytałem tylko do 7 tomu, bo potem nastała strasznie długa przerwa, zanim przetłumaczono ostatnie trzy. I kiedy w końcu wydali je po angielsku, pojawiły się jednocześnie zapowiedzi, że zekranizują resztę, więc wolałem poczekać na anime.
Ale pamiętam rozdział o sake, o dziewczynie z jeziora, muszlach, czy ten ostatni odcinek specjalny. Teraz sobie nie przypomnę kolejności, a nie mam mangi pod ręką, żeby sprawdzić, ale na pewno była inna niż w serialu.
Mnie się wydawało to bardzo naturalne. kliknij: ukryte Ginko zasadził w nim nasienie ciekawości tym ostrzeżeniem, wcześniej tego nie robił, bo uważał że to bezcelowe. Ale jak wtedy zaczął w nocy to podkusiło go by spróbować, sprawdzić o co chodzi. Można przyjąć, że jedno małe gwizdnięcie niczym nie grozi, dlatego wcześniej się to nie przydarzyło. Teraz gwizdał uparcie przez dłuższa chwilę
Obejrzałem 10 odcinków (i jak narazie to „całość”). Na szczęście seria trzyma poziom, a nawet jest lepiej! Bywały lepsze i gorsze historie/odcinki, ale tutaj przeważają te lepsze i nawet te gorsze mają nie są takie złe. Graficznie prezenutuje się lepiej, ale grafika nie jest tutaj najważniejsza. Podumowując – jeśli ktoś lubił Mushishi to nie zawiedzie się na tej serii.
A
update
17.06.2014 21:00
Z powodów niekoniecznie dla mnie jasnych (ale podejrzewam, że chodzi po prostu o budżet) zostanie wyemitowanych tylko 10 odcinków zamiast planowanych 12.
Na pocieszenie dodam, że te dwa odcinki i tak mają podobno powstać.
To nie jest wykluczone, ale jeśli tak, to prawdopodobnie seria będzie podzielona na dwie, a druga część wyemitowana po jakiejś przerwie – w takim przypadku potraktujemy to jako dwie serie.
A
Sulpice9
23.05.2014 12:23 Na razie jestem po pierwszym, ale...
Już widzę, że trzymają poziom pierwszej serii. Mówiąc prościej – zapowiada się zarąbiście :)
A
r4
12.04.2014 10:48
Mushishi jest jedyne w swoim rodzaju. Coś wspaniałego
A
Lina
6.04.2014 21:29 Może za wcześnie na wyroki...
...ale wydaje mi się, że jeśli ktoś miał jakiekolwiek obawy odnośnie poziomu nowej odsłony Mushishi to ten odcinek powinien je rozwiać. Wspaniały nastrój pozostał, a wizualnie prezentuje się prawdopodobnie nawet lepiej niż wcześniej.
Być może historia opowiedziana w pierwszym odcinku nie była najbardziej wyszukana, ale z kategorii tych co „więcej wyjaśnia niż mówi”. Za to sam pomysł żeby zacząć od sake – świetny. Kampai!
A
qwerty
4.04.2014 22:16 To jest ten smak!
Czytałem akurat ten rozdział mangi, ale wersja animowano‑udźwiękowiona daje o niebo lepsze wrażenia artystyczne xD Opening podoba mi się bardziej od poprzedniego, a i grafika wydaje mi się jeszcze lepsza – animacja płynniejsza i bardziej szczegółowa. Ale może to tylko takie wrażenie po latach, bo pierwsza seria już trochę zatarła się w mojej pamięci…
A
Tilea
26.03.2014 20:01
Nie mogę się doczekać. Jeszcze tylko przypomnę sobie mangę i czekam na premierę :D
Co do recenzji ograniczyłbym się do uwagi do zdania: akapit 5, linijka 10‑9 od dołu.
W terminologii filozoficznej, która przyjęła się w użyciu, przymiotnik „transcendentalny” nie jest stosowany na określenie bytu. Gdy chcemy powiedzieć, że jakiejś rzeczy przysługuje taki sposób bytowania, że istnieje/bytuje ona poza porządkiem rzeczy przyrodzonych (mam wrażenie, że w takim mniej więcej sensie termin ten został użyty w powyższym zdaniu), powiemy, że jest ona bytem transcendentnym (przysługuje jej transcendencja). Przymiotnikiem „transcendentalny” określamy natomiast pewien szczególny rodzaj poznania (poznanie, że i w jaki sposób poznanie czegoś jest a priori możliwe), bądź systemy tego poznania (filozofia transcendentalna) a także pewne konstrukcje integralne dla tych systemów (podmiot transcendentalny).
No game no life dostało 6/10 za to, że było nudne i nie śmieszne, a to dostało 10/10 bo było pewno ciekawe (A tak na serio nudne jak flaki z olejem).
Niespawiedliwe oceny
Za do No game no life to fajerwerki i brak czasu na złapanie oddechu – miało w sobie tyle energii że mnie nosiło jak po Geass…Mushishi je konsumowało.
Oceny również bym zamienił bo mimo że oba anime są „na temat” to jednak NGNL jest dużo lepiej wykonane.
I nie ma co porównywać Kuuhaku do Ginko…
Seria ma u mnie 6‑7/10…poprzednie było wyraźnie leprze.
Wspaniała kontynuacja wspaniałej serii
dla odmiany na temat anime a nie o recenzji
Próbowałam doczekać wypuszczenia 11 i wtedy oglądnąć wszystko razem, ale może niedługo wypuszczą co? wie ktoś coś?
Re: dla odmiany na temat anime a nie o recenzji
przerafinowanie dysertacji implikuje dysonans, a nie koherencję
to, czego nie rozumiem, to dlaczego recenzent, który w innych swoich tekstach dał się poznać jako osoba o wybitnie lekkim piórze, tutaj postanowił odrzucić je precz i napisać przerdzewiałą stalówką. parodia stylu akademickiego? byłby to wspaniały chwyt, gdyby tylko: 1) była zabawna, 2) zawierała bezsporne wewnątrztekstowe wskazówki, że jest parodią, 3) była adekwatna do charakteru serii. jeśliby napuszonym stylem napisać recenzję jakiegoś kiksa, dałoby to przez kontrast efekt absurdalnie komiczny; gdyby zaś przeintelektualizowanej formy użyć do opisu dziełka równie przesadzonego, byłaby to stylistyczna ironia (rzecz jasna pomysły to nienowe, ale kompozycyjnie spójne). w jaki sposób jednak drętwo wypracowaniowe zdania (np. „Łączenie nowych form wyrazu jest koncepcją tak starą, jak sama sztuka, jednak Mushishi, szczególnie w formie serialu, charakteryzuje się nieczęsto spotykaną zgodnością i koherencją warstwy graficznej, muzycznej i fabuły.”) mają udatnie opisywać serię tak subtelną, że sam autor odnosi ją do haiku? innymi słowy, po co używać tak nudnej „parodii”, żeby przekazać, że coś budzi podziw? ani to błyskotliwe, ani inspirujące. a już na pewno nie śmieszne. i nie piszę tego jako gorliwa polonistka czy fanbojka Mushishi, ale czytelniczka zwracająca uwagę na to, czy piszący „odpowiednie dał rzeczy słowo”.
można jeszcze przyjąć, że ten tekst to tak na serio.
ale w takim razie biada „kulturze wysokiej” (dobrze że chociaż w cudzysłowie) i dziełom, które zasługują na potraktowanie na równi z nią. bo to by znaczyło, że lepiej nie pisać o nich po prostu wnikliwie i ciekawie – trzeba jeszcze używać wielu trudnych wyrazów i skomplikowanego szyku zdania, bo to jest to, co ludzi zmusza do myślenia.
mój prywatny domysł jest taki, że autor szukał – wpadając w jego nomenklaturę – dominanty stylistycznej dla tej recenzji i kartka z napisem „hermetyczna rozprawa pseudokrytycznoliteracka, możliwie nieporywająca” jako pierwsza wypadła z kapelusza. mógł to być fajny eksperyment formalny, ale zważywszy że chodzi akurat o Mushishi, wyszło skrzypiąco i z zadęciem. szkoda, że nie wypadła kartka z napisem „wabi”.
recenzja
Aspiruję nawet do twierdzenia, by pod tytułami podobnymi do Mushishi powinny znajdować się jak nie takie recenzję, to przynajmniej odnośniki do konkretnego działu folkloru japoni, czy inne specyfikacje. Ja dzięki tej recenzji sporo się dowiedziałam, a także uwypuliła ona pewne aspekty tytułu, na które za mało zwracałam uwagę, a teraz wydały mi się istotne.
W mojej ocenie nowej serii Mushishi koniecznie chciałam umieścić jakąś skargę, ale udało mi się wymyślić tylko jedną :) Za mało było kwiatów w tłach. W pierwszej serii co chwilę było jakieś zbliżenie /ciach/ namalowanego kwiatuszka, a tutaj było ich co kot napłakał i nie były tak „soczyste” wizualnie :)
Może być ta skarga? Lepszej nie wymyśliłam :)
Czułam też niedosyt spowodowany skróceniem liczby odcinków, nie mogę się doczekać nowych.
Ocena to oczywiste 10/10
Zachwyt rozumiemy, ale wulgaryzm to wulgaryzm… Moderacja
Re: recenzja
Na niedługo przed rozpoczęciem drugiej serii powtórzyłam sobie pierwszą, żeby ją pamiętać „na świeżo”. Rozumiem, o co Ci chodzi z kwiatami – sama to zauważyłam, ale mam wrażenie, że to troszeczkę złudzenie. Pierwsza seria także w dużych ilościach używała ujęć niezwykle oszczędnych, z prostymi sylwetkami na często jednolitym tle. Natomiast rzeczone kwiaty (i wszelkie inne zjawiska przyrodnicze) z reguły były „po coś”, jeśli nie stanowiły istotnego elementu fabuły, to służyły do tworzenia klimatu. Tymczasem historie wybrane do ekranizacji w tej serii (o ile dobrze pamiętam, są wyjmowane z mangi pojedynczo, niechronologicznie) w sporej części dzieją się albo w porze roku, albo w miejscu niesprzyjającym bujnej i kolorowej wegetacji. Chociaż ten bór z odcinka o lusterku był naprawdę zachwycający…
Refleksje odbiegające od tematu
Jednak część uwag porusza pokazuje różnorodność oczekiwań względem podstawowej roli, jaką recenzja powinna pełnić, co jest ciekawym tematem i myślę, że mogę wtrącić swoje trzy grosze. Widzę tu konflikt funkcji informacyjnej i analizującej, innymi słowy „recenzja kontra krytyka”. Jestem gorącym fanem skrzywienia w tę drugą stronę, co jest skrajnie widoczne w mojej recenzji Mushishi. Moje rozumowanie jest z grubsza takie, że do decyzji, czy z daną pozycją warto się zapoznać, czy nie, wystarczy ocena, gatunek i jeden akapit tekstu opisujący klimat opisywanego tworu. Przynajmniej mi wystarczy. Z reguły przeglądam szybko daną recenzję bez wnikania w szczegóły, decyduję, czy oglądać czy nie, a później czytam ją szczegółowo po obejrzeniu/przeczytaniu danej pozycji. Robię tak ponieważ czerpię satysfakcję ze skonfrontowania swojej opinii z opinią recenzenta, a poza tym recenzja często pozwala dostrzec niuanse i znaczenia, które mi umknęły.
W przypadku mojej recenzji ilość informacji o Mushishi jest porównywalna ze znajdującą się w recenzji poprzedniego sezonu autorstwa Avellany, tyle że informacja ta jest bardziej rozrzedzona w tekście, co rolę informacyjną bezdyskusyjnie upośledza, a wzmacnia analizującą.
Wskazując dalsze założenia stojące za takim wyborem, mam przekonanie, że w każdym medium powinna się toczyć dyskusja na temat znaczenia i interpretacji ważnych utworów. Kto i gdzie miałby taką dyskusję prowadzić, jeśli nie recenzenci na portalach i w pismach im poświęconych? Jest problem, pod jakim szyldem taka dyskusja powinna być prowadzona. Bardziej pasuje szyld „krytyka” i większość moich ulubionych autorów na YouTube taki właśnie szyld stosuje, często ostrzegając, że dany film jest zaadresowany dla osób, które daną pozycję znają. Daje to ogromną swobodę, ale skazuje na niszowość. Wielu innych (jako znany przykład wskazałbym recenzenta gier Angry Joe) stara się godzić wodę z ogniem, przy czym powodzenie tego przedsięwzięcia w przeważającej mierze zależy od osobistego talentu. Na ile mi go starczyło niech każdy oceni sam, ale będę twardo bronił stanowiska, że trzeba i warto próbować. Niektóre rodzaje porażek uważam za bardziej wartościowe od sukcesów.
Jeśli zaś chodzi o styl, mniej lub bardziej udanie symulujący krytyki literackie, to nie da się ukryć, że do większości mang i anime taki styl nie pasuje, sam go zresztą zwykle nie stosuję. Większość z nich to proste, schematyczne historie, dostarczające przede wszystkim rozrywki. Daleko im do ambitnej literatury i kinematografii. Gdybym jednak miał wskazać jedno japońskie dzieło, które, w całkowicie subiektywnym odczuciu, najbardziej zasługuje na potraktowanie na równi z tzw. „kulturą wysoką” i dla którego warto byłoby pokazać (czy udanie to inna sprawa), że coś takiego da się przeprowadzić, to byłoby to… dokładnie.
Re: Refleksje odbiegające od tematu
Oczywiście trudno tu mówić o tym, które podejście jest lepsze, a które gorsze, bo to zależy od sytuacji i tego co się szuka. Myślę, że bardziej należy zadać sobie pytanie z czym chce być kojarzony dany serwis.
Re: Refleksje odbiegające od tematu
Re: Refleksje odbiegające od tematu
Re: Refleksje odbiegające od tematu
Do tych, którzy twierdzą, że recenzja jest za trudna...
To sprawia, że w przypadku Mushishi piekielnie trudno jest pisać recenzję kontynuacji. Mogłam to zrobić, ale miałam wrażenie, że po prostu powtórzę te same komplementy, które pisałam te osiem lat temu (i w większości już powtórzyłam w Hihamu Kage). Dlatego uznałam, że będzie bardziej interesujące, jeśli recenzję napisze ktoś inny, acz musiała być to osoba, do której mam całkowite zaufanie.
Z drugiej strony, ze względu na konstrukcję fabuły (i ponadczasowość wykonania), recenzje pierwszej i drugiej serii można by swobodnie zamieniać miejscami. Dlatego można też poeksperymentować – recenzja serii pierwszej jest „łatwa” i oczywista, a ponieważ w zasadzie można ją zastosować też do serii drugiej, tekst Tablisa dałoby się potraktować jako inne spojrzenie – z podobnym podziwem, ale pod zupełnie innym kątem. To chyba ciekawsze niż kolejna standardowa „laurka”? Tym bardziej, że jak słusznie zauważyła niżej Melmothia, po recenzję „kontynuacji” sięgną przede wszystkim osoby, które znają część poprzednią – a zatem orientują się w świecie Mushishi.
Natomiast osoby, których narzekania dają się streścić do tego, że recenzja jest zbyt wymagająca do czytania, że zawiodła „korekta” (co ma korekta do rzeczy? Korekta poprawia literówki i przecinki…) i że redakcja powinna się zastanowić przed jej przyjęciem, muszę stanowczo poinformować o jednej rzeczy. Nie widziałam, nie widzę i nigdy nie zobaczę niczego złego w tym, żeby pozmuszać czasem ludzi do myślenia i wysiłku intelektualnego. Wiem, że to bardzo niemodne podejście, ale dopóki istnieją osoby, które potrafią je docenić… A zresztą – co mnie inni obchodzą? Dopóki ja istnieję, zamierzam się tego trzymać.
Re: Do tych, którzy twierdzą, że recenzja jest za trudna...
recenzja ma swoje formalne wymogi i swoje konwencje i nic w tym dziwnego, ze ludzie sie burza – tez bym sie oburzyl, jakby mi ktos na sloiku dziegciu nalepil etykietke „miod”.
ludziska po prostu nigdy dziegciu nie probowaly, wiec sie sroza i wolaja, ze jakis ten miod dziwny, jakis nieslodki taki, ze bunt i rebelia i ze lap za widly.
?
Zacznę od tego, że nigdy nie powinien znaleźć się on tu pod nazwą recenzji. Zwyczajnie nie spełnia jej funkcji. Informacje o tytule są, choć nieliczne i chaotycznie rozrzucone. Zdecydowanie nie wystarczą one osobie, która nie miała okazji obejrzeć sezonu pierwszego. Analiza jest, nawet trzeba przyznać – dogłębna i używająca tytułu do przestawienia wzorców kulturowych – ale prawie bezużyteczna dla kogoś, kto chciałby sie dowiedzieć „czym to się je” i (przede wszystkim!) czy różni się to jakoś od prequela. Ocena też gdzieś niewyraźnie się przewija, ale wyciągnięcie z niej wniosków wymagałoby wysiłku równego z tym, który autor włożył w analizę tytułu. Podsumowując: jako recenzja tekst nie ma zastosowania. W języku polskim brakuje mi na to określenia, ale angielskie „white elephant” chyba najlepiej odwzorowuje moje odczucia na ten temat.
Natomiast tekst sam w sobie zły nie jest, bo zwraca uwagę na parę ciekawych kwestii. Część z nich zauważyłem podczas seansu i teraz mogłem się utwierdzić w ich interpretacji, na część po raz pierwszy została mi zwrócona uwaga podczas czytania, co zapewne pomoże mi w pełniejszym odbiorze Mushishi. Gdybym przeczytał to opracowanie chociażby na czymś blogu, pewnie byłbym zadowolony. Przynajmniej z jego warstwy treściowej.
Bo niestety forma nie jest zadowalająca. Całość sprawia wrażenie bełkotu naukowego (albo pseudonaukowego, ale nie widzę w tekście typowych sprzeczności i przyznam, że najprawdopodobniej nie posiadam wiedzy wystarczającej, żeby je stwierdzić :P). Autor wydaje się posiadać rozległą wiedzę, jak również zapał potrzebny do zebrania informacji, przeanalizowania ich w kontekście tytułu i sklecenia tego wszystkiego w ciągłą formę, ale najwyraźniej zapomina o dwóch dość istotnych rzeczach: zastosowaniukoncepcji znanej pod nazwą brzytwy Ockhama i zastanowieniu się nad grupą docelową odbiorców tego tekstu. Słuszności pierwszego wyjaśniać nie będę, a odnośnie do drugiego: ani osoby chcące się dowiedzieć czegoś o tytule (łącznie z tym, czy jest dobry oraz czy warto oglądać), ani takie, które chciałyby wspomnieć tytuł, czy też porównać ocenę ze swoją, nie bedą zadowolone z „recenzji”. Celuje ona tylko w wąską grupę osób szukających ciekawostki na temat tytułu, który widziały.
Tak jak to wygląda obecnie, mogę odczytywać tylko jako żart, swego rodzaju sabotaż (?), a w najgorszym wypadku popis autora. Przerost formy nad treścią (nie umniejszając tu Mushishi, ale poziom złożoności serii i złożoności tekstu, o którym mowa, dzieli przepaść) bywa zabawny, a nawet spektakularny, ale lepszym polem byłby esej na temat cukierniczki, niż recenzja anime. Nie wiem, jak to wyglada z korektą recenzji, ale redakcji radzę się zastanowić, czy chce zamieszczać każdy tekst, czy tylko te, które mają realne zastosowanie. Autorowi natomiast doradzam ponownie obejrzeć Mushishi i zobaczyć, jak złożone kwestie można przedstawić w prosty oraz subtelny sposób – nic tylko uczyś się od twórców wspomnianego anime.
A nie można było skrócić o połowę i napisać po prostu komu tą serię polecić, a komu nie? Przecież to w większości inteligentny bełkot.
To Mushishi trzeba polecać? Szczególnie drugi sezon? Jak ktoś chce wprowadzenia, to raczej zacznie od recenzji pierwszego sezonu…
Ocena recenzji
Z literaturoznawstwa – 5 za poważne podejście do tematu, gruntowne studia, użycie fachowej terminologii, liczne odwołania.
Z literatury, tudzież użyteczności dla czytelnika – 1 z minusem – tego się nie da czytać.
Rozumiem, że ta recenzja miała być trochę żartem.
Re: Ocena recenzji
Podpowiem odrobinę: szersza znajomość tematu o jakim się pisze nie jest literaturoznawstwem.
Pewna hermetyczność tej recenzji nie pozwala jej „połknąć”, jakby wielu czytelników chciało, jest natomiast fajną gimnastyką dla umysłu i okazją do rozwinięcia słownictwa.
Chciałabym, żeby żartem były leniwe umysły, które się swojej przypadłości nie wstydzą.
Re: Ocena recenzji
1 literatura to to co się czyta – styl, wewnętrzna spójność, ciekawa fabuła decydują o odbiorze literatury przez czytelnika
2. literaturoznawstwo to owa „szersza znajomość tematu” gdzie rangę tekstu ocenia się przez pryzmat jego kontekstu.
Niektóre leniwe umysły używają trudnych słów na pokrycie tegoż lenistwa :)))
Czyli mushi funkcjonują po prostu na poziomie kwantowym ^^
PS I nie generalizowałbym aż tak bardzo – są odcinki gorsze i lepsze. Na przykład motyw kliknij: ukryte z gwizdaniem nocą na statku wydał mi się strasznie nachalny i naciągany. Chłopak nigdy wcześniej nie pogwizdywał sobie nocą, ale kiedy Ginko wyraźnie przestrzegł go, żeby tego nigdy nie robił, to akurat właśnie wtedy spróbował. Normalnie „Człowiek Biegunka” mi się przypomniał…
Na ile podobają się poszczególne historie to oczywiście kwestia gustu w dużej mierze. Ja akurat zinterpretowałem wspomniany motyw zupełnie inaczej: kliknij: ukryte zaczął podgwizdywać sobie w nocy właśnie dlatego, że Ginko zwrócił mu na to uwagę, przez co zaczęło go to półświadomie intrygować. Głupotą ze strony Ginko jest, że mu nie wyjaśnił, o co dokładnie chodzi. Ginko mógł być niechętny w udzielaniu informacji, co byłoby skutkiem gwizdania w nocy, aby nie uświadamiać chłopcu, jak silną destrukcyjną umiejętność posiada, ale dość oczywiste było, że trzymanie go w zupełnej niewiedzy nie skończy się dobrze. Mógł rzucić coś w rodzaju „Gwizdanie w nocy może przywabić niebezpieczne mushi, które tylko ja potrafiłbym kontrolować.” – coś takiego by starczyło.
Ja to widzę dokładnie tak samo, tylko że to dość wyświechtany schemat i bardzo dziecinne zachowanie ze strony obu bohaterów – jakby nie z Mushishi wzięte ;)
Przydałby się jakiś lepszy powód. np. kliknij: ukryte nad morzem zaległa cisza, a marynarz chciał jak najszybciej dotrzeć do brzegu, więc zaryzykował przywołanie mushi także nocą. Albo pojawiło się jakieś inne zagrożenie i marynarz chciał uratować statek z załogą, przywołując w nocy wiatr.
Natomiast zmierzam tylko do tego, że nawet w Mushishi odcinek odcinkowi nierówny i zdarzają się zarówno perełki jak i puste w środku małże ;)
Swoją drogą ciekawe, na jakiej zasadzie wybierano rozdziały mangi na poszczególne odcinki. Wydają się wyciągnięte dość przypadkowo, nie widzę żadnej reguły.
Ale pamiętam rozdział o sake, o dziewczynie z jeziora, muszlach, czy ten ostatni odcinek specjalny. Teraz sobie nie przypomnę kolejności, a nie mam mangi pod ręką, żeby sprawdzić, ale na pewno była inna niż w serialu.
Trzyma poziom.
Na pocieszenie dodam, że te dwa odcinki i tak mają podobno powstać.
Mushishi Zoku Shou
Re: Mushishi Zoku Shou
Na razie jestem po pierwszym, ale...
Może za wcześnie na wyroki...
Być może historia opowiedziana w pierwszym odcinku nie była najbardziej wyszukana, ale z kategorii tych co „więcej wyjaśnia niż mówi”. Za to sam pomysł żeby zacząć od sake – świetny. Kampai!
To jest ten smak!