x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Od strony graficznej ten film to perełka – równie dopracowana animacja to może nic, czego już bym wcześniej na ekranie nie widziała, ale i tak zrobiła na mnie wrażenie. Muzyka rzadko kiedy wybijała się z tła i raczej nie zapadła mi w pamięć (poza jedną czy dwoma scenami), ale dobrze komponowała się z obrazem.
Natomiast scenariusz… Jak to często w tego rodzaju produkcjach bywa, niekoniecznie nadążał za spektakularną oprawą. Film okazał się prościutki, pełen dziur fabularno‑logicznych. Protagoniści i antagoniści czasem zachowywali się tak, jak akurat pasowało do scenariusza (żeby było bardziej „dramatycznie” i „epicko”), zamiast posiadać spójną motywację wewnętrzną, niektóre przeskoki decyzyjne nie doczekały się jakiegokolwiek wyjaśnienia, a przeróżne drobiazgi świata przedstawionego kłuły w oczy – jak chociażby kwiatki rosnące w najlepsze na planecie, na której brakowało gleby, wody i światła słonecznego. Kwestię tego, czym jest tak naprawdę ciemna materia i jak się zachowuje, najlepiej w ogóle przemilczeć. ;)
...Ale niedostatki fabularno‑logiczne nie oznaczają jeszcze, że film mi się nie podobał. Przeciwnie, oglądało mi się go bardzo dobrze. Akcja płynęła warto, epika się lała, patos pozostawał strawny (jak na japońskie warunki), a zawieszenie niewiary przyszło mi względnie łatwo – i zamiast co chwila strzelać facepalma, po prostu cieszyłam się kolejnymi scenami. Właściwie to idealny przykład filmu, na którym wystarczy nieco wyłączyć mózg, żeby się dobrze bawić, a może i trochę wzruszyć.
Teraz jak najbardziej mam ochotę, żeby w końcu zabrać się za klasykę klasyki, czyli „właściwego” Harlocka sprzed paru dekad.
Graficzne cacko, nieco gorzej z udźwiękowieniem. Niby romantyczna historia o piratach, ale strona ideologiczna jest… nie chce nazwać jej bełkotliwą, choć sens działań części bohaterów jest dla mnie kompletnie niezrozumiały, a sama idea powolnej śmierci ludzkości i jej dobrowolnego „marszu na szafot” kłóci się bardzo mocno z moimi przekonaniami, dlatego też nie mogę temu wystawić wyższej oceny. Z drugiej strony nie nazwałbym filmu złym – wprost przeciwnie, poleciłbym go każdemu fanowi sci‑fi, niezależnie czy Harlocka zna czy nie. Bo to dobre kino jest, a może innym motyw przewodni spodoba się bardziej.
Czy aby obejrzeć ten film jest potrzebna znajomość poprzednich serii/filmów?
MasaGratoR
12.04.2014 18:33 Re: Pytanie
Nie jest potrzebna. Ten film nie ma nic z nimi wspólnego z wyjątkiem kilkorga bohaterów (albo całościowo, albo tylko z z wyglądu lub imienia). Nawet okręt jest inny.
Ładna, przyjemna rzecz
Natomiast scenariusz… Jak to często w tego rodzaju produkcjach bywa, niekoniecznie nadążał za spektakularną oprawą. Film okazał się prościutki, pełen dziur fabularno‑logicznych. Protagoniści i antagoniści czasem zachowywali się tak, jak akurat pasowało do scenariusza (żeby było bardziej „dramatycznie” i „epicko”), zamiast posiadać spójną motywację wewnętrzną, niektóre przeskoki decyzyjne nie doczekały się jakiegokolwiek wyjaśnienia, a przeróżne drobiazgi świata przedstawionego kłuły w oczy – jak chociażby kwiatki rosnące w najlepsze na planecie, na której brakowało gleby, wody i światła słonecznego. Kwestię tego, czym jest tak naprawdę ciemna materia i jak się zachowuje, najlepiej w ogóle przemilczeć. ;)
...Ale niedostatki fabularno‑logiczne nie oznaczają jeszcze, że film mi się nie podobał. Przeciwnie, oglądało mi się go bardzo dobrze. Akcja płynęła warto, epika się lała, patos pozostawał strawny (jak na japońskie warunki), a zawieszenie niewiary przyszło mi względnie łatwo – i zamiast co chwila strzelać facepalma, po prostu cieszyłam się kolejnymi scenami. Właściwie to idealny przykład filmu, na którym wystarczy nieco wyłączyć mózg, żeby się dobrze bawić, a może i trochę wzruszyć.
Teraz jak najbardziej mam ochotę, żeby w końcu zabrać się za klasykę klasyki, czyli „właściwego” Harlocka sprzed paru dekad.
Pytanie
Re: Pytanie
Re: Pytanie