x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
O rany, a ja czekałam na odcinek 11 i czekałam i czekałam… naiwna XD ale skoro to już koniec, to się wypowiem.
Anime wykorzystuje zgrany do uprzykrzenia motyw przeniesienia w czasie, oraz zaczynający się już przecierać trend na odę nobunagę, a przecież daje radę i pokazuje, że z obu motywów da się wykrzesać coś, co będzie miało jakąś świeżość.
Podoba mi się wierność prawdzie historycznej, nawet jeśli co nieco ułagodzono, a inne rzeczy wycięto. Trudno jednak byłoby oczekiwać, że będzie inaczej. Podoba mi się, jak zgrabnie i zabawnie wyjaśniono pewne rzeczy poczynaniami Saburou. Podoba mi się, że znajomość historii paradoksalnie podkręcała napięcie podczas seansu. Prawdę powiedziawszy, to napięcie było tak duże, że nawet mi do głowy nie przyszło, że seria może się tak skończyć. Za to zagranie na moich emocjach muszę odjąć punkt :|
Niezbyt podobało mi, że kliknij: ukryte te przeniesienia w czasie miały charakter zbiorowy. Za pierwszym razem było to zaskakujące i zabawne, no ale ile można? xD
Główny bohater, chociaż niewątpliwie dysponował plot armorem mocniejszym niż wszyscy bohaterowie, którym się to na tanukach zarzuca, jest przecież niezwykle sympatyczny. Jak tu nie kochać takiego głuptaska? x3 Głuptaska, który zadziwiał swoimi talentami strategicznymi. kliknij: ukryte Wszak książka od historii została dość szybko zutylizowana. Inni? Absolutnie zakochałam się w Hideyoshim z miejsca wiedząc, że on to on i kiedy wreszcie się tak przedstawił, musiałam zapauzować, by się chwilę poturlać z zacieszu. Poza tym obie panie, Kichou i Oichi. Cudowne, kochane dziewczyny. Uwielbiam!
Prawdziwy Nobunaga natomiast, oh, cóż za ciekawa postać. Początkowo rysował się dość mizernie, potem jednak pokazał, że nie taki z niego niedorajda, jak mogłoby się wydawać. W ogóle muszę powiedzieć, że większość bohaterów, nawet antagonistów, pokazano w ten sposób, że da się ich lubić.
Od strony dźwiękowej – cudowności. Nie dość, że świetni seiyuu, to jeszcze Oguri Shun jako narrator. Jakże mi serce piknęło, kiedy usłyszałam jego głos.
I ending. Ending jest wspaniały! Kto by pomyślał, że mały braciszek Taki też śpiewa, nono.
Sezon drugi, już. A w międzyczasie live action~
Bardzo dobrze podsumowana seria, więc nie będę powtarzał całości i tylko wspomnę o kilku rzeczach.
Podobało mi się, że na swój sposób trzymali się historii. Nawet jeśli zamiary bohatera i okoliczności były całkowicie inne, to trzon pozostawał ten sam i po wiekach na zatarcie szczegółów mógłby spokojnie trafić niezmieniony do podręcznika.
Znowu z tych najbardziej denerwujących minusów wymieniłbym chyba to początkowe kompletne zagubienie bohatera, bo wychodziło ono już chwilami poza przesadzenie na potrzeby fabuły i wpadało w granice irytującego lub śmiesznego (w tym złym znaczeniu). kliknij: ukryte Podobnie z tymi przeniesieniami większej liczby osób, bo raz to było zaskakujące i ciekawe rozwiązanie, ale jak potem zaczęli wyskakiwać co chwilę, tu yakuza, tam jakiś czarnoskóry, to straciło jakikolwiek sens.
R
zmrol
14.10.2014 09:58
Grisznak napisał(a):
Jeśli czegoś zazdroszczę Japończykom, to na pewno umiejętności twórczego wykorzystywania własnej historii w popkulturze.
A powinno być:
„Jeśli czegoś zazdroszczę Japończykom, to na pewno umiejętności twórczego wykorzystywania Ody Nobunagi w popkulturze. Nobunaga jako głupiec, Nobunaga jako działo, czy wreszcie Nobunaga jako nastolatek!” ;P
Nie do końca. Shinsengumi doczekali się niewiele mniejszej liczby produkcji (z tym, że dla odmiany adresowanej do dziewczyn – bo wiadomo, stado krwawych zbrodniarzy to idealny materiał do gier otome). O księciu Genji czy reformach Meiji, tudzież okresie Edo też było sporo mang, gier i anime.
Co do rynku otome, to o Nobunadze (i ogólnie panach kojarzonych z okresem Sengoku) też jest gra i cała masa słuchowisk o podobnym charakterze ;)
a co do uwagi, że produkcje o shinsengumi = dla dziewuch do ślinienia się, to nie generalizujmy, bardzo proszę.
Takich tytułów jest od czorta, ale są mniej znane. Choćby Peace Maker Kurogane, Shura no Toki, Bakumatsu Kikansetsu Irohanihoheto, Hijikata Toshizo – Shiro no Kiseki. Wreszcie jest też jeden, o którym powinieneś słyszeć i jaki głównie miał na myśli Grisznak – Hakuouki (tego jest kilka seri, parę OVA i teraz wychodzą filmy).
Z całą pewnością mówię, że pomimo swoich niedoskonałości, jest to szczególne anime. Przedstawiona opowieść jest prosta i może nawet wydać się toporna, ale w tej prostocie zawiera swój przekaz: jest to wiadomość dla obecnego pokolenia (głównie, ale nie tylko) Japończyków od reprezentacji starej, tradycyjnej mentalności opierającej się na czasem innych wartościach. Jak wytłumaczyć nastolatkowi sposób myślenia ludzi z przeszłości? Umieścić go w przeszłości właśnie. Działa to też w drugą stronę, gdyż świeże spojrzenie na pewne sprawy umożliwia lepsze ich rozwiązywanie i stosowanie metod oszczędzających czasu, środków, a nawet ryzyka. To innowacja napędza postęp. Tu przedstawiona jest dość wyraźnie, gdyż paręset lat różnicy daje o sobie znać w podejściu do świata, ale sprawdza się znakomicie. Nie widać znanego z innych dzieł kultury zagubienia związanego z podróżami, co stanowi nietypowy, „inny” pogląd i dodaje wszystkiemu jeszcze więcej niezwykłości. Czytając między wierszami i patrząc na to bardziej ogólnie, można dostrzec taki przekaz, choć wchodząc w szczegóły zapewne natkniemy się na drobną naiwność.
Główny bohater z początku może wydawać się denerwujący, co jest dość zrozumiałe. „Zwykły”, niczym nie wyróżniający się, prostacki ignorant. Po rozwinięciu postaci (przez pierwsze kilka epków trzeba przebrnąć z motywacją) widać jednak, że nie działa to tak, jak wygląda. Owszem, podejście bohatera jest prostackie, ale czasem prowadzi do świetnych efektów. Dodatkowo, choć nie jest to eksponowane, gdzieś przewija się pewien geniusz w działaniach chłopaka. Od geniuszu do szaleństwa jest niedaleka droga i potwierdzał to prawdziwy Nobunaga znany z historii oraz legend. Dlatego też w tym przypadku właściwa postać jest na właściwym miejscu.
Ostatnia kwestia to grafika. Tytuł dzielnie podjął się walki ze złą opinią na temat techniki rotoskopowej i… jak dla mnie odniósł na tym polu mały sukces. Nie jest to do końca to, czego mogłoby się oczekiwać (a już na pewno nie szczyt możliwości), ale miejscami bywa bardzo ładnie i widać ogromny potencjał w stosowanych ujęciach. Wystarczy poczekać na kolejnego odważnego reżysera, który podejmie się ujarzmienia rotoskopu i wyciśnięcia z niego każdej kropli. Tym razem przy wysokim budżecie i dobrym pomyśle.
jolekp
20.08.2014 10:33 Prawdopodobnie najbardziej niedoceniona seria roku 2014
Taka niepozorna seria, a takie zaskoczenie.
Przyznam szczerze, że z historią jest mi nie po drodze, a z historią krajów innych niż ojczysty tym bardziej, dlatego wstyd się przyznać, ale zanim poznałam anime, nazwisko Oda Nobunaga było mi zupełnie obce. Nie będę się zatem wypowiadać na temat tego ile wspólnego ma ta adaptacja z prawdą historyczną. Ale mogę powiedzieć jedno – to jest dobre. Po 5 odcinkach czuję się naprawdę zaciekawiona, co jest dla mnie zaskakujące tym bardziej, że raczej nie gustuję w takich gatunkach.
Główny bohater bywa irytujący i wymaga sporo cierpliwości od widza kliknij: ukryte (mam wrażenie, że w pierwszych odcinkach powinien zginąć co najmniej 3 razy, ale fabuła mu nie pozwoliła xD), ale już po kilku odcinkach wyrabia się na tyle, że można go polubić, a fabuła daje mu duży potencjał do dalszego rozwoju.
Co do grafiki. No cóż, trzeba przyznać, że postaci poruszają się… dziwnie, ale to urok animacji rotoskopowej. Mnie osobiście dużo bardziej przeszkadzają totalnie martwe twarze bohaterów i redukcja mimiki do zupełnego minimum. Aczkolwiek nie można powiedzieć o grafice, że jest brzydka. Tła są naprawdę bardzo ładne, a kilka momentów wręcz mnie zachwyciło.
Szkoda, że jest takie małe zainteresowanie tą serią, pewnie większość osób odrzuciło ją jako „kolejne anime o Nobunadze, zieeew”. Dla mnie osobiście jest to, jak dotąd, największe odkrycie tego roku.
tamakara
20.08.2014 19:57 Re: Prawdopodobnie najbardziej niedoceniona seria roku 2014
Oj dziewczyno, bez znajomości historii ta seria traci większość smaczków ;) kliknij: ukryte Pięć minut śmiałam się z Ieyasu i jego haremu. A przy najnowszym odcinku prawie z krzesła spadłam. Z drugiej strony tyle tam tych nazwisk, że może głowę rozsadzić.
Poza tym zgadzam się w zupełności, mocno niedoceniane anime.
vpirate65
21.08.2014 00:23 Re: Prawdopodobnie najbardziej niedoceniona seria roku 2014
Jak może to być niedocenione skoro nawet się porządnie jeszcze nie zaczęło?
jolekp
21.08.2014 08:45 Re: Prawdopodobnie najbardziej niedoceniona seria roku 2014
A np. tak, że wszędzie jest cicho na temat tego anime i jedyne komentarze jakie można znaleźć to „Boże, znowu Nobunaga”.
Przeżyłam podobną animację w Kingdom, przeżyję i tutaj. Przeżyję!
._.
Tylko że Kingdom miało chyba jednak lepszą tę animację… No nic – Nobunaga Concerto oglądało się całkiem przyjemnie (nawet jeśli jedna część mnie śledziła wydarzenia, a druga w tym samym czasie załamywała ręce nad grafiką). Główny bohater jest momentami irytujący (przy okazji: powie mi ktoś, kiedy i gdzie nauczył się on jeździć konno? no? hm?), a jego przeskoki między totalną ignorancją i tumiwisizmem a nagłym przejmowaniem się prawidłowym przebiegiem historii są trochę niespójne, ale pierwszy odcinek był nawet wciągający. Na pewno będę oglądać dalej, mam tylko nadzieję, że głównemu chłopaczkowi… znaczy, tego… Odzie Nobunadze jednak się trochę dojrzeje.
Anime wykorzystuje zgrany do uprzykrzenia motyw przeniesienia w czasie, oraz zaczynający się już przecierać trend na odę nobunagę, a przecież daje radę i pokazuje, że z obu motywów da się wykrzesać coś, co będzie miało jakąś świeżość.
Podoba mi się wierność prawdzie historycznej, nawet jeśli co nieco ułagodzono, a inne rzeczy wycięto. Trudno jednak byłoby oczekiwać, że będzie inaczej. Podoba mi się, jak zgrabnie i zabawnie wyjaśniono pewne rzeczy poczynaniami Saburou. Podoba mi się, że znajomość historii paradoksalnie podkręcała napięcie podczas seansu. Prawdę powiedziawszy, to napięcie było tak duże, że nawet mi do głowy nie przyszło, że seria może się tak skończyć. Za to zagranie na moich emocjach muszę odjąć punkt :|
Niezbyt podobało mi, że kliknij: ukryte te przeniesienia w czasie miały charakter zbiorowy. Za pierwszym razem było to zaskakujące i zabawne, no ale ile można? xD
Główny bohater, chociaż niewątpliwie dysponował plot armorem mocniejszym niż wszyscy bohaterowie, którym się to na tanukach zarzuca, jest przecież niezwykle sympatyczny. Jak tu nie kochać takiego głuptaska? x3 Głuptaska, który zadziwiał swoimi talentami strategicznymi. kliknij: ukryte Wszak książka od historii została dość szybko zutylizowana. Inni? Absolutnie zakochałam się w Hideyoshim z miejsca wiedząc, że on to on i kiedy wreszcie się tak przedstawił, musiałam zapauzować, by się chwilę poturlać z zacieszu. Poza tym obie panie, Kichou i Oichi. Cudowne, kochane dziewczyny. Uwielbiam!
Prawdziwy Nobunaga natomiast, oh, cóż za ciekawa postać. Początkowo rysował się dość mizernie, potem jednak pokazał, że nie taki z niego niedorajda, jak mogłoby się wydawać. W ogóle muszę powiedzieć, że większość bohaterów, nawet antagonistów, pokazano w ten sposób, że da się ich lubić.
Od strony dźwiękowej – cudowności. Nie dość, że świetni seiyuu, to jeszcze Oguri Shun jako narrator. Jakże mi serce piknęło, kiedy usłyszałam jego głos.
I ending. Ending jest wspaniały! Kto by pomyślał, że mały braciszek Taki też śpiewa, nono.
Sezon drugi, już. A w międzyczasie live action~
Podobało mi się, że na swój sposób trzymali się historii. Nawet jeśli zamiary bohatera i okoliczności były całkowicie inne, to trzon pozostawał ten sam i po wiekach na zatarcie szczegółów mógłby spokojnie trafić niezmieniony do podręcznika.
Znowu z tych najbardziej denerwujących minusów wymieniłbym chyba to początkowe kompletne zagubienie bohatera, bo wychodziło ono już chwilami poza przesadzenie na potrzeby fabuły i wpadało w granice irytującego lub śmiesznego (w tym złym znaczeniu). kliknij: ukryte Podobnie z tymi przeniesieniami większej liczby osób, bo raz to było zaskakujące i ciekawe rozwiązanie, ale jak potem zaczęli wyskakiwać co chwilę, tu yakuza, tam jakiś czarnoskóry, to straciło jakikolwiek sens.
A powinno być:
„Jeśli czegoś zazdroszczę Japończykom, to na pewno umiejętności twórczego wykorzystywania Ody Nobunagi w popkulturze. Nobunaga jako głupiec, Nobunaga jako działo, czy wreszcie Nobunaga jako nastolatek!” ;P
a co do uwagi, że produkcje o shinsengumi = dla dziewuch do ślinienia się, to nie generalizujmy, bardzo proszę.
Dialog z historią
Główny bohater z początku może wydawać się denerwujący, co jest dość zrozumiałe. „Zwykły”, niczym nie wyróżniający się, prostacki ignorant. Po rozwinięciu postaci (przez pierwsze kilka epków trzeba przebrnąć z motywacją) widać jednak, że nie działa to tak, jak wygląda. Owszem, podejście bohatera jest prostackie, ale czasem prowadzi do świetnych efektów. Dodatkowo, choć nie jest to eksponowane, gdzieś przewija się pewien geniusz w działaniach chłopaka. Od geniuszu do szaleństwa jest niedaleka droga i potwierdzał to prawdziwy Nobunaga znany z historii oraz legend. Dlatego też w tym przypadku właściwa postać jest na właściwym miejscu.
Ostatnia kwestia to grafika. Tytuł dzielnie podjął się walki ze złą opinią na temat techniki rotoskopowej i… jak dla mnie odniósł na tym polu mały sukces. Nie jest to do końca to, czego mogłoby się oczekiwać (a już na pewno nie szczyt możliwości), ale miejscami bywa bardzo ładnie i widać ogromny potencjał w stosowanych ujęciach. Wystarczy poczekać na kolejnego odważnego reżysera, który podejmie się ujarzmienia rotoskopu i wyciśnięcia z niego każdej kropli. Tym razem przy wysokim budżecie i dobrym pomyśle.
Re: Dialog z historią
Prawdopodobnie najbardziej niedoceniona seria roku 2014
Przyznam szczerze, że z historią jest mi nie po drodze, a z historią krajów innych niż ojczysty tym bardziej, dlatego wstyd się przyznać, ale zanim poznałam anime, nazwisko Oda Nobunaga było mi zupełnie obce. Nie będę się zatem wypowiadać na temat tego ile wspólnego ma ta adaptacja z prawdą historyczną. Ale mogę powiedzieć jedno – to jest dobre. Po 5 odcinkach czuję się naprawdę zaciekawiona, co jest dla mnie zaskakujące tym bardziej, że raczej nie gustuję w takich gatunkach.
Główny bohater bywa irytujący i wymaga sporo cierpliwości od widza kliknij: ukryte (mam wrażenie, że w pierwszych odcinkach powinien zginąć co najmniej 3 razy, ale fabuła mu nie pozwoliła xD), ale już po kilku odcinkach wyrabia się na tyle, że można go polubić, a fabuła daje mu duży potencjał do dalszego rozwoju.
Co do grafiki. No cóż, trzeba przyznać, że postaci poruszają się… dziwnie, ale to urok animacji rotoskopowej. Mnie osobiście dużo bardziej przeszkadzają totalnie martwe twarze bohaterów i redukcja mimiki do zupełnego minimum. Aczkolwiek nie można powiedzieć o grafice, że jest brzydka. Tła są naprawdę bardzo ładne, a kilka momentów wręcz mnie zachwyciło.
Szkoda, że jest takie małe zainteresowanie tą serią, pewnie większość osób odrzuciło ją jako „kolejne anime o Nobunadze, zieeew”. Dla mnie osobiście jest to, jak dotąd, największe odkrycie tego roku.
Re: Prawdopodobnie najbardziej niedoceniona seria roku 2014
Poza tym zgadzam się w zupełności, mocno niedoceniane anime.
Re: Prawdopodobnie najbardziej niedoceniona seria roku 2014
Re: Prawdopodobnie najbardziej niedoceniona seria roku 2014
Pierwszy odcinek
._.
Tylko że Kingdom miało chyba jednak lepszą tę animację… No nic – Nobunaga Concerto oglądało się całkiem przyjemnie (nawet jeśli jedna część mnie śledziła wydarzenia, a druga w tym samym czasie załamywała ręce nad grafiką). Główny bohater jest momentami irytujący (przy okazji: powie mi ktoś, kiedy i gdzie nauczył się on jeździć konno? no? hm?), a jego przeskoki między totalną ignorancją i tumiwisizmem a nagłym przejmowaniem się prawidłowym przebiegiem historii są trochę niespójne, ale pierwszy odcinek był nawet wciągający. Na pewno będę oglądać dalej, mam tylko nadzieję, że głównemu chłopaczkowi… znaczy, tego… Odzie Nobunadze jednak się trochę dojrzeje.
Re: Pierwszy odcinek