
Komentarze
Shigatsu wa Kimi no Uso
- ? : Bez zalogowania : 3.01.2022 19:43:51
- Wbrew pozorom : Bez zalogowania : 3.01.2022 18:26:22
- Zakończenie : Anonimowa : 23.04.2020 01:01:20
- komentarz : Warmupek : 4.09.2019 21:51:33
- komentarz : kev : 30.08.2019 09:15:02
- Re: Arcydzieło z jedną niezrozumiałą rzeczą : gruszeczkowa : 11.07.2019 20:52:59
- Re: łeh... może nie, ale zawód jakiś jest : Gutosaw : 15.12.2018 02:19:21
- komentarz : Yagami1 : 15.12.2018 01:06:12
- Re: łeh... może nie, ale zawód jakiś jest : Yagami1 : 15.12.2018 01:04:10
- łeh... może nie, ale zawód jakiś jest : Gutosaw : 14.12.2018 20:04:32
Zakończenie
Jako osoba nie uznająca przemocy fizycznej odczułam mnóstwo wzburzenia kliknij: ukryte postawą wychowawczą matki bohatera. Nawet jeżeli miała dobre intencje. Podobno piekło wybrukowano dobrymi intencjami
Z pozytywnych stron, świetnie pokazano motyw prawdziwych inspiracji, ciężkiej pracy jako drogi do sukcesu, oraz pozbywania się demonów przeszłości.
Nie wystarczy sam talent, nawet wybitny. Jeżeli nie poświęca się czasu i zaangażowania, to taki talent pozostaje na poziomie nieoszlifowanego diamentu.
A otwarcie się na działanie pozwala zwalczyć opory przed pozbyciem się traumy.
kliknij: ukryte
Chociaż nie obraziłbym się, gdyby Kaori przeżyła, a efekt by IMO wiele nie stracił. No ale można było spodziewać się, że tak nie może być ;)
Pewnie nie każdemu przypadną do gustu takie ckliwości, ale ja oceniam je na 9/10 – a to w mojej skali bardzo wysoka ocena.
Akcja anime posuwa się tak wolno że czasem w odcinku jest dosłownie 5% posunięcia się fabuły do przodu a 95% retrospekcje, jakieś uczucia i pełne patosu scenki które w większości irytują i nie da się ich oglądać. Czasami po prostu przewijałem odcinek bo nic nie wnosił do fabuły. Lubie oglądnąć jakieś spokojne i melancholijne anime ale tu to jest po prostu wszystko sztuczne i niepotrzebne ze dostawałem raka od patrzenia na to…
No logic. Po prostu brak logiki u niektórych bohaterów jak choćby „nie słyszę dźwięku fortepianu”... Jak nie słyszysz człowieku xD, albo samo zachowanie matki głównego bohatera, a już o miłości kaori nie wspomnę. Po prostu pełno tutaj nie trzymających się kupy motywów i bohaterów z dupy wziętych xd.
Ogólnie sama historia opowiada o gimnazjalistach, więc anime przeznaczona raczej dla młodszych widzów bo tym starszym raczej ciężko będzie się utożsamić właśnie z gimnazjalistami xddddd.
Rozśmieszyło mnie jeszcze wstawienie tych niepotrzebnych bohaterow do serii. Takie po prostu zapychacze które absolutnie nic nie wnoszą do anime.
Jeżeli masz 18+ i oczekujesz po anime czegoś inteligentniejszego to uciekaj stąd xd.
Perełka
Napisałem prawie idealna dlatego, iż anime ma kilka istotnych, ponownie według mnie, dość szczegółowych wad. Pierwszą i najważniejszą z nich jest długość. Historia ciągnie się dość zawile, i chwilami wieje specyficzną monotonią, szczególnie podczas retrospekcji bohaterów (+flashbacki jak w filerach Naruto). 22 odcinki to dużo, 12 to za mało. Coś pomiędzy byłoby idealnie.
Kolejną jest romans, a raczej jego.. brak? Dla mnie anime było strasznie irytujące pod tym względem. Ja to widzę tak: kliknij: ukryte 'dziewczyna nie wiedziała jak zbliżyć się do chłopaka którego kochała, więc w zasadzie zfriendzonowała go udając że kocha innego, po czym pośmiertnie się do tego przyznała (creepy)'. Ogólnie postać Kaori nie przemówiła do mnie. Jest śliczna, utalentowana i słodka, ale jej morały była nijakie. Myślałem że twórcy posuną chociaż wątek Tsubaki, ale jak widać –
na dobrą sprawę, średnio.
Ostatnią rzeczą która mnie zniesmaczyła jest ilość dramatu: kliknij: ukryte 'śmierć, załamanie, choroba, załamanie, śmierć, załamanie'. Jest to wszystko nad wyraz wierne rzeczywistości, i chwała temu za to, no ale jednak.
Takie naciągane 9/10, szczególnie za przedziwną końcówkę.
Arcydzieło z jedną niezrozumiałą rzeczą
Z odcinka na odcinek, zdawałam sobie sprawę, że to naprawdę piękne dzieło
Możliwe, że to przez przepiękną muzykę (oryginalne soundtracki oraz muzykę klasyczną, którą osobiście uwielbiam, a to anime naprawdę ukazało jej piękno). Sama historia, mimo że dość prosta, okazała się strzałem w punkt skłaniający do refleksji.
Bohaterowie anime również przypadli mi do gustu, a zwłaszcza Kaori (co pewnie nikogo nie dziwi). Liczne retrospekcje w przypadku tego anime, budowały fantastyczny klimat. Animacje oraz kreska także zasługują na oklaski.
Podsumowując, Shigatsu wa Kimi no Uso z wielką przyjemnością uznaję za jedno z moich ulubionych anime. Polecam je naprawdę każdemu (jednak ostrzegam, że po obejrzeniu może zostawić kilka dni lekkiego zdołowania). Oglądając je, z odcinka na odcinek, zdawałam sobie sprawę, że to prawdziwie piękne dzieło ;)
Wyciskacz łez z okropnym zakończeniem
Cały czas miałem nadzieję na inne zakończenie.
kliknij: ukryte Sądziłem, że ta jej operacja będzie miała jakiś sens, a nie tylko po to żeby Kaori podczas niej umarła. Zresztą jej rehabilitacja również okazała się całkowicie bezsensowna.
W tym anime jest mnóstwo zabiegów, które mają jak najbardziej wzruszyć widza. Można im ulec lub nie, ale prawdę mówiąc to trudno się nie popłakać.
Ale koniec końców jakoś mi się to wszystko ładnie złożyło do kupy. Nie rzucałem się co prawda na każdy kolejny odcinek z niewiadomo jakim zapałem, kliknij: ukryte „nie płakałem po Kaori”. Ale było bardzo sympatycznie. Pewnie na moją korzyść zadziałał też sposób w jaki podano tematykę związaną z muzyką klasyczną, ćwiczeniami, koncertami- romantycznie i emocjonalnie, w sam raz dla laika w tych kwestiach. Ominęło mnie zgrzytanie zębami na to, czy jakieś kwestie nie zostały nadmiernie uproszczone albo wykrzywione.
PS: OP1- genialny, moja prywatna ścisła topka.
Słabizna
Ani razu nie było mi smutno, nawet nie czułem wspólczucia. Anime jest sztucznie napompowane przesadnym dramatyzmem, z rozdziawioną gębą czytam, że ktoś przy tym płakał albo anime zmieniło jego życie. Say what?! To anime jest jak przeciętny romanso‑dramat.
Jak już fajnie zaczyna się dziać, to nagle humorystyczny przerywnik nie powiem skąd wyjęty. No po co to?!
Dostałem coś, co próbuje być dramatem, ale nijak nie jest dramatyczne. Bohaterowie totalnie nielogiczni, więc ciężko się z nimi utożsamić. Bohaterowie drugoplanowi nic nie wnoszą, to takie zapychacze. Historię dałoby się zmieścić bez nich w 12 odcinkach, ale nie. Oglądaj Pan o tym, że nieobchodzący Cię koleś miał marzenie, a potem jego siostra też miała marzenie. Who cares?!
Sam motyw choroby – oklepany jak 150. Motyw miłości – oklepany. Nic nowego. Motyw kliknij: ukryte miłości między przyjaciółmi z dzieciństwa – oklepany banał. Tutaj nie ma nic nowego, nic świeżego, a to co jest nieco świeższe, zniszczono przesadnym dramatyzmem i bezsensownymi monologami. Mógłbym wyjąć niektóre teksty z ust bohaterów i wyszłyby kwatki, jakich Coehlo by się nie powstydził. Wypowiedzi w tonie poetów aż się niedobrze robi.
Jako facet, którego uwiódł Clannad, AnoHana czy niegdyś, dawno temu Air – serdecznie odradzam innym samcom. Gniot jakich mało, totalnie overrated, nie wiem kto ocenia to anime na więcej niż 5, ale albo mało widział, albo podąża ślepo za tłumem.
Na 20 odcinek na 22, daję 5/10.
Kreska muzyka i bohaterowie mi się podobali. Szczególnie Kaori.
Widziałam że jest planowany film w 2016. Ostatnio nie mają chyba żadnych pomysłów bo coraz więcej powstaje filmów na podstawie anime.Zwykle takie produkcje im nie wychodzą:/
JJJJ
Kierując się grupą odbiorców (shounen), nigdy bym nie pomyślał, że mnie tak brzydko ktoś oszuka. Shounen? Chyba shoujo. Znajdziemy co prawda w życiu wrażliwych chłopców, ale shounen powinien się kojarzyć z czymś twardym, mocnym, nie zaś rozemocjonowanym i pełnym romansideł.
Kreska również nie przypadła mi do gustu. Usta bohaterów wyglądają, jakby było im bliżej do murzynów (bez rasizmu), tak wyeksponowane definitywnie nie umilały mi czasu, oglądając tą serię. Choć to może brzmieć jak zwykły zjadacz anime – przekolorowane.
Jedyny plus u mnie w tej serii jest bardzo dobrze odwzorowany fortepian a także ruchy rąk po klawiaturze. Muzyka klasyczna również mi bardzo się spodobała, Chopin najbardziej.
Potem zaczęłam się jednak zastanawiać nad kilkoma kwestiami (jakby co to nie są zarzuty wobec serii, tylko refleksje tuż po seansie)
Relacje rodzinne głównego bohatera są dla mnie, delikatnie mówiąc, egzotyczne. kliknij: ukryte Wiem, że wiecznie nieobecny ojciec, który poświęca całe życie firmie, to w Japonii nic nadzwyczajnego, ale uderzyło mnie, jak bardzo brakowało go w życiu syna. Pojawił się zaledwie w kilku scenach, a i wtedy chyba niewiele mówił i nie pokazano jego twarzy. Bo chyba należałoby się zastanowić gdzie był, kiedy jego żona fizycznie i psychicznie znęcała się nad dzieckiem, żeby w przyspieszonym tempie zrobić z niego mistrza pianina? Czy naprawdę wszyscy uznali, że umierająca kobieta może zrobić z synem, co tylko chce, byle przez chwilę poczuła się lepiej? No i czemu nikt się Kouseiem nie zajął, kiedy rozpaczał po śmierci matki (jej przyjaciółka Seto się zmyła i wróciła dopiero wtedy, kiedy znowu zaczął grać)? I do tego te próby tłumaczenia, że bicie, nacisk na wygrywanie konkursów i zmuszanie do wyczerpujących treningów to tak naprawdę wyraz matczynej miłości… Nie wiedzieć czemu skojarzyło mi się z WataMote…
A z innej strony szkoda, że wątek Tsubaki był aż tak rozbudowany, a Wataru aż tak skrócony. Na podstawie kilku scen można mieć wrażenie, że kliknij: ukryte dla niego Kaori też była tą najważniejszą, ale częściowo wycofał się ze względu na przyjaciela (choć to już pewnie nadinterpretacja)...
A odstawiając na bok świeże emocje wciąż nieco pociągającego nosem widza, to jest pod każdym względem godna polecenia seria. Kupiło mnie tu niemal wszystko, przesympatyczne postacie, przemiana głównego bohatera, prowadzenie zarówno wątku romantycznego jak i wątków postaci pobocznych. Kaori i Kousei w duecie są po prostu fantastyczni. Zarówno pod kątem personalnym jak i muzycznym. Ach, muzyka… Te wykonania klasyki, bajka! Przyjemność najwyższego stopnia dla ucha melomana. A do tego ta gra światła i cieni… A z drugiej strony całkiem realistycznie oddali psychikę muzyków. Oczywiście sprawa ładunku emocjonalnego to kwestia, z którą się mierzą osoby mające opanowaną do perfekcji sprawy techniczne, tempa, w przypadku skrzypków odpowiednich smyczków… W sumie nawet konflikt pomiędzy wyższością emocji nad techniką bądź na odwrót jest do dzisiaj przedmiotem sporów muzyków. I zostało to moim zdaniem świetnie przedstawione. A to, że nieco to podkolorowali? A kogo to obchodzi, jeżeli w rezultacie dostaje się taką ucztę?
Oczywiście było kilka rzeczy, które trochę mnie kuły. Faktycznie trauma głównego bohatera została nieco wyolbrzymiona. Troszkę za dużo monologów wewnętrznych i łez, ale i tak i tak nie zmienia to faktu, że ma się do czynienia z wyjątkowym anime. Stawiam 9,5, a ze względu na skalę zatrzymuję się przy 9‑ce. Prawie postawiłam 10‑kę… Jednak 10‑ki zostawiam nawet nie dla serii idealnych, ale dla tych, które wywróciły moją duszę do góry nogami. Tej serii prawie się to udało… prawie, co i tak jest jednym z największych komplementów, jakie mogę kierować w stronę serii.
Re
Bohaterowie też mi się nie bardzo podobali, a główny tym bardziej.(nie wiedział KIEDY odpuścić)
Niestety był drop więc moja ocena dla tego anime nie może być inna jak zero. Ładnie się zapowiadało, ale no cóż…szkoda.
Naprawdę nie rozumiem jak wszyscy mogą przechodzić do porządku dziennego nad tak absurdalnym i idiotycznym zawiązaniem fabuły. Nie można nie słyszeć akurat wyłącznie własnej gry! Jest to fizycznie i psychicznie niemożliwe! Cały ten motyw jest więc zupełnie z dupy i bez sensu.
I nie, największym problemem muzyków nie jest przelewanie własnych uczuć i emocji do utworu (bo niby w jaki sposób mieliby to zrobić, skoro gra na fortepianie polega po prostu na wydobywaniu kolejnych dźwięków o odpowiedniej głośności i barwie w odpowiednim rytmie i tempie) tylko prawidłowe wykonanie utworu w ogóle. To wymaga długich ćwiczeń, żeby naciskać odpowiednie klawisze w odpowiedniej sekwencji. I są w utworach fragmenty łatwiejsze i trudniejsze, które trzeba powtarzać do znudzenia, żeby je w ogóle poprawnie zagrać. Na tym właśnie polega trud muzyka, na nieustannym powtarzaniu tego samego utworu, aż osiągnie się perfekcję.
A w tym anime czegoś takiego nie uwidzisz: tutaj ten gra piękniej, kto wkłada w grę więcej serca niż inni. No sorry, ale w ich wieku, przy tej skali trudności kompozycji, które wykonywali, to problem wciąż jeszcze kręci się wokół tego, żeby bezbłędnie utwór zagrać. Bez fałszów i bez obsuwy w tempie. Pewnie, że istnieją muzycy, którzy potrafią wspaniale interpretować Chopina czy Rachmaninova, ale to wcale nie znaczy, że rozmyślają w tym czasie o zmarłej matce, bo równie dobrze mogą zastanawiać się, co zjedzą na kolację. Utwór wyuczony na blachę wykonuje się potem niemal automatycznie. Myśli sobie krążą wokół różnych spraw, a palce grają same. Muzyk tylko wczuwa się w linię melodyczną, dając się jej prowadzić. Ale nie, nie poznasz wtedy po nim, że jest zakochany i w kim jest zakochany. Co za bzdura…
Zresztą, muzyka ma więcej wspólnego z matematyką, niż z plastyką, więc utwory naprawdę są przede wszystkim odpowiednio konstrukcyjnie zaplanowane, a nie są jakimś strumieniem emocjonalnej świadomości kompozytora. Wszystkie dźwięki muszą się w końcu ze sobą zgrywać w czasie i harmonizować. A jak ktoś ma talent, to potrafi sprawić, że to potem brzmi ładnie. Ale nie dodawajmy na Boga do muzyki jakichś porąbanych teorii o opowiadaniu historii życia czy stanach umysłu muzyka. Więcej ma ona wspólnego z jazdą figurową na lodzie, gdzie też trzeba perfekcyjnie wykonać elementy techniczne i dochodzi do tego wartość artystyczna przejazdu. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że jazda łyżwiarza o niczym nie opowiada.
List wysłany przeczytany, zapomniany.
Czas to wróg, który pokonał nawet swego stwórcę, a więc jak mamy się mu przeciwstawić, jak go pokonać? Minuty, sekundy znikają, na straconej pozycji w momencie narodzin. Lecz jest sposób, niewielki malutki bunt na przekór wszystkiemu i wszystkim. Cieszmy się płynącym czasem, wykorzystajmy każdą sekundę do płaczu, uśmiechu, radości, do odkrywania i spełniania swych marzeń. Gdy wszyscy wokół patrzą pustym wzrokiem na zegar świata i czekają na koniec. Ty wyjdź naprzeciw i z uśmiechem oczekuj zakończenie wszak nie zmarnowałaś ani sekundy. Marzyciele zawsze otrzymują najmniej czasu, to straszni wariaci, którzy kolorują ten szary świat.
Obejrzane, zapamiętane, lecz niestety szybko zapomniane, łza nie popłynęła.
Shigatsu na pewno nie jest anime idealnym. Bywało przeciągnięte na tyle, że aż kusiło skipnąc te kilka minut w niektórych odcinkach, wiele scen dało się łatwo przewidzieć, czasem bywała nierówna grafika. Nie zmienia to jednak faktu, że sama historia była interesująca a bohaterowie w miarę zbliżeniu do rzeczywistości. Postaci wykraczały poza swoje rolę. kliknij: ukryte Chociażby przyjaciółka z dzieciństwa nie pełniła roli tylko dramy i osoby, która kocha bohatera, ale i tak mu pomoże. Bywała egoistyczna i też jednak myślała o sobie. Jak każdy z nas. Grafika, mimo kilku drobnych potknięć, zwykle stała na wysokim poziomie. Muzyka i w odcinku, i jako op/end zdecydowanie mnie satysfakcjonowała. Ba, nawet kilka razy udało im się mnie wzruszyć. Nie, nie płakałem – po prostu zaczęło pylić!
8/10i gotów jestem serię polecić.
10/10
Chciałabym zobaczyć więcej Kousei'a, Tsubaki i tego no… drugiego przyjaciela :D Postaci drugoplanowe też były świetne, zwłaszcza dwójka rywali Kousei'a. Bardzo barwne postaci. Dajcie mi więceeej :D
Polecam bardzo wzruszająca seria, w każdym odcinku ;)
Dobre, nawet mimo kilku wad.
Cudne
- grafika. Niby jest piękna, powiecie. Te refleksy światła, te płatki wiśni, te światła. Wszystko super. Ale dlaczego zrezygnowano z normalnego animowania grających rąk zastępując to toporną animacją komputerową a za to w ostatnim odcinku zaoferowano nam piękne ujęcia fortepianu i odbijającego się od niego światła słońca… serio?
- czuję pewien niedosyt. kliknij: ukryte Zakończenie było takie jakie wszyscy się spodziewali. Łamiące serce. Jednak od kilku odcinków mówiono o przyszłości. O końcu tego etapu życia (dla Kaori był to nawet koniec ostateczny) i wejściu w nowy. Dlaczego nie pokazano nam jakiegoś obrazka z przyszłości? Przecież aż się o to prosiło. Jedynie akcja przeskoczyła dwa miesiące w przód gdzie nic się prawie nie zmieniło – nie wiemy gdzie Kousei idzie do liceum, czy w ogóle wygrał konkurs, nie wiemy jak potoczyły się losy innych postaci. Miałabym nadzieję na jakieś OAV ale pewnie twórcy się na to nie zdecydują.
- list Kaori. Pięknie i przewrotnie. Tylko tak bardzo mi było szkoda że nie powiedzieli sobie tego twarzą w twarz. Jeszcze doszłoby do jakichś uczuć i może pocałunków a to pewnie byłoby gorszące (dobra, tutaj jestem złośliwa, przepraszam).
- ciągły płacz – wszyscy bohaterowie płaczą. Mogłabym to wybaczyć, w końcu są gimnazjalistami. Ale w pewnym momencie zaczynało mnie to męczyć zwłaszcza że kliknij: ukryte zwykle nie szło to w parze ze szczerym wyrażaniem swoich uczuć – bohaterowie cierpieli samotnie, płacząc gdzieś po kątach i wielokrotnie mówili tylko maleńki fragment tego co czują, w dodatku często właśnie to milczenie o ważnych sprawach robiło wielkie problemy, których dało się uniknąć.
- jeszcze jeden absurd – rysowanie dzieci. Dwunastolatkowie w tej serii wyglądają jak pięciolatkowie. Ogólnie cały rozwój ludzi wygląda dziwnie – są malutcy aż do dwunastego roku życia a potem nagle magicznie przeskakują w górę do poziomu nastolatka. Jak w Simsach. Śmiesznie to wyglądało.
Serii daję 9/10, bo mimo tych drobnych powyższych niedogodności bardzo poruszyła.