x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Początek serii
Całkiem przyjemne zaskoczenie. Początek sugerował lukrowane dziewczynki, a tu taka sensowna seria :)
Re: Początek serii
Re: Początek serii
5/10 i drop
Re: 5/10 i drop
Pierwsze wrazenie
Re: Pierwsze wrazenie
Cudo
Nie dość, że poznajemy produkcję anime od kuchni, to jest to zarazem świetna seria obyczajowa pełna wyrazistych postaci i nawet drugi plan stoi na najwyższym poziomie. Szkoda tylko, że seria jest taka krótka. Tak, te 24 odcinki to zdecydowanie za mało, a naprawdę chciałbym zobaczyć ten niewykorzystany projekt lotniskowca :v
W specialu możesz zobaczyć. Tzn. jeśli mnie pamięć nie zawodzi.
Wspaniałe
Jestem zdumiony, jak dobrym gatunkiem w anime okazał się być tzw. „okruchy życia”. Dla twórców tego anime – zasłużone brawa!
Ja chcę więcej
Re: Ja chcę więcej
Urocza autokorekta.
Re: Ja chcę więcej
Tak też wyjaśniono, czemu tak mało czasu dostały Mii i Zuka – zwyczajnie, rosnące znaczenie 3D i „kariera z opóźnionym zapłonem” Zuki miały być bardziej wyeksponowane w późniejszej części.
Seria jest, co najważniejsze, absolutnym bestsellerem, ze sprzedażą zdrowo powyżej 10k BD i to przed Box Setem… a to w zasadzie gwarantuje, że będzie więcej. Twitterowe komentarze staffu zresztą podpowiadają, że ponoć ...nie wydolili organizacyjnie, i stąd idea zrobienia splitu – i że zamierzają się nad tym ponabijać, objaśniając kwestie line production.
Czekam z niecierpliwością :)
A mówiłem, mówiłem?
Shirobako
Fabuła – anime o robieniu anime – od dawna chciałam zobaczyć coś takiego (zresztą nie ja jedna, bo kojarzę sporo takich komentarzy, temu też dziwi mnie stosunkowo mała popularność tej serii u nas). Dostaliśmy zatem historię z dorosłymi ludźmi, problemami maści wszelakiej dotyczącymi pracy, pogonią za marzeniami oraz sporą dawką anime xd Szkoda, że główni bohaterowie zajmowali się typowymi moe produkcjami – tak mam wrażenie, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu i trochę też na zasadzie „patrzcie ile się trzeba napracować nawet przy najgłupszym anime”. Trochę też (zwł. w drugiej połowie) fabuła została poprowadzona bardzo schematycznie, na zasadzie: mamy problem – rozwiązujemy go – wszystko idzie gładko – nagle znowu mamy problem – znowu go rozwiązujemy itd. Z drugiej strony, gdyby próbowali to jakoś skomplikować, to na pewno bym się w tym nie połapała, więc generalnie nie uważam tego za jakiś szczególny minus serii.
Oczywiście dodatkowym plusem są wszelkiego rodzaju smaczki związane z produkcją anime, niestety których pewnie w wielu miejscach nie wyłapałam, no ale co tam. Tak swoją drogą zresztą – kiedy w ostatnim odcinku robią sobie zdjęcie, mam wrażenie, że niektóre postaci wyglądają jakby tam nie pasowały i wstawiono jest w ramach kolejnego „smaczku” (w dodatku nie kojarzę ich z serii jako tako). Tyle, że to wrażenie nie jest niczym poparte, więc to może być takie doszukiwanie się tego na siłę^^'
Bohaterowie – baaardzo barwna mieszanka. Jest ich sporo, w dodatku część pojawia się bardzo epizodycznie i niemal do samego końca miałam tak, że kilku osób nie mogłam skojarzyć z wcześniejszą sytuacją z ich udziałem. Mimo wszystko również nie uważam tego za minus, bo ogólnie zostali oni przedstawieni dobrze i każdy dostał po kilka subtelnych rysów charakteru, co sprawiło, że nikt nie był tylko pustą marionetką bez wyrazu. Części z nich… no dobra, właściwie tylko Tarou i Hiraoki nie udało mi się w ogóle polubić, ale reszta właściwie była całkiem fajna. Jeśli chodzi o główną 5, to mam mieszane odczucia – z jednej strony tworzą dość sympatyczna grupę, ale brakowało mi w nich trochę „pieprzu”.
Grafika – chyba wiem, że gdzie poszły pieniądze zaoszczędzone na produkcji Glasslipa^^ W sumie poza tamtą wpadką, studio P.A. Works przyzwyczaiło nas do wysokiego poziomu graficznego w swoich produkcjach, a w tym wypadku wcale nie obniżyli lotów. Jedyne, do czego bym się przyczepiła, to bardzo podobne projekty głównych bohaterek. Reszta postaci ma jakieś takie swoje rysy, a one wyglądają niemal jak klony, tylko z innymi fryzurami, kolorami włosów i ubraniem. Tego mi trochę szkoda.
Muzyka – w tym wypadku powiedziałabym natomiast, że jest poprawnie, ale bez szaleństw. Najbardziej spodobał mi się drugi ed, ale też nie na tyle, bym miała go zapamiętać na dłużej. Reszty już nie pamiętam w ogóle.
Całościowo uważam tę serię za naprawdę wyjątkową. Dobre okruchy życia, w dodatku z dorosłymi bohaterami nie zdarzają się zbyt często, a że jestem naprawdę wielką fanką takowych z czystym sercem daję 10/10 dla Shirobako. Owszem, może i seria ma trochę minusów, ale nijak mi one nie przeszkadzają i uważam je za całkowicie marginalne i niewarte uwagi.
Trochę mnie boli, że nie pracowali nad czymś innym – oczywiście w tym układzie nie było źle ale nadal bym wolał, aby był to jakiś shounen i drugi przykładowo dla kontrastu seinen, a tak wyszło trochę z nadmiarem moe.
Póki co jest to chyba jedyne anime traktujące o produkcji anime i do tego w wielu aspektach(produkcja, problemy, codzienne życie pracowników etc.) – jest to poprzeczka postawiona bardzo wysoko, jeśli ktoś w przyszłości będzie chciał stworzyć coś podobnego, to będzie miał nie lada problem.
Nawet jakoś udało mi się polubić Panny(Don‑Don Donuts Go!) na sam koniec, trochę nadal przechodzi mi to „japońskim snem” w wykonaniu dziewczyn bardziej pod ideę shoujo, niż okruch życia ale było na tyle „luźne”, że pretensji już nie mam.
Nie raz się pośmiałem i dowiedziałem się czegoś więcej o produkcji anime – spodziewałem się przynajmniej kilkunastu‑kilkudziesięciu osób przy produkcji ale przy „podsumowaniu” ilość zaangażowanych jest nadal niemałym zaskoczeniem. Trzeba naprawdę docenić ich pracę, talent i zaangażowanie.
Cieszę się, że nie opuściłem serii po pierwszym odcinku i generalnie polecam każdemu, kto jest zainteresowany produkcją anime – ode mnie mocne 8/10.
Seria to rodzaj filmu dokumentalnego i hołdu dla anime zarazem (łączenie starego z nowym, praca setek ludzi, zmiana pokoleń itp). Bardzo fajna sprawa. Shirobako zasługuje na uwagę do tego stopnia, że według mnie w swojej kategorii (o ile tak istnieje) powinno stać się kanonem…
PS: Jeśli trafi się drugi sezon (wątpliwe) to dostaniesz swojego shounena: „Two Piece” :D
Jak dla mnie 9/10
Potem jeszcze może dostaną zamówienia na Nagabuto, Fairy Hair, Beach i Drake Balls :D Nie wiem dlaczego ale wypowiedzenie przez dyrektora „Two piece” wywołało u mnie niepohamowaną salwę śmiechu, nie mniej podejrzewam, że było to w formie żartu. Oczywiście bardziej chodziło mi o jakieś one‑shoty 12 odcinkowe albo dwu‑sezonowce po 20+ odcinków, praca przy tasiemcach mogłaby nie być taka ciekawa, bo co drugi odcinek Miyamori zastanawiałaby się, co wpakować do fillera :>
Zgodzę się również co do postaci, było ich naprawdę wiele i mimo, że wszystkich imion do teraz nie pamiętam, tak też wiem mniej więcej czym kto się zajmował. Nawet przekonałem się do Tarou na sam koniec, czego w ogóle się nie spodziewałem.
Drugi sezon jak najbardziej by się przydał ale końcówka wyglądała raczej na „zamkniętą” – podejrzewam, że była to jednorazowa przygoda od PA Works. Swoją drogą jest to bardzo miła odmiana po niewypale jakim był Glasslip.
Końcówka i co dalej?
A jeśli spojrzymy realistycznie – z jednej strony Shirobako to drugi największy hit P.A. i ich opus magnum (tak jest, bije Uchouten, choć znowu nie z ogromną przewagą); z drugiej studio jakoś niespecjalnie było skore do rozwlekania swoich serii powyżej narzuconego minimum. Inna sprawa, że do tej pory były to adaptacje, tytuły z zamkniętym zakończeniem albo niezbyt dobrze sprzedające się, ale wciąż nie jestem do końca przekonany… Jedną ręką trzymam kciuk, a drugą rzucam kością.
Sama seria jest dla mnie genialna. Połączenie okruchów życia z pracą nad anime i wszystkimi związanymi z tym szczególikami nie mogło nie wyjść przy tak rzetelnej i konsekwentnej realizacji. Na pewno wrzucę ją do swoich ulubionych, razem z postaciami Aoi i Midori. No i co tu więcej napisać… wciąż nie mogę wyjść z szoku, że z dnia na dzień pojawiło się znikąd coś tak cholernie dobrego.
Ach, a jeśli nawet Shirobako poprzestanie na tej jednej serii (i specjalach), to może P.A. pójdzie po rozum do głowy i zacznie kręcić serie tego typu fabularnego, a nie jakieś Glasslipy. A może zacznie się drobny trend rozwijania tematu produkcji anime… Jest tyle możliwości, że generalnie nie mogę się doczekać jakiegoś wydźwięku w przyszłych wytworach przemysłu anime.
Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
1. GODZILIARD postaci, które przewinęły się przez pierwsze 10 minut. Myślę, że lepszym pomysłem byłoby wprowadzać je stopniowo niż tak wszystkie gromadnie naraz, bo to naprawdę przytłacza (zwłaszcza, że nie wszystkie były w tym odcinku potrzebne). Przecież i tak będzie trzeba te postaci przedstawiać przy okazji, nie ma opcji, żeby ktokolwiek zapamiętał czym się zajmuje choć 1/3 z nich, że o ich imionach to już w ogóle nie wspomnę.
2. Bardzo zaskoczyło mnie, że oni to anime tworzą w zasadzie na bieżąco. Do tej pory byłam przekonana, że gdy takie jednosezonowe anime trafia do emisji, to wszystko jest już w nim skończone, ewentualnie zostają jakieś szczegóły do dopieszczenia. A tu szok, mają zrobione raptem 2‑3 odcinki do przodu. Jeśli to w rzeczywistości tak wygląda, to jest to naprawdę stresująca praca.
Na razie ta seria budzi mój umiarkowany entuzjazm, ale to pewnie przez ten ogrom bohaterów, który troszkę przeszkadzał mi, aby się wkręcić w historię. Liczę na to, że dalej będzie już tylko lepiej, zwłaszcza, że tematyka wydaje się bardzo interesująca.
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
Tę tajemnice może rozwiać próba oglądania anime studia Shaft na bieżąco.
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
ja pamiętam. Po dwóch odcinkach było już ok, teraz nie czytam nawet przypisów.
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
Serio, podziwiam każdego, kto ogarnął rozumem ten tłum.
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
Według mnie problemu z zapamiętaniem imion specjalnego nie ma – a dokładniej, nie pamiętanie ich nie stanowi problemu. Postaci są bardzo dobrze zarysowane, wyraziste, dzięki czemu nawet jeśli umknęło Ci jak się do niej zwracać, to doskonale wiesz jaki ma charakter, w jakich scenach występował, co mniej więcej robi (a w połowie serii pamiętasz już dokładnie role wszystkich i potrafisz opisać na czym polega ich praca).
Jeszcze co do pracy nad anime – stworzenie 12‑odcinkowej serii zajmuje jakieś 9 miesięcy, czyli trzeba rozpocząć prace przynajmniej ponad pół roku przed emisja pierwszego epa. Zarazem jest to inwestycja – nie można przecież mrozić pieniędzy zbyt długo, te muszą ciągle pracować jeśli chce się zarabiać – dlatego też przy produkcji jest takie szalone tempo.
Re: Rekord Guinessa w ilości bohaterów przedstawionych w jednym odcinku xD
Ależ oczywiście, że tak. Po prostu wydaje mi się, że zupełnie nie było potrzeby, aby wprowadzać ich tak wiele naraz, zwłaszcza, że większość z nich ograniczyła się do pokazania twarzy i powiedzenia jednego zdania. A co do tych entuzjastów – cóż, powiem szczerze, że nie mam zielonego pojęcia o tym jak się tworzy animacje. Ale często oglądam serie o rzeczach, których nie znam – lubię sobie poszerzać horyzonty ;)
No, oni tam pokazali, że w chwili, gdy emitowany był odcinek pierwszy odcinek, odcinek trzeci dopiero szedł do dubbingu, a czwarty był na etapie animacji klatek kluczowych, więc co oni robili przez te 9 miesięcy ;)? (Tak, nadal widziałam dopiero jeden odcinek i jestem totalnym ignorantem z dzieciny animacji)
Eeee… Cokolwiek powiesz. Nawet nie będę udawać, że rozumiem o co chodzi :D
[link]
Co tylko podnosi ocenę anime.
W każdym razie i bez tych dram anime powinno mieć ocene wysoką. Ma oryginalny koncept, trzyma się go, a egzekucja jest wyjątkowo solidna. Nie wiem co można by chcieć więcej.
Do teraz nie podobają mi się trzy rzeczy:
1. Grupka dziewczyn chwytająca się marzeń – nie czepiam się samych postaci, ponieważ mimo wszystko wygląda to wszystko w miarę możliwości naturalnie ale w takim układzie podchodzi mi to pod shoujo z nieco tandetnym pomysłem pod filar serii. Znowu też gdyby byliby to zwykli „przeciętni” pracownicy, to zrobiłoby się zapewne trochę nudno ale „gonitwę za marzeniami” widziałem już w dziesiątkach innych serii i jest to koncept nadmiernie kopiowany, naprawdę nie dałoby się wymyślić coś bardziej oryginalnego? Nie wiem, być może miało to na celu umożliwić widzowi jakieś utożsamienie się z bohaterami ale mnie to szczerze mówiąc nie przekonuje(tak wiem, seria nie była robiona dla jednej, czy kilku osób).
2. Praca nad „przeciętniakiem” – pracują nad anime, w którym kliknij: ukryte głównymi bohaterkami są dziewczyny z podstawówki/gimnazjum moe z super mocami. Serii tego typu jest na pęczki i naprawdę żałuję, że nie pokazali pracy nad czymś bardziej ambitnym – już nie mówię, że musiałby to być jakiś skomplikowany seinen ale coś przynajmniej odstającego od reszty wystarczyłoby w zupełności.
3. Nie jestem również jakoś mocno zaznajomiony z tytułami na japońskim rynku ale również brakuje mi realizmu pod względem realnie istniejących tytułów – przykładowo w Bakuman bohaterowie często odnosili się do realnych i prawdziwych tytułów(DB, One Piece itd. ) i przy ich pracy miałem wrażenie, jakbym faktycznie oglądał coś istotnego – tutaj odniesienia są albo fikcyjne albo chyba raczej mniej znane, pojawił się również tytuł kliknij: ukryte „Honey and Clovers” – nie wiem, czy to był błąd tłumaczenia, czy faktyczne odniesienie do realnego tytułu(Honey and Clover) ale jeśli już oglądam coś o pracy w normalnym świecie, to wolałbym jakieś realne podłoże.
Oczywiście są to moje osobiste „zażalenia” względem serii – nie żaden hejt, ponieważ serię pomimo wszystko ogląda mi się po czasie już całkiem nieźle.
Do samych postaci zdążyłem się już trochę przyzwyczaić – cieszy mnie jednak, że nadal to każdej z nich jest dopiska czym się zajmuje, bo trochę jednak ich tam jest. Tarou wydaje się być nieco drażniącą postacią ale podejrzewam, że nadal trzymają go tam z jakiegoś ważniejszego powodu(być może później wyjaśnią?).
Martwi mnie tylko jedna rzecz – na MALu widnieje ilość odcinków w liczbie 24, Shirobako wygląda bardziej na typową serię 12‑13 odcinkową, mam nadzieję, że w pewnym momencie nie będą to starania na siłę.
Nie wiem, co w tym było niemiłego, ale w żaden sposób nie zrozumiałeś tej sceny, bowiem była to aluzja do Initial D, czyli komiksu, który Fast&Furious zainspirował. Co nie zmienia faktu, że skoro nie miałeś o tym pojęcia, to rzeczywiście mogłeś nie docenić wyśmienicie zrealizowanej parodii.
Raczej kurczowo trzymająca się marzeń, bo te kopią po twarzy i nie są chętne do współpracy.
Gdybyś oglądał uważnie, to wiedziałbyś, że bohaterki tegoż dzieła są pełnoletnie. Jedna ma chyba 23 lata.
Wtedy nie mogliby zaprezentować całej palety sytuacji związanych z produkcją serialu telewizyjnego. Tu właśnie chodziło o to, by ukazać proces powstawania typowego anime i co się wiąże z pracą nad takowym.
Plakaty w studiu – dopatrzyłem się ZIpanga. Było tego znacznie więcej, ale wyleciało mi z głowy. W ostatnim odcinku aluzja do macrossa, ba, tu nawet pojawiają się autentyczni bohaterowie – Kitano = Itano, nawet wyglada identycznie. Podczas wizyty w studiu nagraniowym właściwie widzieliśmy nie wymyślone, ale podobizny prawdziwych seiyuu. reżyer i właściciel studia także są wzorowani na autentycznych postaciach.
Czego Ci jeszcze brakuje? To oczywiste, że w anime nie mogą sypać tytułami innych prac jak leci, bowiem wiąże się to z problemami z prawe. Ostatnio miał takowe Square enix, wydający mangę o grach komputerowych, gdzie pojawiały się tytuły i postaci z gier innych producentów. W efekcie manga została zawieszona z powodu groźby procesu sądowego. To jest showbiznes. Bakuman pewnie ograniczał się do tytułów, które wydawał jeden wydawca (DB i OP to przecież Jump, czyli nawet ten sam magazyn).
Nie, to nie był błąd tłumaczenia, tak miało być. Właśnie po to, żeby uniknąć późniejszego procesowania się o złote kalesony. Nie wiem, dlaczego nie rozumiesz tego z miejsca – czy to niedostatek wiedzy, czy ignorancja, ale czepiasz się szczegółu, na który autorzy mają niewielki wpływ. To, co robi Shirobako nie jest niczym niezwykłym, właśnie tak wyglądają aluzje do innych produkcji w druzgoczącej większości anime.
Przecież JEST realne. To, że nie walą Ci w twarz znanymi tytułami nie oznacza, że nie o nie właśnie chodzi. Sztuką i szczytem frajdy w oglądaniu takich anime jest właśnie rozumienie z miejsca aluzji i gagów, a nie wszystkie z nich są oczywiste i leżą na wierzchu.
Raczej scen. Nie, aluzji nie zrozumiałem – Initial D niestety(lub stety) nie oglądałem. Nie rozumiem za bardzo dlaczego by pakować taką skrótową parodię do serii, która traktuje o zupełnie czym innym.
Oglądałem uważnie i pamiętam, że kliknij: ukryte jedna z nich była starsza od reszty – dość pokaźna część jednego z odcinków była przeznaczona na jej charakterystykę – co nie zmienia faktu, że wygląda jak loli‑moe, tak samo jak jej koleżanki. Zapewne jest to jakiś „specjalny styl kreski”, czy coś w tym stylu ale nie w tym rzecz, wizualnie nadal przypominają dziewczyny z podstawówki.
Być może – choć znów zależałoby to chyba od samego typu serii i procesu produkcji. Jakiś przygodowy shounen chyba bardziej pasowałby do tej roli imho.
Cóż nie dopatrzyłem się niektórych szczegółów – może faktycznie nie oglądałem dość uważnie? Rozumiem niektóre nawiązania do serii, itd. Tak jak mówisz – reżyser i właściciel studia byli wzorowani na postaciach autentycznych – nie warto byłoby w takim przypadku nawiązać pośredniej współpracy ze studiem z wykorzystaniem tytułów? Kreska w serii jest dobra/akceptowalna, poza tym odcinków trochę będzie, więc raczej na brak funduszy nie cierpieli.
Po prostu się zastanawiałem nad tym. Nie utrzymuję przy swoim na siłę, że powinno być tak, a nie inaczej. Również jak wspominałem wcześniej – są to rzeczy, które niekoniecznie mi pasują, a nie takie, które szkalują serię.
Cóż, może nie dane było mi zrozumieć każdą aluzję/gag, daleko mi do konesera rozumiejącego wszystkie odniesienia. Jeśli jednak sama seria nie podobałaby mi się w takim układzie, to zrobiłbym dropa po pierwszym‑drugim epie. Słowo wolałbym jest tutaj kluczowe i odnosi się do tego, co ewentualnie chciałbym zobaczyć, nie oznacza „czemu do jasnej ciasnej tak nie jest?!”.
Bo to śmieszne. Initial D to anime i manga powszechnie znane nie tylko w Japonii, ale też na zachodzie. To był gag oczywisty, mrugnięcie okiem do fanów. Ta seria traktuje o przemyśle anime – aluzje do tegoż są jak najbardziej w jej stylu.
Wtedy akcja musiałaby się dziać chyba w Korei.
Ponadto shouneny nie są ani zabawne, ani śmieszne, za to nabijanie się z tak uwielbianych moe panienek – owszem. Już sama osoba reżysera wiele mówi o odbiorcach takich serii. I to to tu chodziło.
Prawa do marki są tak rozdrobnione, że zazwyczaj jest to gra niewarta świeczki.
Wypadałoby wyjaśnić, dlaczego to jestem tak bardzo w błędzie ale coś czuje, że bez flame'a się nie obędzie, więc może i lepiej.
1. Takanashi Tarou, czyli człowiek, którego powinni zwolnić lata temu. Nie no serio – co on robi w tym studio poza piętrzeniem problemów? Bo wydaje mi się, że nic. Odcinek 6 zawiera kwintesencję jego głupoty – kliknij: ukryte to przez niego wynikło nieporozumienie, bo olał całkowicie tę kwestię. I zamiast przyznać się do błędu, albo w ogóle zgłosić problem, to on nic – kombinuje znowu, ale w taki sposób, że nawet odniosłam wrażenie, jakby miał to gdzieś. Ot, rozwiąże się samo. Może.
No po prostu gościu jest nieodpowiedzialny i totalnie nie nadaje się do tej pracy! I to mnie tak straszliwie drażni, bo z jednej strony Shirobako chce wypadać bardzo realistycznie, ale ja nie widzę realizmu w trzymaniu kogoś takiego w ekipie. Jakim cudem w ogóle go tam przyjęli?!
2. Przesadne gloryfikowanie CG – a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Naprawdę nie rozumiem jak można myśleć o jakichkolwiek wartościach artystycznych w CG? Przecież to jest brzydkie, sztuczne i brak w tym polotu charakterystycznego dla tradycyjnej animacji! A tu na siłę starają się nam wcisnąć, że to wygląda świetnie. kliknij: ukryte Jeśli Endou stwierdzi, że ta scena w CG wygląda super, to już całkowicie zwątpię -.-
Właśnie to czyni anime jeszcze bardziej realistycznym. Ponadto postać ta jest wzorowana chyba nawet na osobie reżysera, który też miał taki wkurzający epizod w życiu zawodowym.
No właśnie nie, nigdzie jednoznacznie nie powiedziano, jakie jest stanowisko, bowiem każdy z bohaterów ma inne i każdy reprezentuje jeden z poglądów na temat CG. Kitano vide Itano, sławny animator (kolejna postać nawet nie tyle wzorowana, co autentyczna, pomijając przekrecone nazwisko), słusznie to podsumował.
O tym czy ta postać jest wzorowana na reżyserze, czy też nie, to nie wiem, natomiast no nijak nie przekonuje mnie ta kreacja i dla mnie jest straszliwie nierealistyczna (nie sama w sobie, bo wiem, że tacy ludzie są, ale po prostu w tych realiach, zwłaszcza że jednak trochę ten charakter jest przesadzony).
Z jednej strony tak, ale zauważ, że Endou najprawdopodobniej się do tego przekona, a przynajmniej taką miał minę pod koniec. W dodatku trzeba tu dodać przyjaciółkę głównej bohaterki, której marzenie dotyczy właśnie CG i która uważa to za naprawdę wartościowy kawałek twórczości. I właśnie sęk w tym, że nie jest to stricte promocja CG, ale jest ona pokazywana tu w sposób jak na razie wyraźnie pozytywny (jedynie „tradycjonaliści” pokroju Endou ma wątpliwości, ale przecież reszta przyjmuje to dość entuzjastycznie).
Generalnie dobre CG nie jest złe.
[link]
A co mi nie pasuje? Przede wszystkim to, że postaci wypadają „płasko” – ruchy są sztuczne, a wygląd strasznie „plastikowy”. O ile CG jest dodatkiem np. przy scenach akcji (i to najlepiej na planie ogólnym), to jeszcze można przeboleć, ale animowanie postaci w CG wypada okropnie!
Jednym z elementów, które mnie do anime przyciągnęły była wyjątkowa oprawa graficzna, wyróżniająca takie przeciętne animacje japońskie od przeciętnych animacji zachodnich, opartych niestety w większości na CG. Różnica jest kolosalna jeśli chodzi o taki „plan codzienny” właśnie.
Przecież właśnie, w przeciwieństwie do większości CG w anime, tu postaci mają bardzo dużo detali twarzy, które nie są okrągłe, ale mają krzywizny. Animacja tak samo jest płynna i ruchy są dobrze odwzorowane. Przyjrzyj się uważnie, bo chyba przemawia przez Ciebie zwykłe uprzedzenie.
przeciętne animacje japońskie są obecnie produkowane w korei, tajwanie i gdzieś tam jeszcze. A przeciętne animacje zachodnie z kolei w Japonii. To tak gwoli uściślenia, bo chyba brak CI tej wiedzy i przez to masz takie, a nie inne spojrzenie na zagadnienia dotyczące animacji.
W porównaniu do przeciętnego CG w anime, to może, ale mnie chodzi tu o animację tradycyjną -.-
Przeczytaj moją wypowiedź jeszcze raz a może wyłapiesz czas przeszły w niej. Pisałam co mnie do anime przyciągnęło, a to było wiele lat temu jakby nie patrzeć…
Poza tym nawet nie wnikam skąd ta twoja wielka wiedza pochodzi, ale mam wrażenie, że sporo uogólniasz, bo gdzieś coś takiego wyczytałeś i ci się bardzo spodobało. Tak, ja się nie orientuje w przemyśle anime obecnie i mało mnie to obchodzi jako tako, natomiast oceniam tylko efekt, a nie fakt gdzie dany tytuł był wyprodukowany -.-
To tym bardziej. To CG w niczym nie ustępuje animacji tradycyjnej, a nawet ją przewyższa w ujęciach zrealizowanych w przestrzeni. Niestety, ale ludzka ręka i wyobraźnia nigdy nie dorównają imitacji ruchu w trzech płaszczyznach wygenerowanej przez komputer i tę samą ludzką wyobraźnię.
tak, przeczytałem w napisach końcowych większości popularnych i nowych anime. Dominują tam ostatnio nazwiska Tajwańczyków, Koreańczyków, Filipińczyków, a także koreańskie studia i firmy specjalizujące się we wspieraniu produkcji animacji i podkradające pracę takim samym, ale japońskim.
I, niestety, jedno jest mocno związane z drugim. Zazwyczaj ujęcia oddawane do dokończenia poza granicę Japonii cechują się gorszą jakością wykonania. A niestety coraz więcej się poza Japonię wysyła.
Co nie zmienia faktu, że w wielu kwestiach CG już wyprzedziło tradycyjną animację. Nie piszę, że mi się ten stan rzeczy podoba. Po prostu akceptuję rzeczywistość.
A główny problem komputerowej animacji w anime leży w tym, że usilnie próbuje trzymać się standardów animacji rysunkowej. I przez to jest nieudana. Podlinkowany Doraemon to właśnie podejście zupełnie inne, typowe dla zachodu, gdzie animacji cyfrowej nie ogranicza się w taki sposób. Wtedy tez powstaje zadowalający efekt. Obydwie techniki rzadzą się własnymi prawami i obydwie powinny być traktowane osobno.
Nie powiedziałabym, niestety jednak nie znam się aż tak dokładnie na animacji by móc prowadzić szerszą dyskusję na ten temat. Opieram się tylko na tym, co widzę i ta animacja dla mnie wypada bardzo sztucznie – o wiele tandetniej niż animacja tradycyjna. Porównałabym to trochę do muzyki elektronicznej i tej granej na żywo. W przypadku komopzycji elektronicznej „artysta” ma na podorędziu dużo większy wybór dźwięków niż osoba występująca na żywo. Jednakże w tak sztucznie wykreowanej muzyce nie ma miejsca na wiele subtelności i dźwięków teoretycznie nie wykrywalnych dla ludzkiego ucha, a jednak diametralnie zmieniających całą kompozycję. W przypadku animacji komputerowej jest to samo – z jednej strony twórca ma przed sobą paletę możliwości, ale wszystkie te możliwości są ograniczone przez komputer, powtarzalne. Pewnych rzeczy po prostu nie da się tak pokazać, bo gdyby tak było oglądalibyśmy tylko cudowne animacje komputerowe, wybijające się znacząco od tradycyjnej techniki. Ale przecież tak nie jest!
Dla mnie CG jest generalnie sporym ułatwieniem dla twórców, przyspieszeniem pracy, którą mają wykonać. Ale pod względem artystycznym daleko jej do animacji tradycyjnej, która zawsze będzie ją przewyższała właśnie przez wzgląd na wiele subtelnych elementów, na możliwość dopieszczenia tworu, tchnięcia w niego życia, pewnej indywidualności, co jest kompletnie niemożliwe w przypadku CG.
Przy czym jak napisałam – nie znam się na tyle na teorii, by poprzeć to „mądrymi słowami”. Mogę jedynie wypowiadać się jak dany produkt na mnie wpływa, a w przypadku CG po prostu nie widzę tych wartości, które mogłyby jej nadać status sztuki. Dla mnie program nie będzie w stanie przewyższyć człowieka po prostu.
Nie znasz się na muzyce elektronicznej – nie wypowiadaj się. To dobra rada.
Nie mam pojęcia skąd takie wnioski. Tradycyjna animacja nie oferuje niczego, czego nie oferowałaby komputerowa. Tak dyskutując możemy równie dobrze cofnąć się w przeszłość i toczyć dysputę, czy lepszy był montaż analogowy, czy cyfrowy, czy kolorowanie na klatkach było lepsze od komputerowego. Ostatecznie i tak wszystko rozbija się o wyobraźnię animatorów.
Jak to nie? W USA już dawno się przestawili na CG. I źle na tym nie wyszli (poza brakiem tradycyjnych animatorów, którzy czasem się przydają). Jedyne, w czym animacja tradycyjna triumfuje, to ekspresja, bowiem każda klatka jest tworzona osobno. Ale tejże ekspresji nie ma co nawet szukać w produkowanych taśmowo popularnych anime i należy sięgać do produkcji eksperymentalnych i czysto artystycznych. Wszelkie Naruto, Tytany, elfenliedy i tym podobne ToLoveRu tegoż aspektu nie posiadają. W ich przypadku CG (pomijam fakt, że się pojawiało często), nic by nie zmieniło. Jeżeli szukasz wyższości tradycyjnej animacji nad komputerową, to patrzysz nie tam, gdzie trzeba. Ta istnieje bowiem tylko w niszy oferującej bardzo specyficzne warunki i istniejącej dla samego faktu istnienia. Sztuka dla sztuki.
Właśnie, artystycznym – większość anime posiada znikomą wartość artystyczną.
Dla CG to też nic wielkiego – wystarczy zrobić więcej poly i później dobrze wygładzić.
Uważasz tak, ponieważ?
Ale widzisz te same wartości w produkowanych dla pieniędzy, reklamy i promocji pierwowzoru anime telewizyjnych, które coraz mniej się od siebie różnią i są coraz gorzej dofinansowane?
Przecież ten program obsługują także ludzie. To narzędzie, tak samo jak ołówek i kredki.
To mi wygląda na ciężki przypadek „nie lubię tego, co oznacza, że jest to złe”. No i jakieś dziwnej nienawiści do korzystania z wytworów technologii.
Zobaczmy jakich.
Dlaczego CG mają być niedopieszczone? I nie wyglądające żywo? Co do indywidualności. Brawo! Wreszcie masz w czymś częściową rację. Jednak o ile modele pozostają te same, to wciąż można nimi poruszać na różne sposoby. Tym samym indywidualność zostaje zachowana.
Przestrzenne postaci przestrzennie poruszające się w przestrzeni wypadają płasko.
Słyszałaś kiedyś o czyś takim jak stylistyka?
Ale proszę, masz bardziej realistyczną animacje 3D.
No jakoś niezbyt.
Postać Tarou jest irytująca ale JEST też realistyczna. A początkujące studio nie może sobie pozwolić na zwalnianie pracowników. To nie jest fizyka kwantowa, nie spodziewałem się, że można tego nie rozumieć.
Ale może sobie pozwolić na straty finansowe spowodowane ewentualnymi błędami owego niekompetentnego pracownika, tak? Gdyby był to „znajomy znajomego”, któremu się na dodatek płaci jak akurat grosz jest, to inna sprawa, ale Tarou nigdy jako taka osoba nie był przedstawiony. Że studio dopiero się rozwija, to nie ma aż takiego znaczenia. Tym bardziej zresztą nie powinno ich być stać na zatrudnianie pracownika, który się im niemal wcale nie przydaje, a tylko sprawa kłopoty. Bo zapewne na jego miejsce znaleźliby się chętni bez problemu.
Zgodzę się, że zwalnianie takiego pracownika w trakcie wypuszczania serii, kiedy zależy im na czasie i każda para rąk przyczepiona do teoretycznie myślącej osoby się przyda. Ale! On nie pracuje tam od niedawna raczej i pewnie już nie raz pokazał na co go stać, a raczej na co go nie stać (ciężka praca, odpowiedzialność i te sprawy). Sęk w tym zresztą, że ja się bardziej zastanawiam na jakiej zasadzie go tam w ogóle przyjęli, bo kompletnie nie widzę żadnych jego atutów, które mogłyby świadczyć na jego korzyść. I tu jest pies pogrzebany!
Realizm? Nie, sorry, ale nie – ta postać kompletnie się żadnego realizmu nie trzyma, a przynajmniej nie w takiej wersji. Jak mówię – gdyby o jego zatrudnieniu świadczyły znajomości, albo poparcie finansowe to tak, więc jeśli coś takiego wyjdzie w dalszych odcinkach, to zwracam honor i realizm. xd
Generalnie jestem ciekawy procesu produkcji anime(choć znów na ten temat można poczytać w sieci) i czekałem na coś bardziej przystępnego, pokazanego bardziej „na luzie” ale jednocześnie poniekąd wnikającego w pewne tajniki produkcji animacji itd. Shirobako wydawał się idealny pod tym względem, jednak oglądając już jakoś niespecjalnie jestem zainteresowany dalszymi odcinkami, seria jakoś nie potrafi do siebie przekonać. Nie wiem, czy to po prostu przez nieco „ogólnikowy” i mało wyraźny charakter całości, czy coś innego. Elementy komediowe są niekoniecznie zabawne, a jako okruchy życia też jest mało przekonywujące(„realizacja marzeń”).
Dla odmiany – rzadko czytam mangi, jednak sam proces jej tworzenia bardzo mnie interesował – w serii Bakuman zostało to wszystko bardzo ładnie przedstawione(już pomijając nietrafiony wątek miłosny) i do tego w sposób ciekawy i przy którym dało się dobrze bawić i przy okazji czegoś dowiedzieć. Oglądając pierwszy odcinek Shirobako już przy połowie zaczęło mi się dłużyć…
Od strony technicznej seria prezentuje się całkiem nieźle, tyle akurat mogę przyznać.
Nie mówię też, że seria z góry jest skazana na porażkę(czy bycie zwykłym „przeciętniakiem”) ale przy pierwszym odcinku fajerwerków nie było i do drugiego raczej będę podchodził z nieco większym dystansem.
Bo widocznie nie wyłapałeś wiszącego w powietrzu napięcia. I aluzji do Initial D.
Nie wiem jak to co w serii jest przedstawione ma się do rzeczywistości (myślę że dużo), natomiast nawet pomijając kwestie realizmu, zapowiada się bardzo sympatyczna seria obyczajowa, prezentująca zresztą dosyć wysoki poziom artystyczno‑dzwiękowy.
Shirobako jest doprawdy warte uwagi, więc polecam się tej serii przyjrzeć każdemu fanowi japońskiej animacji.