Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 9/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 11 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,18

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 352
Średnia: 7,57
σ=1,54

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dungeon ni Deai o Motomeru no wa Machigatte Iru Darouka: Familia Myth

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 13×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Is It Wrong to Try to Pick Up Girls in a Dungeon?
  • ダンジョンに出会いを求めるのは間違っているだろうか
Gatunki: Fantasy, Komedia
zrzutka

Mogła być bardzo sympatyczna seria fantasy, a wyszła klasyczna, współczesna jednosezonówka. Kontynuacja potrzebna na gwałt.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Bell Cranel jest początkującym Poszukiwaczem Przygód. Oznacza to mniej więcej tyle, że zajmuje się szlachtowaniem potworów w lochach będących centralnym punktem miasta Orario. Protagonistę poznajemy jednak w momencie, w którym musi schować swoją wojowniczą dumę do kieszeni. Ucieczka przed minotaurem skończyłaby się dla niego wyjątkowo marnie, gdyby nie pewna blondwłosa piękna niewiasta o imieniu Aiz Wallenstein, która kilkoma ciosami ubija rogatego potwora. Oczarowany i onieśmielony Bell doznaje olśnienia i przyrzeka sobie, że stanie się silniejszy. Tak właśnie poznajemy naszego protagonistę i od tego właśnie momentu dane nam będzie obserwować jego przygody.

Ustalmy jedną rzecz – DanMachi jest serią prostą do bólu. Zarys świata i zasad nim rządzących jest naprawdę mało skomplikowany. Cały system zaczerpnięto z gier zwanych dungeon crawlerami. To takie produkcje, w których najpierw szykujemy odpowiedni ekwipunek, a potem wyruszamy do lochów i labiryntów celem wycinania setek potworów. To z kolei daje nam punkty doświadczenia i pieniądze, które wykorzystujemy do ulepszania uzbrojenia i naszych zdolności. Wtedy możemy wchodzić do trudniejszych lochów, gdzie czekają silniejsze monstra, a co za tym idzie, więcej kasy i więcej punktów doświadczenia. Jak widać, koło bardzo szybko się zamyka. W DanMachi mechanizm działania świata jest identyczny. Poszukiwacze Przygód udają się do lochów walczyć z potworami. Z zabitych monstrów wypadają kryształy, które można następnie wymienić na pieniądze w miejscowej gildii. Rozwój umiejętności również przypomina gry RPG – każdy z wojowników ma na ciele coś na wzór tatuażu z opisem wszystkich statystyk. Na koniec pozostał jeszcze element przypominający znane z RPG­‑ów gildie. Tutaj każdy z Poszukiwaczy Przygód przynależy do jednej z familii, zaś każda z takich grup jest skupiona wokół jednego z bogów, który udziela wojownikom błogosławieństwa i aktualizuje statystyki po wizycie w lochach.

Świat DanMachi opiera się na prostych mechanizmach i za wiele się o nim nie dowiemy, ponieważ opisy są oszczędne lub nie ma ich wcale. Nie wiadomo, czy poza Orario są jeszcze inne miasta lub lochy. Nie wiadomo, czym w zasadzie jest wspomniany labirynt. Po prostu jest i koniec – nie zadawajmy zbędnych pytań. Same lochy też do skomplikowanych nie należą. Zostały podzielone na poziomy (im wyższy, tym silniejsze potwory), wiadomo też, że na niektórych piętrach są bossowie do pokonania (pod tym względem przypomina się pierwsze Sword Art Online). Poza tym są wyjątkowo monotonne i same w sobie nie stanowią ciekawego miejsca akcji, choć pod koniec twórcy próbują wprowadzić nieco urozmaicenia. Są po prostu tłem do walki z potworami, co traktuję jako kolejne nawiązanie do dungeon crawlerów. Prostota wydaje się w tym przypadku świadomym wyborem twórców – to raczej nie jest kwestia braku pomysłów, tylko stylistyka, którą wybrano. Zupełnie tak, jak w przypadku niektórych gier RPG, które stawiają na ciekawą i przyjemną mechanikę rozgrywki, a rozbudowaną fabułę i świat rzucają w kąt. Anime grą jednak nie jest i tutaj nadmierne ubóstwo świata może się okazać sporą wadą dla niektórych widzów.

Dużo więcej zarzutów można mieć do kwestii fabularnych. Trzynaście odcinków wystarczyło na stworzenie czegoś na wzór dłuższego wprowadzenia. To po prostu kilka krótkich przygód opartych na dosyć standardowych motywach. Bell pozna paru nowych przyjaciół, czasem komuś pomoże, czasem poszwenda się po mieście (na przykład w celu kupna nowej zbroi), no i oczywiście będzie walczył. Ostrzegam, że nie ma tutaj żadnego głównego wątku. Co więcej, w dalszym ciągu zupełnie nie wiadomo, jaki jest w ogóle cel całej tej historii. Na końcu wiemy dokładnie tyle, co na wstępie, czyli obserwujemy historię Bella, który chce być silniejszy. To może irytować, tym bardziej że twórcy od samego początku puszczają do nas oko i wydaje się, że jakiś poważniejszy wątek w końcu się rozpocznie, ale wiecie co? Naprawdę tylko tak nam się wydaje. Nie zrozumcie mnie jednak źle, nie ma niczego złego w prostej, ale dobrze zrealizowanej serii. DanMachi ogląda się gładko i przyjemnie, ale po zakończeniu seansu okazuje się, że nawet do miana reklamówki light novel trochę w tym przypadku brakuje. Jedyną szansą na odkupienie wydaje się kontynuacja, która przedstawi jakiś sensowny wątek i nada tym trzynastu odcinkom większy sens.

Uproszczona i niedorobiona fabuła sprawia, że bohaterowie na tym cierpią. Wszystkim brakuje scen, w których mogliby rozwinąć skrzydła, a niektórzy po prostu otrzymują zbyt mało czasu antenowego. Bell z pewnością będzie zmorą dla widzów nielubiących nadmiaru cukru. Jest srebrnowłosym młodzieńcem o wyjątkowo pozytywnym i życzliwym nastawieniu do świata. Potrafi zarazić pozytywną energią, ale czasami jego naiwność bywa porażająca. Daje sobie jednak radę w trudnych momentach i bierze sprawy w swoje ręce, co oceniam na plus. Jego rozwój opiera się jednak tylko na poprawie umiejętności bitewnych, sam charakter stoi w miejscu. Oprócz Bella trzeba też wspomnieć o Hestii. Nieprzypadkowo jej imię pojawia się tak późno. Teoretycznie jest to główna bohaterka, ale jej udział w historii był zbyt mierny, aby zasłużyła na taki tytuł. To młoda dziewczyna o pozytywnym nastawieniu, która przy okazji jest boginią familii, do której należy Bell (co ważniejsze, jest na razie jej jedynym członkiem). Jej rola tak naprawdę ogranicza się do biernego wspierania głównego bohatera i robienia za fanserwisową komediantkę. Szkoda, bo widać że pod tym wesołym płaszczykiem kryje się całkiem inteligentna i tajemnicza postać, której nie należy oceniać po wyglądzie.

W tym miejscu warto wspomnieć o innych bogach. Spotkamy tu istną mieszankę z najróżniejszych mitologii. Poza wymienioną Hestią jest jeszcze choćby Hefajstos (w postaci żeńskiej), Hermes i Demeter. Z mitologii nordyckiej znajdą się Loki (również jako kobieta) i Freya. Dla wielbicieli orientu będzie Takemikazuchi, a egzotyki dopełni Ganeśa. Przyznam, że wspomniany system oparty na bogach i familiach wydawał mi się najciekawszy ze wszystkiego, co oferuje DanMachi w kwestii konstrukcji świata. Niestety potencjał ten został po prostu zmarnowany. Bogowie robią tutaj za tło i w zdecydowanej większości są spychani na fabularny margines.

W DanMachi występuje też spora gromadka ludzkich postaci drugoplanowych. To sympatyczna grupka, ale jak już wspominałem, niespecjalnie mają okazję do wykazania się, ponieważ wybrakowana fabuła po prostu na to nie pozwala. Trudno też ocenić potencjał tych bohaterów. Ciekawsza historia na pewno pozwoliłaby im na rozwinięcie skrzydeł, ale co ostatecznie by z tego wyszło? Mam nadzieję, że jeszcze przyjdzie nam się tego dowiedzieć.

Anime zawiera też elementy fanserwisowo­‑haremowe. Nie jest tak źle, jak się spodziewałem, ale twórcy często puszczają oko do widza, robiąc z Bella istne bożyszcze. Większość przewijających się tu postaci to oczywiście panie. Wspomniana przeze mnie wcześniej Hestia to w zasadzie chodzący fanserwis i zazdrośnica, ale twórcy akurat pod tym względem nie przegięli. Bell wpadnie też w oko pewnej kelnerce, a niedługo później spotka na swojej drodze małą Lili, z którą będzie zresztą związany jeden z dłuższych wątków tej serii. Nie zapominajmy też o wspominanej na początku Aiz Wallenstein, czyli obiekcie westchnień Bella. Tutaj jednak ma wyjątkowo trudne zadanie, bo to typowa, niespecjalnie zorientowana w sprawach sercowych wojowniczka. Przytomna, kiedy przychodzi do walki, ale poza nią nieco bujająca w obłokach. Na razie nic nie wskazuje na to, by twórcy chcieli w poważny sposób rozwijać wątki romantyczne. To raczej takie luźne, nieco komediowe wtrącenia i nie zanosi się na nic więcej. Podobnie jest z fanserwisem, który jest aplikowany w niewielkich ilościach.

Pozytywnie wypada z pewnością oprawa graficzna serii. Projekty postaci wykonane są ładnie (choć w przeważającej większości nie grzeszą oryginalnością), a kolory są ostre i wyraziste. Największą uwagę zwraca jednak animacja, zwłaszcza podczas walk. Nieczęsto spotykam serie, w których oglądanie pojedynków byłoby przyjemnością samą w sobie. Tutaj natomiast robotę wykonano świetnie. Walki są pomysłowe i pełne dynamicznych, ciekawych ujęć. Żartem jest natomiast ich częstotliwość. Walka Bella z minotaurem ukazana w ósmym odcinku była świetna, ale szkoda, że tego typu fragmentów jest tak mało. Kto wie, może budżet serii nie wytrzymałby większej liczby takich scen.

Warstwa muzyczna jest przyjemna, składa się głównie z klasycznych, nieco folkowych motywów w klimatach fantasy (niektóre z nich są naprawdę ładne) oraz nieco bardziej dramatycznych utworów podczas pojedynków. Mniejszą uwagę zwracają opening i ending. Ten pierwszy jest całkiem pocieszny, ale i tak był przeze mnie regularnie przewijany. J­‑pop w klasycznym wydaniu – nic szczególnego.

Czy seria zasługuje na wysoką ocenę tylko dlatego, że przyjemnie się ją ogląda i została ładnie wykonana? To niestety trochę za mało. Byłem przygotowany na urwaną fabułę i niezbyt udane, przedwczesne zakończenie – to obecny standard przy jednosezonówkach. Trudno jednak przełknąć całkowity brak głównego wątku i rozwoju historii. Bell niczym w klasycznym shounenie staje się coraz silniejszy i poznaje nowych przyjaciół, ale na te wątki nie składają się przesadnie ciekawe wydarzenia. Może i to wszystko jest sympatyczne, ale to jednak trochę za mało. Przyznam, że nie wiem, na jakim etapie znajduje się obecnie light novel będąca pierwowzorem serii animowanej. Jest to tytuł dosyć nowy (debiut w 2013 roku), więc materiału źródłowego może nie być przesadnie dużo. Czekam jednak na jakiekolwiek informacje o kontynuacji. Seria niewątpliwie ma potencjał i przy rozwinięciu wątków fabularnych może się stać naprawdę udanym tytułem. Pozostaje tylko trzymać kciuki.

Norbi, 8 sierpnia 2015

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: J.C.STAFF
Autor: Fujino Oomori
Projekt: Shigeki Kimoto, Suzuhito Yasuda
Reżyser: Yoshiki Yamakawa
Scenariusz: Hideki Shirane
Muzyka: Keiji Inai

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Dungeon ni Deai wo Motomeru no wa Machigatteiru Darou ka - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl