Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 7/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 11 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 127
Średnia: 7,08
σ=1,75

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (IKa)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Ushio to Tora [2015]

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 26×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Ushio & Tora [2015]
  • うしおととら [2015]
Tytuły powiązane:
Gatunki: Horror, Przygodowe
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci, Youkai; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Shounen w bardzo starym stylu – i w tym przypadku należy to potraktować zarówno jako ostrzeżenie, jak i komplement.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Gatunek, o którym mowa powyżej, rządzi się swoimi prawami i schematami. Jasne jest, że bohater – nawet jeśli się na to nie zapowiada – okaże się w ten czy inny sposób wybrańcem i ostatecznie będzie miał świat do uratowania. Pod tym względem Ushio to Tora nie próbuje przecierać nowych szlaków i tu ewentualnym widzom należy się pierwsze ostrzeżenie. Jeśli szukacie czegoś, co zrewolucjonizowało gatunek lub po prostu okazało się świeże i niepowtarzalne, to szukajcie gdzie indziej. Tu wszystko jest tak, jak być powinno, bez kombinowania jak koń pod górkę. Poznajemy gimnazjalistę imieniem Ushio, który przypadkiem odkrywa, że legenda o potężnej włóczni do walki z potworami, przechowywanej w rodzinnej świątyni, jest prawdziwa. Sęk w tym, że włócznia chwilowo jest wbita w pewnego uwięzionego w podziemiach potwora… Którego bohater już niebawem będzie musiał uwolnić w ramach wybierania mniejszego zła. Tora – bo tak został nazwany – czeka tylko na okazję, żeby zeżreć Ushio. Ushio – jak nietrudno zgadnąć – kombinuje, co by tu zrobić, żeby nie zostać zjedzonym, a przy tym nie wypuścić na świat potężnego demona. Jednak to nie Tora jest tu głównym zagrożeniem. Z czasem okazuje się, że Włócznia Bestii, bo tak jest nazywana broń, która „wybrała sobie” Ushio, nie została wykuta bez powodu. Gdzieś tam, głęboko schowany, Hakumen no Mono, leczy rany po bitwie z ludźmi i youkai, czekając, by się zemścić…

Fabuła jest pod względem konstrukcji bardzo prosta, co w tym przypadku nie stanowi zarzutu, tylko informację. Jej początkową część zajmują epizodyczne historie, w których Ushio (z mniej lub bardziej niechętną pomocą Tory) zmaga się z pomniejszymi youkai, z czasem jednak na pierwszy plan wysuwa się główny wątek, jakim są przygotowania do nieuchronnej konfrontacji z rosnącym w siłę Hakumen no Mono. Nie ma tu obowiązkowego w wielu shounenach „formowania drużyny” – sprzymierzeńcy pojawiają się i powracają okazjonalnie, przynajmniej na razie, bo nie wykluczam, że większą rolę będą odgrywać w finale. Twórcy zamierzają w dwóch seriach (druga ma się pojawić wiosną 2016 roku) zamknąć całą historię z liczącej 33 tomy mangi, a to niestety wymusza miejscami poważne skróty. Pojedyncze historie na początku serii nie dają się niestety łatwo pominąć, ponieważ zazwyczaj wprowadzają postaci, które potem stają się w jakimś momencie bardzo istotne. Dlatego te epizody pozostały, ale w większości okrojone do pojedynczych odcinków i niestety bardzo na tym ucierpiały, co można zauważyć, jeśli porówna się je z analogicznym materiałem ze starej OAV. Są zbyt pospiesznie naszkicowane, a przez to płytkie i pozbawione odpowiedniego klimatu – dlatego nie zdziwi mnie, jeśli spora część widzów „odpadnie” właśnie na nich. Nie mogę zresztą zagwarantować, że jeśli wytrwają, będą usatysfakcjonowani – tak jak pisałam i będę pisać, ta seria nie jest odkrywcza, broni się czymś innym: spójnością i klimatem.

W porównaniu do większości znanych mi shounenów ta seria jest bardziej krwawa (chociaż i tak mniej niż wcześniejsza OAV), a jednocześnie bardziej „przyziemna”. Nie ma tu wielokolorowych supermocy i bitew przypominających pokazy typu „światło i dźwięk”. Świat jest odmalowany w przygaszonych barwach, nawet jego nadnaturalni mieszkańcy nie wyróżniają się jakąś nadzwyczajną aurą. Przygody bohatera są wplecione we współczesną codzienność, która niemal cały czas go otacza – owszem, pewne elementy i osoby są celowo staroświeckie, ale nadal na swój sposób realistyczne. Nie znajdziemy tu fantazyjnych strojów wyglądających jak zderzenie japońskiej tradycji z haute couture, ani fryzur kolorem i kształtem łamiących jakiekolwiek zasady prawdopodobieństwa. Tym, co najbardziej zwróciło moją uwagę, był… brak wykrzykiwanych nazw ataków. Serio, ten jeden z wyróżników gatunku shounen, dodający bitwom aspektu teatralnego, jest tu całkowicie nieobecny, jeśli pominąć krótkie inkantacje używane przez kapłanów. Ushio obchodzi się i bez tego: w jego walce jest pierwotna brutalność, przywodząca na myśl bestię, którą włócznia nieprzypadkowo ma w nazwie. Jeśli chodzi o Torę, to trudno oprzeć się wrażeniu, że niewiele razy mieliśmy okazję naprawdę oglądać go w akcji i z pewnością nie pokazał jeszcze wszystkiego, co potrafi, ale on także nie traci czasu na nadawanie nazw swoim atakom. Jednocześnie Ushio to Tora z bolesną dosłownością odmalowuje skutki zniszczeń dokonywanych przez nadprzyrodzone istoty. Krajobraz po bitwie nigdy nie jest piękny, zaś sam Hakumen no Mono to jedna z bardziej przerażających kreacji, jakie widziałam: inteligentna, złowroga i całkowicie niepojęta siła niszczycielska, równie groźna dla ludzi, jak i dla youkai.

Jednocześnie, jakimś zaskakującym cudem, seria nie wydaje się nadmiernie ponura. To nie jest ten przypadek, kiedy autor stara się zepchnąć na bohaterów wszelkie możliwe nieszczęścia i traumy z przeszłości. Po części jest to chyba kwestia rzeczowości i wspomnianej poprzednio przyziemności: nieszczęścia się zdarzają, zmarłych trzeba opłakać, ale jest po prostu za dużo do zrobienia, by poświęcać na to więcej czasu niż to konieczne. Co więcej, rozpacz nie jest tu czynnikiem paraliżującym, raczej popychającym do działania. Po większej części jednak rolę czynnika „odciążającego” pełnią scenki komediowe. To, co zazwyczaj jest przekleństwem podobnych tytułów, psującym nastrój i irytującym widza, tutaj wydawało mi się całkowicie naturalne i na miejscu. A co więcej – zabawne.

Niestety, gdybym obiektywnie miała wskazać najsłabszy punkt tej serii, byłby to główny bohater, szczególnie w obecnej kreacji. Ushio ma dość niewdzięczną rolę: od początku spoczywa na nim odpowiedzialność, której – realnie patrząc – nie może łatwo uniknąć (o ile w ogóle to jest możliwe). W dodatku (znowu w odróżnieniu od wielu shounenów) tutaj nie ma walki dla samej walki, treningu czy sprawdzania, kto jest najlepszy. Stawka zawsze jest wysoka i z reguły uwzględnia przynajmniej jedno życie osoby postronnej, dlatego jeśli bohater staje do walki, to zazwyczaj w czyjejś obronie. To wszystko sprawia, że jako postać może się wydawać pozbawiony inicjatywy – nie tyle z powodu braków charakteru, ile dlatego, że fabuła na razie na tę inicjatywę zostawia mu bardzo niewiele miejsca. Jednak to jeszcze dałoby się wytrzymać, gdyby nie kompletna pomyłka obsadowa, jaką było zatrudnienie do tej roli mało doświadczonego Tasuku Hatanaki (poza głównym bohaterem Yu­‑Gi­‑Oh! Zexal nie zagrał nic znaczącego). Jego głos, jękliwy i niepewny, nie pasuje do Ushio, przedstawianego troszkę jak „zabijaka o złotym sercu”, zaś zdolności aktorskie, potrzebne do oddania gamy gwałtownych emocji, jakie z czasem targają bohaterem, okazują się – mówiąc delikatnie – bardzo mierne. Pod koniec serii przywykłam do niego, ale to najlepsze, co mogę powiedzieć.

Jednak nie czarujmy się: prawdziwym powodem do oglądania Ushio to Tora jest drugi z tytułowych bohaterów, zarówno pod względem konstrukcji postaci, jak i kreacji aktorskiej trafiony w dziesiątkę. Ktoś taki jak Tora w innej serii zostałby zapewne sprowadzony do roli mentora, ochroniarza, środka transportu, dodatkowej siły bojowej lub wszystkiego tego jednocześnie. Tutaj zdarza mu się robić każdą z tych rzeczy, jednak jego relacja z Ushio jest zupełnie inna. Jasne, od początku trudno się przejmować ponurymi zapowiedziami zeżarcia głównego bohatera, jednak aż do końca widać wyraźnie, że Tora to nie piesek przybiegający na gwizdek, tylko stary i potężny youkai. Owszem, Ushio go na swój sposób fascynuje, ale działania Tory wynikają ze złożonych przyczyn. Na pewno jest w nim ciekawość świata (wręcz naiwna, gdy przychodzi do konfrontacji z zaskakującą dla niego współczesnością), ale poza tym chęć zabicia nudy, nieodłącznej towarzyszki długiego życia, a także czysta duma (żeby nie powiedzieć – pycha), która nie pozwala mu się wycofywać z konfrontacji z silnym przeciwnikiem. Rikiya Koyama, który grał m.in. Kiritsugu w Fate/stay night, Azazela w High School DxD czy Shinigamiego w Soul Eater, ma tutaj rzadką okazję zabłysnąć na pierwszym planie. I rzeczywiście błyszczy – w odróżnieniu od nijakiego i sztywnego głosu Ushio, Tora promieniuje życiem i charyzmą, potrafi być w jednej chwili komiczny, a w następnej przerażający. Takich postaci się już nie robi – całkiem serio radzę, żeby dla niego właśnie obejrzeć to anime.

Pod względem graficznym Ushio to Tora ma wyjątkowego pecha, że wcześniej ukazało się Kiseijuu: Sei no Kakuritsu, które pokazało, jak można uwspółcześnić starą mangową kreskę (i wykorzystać nowoczesne możliwości animacji). Nie da się ukryć, że jest to seria staroświecka z wyglądu do tego stopnia, że po samych kadrach można by ją łatwo wziąć za produkcję o wiele starszą. Wprawdzie świat przedstawiony został odrobinę dostosowany do współczesnych warunków, jeśli idzie o takie rzeczy jak wygląd gadżetów czy inne detale, ubrania noszone przez bohaterów są już odrobinkę przestarzałe. (Fakt, że dzięki temu dziewczyny mają spódnice normalnej długości). Projekty postaci lekko unowocześniono, chociaż moim zdaniem nie zaszkodziłoby pójść jeszcze o krok dalej, szczególnie w przypadku dziewcząt – na przykład Inoue, która powinna być delikatną ślicznotką, wydaje się bardzo umiarkowanie atrakcyjna z wyglądu. Zaoszczędzono też sporo na animacji walk, zapewne w związku z planowaną długością serii. Dużo tu zatrzymanych kadrów, zbliżeń, panelowania, czy też przeskoków kamery, pokazującej od razu stan po zadaniu ciosu – pod tym względem wydaje się, że stara OAV bywała bardziej dynamiczna.

Są jednak elementy, w przypadku których ta staroświeckość sprawdza się doskonale. Tła i ogólna kolorystyka idealnie pasują do charakteru opowieści, podobnie jak zatrzymane kadry, które wyglądają jak żywcem wyjęte z mangi. Owszem, można by narzekać na brak płynności, ale udaje się tu osiągnąć wyjątkowy w przypadku rysunku efekt: to, co ma przerażać, faktycznie wydaje się przerażające. Narysowany Hakumen no Mono robi o niebo większe wrażenie, niż gdyby postawiono na kluchowaty i zbyt dosłowny model komputerowy. Dlatego też ocena grafiki – podobnie jak ścieżki muzycznej – zależy głównie od tego, na co się zwraca największą uwagę. Nie można tu liczyć na tak dynamiczne sceny akcji, jak we wspomnianym Kiseijuu, poza tym na pewno ominą serię osoby, które nie lubią „starej kreski”. Ja oceniam to tak: mogłoby być lepiej, ale też na tyle sposobów mogłoby być gorzej, że warto doceniać to, co dostajemy.

Dostajemy bowiem starą serię zrobioną w nowych czasach. Rzecz dla widzów, którzy obejrzeli już wszystko, co tylko wpadło im w ręce, z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, a teraz tęsknią za tamtymi czasami. W odróżnieniu od wielu innych prób żerowania na sentymentach widzów, Ushio to Tora nie próbuje żenić starego z nowym, zalecać się do nowych odbiorców. Od stylizacji piosenek w czołówce i przy napisach końcowych, poprzez sposób prowadzenia fabuły, aż po kreskę mamy do czynienia z anime, które idealnie udaje produkcję znacznie starszą. Ocenę 8 daję z sentymentu (oraz z powodu Tory), chociaż zdaję sobie sprawę, że przez wielu widzów zostanie uznana za znacznie zawyżoną. Z drugiej strony, jeśli kogoś taki typ serii nie bawi, odpadnie od niej po kilku odcinkach. To rzeczy nie tyle dla znawców, co dla amatorów tego rodzaju tytułów.

Avellana, 7 stycznia 2016

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Mappa, Studio VOLN
Autor: Kazuhiro Fujita
Projekt: Tomoko Mori
Reżyser: Satoshi Nishimura
Scenariusz: Kazuhiro Fujita, Toshiki Inoue
Muzyka: Eishi Segawa

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Ushio to Tora - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl