Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 3/10 grafika: 7/10
fabuła: 5/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,50

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 24
Średnia: 6,83
σ=1,82

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Enevi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Harmony

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2015
Czas trwania: 119 min
Tytuły alternatywne:
  • <harmony/>
  • ハーモニー
zrzutka

Przesolony filozoficzno­‑naukowy bigos, w którym uświadomiona jednostka występuje przeciwko (anty)utopijnej rzeczywistości.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: RealVincent

Recenzja / Opis

Po latach zdominowanych przez choroby i konflikty wojenne, które pochłonęły miliardy istnień, postanowiono stworzyć utopijne społeczeństwo oparte na nieprzerwanej inwigilacji każdej jednostki dosłownie podłączonej do systemu (nazwanego subtelnie WatchMe) kontrolującego człowieka od samego początku istnienia. Jedną z osób mających dość życia w takim środowisku jest błąkająca się po świecie młoda inspektorka Światowej Organizacji Zdrowia, Tuan Kirie. Kobieta w swojej pracy, umożliwiającej jej bycie na granicy systemu, odnajduje ucieczkę przed bolesną przeszłością, w której dosłownie pogrzebana jest jej niezwykła przyjaciółka Miach Mihie. Jeszcze w szkole średniej we trzy z jeszcze jedną koleżanką spróbowały przeciwstawić się narzuconej im z góry, hołdującej życiu wizji świata i popełnić samobójstwo. Plan jednak się nie powiódł, a przynajmniej nie w całości, bo będąca pomysłodawczynią Miach umarła, ale jej towarzyszki przeżyły. A że akurat przełożeni Tuan dowiadują się o prowadzonych przez nią nielegalnych interesach, to aż do ucichnięcia sprawy pani inspektor zostaje odesłana do znienawidzonej Japonii, gdzie czekają wszystkie złe wspomnienia. Kobieta nie ma jednak pojęcia, co tak naprawdę czeka na nią po powrocie do domu. Co spowodowało nagłą falę samobójstw wśród mieszkańców teoretycznie idealnego świata? Czyżby Miach nawet zza grobu potrafiła zarazić swoją wizją wolności innych ludzi? I co tak naprawdę stało się tego feralnego dnia kilkanaście lat temu?

Harmony jest ekranizacją powieści o tym samym tytule, ostatniej wydanej za życia autora skrywającego się pod pseudonimem Project Itou. Książka jest wizją społeczeństwa przyszłości stworzoną przez człowieka będącego jedną nogą w grobie i fakt ten miał najprawdopodobniej niemały wpływ na efekt końcowy. Ludzkość zdominowana przez system kontrolujący praktycznie każdy aspekt życia to temat pojawiający się wielokrotnie. Tym razem postawiono na zupełne przeciwieństwo pomysłów zaprezentowanych w mrocznych opowieściach, które bez wątpienia można zaklasyfikować do nurtu dystopijnego. Istotą wizji Itou jest brak otwartej opresyjności systemu, chociażby w postaci zastraszania czy pozbywania się niewygodnych obywateli. Wręcz przeciwnie – władza obsesyjnie ceni życie i zrobi wszystko, aby uchronić ludzi przed niewłaściwymi wyborami prowadzącymi do chorób czy nadmiernego stresu, a co dopiero śmierci. Na papierze wygląda to niemal jak idealne państwo, ale nikogo nie powinno dziwić, że nawet w tak utopijnym społeczeństwie pojawiają się jednostki, które tak skonstruowany system zwyczajnie przytłacza. Cóż, nie każdy jest w stanie znieść brak prywatności i wszystkiego, co się z tym wiąże. Nie powiem, w teorii wygląda to całkiem ciekawie i bez wątpienia może stanowić temat głębszych dyskusji. Gorzej, że sam pomysł to nie wszystko i szkic świata przedstawionego powinien służyć za fundament dla ciekawego i wciągającego scenariusza… Od razu uprzedzę, że z pierwowzorem styczności nie miałam i oceniam jedynie wersję animowaną, której liczne wady bardzo wyraźnie przysłaniają ewentualne zalety. Ale przejdźmy może do konkretów.

Oprócz prezentacji określonej wizji przyszłości, film próbuje zainteresować widza śledztwem prowadzonym przez główną bohaterkę. Gdyby chociaż było ono ciekawie przedstawione… Ja naprawdę lubię opowieści, w których po nitce do kłębka docieramy w końcu do złożonej konkluzji, a podsuwane widzom wskazówki prowokują do samodzielnego myślenia i przede wszystkim intrygują. Niestety, zaprezentowana tu zagadka została pogrzebana przez nieumiejętnie skonstruowany scenariusz, w większości opierający się na długich dialogach, które sprawiają, że fabuła nie płynie, a skacze od wyjaśnienia do wyjaśnienia. Ich celem było zapewne jak najdokładniejsze opisanie zaistniałej sytuacji i udzielenie najpotrzebniejszych informacji na temat świata przedstawionego, ale w efekcie akcja posuwa się do przodu naprawdę powoli, istotnych rzeczy dzieje się niewiele, a napięcie jest niemal zerowe. Samo rozwiązanie tajemnicy okazuje się mniej ciekawe, niż można by przypuszczać, co czyni całość przegadaną i śmiertelnie nudną. Ujawniona pod sam koniec prawda ma szokować i poruszać, ale cóż…

Jak już wspomniałam powyżej, pomysł jest całkiem ciekawy i niewątpliwie miał potencjał, a twórcy spore ambicje, bo aspekt fantastyczno­‑naukowy jak na umowność świata przedstawionego został w miarę sensownie wyjaśniony. Jednakże historia po drodze tonie w pseudofilozoficznym bełkocie, który może i jest oparty na faktach naukowych, ale w ostatecznym rozrachunku wszystkie te rozważania nie prowadzą do żadnych wniosków, a tylko zaśmiecają scenariusz. Co gorsza, fabuła opowiada o rzeczach naprawdę trudnych. Mamy tu nieumiejętność dopasowania się do wymogów społeczeństwa i związane z tym depresja czy myśli samobójcze, a nawet wątek przemilczanych zbrodni wojennych (pod tym względem historia ocieka potworną hipokryzją, ale to temat na zupełnie inną dyskusję). Wszystko to powinno jakoś wpłynąć na odbiorcę, ale pomimo brutalności (w większości zasygnalizowanej i pozostawionej wyobraźni widzów), całość zwyczajnie nie potrafi zaangażować, bo wszystko zostało zaprezentowane w sposób wyzuty z wszelkich emocji. Czasami taka metoda przedstawienia wydarzeń działa znacznie skuteczniej niż morze wylanych przez bohaterów łez i wygłaszane przez nich przydługie monologi, kluczowe jest jednak wyczucie, którego niestety zabrakło w tym przypadku. Sprawia to, że film zupełnie nie sprawdza się jako dramat.

Jednej z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy można doszukiwać się w kreacji bohaterów, bo drobna, ale jakaś tam iskierka się znajdzie, gorzej, że zupełnie nie ma komu unieść tego ładunku emocjonalnego. Charaktery postaci to niewyraźny zarys, połączenie dwóch­‑trzech cech na krzyż. Bohaterów definiuje głównie rola w historii, a w skrócie: mamy do czynienia z marionetkami fabularnymi. Nie będę rozwodzić się nad większością obsady, bo ich jedynym zadaniem jest dostarczenie odpowiednich informacji lub wykonanie konkretnego zadania. Jak najbardziej można by to zaakceptować, gdyby bohaterowie grający pierwsze skrzypce byli godni uwagi, ale niestety tak nie jest.

Tuan w zasadzie pełni tylko rolę uszu i oczu widza – to robot wyposażony w tryb retrospektywny i monologowania wewnętrznego. Wrażenie potęguje to, że kobieta jest wyjątkowo apatyczna, zamknięta w sobie i praktycznie w ogóle nie okazuje emocji. Chociaż wypadałoby chyba raczej napisać, że ich nie posiada, ponieważ ilość danych, jakie musi przetwarzać na potrzeby widza, raczej wyklucza okazywanie uczuć, a prezentowane przez nią okazjonalnie reakcje wypadają sztucznie. No dobrze, też można to przeboleć, bo to nie Tuan znajduje się w centrum intrygi. Gorzej, że główny obiekt zainteresowania autora też nie prezentuje się szczególnie interesująco. Miach Mihie stylizowana jest na (nie)typowego społecznego odszczepieńca, niezrozumianego geniusza, który jako jedyny w tłumie myśli samodzielnie i jest świadomy. W oczach przyjaciółek dziewczyna prezentuje się jako eteryczna i enigmatyczna doskonałość, która mimo cichego usposobienia aż promieniuje charyzmą. Gorzej, że w przynajmniej moim odczuciu to zbiór charakterystycznych dla tego typu postaci cech, które nie tworzą wymarzonego przez twórców obrazu, ponieważ po Miach jeszcze bardziej widać podporządkowanie wymogom fabularnym. To nie jest pełnoprawna osobowość, a jedynie spersonifikowana polemika z systemem. Dodatkowo starano się ukazać kontrast między nią a resztą społeczeństwa, kładąc ogromny nacisk na jej więź z Tuan i Cian – dziewczynami w gruncie rzeczy zupełnie zwyczajnymi. Teoretycznie wmawia się widzowi, że mają jakieś tam wątpliwości i dlatego orbitują wokół tajemniczego guru, ale wątek ich problemów z dostosowaniem się do społeczeństwa w ogóle nie został rozwinięty. Ich relacje dyktowane są przez scenariusz, a (jeśli wierzyć zamieszczonej na Czytelni recenzji książki) dla pikanterii postanowiono je zabarwić pseudoromantycznymi wstawkami, ale nie nadaje im to choćby minimalnej wiarygodności. Tym bardziej że fabuła forsuje niezwykłą głębię ich przeżyć, podczas gdy tego w ogóle nie czuć i jedyne, co z retrospekcji Tuan wynika, to fakt, iż trzy niedojrzałe małolaty z nudów postanawiają zrobić coś zakazanego. Emocje ukazane na ekranie są takie… sterylne, jakby ktoś zatrudnił słabo opłacanych aktorów, którym nie dość, że nie chce się grać, to są świeżo po otrzymaniu scenariusza i nawet nie mieli czasu się z nim należycie zapoznać.

Oprawa techniczna to trudny orzech do zgryzienia, bo niektóre jej elementy sprawiają, że momentami film jest nawet przyjemny w odbiorze, a inne odstraszają na kilometr. Słowem: jest pełna kontrastów. Zacznę może od tego, że ilustracje przedstawiające trzy główne bohaterki są naprawdę ładne i zachęcają do sięgnięcia po anime. Gorzej, że nieważne, jak miłe dla oka byłyby rysunki, w wersji animowanej prezentują się bardzo różnie, głównie w zależności od ujęcia. Czasem ładna twarz potrafi się rozjechać i przypomina żabę, a źle uchwycona perspektywa sprawia, że wszystko robi się dziwnie płaskie. Gwoździem do trumny jest zastosowanie elementów trójwymiarowych, które bardzo wyróżniają się na tle reszty grafiki. Rozumiem zastosowanie CGI do animacji świata wirtualnego, to jak najbardziej ma sens, ale nie działa w przypadku „rzeczywistych” ujęć, kiedy mamy jedną lub dwie dwuwymiarowe postaci, a w tle tłum topornie poruszających się modeli 3D. Poza tym daje się zauważyć konflikt idei i wykonania, ponieważ różnorodność i barwność krajobrazów, nieraz zapierających dech w piersiach, jest zestawiona z bardzo dziwacznym poczuciem estetyki… W wyobraźni każdy sobie mógł to kształtować, jak mu się żywnie podobało, ale przeniesienie pomysłu autora na ekran sprawiło, że w miejscach znajdujących się pod kontrolą WatchMe w architekturze dominuje wszechobecny i wyjątkowo upiorny róż. Oczy naprawdę bolą.

Z kolei oprawa muzyczna, choć sama w sobie niekoniecznie nadaje się do słuchania, tworzy naprawdę klimatyczne i porządne tło dla rozgrywających się na ekranie wydarzeń. To połączenie instrumentów klasycznych z elektroniką, bardziej stawiające na futurystyczny klimat, ale w żadnym momencie niezalewające uszu widza typową techno­‑rąbanką. Część utworów to bardziej zbiór wywołujących niepokój dźwięków niż pełnoprawnych melodii, ale nie mam im nic do zarzucenia. Nieźle wypada również piosenka towarzysząca napisom końcowym – Ghost of a Smile w wykonaniu Egoist, chociaż z drugiej strony nie różni się aż tak bardzo od innych utworów tego zespołu. Warto zwrócić uwagę na listę seiyuu, wśród których znajdziemy kilka bardziej znanych nazwisk (Miyuki Sawashiro, Akio Ootsuka, Shinichirou Miki), co może zachęcić ich fanów do seansu. Osobiście sądzę, że nie warto, bo nie są to szczególnie zapadające w pamięć role, ale jedna rzecz mi się podobała. Grająca Miach Reina Ueda swoim słodkim i niewinnym głosem bardzo umiejętnie nadała jej socjopatycznej postaci rys odrealnienia.

Śmierć jakiegokolwiek artysty jest smutną wiadomością, tym bardziej jeśli był to człowiek młody i z głową pełną ciekawych pomysłów. Sytuacja, w jakiej znalazł się Satoshi Itou, bez wątpienia nadała charakterystyczny rys jego twórczości, najbardziej widoczny chyba właśnie w Harmony, które pełni rolę wyjątkowo depresyjnego manifestu ideologicznego. Cóż, nie mam pojęcia, jak pomysł sprawdził się w wersji papierowej, ale niewątpliwie został doceniony, bo w 2009 roku otrzymał kilka znaczących nagród. Patrząc jednak na ekranizację, można wysnuć kilka wniosków. Po pierwsze: wyczytane w różnych miejscach informacje wskazują, że chociaż film jest w miarę wierny pierwowzorowi, pomija kilka istotnych faktów, co sprawia, że postępowaniu kluczowych bohaterów brakuje odpowiedniego wyjaśnienia. Co niesie za sobą drugi wniosek: niewykluczone, że książka jest jednym z przypadków dzieł literackich, które zupełnie nie nadają się do ekranizacji, ponieważ w trakcie przenoszenia wizji na ekran do scenariusza wkrada się sporo uproszczeń i skrótów myślowych. Po trzecie: anime zdradza nie tylko przerost formy nad treścią, ale również chęci nad możliwościami, bo jako fanka gatunku uwielbiam dzieła poruszające ciężką tematykę. Jednakże w momencie, kiedy na rzecz ponurego klimatu fabuła zostaje odsunięta na bok, mamy do czynienia z suchym zbiorem poglądów, idei oraz faktów, który nie nadaje się na scenariusz. Głębia jest pozorna i objawia się w kilku poważnie brzmiących hasłach, a dyskusje na ich temat prowadzą właściwie donikąd. Fatalistyczna wizja przyszłości to łakomy kąsek dla fanów kina ambitnego, zwłaszcza jeśli film próbuje się sprzedać jako rzecz zmuszającą do refleksji i poruszającą. Gorzej, gdy zamiast klimatycznego kryminału w dekoracjach fantastyczno­‑naukowych wychodzą z tego dwie godziny bełkotu o ludzkiej świadomości.

Enevi, 9 marca 2017

Recenzje alternatywne

  • Altena - 27 czerwca 2017
    Ocena: 9/10

    Walka o indywidualizm, miłość yuri i gloryfikacja śmierci. Zabójcza i piękna mieszanka w jednym filmie. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio 4°C
Autor: Satoshi Itou
Projekt: Kazuyoshi Takeuchi, Redjuice, Takahiro Tanaka
Reżyser: Michael Arias, Takashi Nakamura
Scenariusz: Kouji Yamamoto
Muzyka: Yoshihiro Ike