x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Zbrodnia
Ukazanie ponad 10‑godzinnej pracy jak coś zabawnego? Przecież to katastrofa porównywalna z Hiroshimą lub Fukushimą! Zarywanie nocek? Spanie w biurach? LOL nie! parlament japoński powinien ustalić max 8h tryb pracy!
Bo na serio:oni WYGINĄ!
Główna bohaterka(której imienia nie pamiętam, Aoba?)prawie nie ma czasu dla siebie, a rozmowa o „chłopakach” była dołująca! Ta ciemna powinna wylecieć za robienie ponurej atmosfery i straszenie nowych.
A poza tym było nudno, ani komedia, ani serwis.
*klika łapka w dół*
Re: Zbrodnia
Re: Zbrodnia
Re: Zbrodnia
Do tego wieczny strach przed utratą pracy. Najgorzej mają ludzie, którzy z jakiegoś powodu zostaną zwolnieni to potem cholernie ciężko im znaleźć nową pracę w tej samej branży, bo zaraz się roznosi informacja z jakiego powodu odszedł czy stracił wcześniej pracę i nikt takiego nie weźmie, dlatego często wielu wykształconych ludzi kończy w zawodach fizycznych i tak dalej.
Najgorzej to mają chyba kobiety, które z tego samego powodu boją się zgłosić molestowanie, stalking czy inne jazdy japońców, które dzieją się tam nagminnie, a jednak nie zgłoszą tego bo całe 20 lat nauki pójdzie w piach i skończy jako sprzedawczyni z 7‑eleven XD
„Bo jak to tak? Doniosła na szefa stalkera, który przez ostatnie 5 lat ją obmacywał w robocie i próbował czy dopuścił się gwałtu? No ja takiej pracownicy kapusia nie chcę, bo jeszcze na mnie doniesie za stalking i molestowanie, a tak być nie może!!”
I cyk samobójstwo, oczywiście znów zakwalifikowane jako „nieszczęśliwy wypadek” żeby znów statystyk nie wywaliło poza skalę XD
Chyba tylko kraje 3 świata mają gorszy system pracy.
Z samym tworzeniem gier ma to niewiele wspólnego, bo cały koncept jest spłycony do minimum(a już na pewno nie debugging bez obsługi odpowiednich narzędzi) i wygląda to w ten sposób, że roboty może się podjąć każdy i samo tworzenie gier to jest w zasadzie „nic trudnego”, jeśli słodkie moe dziewczyny mają ochotę takową stworzyć. Przelukrowana praca w biurze, która imho ma raczej niewiele wspólnego z realizmem i mocna awersja do męskich bohaterów(srsly, przez całą serię nie pojawia się ani jeden facet z normalnie zarysowaną twarzą – nie licząc ich gry, nawet w tle pojawiają się bardzo rzadko).
Na plus tyle, że dało się bardzo łatwo rozróżnić postacie i pojawiło się kilka pomniejszych smaczków ze świata gamingowego mimo wszystko.
Na samym początku miałem nadzieję na coś pokroju Shirobako ale seria daje bardzo szybko do zrozumienia, że jest niczym innym, jak kilkoma dniami z życia moe dziewczyn w biurze. Do tego tak słodkimi, że czasami ciężko oglądać, jeśli de facto nie gustuje się w samym nurcie.
Koniec końców mimo, że jest to komediowy seinen z okruchami życia, to jednak przeznaczony dla specyficznej grupy odbiorców, do której zwyczajnie się nie zaliczyłem. Dla mnie jest to przeciętna seria 5/10.
BTW w przypadku anime nie funkcjonuje pojęcie „seinen”. Ale tak, manga New Game jest seinenem.
Możliwe, aczkolwiek użycie terminu jest dopuszczalne w wielu kręgach i jako przeciętny zjadacz chleba i osoba, która nie uważa siebie ani za konesera, ani za kogoś ponadprzeciętnie obeznanego w japońskiej kulturze pozwolę sobie okazjonalnie użycie pojęcia w przypadku anime :)
Wyraziłeś swoją opinię, a ja miałem prawo ją skomentować i z tego skorzystałem.
Anime po prostu lecą w TV. Pojęcie seinenów odnosi się do mang wydawanych w magazynach skierowanych do młodych mężczyzn.
A to nie chodzi czasem o to, że skoro się tam pojawiają, to znaczy, że jednak coś takiego funkcjonuje? Błędnie, czy nie, ale jakby nie patrzeć – się przyjęło.
Ciebie mało interesuje – spoko, jak uważasz, jesteś na przegranej pozycji z rzeczywistością. Ale nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że niby dużo tagów to pomyłki. Tagi wystawia się wiedząc o czym był pierwowzór, po obejrzeniu zwiastunów czy przeczytaniu newsów. To nie fizyka kwantowa, każdy średnio wyrobiony widz może otagować serie bez problemu. Oczywiście, pierwsze wrażenia mogą być błędne, ale to nie zmienia faktu, że tematykę danej produkcji da się dosyć szybko i jednoznacznie oznaczyć.
Tagi to tylko narzędzie – mają za zadanie poinformować potencjalnego widza o pewnych rzeczach, które w danym anime występują. Decyzja czy kierować się tagami, czy nie zostaje w gestii widza.
Zresztą czym innym jest to, że seria nie jest taka jak została otagowana, a czym innym to, że seria nagle łamie ustalone wcześniej założenia.
Natomiast chciałbym się dowiedzieć, dlaczego, Twoim zdaniem, używanie określenia „seinen” w stosunku do anime (przy jasności, że ma się na myśli adaptację mangi ukazującej się w czasopiśmie seinen) jest błędne – na podstawowym poziomie.
Co? Ja mówiłem tylko o ich wiarygodności jako źródle. Oczywiście, że są użyteczne w pewnych sprawach, ale to nie ma absolutnie nic do rzeczy i nie rozumiem co próbujesz osiągnąć przekręcając moje słowa. Przecież my się nawet nie kłóciliśmy, dlaczego wyjeżdżasz mi ze strawmanem?
>Natomiast chciałbym się dowiedzieć, dlaczego, Twoim zdaniem, używanie określenia „seinen” w stosunku do anime (przy jasności, że ma się na myśli adaptację mangi ukazującej się w czasopiśmie seinen) jest błędne – na podstawowym poziomie.
I znowu…
Mógłbyś z łaski swojej nie wciskać mi w usta tekstów, których nie powiedziałem i to jeszcze w tak bezczelny sposób? Ja nawet się nie wypowiadałem na te tematy, a Ty ogłaszasz wszem i wobec, że mam jakąś opinię na dany temat i każesz mi się z niej tłumaczyć, mimo że istnieje ona tylko w Twojej głowie.
Gdzie ja napisałem, że jest błędne w takiej okoliczności? Skąd w ogóle pomysł, że mówiłem o tej konkretnej okoliczności? Nie wiesz co znaczy „BTW”? Powtórzę.
Po prostu.
Jeśli pozwolisz, zacznę „od nowa”, żeby dowiedzieć się, czego chciałem się dowiedzieć, i zapytam: Nie funkcjonuje w znaczeniu „nie jest używane” czy „nie istnieje”?
Jeśli pierwsze, to w jakim środowisku?
Jeśli drugie, to dlaczego?
Po prostu, nie używa się takiego określenia w przypadku anime. As simple as that. Jak wychodzi anime Berserk, to się mówi została zapowiedziana adaptacja znanego seinena dark fantasy blablabla. Ale potem jak się mówi o anime Berserk, to już się go nie określa jako seinen tylko po prostu dark fantasy blablabla.
1) W zasadzie to w każdym środowisku? A na pewno we wszystkich, które znają się na rzeczy.
2) Bo nie istnieje. Nie wiem dlaczego szukasz tu jakiejś głębszej filozofii. „Seinen” tyczy się mangi, nie anime. Seinen znaczy „manga wychodząca w magazynie skierowanym do młodych mężczyzn/skierowana do młodych mężczyzn”. No, zdarzają się drobne odstępstwa (np. czasem jest też dla już‑nie‑młodych), ale bez znaczenia dla obecnej dyskusji. Nie „anime cośtam”. To tak jakbyś się dziwił dlaczego na anime mówi się „anime”, a nie „manga”.
I to jest podstawowy błąd, który popełniłeś. Od początku było wiadomo, że ta seria nie będzie miała nic wspólnego z tworzeniem gier, a sam zamysł będzie jedynie podkładem dla tony moe i panty‑shotów.
W ogóle zauważam, że ludzie niepotrzebnie porównują tego typu serie do Shirobako. To samo było z Sore ga Seiyuu. Radziłbym traktować anime z pod szylku P.A. Works jako wyjątek, a nie swego rodzaju wyznacznik.
Porównałem do Shirobako, ponieważ było to pierwsze, z czym się skojarzyło – tworzenie czegoś(w sensie, że w przemyśle rozrywkowym), żeńskie główne bohaterki(choć może znów nie tak przesłodzone), protagonistka z ambicjami itd. To nie wina widzów, że porównują serie w ten sposób tylko twórców, że dają takie złudzenie. Porównałbym być może do czegoś innego, gdybym bardziej siedział w seriach moe(tak to nazwę, bo nie wiem czy jest na to jakiś odpowiedni termin).
Winę zrzuciłbym również na brak odpowiedniej kategorii lub taga – dodając lukier/ciastka/moe wiedziałbym, czego się spodziewać ale widziałem tylko komedia i okruchy życia(i widownia seinen, na MALu), a przecież jest naprawdę sporo serii, których tematyczne tło jest na tyle bogate i rozbudowane, że faktycznie zawiera istotne informacje, „bawi i uczy” rzekłbym.
Ofc ciężko o realizm, kiedy tworzy się świat w pełni dla płci pięknej ale nie są to rzeczy, które przeciętny widz jest w stanie wyłapać po pierwszych odcinkach, a może po prostu tylko ja – może dedukcja mi kuleje, kto wie.
O wiele łatwiej mam z seriami dla widowni shoujo – są one na tyle specyficzne, że po przeczytaniu opisu, obejrzeniu trailera, czy kilkunastu zrzutów od razu wiem, czy będę miał to ochotę oglądać. W przypadku okruchów życia, czy seinenów(znów to zrobiłem!) niestety nie, bo są to kategorie zbyt ogólne w odbiorze, imho.
Bo spora część zainteresowanych gatunkiem rzuciła anime w diabły po paru odcinkach, a ci, którzy dokończyli, nie bardzo mieli ochotę na roztrząsanie tematu (strzelam w ciemno, nawet nie chce mi się zaglądać do tamtejszych komentarzy).
To wina wyłącznie widzów, którzy za mało wiedzą o anime ogółem. W Japonii jest dużo więcej reklam, newsów, artykułów, czegokolwiek i fani wiedzą o nadchodzących seriach nieporównywalnie więcej – na Zachodzie zaś powinniśmy wypełniać te braki sami poszukując info. Nie ma co zwalać winy za swoje lenistwo na biednych twórców po drugiej stronie globu. W końcu tego anime zgodnie z prawem nie powinniśmy nawet oglądać, więc stawianie jakichkolwiek żądań czy oczekiwań jest wysoce nie na miejscu (niestety jest też powszechne).
Skoro wyżej się czepiałem semantyki, to i tu sobie pozwolę, a co! ;) Seria technicznie nie może być moe. W przypadku New Game trafnym określeniem jest cute girls doing cute things (cgdct).
>Winę zrzuciłbym również na brak odpowiedniej kategorii lub taga
To już wina siły wyższej, afaik tanuki nie ma (od całkiem długiego) obecnie możliwości dodawania nowych tagów.
W końcu seinen znaczy wyłącznie „przeznaczony dla młodych mężczyzn”, wiec o gatunku nie mówi absolutnie nic – jedynie daje większą szansę na wystąpienie pewnych trendów, klisz, etc. Okruchy Życia zaś mogą tyczyć się mnogości dziedzin i w różnych proporcjach mieszać się z innymi gatunkami (na ogół z komedią, która też występuje w licznych odmianach).
Dla zakończenia chciałbym ogólnie doradzić wystrzeganie się nawyku szufladkowania serii, w przypadku anime jest to daremny wysiłek, który zazwyczaj może przysporzyć wyłącznie problemów, pomóc rzadko kiedy, a i tak niewiele. Produkcje w tym medium uwielbiają mieszać jedno z drugim i mało którą da się podsumować w paru słowach. Dla przykładu żadne z anime o idolkach jakie znam, nie było podobne do drugiego.
Jak teraz czytam mange, to ich nawet rozumiem, ale wtedy serial był dla mnie znośny.
Oczywiście wcale nic takiego nie trzeba robić i zachodni widz może kierować się swoimi własnymi odczuciami przy ocenie danego dzieła czy też wyborze następnej rzeczy do obejrzenia. Może też bez wyrzutów sumienia oceniać serię z perspektywy swoich doświadczeń, a także wymagać od twórców wschodnich tego samego czego wymagałby od twórców zachodnich. Co najważniejsze, nie trzeba też spędzać Bóg wie ile czasu na wyszukiwanie informacji na temat jakiejś serii.
Anime jest tworzone przez Japończyków – to fakt. Japońska kultura jest inna od naszej – to również jest fakt. Wytwory kultury japońskiej różnią się od tych tworzonych nad Wisłą czy w USA – kolejny fakt. Wiesz co jeszcze jest faktem? Nie jesteśmy z Japonii. Nie musimy odbierać ich produkcji w ten sam sposób jak oni odbieraliby nasze.
Z jednej strony masz rację, z drugiej zwyczajnie nie zawsze jest czas i nawet ochota na sprawdzenie dokładniej informacji o danej serii. Nie wyobrażam sobie spędzania kilkunastu‑kilkudziesięciu(czasami nawet więcej) minut na sprawdzaniu każdej pojedynczej serii w poszukiwaniu schematów, czy może klisza, który może mi się nie spodobać. Już pomijam fakt, że takie podejście prowadzi często do spoilerów ale wspominasz o kwestii opcjonalnej, tak jakby była czymś obowiązkowym. Rozpoznanie dla każdego ma inne znaczenie – niektórzy muszą znać nawet całość od deski do deski, inni znów wolą wiedzieć jak najmniej, żeby nie psuć sobie seansu – ja akurat zaliczam się do tej drugiej grupy.
Nie zgodzę się. Może nie w tym konkretnym przypadku ale przy innych seriach osoby nie lubujące się w danym gatunku mogą zwrócić uwagę na kwestie, których zagorzały fan w ogóle nie przyuważy. Oczywiście nie mówię tutaj o jakimś czystym hejcie, czy konwencji stworzonej według danego gatunku krytykowanej od podstaw(co właśnie popełniłem ;p) ale konstruktywna krytyka zawsze bywa przydatna, tj. jeśli autor na taką się godzi lub w ogóle bierze pod uwagę.
Bardziej miałem na myśli brak odpowiednio terminu lub kategorii dla gatunku ogółem, tanuki nie jest wyjątkiem. W żadnej z baz, czy stron nie znajdziesz określenia pod tą konkretną serią „hektolitry lukru”(wyrażenie przypadkowe, proszę nie brać do siebie). Pewnie gdzieś widnieją ostrzeżenia, że uczuleni na słodkość mogą obawiać się repulsji i traumy ale nie przyuważyłem.
Faktycznie ciężko znaleźć dwie „podobne” do siebie serie ale w gatunkach szufladkowanie ułatwia odsianie tego, co niekoniecznie może wydawać się interesujące dla danej grupy odbiorców. Oczywiście są od tego wyjątki(ostatnio o mało co nie pominąłem Konosuby, czego nie mógłbym sobie wybaczyć) ale nie mówimy tutaj o szufladkowaniu względem zachcianek typu „podobał mi się Berserk, dajcie drugą identyczną serię” tylko „lubię fantasy w zachodnim natchnieniu, czy będą jakieś propozycje?” i jest to kategoryzowanie jak najbardziej godne przyjęcia – odnosi się do cech wspólnych, których serie mogą mieć więcej lub mniej. Znów też wydaje mi się to na tyle oczywiste, że głupio czuję się o tym pisząc i pewnie nawet nie było potrzeby komentowania w ten sposób ale niech będzie.
To raczej kwestia tego, że Gakkou Gurashi od początku mogło być właściwie wszystkim, czyli że niekoniecznie musiało tam dominować cgdct. New Game zaś nigdy nie zapowiadało się na nic innego, temu też dziwne jest, że ktoś się na tym naciął (ja przynajmniej myślałam, że od czasu K‑ona wszyscy się już nauczyli, że słodkie dziewczęta robią tylko słodkie rzeczy, a nie coś, co niby widnieje w opisie fabuły xd).
tl;dr Glowna tresc, ktora bede staral sie tutaj przeslac to fakt, ze baja naprawde bardzo dobrze oddaje szerokopojeta etyke pracy w tej branzy. Powiedzialbym, ze miejscami jest nawet przerazajaco realistyczna :). Uprzedzam pytanie – nie, nie strzelamy do swoich przelozonych z airsoftu. Uzywamy do tego celu nerf gunow.
Wspomniany przez Ciebie 'debugging' to skosna terminologia na cos, co na zachodzie nazywamy QA (Quality Assurance). Zespoly QA przez wiekszosc swojego czasu zajmuja sie systematycznym testowaniem kolejnych wersji gry. W praktyce przeklada sie po prostu na wielokrotne walkowanie tych samych zepsutych fragmentow tej samej niedokonczonej gry oraz zdawanie raportow odnosnie wydajnosci, niezgodnosci ze specyfikacja lub obecnosci elementow, ktore ich zdaniem funkcjonuja zle, sa niejasne lub niedopracowane. 'Odpowiednie narzedzia' o ktorych mowisz sa generalnie albo wbudowane w sama gre przez programistow albo dostarczane przez platformy testowe (devkity/testkity konsol). Normalne praktyka jest rowniez oddelegowywanie pojedynczych osob do testowania konkretnych funkcjonalnosci na rzecz zespolu zajmujacego sie ich produkcja. Praktyka zatrudniania prawcowikow sezonowych i internow na stanowiska QA rowniez jest powszechna, zwlaszcza w koncowej fazie produkcji. Praca ta nie wymaga to specjalnie duzo technicznej wiedzy, a chetnych nie brakuje mimo niewielkiego wynagrodzenia.
Kazda z powyzszych rzeczy zostala przedstawiona calkiem realistycznie w anime (za wyjatkiem faktu, ze malo kto wspolczesnie uzywa papieru do komunikacji).
Kolejna rzecz, w ktorej sie mylisz to przeswiadczenie o tym, ze bajka skupia sie na 'tworzeniu gier'. Praktycznie cala akcja New Game kreci sie wokol glownej bohaterki oraz niewielkiej grupki ludzi blisko z nia wspolpracujacymi. Wiekszosc z tych lasek specjalizuje sie w projektowaniu lub modelowaniu postaci i ten akurat aspekt zostal w serii oddany calkiem realistycznie. Moze i wyglada to na pierwszy rzut oka na 'nic trudnego', ale prawda jest taka, ze praca ta wymaga sporo talentu, pasji, nabytych umiejetnosci oraz regularnego handlowania ze stresem. Cala reszta przedstawionego procesu produkcyjnego rowniez calkiem niezle trzyma sie kupy, biorac poprawke na to, ze jest ona obserwowana z atechnicznej perspektywy artysty :). W przypadku duzych tytulow tworzenie gry jest potwornie skomplikowanym i mocno interdyscyplinarnym procesem – nie spodziewalbym sie, zeby mozna go w pelni pokryc w 12 odcinkach lekkiej serii.
Bajka jest pelna uroczych lasek, bo to anime. Skosna popkultura lubi urocze rzeczy, polecalbym przywyknac albo rozwazyc zmiane hobby.
Jezeli masz jeszcze inne techniczne zastrzezenia, o ktorych zapomniales wspomniec, to chetnie sie do nich odniose.
Wybacz ale brzmi to jak wyidealizowana wizja pracy w tej, czy jakiejkolwiek innej branży. New Game! traktuje o niej bardzo luźno i tyle to nawet mi udało się wychwycić. Nie mówię, że kompletnie nieprawdziwa ale zwyczajnie daleka od realnej.
Nie pracowałem nigdy będąc bezpośrednio połączonym jakoś z gamingiem, bo to nie moja branża ale jako osoba, która pisywała o grach często interesowałem się tym jak wygląda praca nad grami czy to w dużych studiach typu CD Projekt, czy to mniejszych kilku‑osobowych. Dziesiątki wywiadów, osobistych zwierzeń, plusów i minusów wynikających z pracy w tej branży itd. Wydaje mi się, że mam jakąś tam wizję sposobu działania procesu, chyba że wszystko co przeczytałem i wysłuchałem wcześniej, to stek bzdur.
Deklarujesz się jako osoba z branży i na pewno masz lepszą wizję pracy nad grami ale w twojej wypowiedzi nie jestem w stanie odebrać inaczej, niż „jeśli się nie podoba, to nie oglądaj”, no i wybacz jeśli nie uwierzę, że przyjmujecie do tworzenia gier dziewczyny świeżo po liceum, które jeszcze musicie douczać w tworzeniu 3D.
Pracowałem również w kilku biurach najczęściej w profilach związanych z IT i wiem, że może być „sztywniej” ale też „luźniej” i w bardziej przyjaznej atmosferze(a czasami nawet „głupkowatej” do kwadratu), jednak nie było to na tyle słodko, żeby odbijało się lukrem.
Nie rozumiem za bardzo dlaczego niektórzy na siłę chcą innym wcisnąć „jak to wygląda”. Jeśli seria jest o słodkich dziewczynach pijących herbatę, to po co do tego wpychać realizm.
Dziękuję za cały wywód ale wiedząc czym jest debugging(termin bardziej bezpośredni, który preferuje) napisałem świadomie, że proces ten tak nie wygląda. Było to raczej zwykłe stwierdzenie, aniżeli podwalina pod dyskusję. Jednak jeśli już mam rozwinąć myśl – na pewno przyjmują dorywczo sezonowców(czy jak ich tam zwał), studentów i całą resztę ale na pewno nie na podstawie tego, że kiedyś zagrał w kilka gier na jakiejkolwiek platformie. Nie jest to przypadkiem tak, że jeśli określenie danego problemu jest zbyt ogólne i trzeba się doszukiwać miejsca jego występowania oraz zasady jego reprodukcji, to marnuje się czas wszystkich zaangażowanych w proces eliminacji błędów?
Kolejna osoba, która próbuje mi wytłumaczyć o czym „tak naprawdę” ta seria była. Tak jak pisałem, dla mnie one równie dobrze mogłyby pracować na taśmie produkcyjnej i charakter serii zapewne wiele by się nie zmienił tak samo jak mój odbiór.
Kliknij na mój profil, zobacz listę(mój MAL jest bardziej aktualny), opis(oczywiście jeśli możesz, masz czas i ochotę, do niczego nie zmuszam) i powiedz, że jesteś pewien, że jestem osobą, której powinno się proponować zmianę hobby na tym etapie.
Nie ma takiej potrzeby. Poza tym zaczyna się powoli offtop.
Ludzie po ogólniakach to w branży IT dość normalna sprawa, większość doucza się programowania na własną rękę.
Należy też zauważyć, że Aoba została przyjęta jako potencjalny projektant, więc bardziej od wiedzy z zakresu modelowania trójwymiarowego kluczowa w jej fachu jest wyobraźnia i talent plastyczny, których nie da się nauczyć. Nie ma co ukrywać – teraz każde korpo wie, że dobrego pracownika trzeba wykształcić na własną rękę.
Efekty są tego różne, przy miernej organizacji zatrudnianie takiego pracownika jest rozwiązaniem dalekim od optymalnego, sam byłem tego świadkiem i to nie raz. Co innego, jeśli podpisywana jest lojalka i idzie za tym pakiet szkoleń. Jednak to jest dłuższy i nie do końca wygodny temat.
Trudno się nie zgodzić. Nie mniej sytuacja wydawała się być zgoła dziwna, po przyjściu do pracy przełożona kazała jej wlepić głowę w podręcznik instruktażowy i kilka dni później Aoba zaczęła tworzyć cuda ;p Nie jestem do końca przekonany, że tak to działa.
Bardzo przyjemna seria
Re: Bardzo przyjemna seria
Po 8 epku
Nie spodziewałam się tu zobaczyć tak dobrej serii i naprawdę nastawiałam się na powtórkę z rozrywki, czyli coś podobnego do Sore ga Seiyuu. Na szczęście jak na razie jest zdecydowanie lepiej. Inna sprawa, że Doga Kobo właściwie idealnie nadaje się do takich produkcji i po raz kolejny udowadniają, że wiedzą, jak zrobić porządną moe serię. Tak patrząc na to, będę musiała wrócić do ich starszych anime, bo mnie totalnie kupują swoim stylem.
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
Re: Po 8 epku
3 odcinki i ściana
W Japonii istnieje małe indie studio, produkujące serie rpgów (która ma już n‑tą część), w biurze pracują same kobiety w kwiecie wieku reprodukcyjnego mające stałą pracą i wyglądające na licealistki, każda co do jednej wygląda jakby przed chwilą wyszła ze szkoły i miała pójść na pączki. Co odcinek mamy okazje oglądać bieliznę na nogach bohaterek wraz z przekrzywioną kamerą która pokazuje wdzięki naszych developerów. Są one też odpowiednio infantylne ponieważ jakby nie patrzeć ich charaktery są oparte na schematach z serii o słodkich dziewczynkach, więc trzeba także tą bazę pokryć. No i przez ten cute girls doing cute things klimat, same żarty także są sporadyczne i delikatne.
Uhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh… Naprawdę ta seria ze mną źle leży, a ja lubię praktycznie każdy poszczególny element. Lubie fanserwis (i subtelny i nachalny), lubię słodkie dziewczynki, lubie game development, lubię humor biurowy, lubię żeńskie obsady no i lubię studio które to robi, ale… Zero, zip, zilch, nada, no, nope, nein, na‑ah, no way, nie.
1 odcinek
Postacie nie są aż tak mocno stereotypowe jak na ten gatunek co jest miłe i ogólnie przyjemnie się to oglądało, podoba mi się, ale nie mogę się pozbyć tego uczucia, że jest to nie tak jak być powinno.
No cóż i tak chętnie obejrzę do końca
po 1 epku
Graficznie jest oczywiście cukierkowo, ale bardzo starannie. Styl pasuje do klimatu serii, niczego innego się tu zresztą nie spodziewałam i mnie to osobiście pasuje.
Liczę na przyjemny seans – takie pomieszanie Sore ga Seiyuu z Servant x Service. Jeśli właśnie tak to wyjdzie, to ja będę usatysfakcjonowana.