x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Kompletnie nie kupuję tego pomysłu. Przy czym nie mam tu na myśli samej idei otrzymania listu od swojej przyszłej wersji, informującego o tym, co wydarzy się za jakiś czas oraz jak temu zapobiec. Uważam, że to bardzo ciekawy koncept, dający wiele możliwości na intrygujące i niebanalne zawiązanie akcji. Kłopot w tym, że według mnie to, co dzieje się pomiędzy paczką przyjaciół, to jakieś pobożne życzenie autorki, niemające wiele wspólnego z realizmem.
O ile jestem w stanie uwierzyć w emocjonalne zaangażowanie Naho w tę sprawę, które to można usprawiedliwić nagłym zauroczeniem, tak niemożliwe wydaje mi się, aby grupka przyjaciół, która zasadniczo dopiero co poznała Kakeru, tak uparcie poświęcała się temu, by uratować zupełnie obcą sobie osobę. Oni dosłownie obchodzą się z Kakeru jak z jajkiem, co swoją drogą też jest niezmiernie irytujące, bo zawzięcie usiłują wykopywać mu wszelkie kłody spod nóg, czyniąc z niego w moich oczach jednostkę żałosną i słabą. „Kakeru ma smutną minę? – Ojej, zastanówmy się, co możemy zrobić”. „Kakeru skręci kostkę i zawali sztafetę? – W imię przyjaźni biegnijmy w niej wszyscy razem, to będzie takie wspaniałe~!”. Tego typu postępowanie jest dla mnie najmniej zrozumiałe zwłaszcza w przypadku Suwy. No dajcie spokój, czy koleś zakochany w dziewczynie dla dobra ledwo co poznanego kolegi będzie pchał ją w jego ramiona tylko dlatego, że przeczytał jakiś tam list? kliknij: ukryte W ogóle proszę sobie wyobrazić, jak smutne i nieszczęśliwe musało być jego małżeństwo z Naho, skoro zarówno on pisze do młodszego siebie, by pomógł Naho i Kakeru być razem, jak też i ona prosi licealną siebie, by zrobiła wszystko, żeby Kakeru nie popełnił samobójstwa… Aż przykro mi o tym myśleć.
Inną sprawą natomiast jest tu sama główna para. Litości, większej kretynki niż Naho już dawno nie widziałam. Krótka lekcja romansowania według Naho: chłopak wyciąga w twoim kierunku rękę. Co robisz? Nie, nie podajesz mu swojej, bo niby po co mu ona. Pytasz, czy coś się stało. A ten drugi kapuściany głąb odpowiada, że nic takiego i ze zbolałą miną odchodzi w stronę zachodzącego słońca…
Druga lekcja: koledzy podpowiadają ci, że wystarczy rzucić zwykłe „cześć” w kierunku swojego ukochanego, żeby z rana poprawić mu humor. Co robi nasz wamp podrywu, Naho? W środku konwersacji (!) ni z tego, ni z owego, wypala do Kakeru z cichym „cześć”... Nie wiem, czy to miało być według autorki urocze czy co, ale mi po prostu witki opadły i straciłam do Naho resztki szacunku.
Ta historia zdecydowanie nie jest dla mnie, nie potrafię się wczuć w ogólną atmosferę poświęcenia swojego życia dla nieznanego chłopaka i pilnowania go na każdym kroku. Tak jak ktoś poniżej zauważył, cały koncept byłby bardziej zasadny i jednocześnie wiarygodny, gdyby w celu ocalenia Kakeru gromadka przyjaciół cofnęła się do przeszłości, a nie zrzucała na barki swoich młodszych wersji obowiązek troszczenia się o kolegę. Swoją drogą, rozumiem, że te okoliczności były przykre i na pewno odcisnęły na nich jakieś piętno, ale czy to wiarygodne, że po dziesięciu latach od tych wydarzeń, oni wszyscy płaczą za osobą, którą znali około roku…? Jakoś wątpię…
Na screenie jest cała szóstka głównych bohaterów. Jakbym nie wiedziała, że to screen z „Orange”, w życiu bym ich nie rozpoznała, a przeczytałam mangę parę razy, recenzowałam tomiki i obejrzałam anime – z wyglądu bohaterów znam bardzo dobrze.
Bardziej by to wszystko dla mnie byłoby zrozumiale, jakby Ci bohaterowie z przyszłości cofnęli się w czasie do swoich lat szkolnych zaraz przed poznaniem Kakeru i wtedy starali się mu jakoś pomóc. Bo nie wierze w takie oddanie i pomoc dla kogoś z kimś jakieś większej więzi na początku nie można mieć.
kliknij: ukryte Nagle w ich życiu zdarzyło się coś niecodziennego i magicznego, coś co przerwało szkolną rutynę. Dostali szansę na zrobienie czegoś dobrego bez większego ryzyka dla siebie (z wyjątkiem Suwy). Na początku traktowali pewnie całą sprawę tylko jako przygodę, a z czasem pewnie rzeczywiście zaczęli lubić (w przypadku Naho kochać) Kakeru. Oczywiście śledzimy całą historię z perspektywy Naho, która najbardziej się angażuje i dostała najbardziej szczegółowy list, co zmusiło ją do działania już od samego początku. Pewnie gdyby narratorem był Hagita całość byłaby znacznie mniej emocjonująca.
Jedyne, do czego można się przyczepić, to rezygnacja Suwy ze swojej przyszłości, ale to ogólnie była tak kryształowa postać, że ciężko w niego uwierzyć…
Oczywiście można też zinterpretować całą tą historię jako fantazję terapeutyczną dorosłych bohaterów i wtedy nie dziwi ani zaangażowanie ich nastoletnich wersji, ani fakt, że im się udało...
Altruizm
Czy znasz wogóle kogoś z ciężką depresją albo jakiegoś niedoszłego samobójcę?
Fajnie się gdyba i dziwi, ale czy gdybyś wiedział, że ktoś w Twoim bliskim otoczeniu, kolega że szkoły lub pracy może być przyszłym samobójcą to czy machniesz ręką i powiesz a co mi tam????
Naprawdę to zrobisz?
Re: Altruizm
Czy warto przeczytać mangę?
Re: Czy warto przeczytać mangę?
Re: Czy warto przeczytać mangę?
Re: Czy warto przeczytać mangę?
Re: Czy warto przeczytać mangę?
Nie podoba mi się, że Orange jest typowym Shoujo, bohaterowie są ludźmi którym ktoś zabrał kilka lat mentalnych, tym samym są osobnikami strasznie mało wiarygodnymi. Oprócz tego jeszcze brak konsekwencji, można było stworzyć słodko‑gorzkie okruchy życia, gdzie widz co jakiś czas musiałby wycierać mokre od łez oczy, a zdecydowano się na stworzenie serii z silnym parciem na szkolne romansidło. Tak wiem, że wątek romansu, był tam ważnym elementem, ale można było go poprowadzić w zupełnie inny sposób. Gdyby seria bardziej targetowała w Josei niż Shoujo, to sama korzyść.
Naprawdę spodziewałem się, że trafiło się anime skłaniające do refleksji i wywołujące łzy, a dostałem serię, w której równie dobrze cała ekipa mogłaby zginąć na raz, i nic by mnie to nie ruszyło.
Ale mnie boli ten zmarnowany potencjał ;/
jeeaah
Sięgając po jakąś pozycję zazwyczaj mamy jakieś oczekiwania
Schematy, na które liczyłam i się nie zawiodłam :)
Orange ma bardzo wiele wad, począwszy od kiczowatego wyjaśnienia, po egoizm i brak umiejętności wyciągania wniosków przez bohaterów (spoiler-> kliknij: ukryte moja zmarła mama chciała tylko bym była szczęśliwa – popełnię samobójstwo by ją przeprosić - Tak bardzo logika).Nie sądzę by ktoś spodziewał się po tej serii doskonałości.
Niemniej dla mnie to wszystko było satysfakcjonujące.
Bardzo przyjemne, wzruszające, dość pomysłowe, spójne.
Mnie się bardzo podobało.
8/10
PS Watek dotyczący „podróży w czasie” pomijam, gdyż zapewne tylko profesor Hawking by go zrozumiał. Ale to był i tak najmniejszy absurd w tym anime.
obiekcja
Jeżeli już naprawdę, ale to naprawdę zależy nam by zamiast 2 facetów była kobieta i mężczyzna to sięgamy do serii przeznaczonych dla starszych – josei lub seinen.
Re:
Bez odbioru!
Re:
Re:
Re:
Bo te głoski Japończycy wymawiają, właśnie prawie jak nasze swojskie „szi”, „czi” czy „dżi”. I na pewno te głoski nie odpowiadają naszym „si”, „ci”, „dzi”.
Sushi należy wymawiać mniej więcej „suszsi”, judo to „dżjudo”, a chi na pewno bliżej do „czi”, niż do „ci”.
Re:
Japońskie dźwięki są nieco hmmm… powiedzmy, że „świszczące”. Z tego powodu Polakom może się wydawać, iż słyszą tam jakieś „sz”, „cz” bądź (o zgrozo) „dżi”, ale w rzeczywistości, jeśli ktoś zada sobie trud, by spróbować naprawdę posłuchać japońskiego – odcinając się przy tym od swych dotychczasowych przekonań – to szybko powinien dostrzec jak jest naprawdę. Faktem jest, że polskie „si”, „ci” i „dzi” to nie są doskonałe odpowiedniki japońskich dźwięków, ale wcale nie tak wiele dzieli je od właściwej postaci. Dla przykładu, przyjrzyjmy się sylabie „shi”. Gdyby chcieć wymówić ją jak najdokładniej i wyjaśnić to poprzez polską fonetykę to hmm… byłoby to skrzyżowanie „świstu” z krótkiego „ś”, oraz długiego polskiego „si”, inaczej ujmując – taka hybryda: „śi”.
Co do przytoczonych przez Ciebie słów to… nie, nie czyta się ich w ten sposób. 1. „Sushi” wymawiać jako „suszshi”...? Nie, to jest po prostu (poprzez pryzmat polskiej fonetyki) „susi” lub „suśi”. Ewentualnie można się pokusić o dodane charakterystycznego japońskiego „świstu”. Trochę też się zastanawiałem dlaczego jako wymowę tego wyrazu napisałeś/aś „suszsi”, a nie jak podpowiadałaby mi logika „suszi”. Stawiam (choć może się mylę), że po prostu wpisałeś/aś owe wyrazy w google tłumacza, a on rzeczywiście czyta je w dość „niecodzienny” sposób – wtedy nawet by to pasowało do tego co zostało napisane. W każdym razie czytanie tłumacza google nie za bardzo pokrywają się z rzeczywistością. W zapisie „suszsi”, ponadto tworzysz coś na kształt podwójnego „s”, albo wydłużonej sylaby. Anie jedno, ani drugie rdzennie nie zawiera się w tym słowie. 2. Judo – jako „dżjudo”...? No tutaj już naprawdę jest porażka :). Jak to zobaczyłem to przez kilka minut nie mogłem przestać się śmiać (przepraszam). Właściwie to ostatecznie ta komiczna wymowa jakoś tak zobligowała mnie do odpisania w dłuższy sposób. No ale do rzeczy. Judo (roumaji: juudou) czytamy jako „dziuudoo” lub „dźiuudoo” („dzi” troszkę jak w polskim wyrazie „dziób”). Poza dźwiękiem „dzi” bardzo ważne są wydłużenia, które w języku japońskim odgrywają arbitralne role. Wydłużone „u” brzmi ciut inaczej niż polskie „u”, gdyż Japończycy wymawiając tę sylabę hmm… nie „zaokrąglają jej” (inne jest również ułożenie ust). Nie brzmi ona jednak jak polskie „j”... Z „o” natomiast jest bardzo podobnie, niemalże tak samo jak gdybyśmy chcieli wymówić podwójnie „o”. Moim zdaniem akurat w przypadku „ji” bardzo ciężko jest usłyszeć „dżi” zamiast „dzi”, ale jeśli ktoś już nie słyszy wydłużeń, to naprawdę słoń mu nadepnął na ucho. Nie mam pojęcia jak powstał zapis wymowy: „dźjudo”, (te „j” w środku szczególnie mnie intryguje, zapewne „zamiennik” wydłużenia „u”...) ale jest on co najmniej niepoprawny.
Na zakończenie napiszę, że nie miałem zamiaru absolutnie nikogo obrazić niniejszym komentarzem. Oczywiście nie jestem niczym nieomylna wyrocznia, do której należałoby się zbliżać z pokorą należną świętym… I ja nierzadko popełniam błędy, acz w 99% mógłbym rzec, iż przedstawiłem niniejszą sprawę w właściwy sposób. W każdym razie kwestia poprawnej wymowy w języku japońskiej to nie są jakieś arkana wiedzy tajemnej, dostępnej nielicznym śmiertelnikom, lecz ogólnie dostępna wiedza (dostępna: począwszy od literatury naukowej, poprzez podręczniki do nauki języka, a skończywszy na stronach internetowych najróżniejszej maści – acz z nimi ostrożnie, bo błędy nierzadko można spotkać). Właściwie zamiast spekulować nad właściwą wymowę, nim coś się napisze, warto samemu zweryfikować własne przekonania. Oto pierwsza strona którą generuje mi google po wpisaniu „wymowa w języku japoński”: [link]
Z ciekawości przeczytałem zawartość i mogę powiedzieć, że z grubsza się zgadza, acz jest kilka uchybień. Nie mniej, najbardziej zachęcam do literatury naukowej (jeśli ktoś miałby życzenie – i przeczytał tak długiego i niekoniecznie pięknego językowo posta… – to mogę polecić sporo pozycji w języku polskim, angielskim i japońskim).
Re:
Zrób sobie prosty eksperyment: wpisz w google translatora „sushi” i odsłuchaj sobie japońską wymowę.
[link]
Gdzie ty tam niby słyszysz polskie „si”? To jest coś pomiędzy „sz” a „si”, ale zdecydowanie za twarde na polskie „si”, a jednocześnie za miękkie na „szi”.
[link]
Ja nie zamierzam dyskutować z twoim słyszymisię, więc niech każdy sam odsłucha i oceni. Ale mogę cię zapewnić, że to nie brzmi jak polskie „dzi” – to znowu jest coś pomiędzy (bo Japończycy w ogóle te głoski wymawiają dłużej niż Polacy i to wpływa na brzmienie).
Re:
Po pierwsze: google tłumacz…? Serio…? Właśnie tak obstawiałem, że podałeś taką wymowę, bo wpisałeś tam wyrazy. Zanotuj sobie, że jego skuteczność jest co najmniej wadliwa. Gdybyś choć trochę znał język japoński to nigdy byś nie napisał/a czegoś takiego. Już lepiej odsłuchaj sobie tych słów w jakimkolwiek japońskim tekście kultury np. w anime, filmie, piosence, wiadomościach telewizyjnych, gdziekolwiek ale nie w google tłumaczu…
Po drugie: „Jestem (prawdopodobnie) fanem anime i kultury japońskiej. Wprawdzie nie znam języka, a jedyną z nim styczność mam poprzez anime (i doskonałego google tłumacza), ale co z tego. I tak wiem, że tam jest „sz”, „cz” i „dż”. Co z tego, że profesorowie, autorzy podręczników, użytkownicy tego języka, czy Japończycy uczący w Polsce japońskiego, mówią inaczej. Ja i tak wiem lepiej i zostanę przy swoim! Jak widać oni wszyscy się mylą, a ja nie mam ochoty dyskutować z ich słyszymisię…” Zapamiętaj ważną rzecz. Poprawna japońska wymowa to nie jest kwestia subiektywnych odczuć. Fani mogą sobie słyszeć i mówić jak chcą (to żadna zbrodnia), ale nie zmienia to faktu, że z japońskim to ma tyle wspólnego co piernik z wiatrakiem. I to nieprawda, że Japończycy wymawiają sylaby dłużej (to znaczy nie wszystkie i nie zawsze). To google tłumacz je tak czyta, szanowny „ekspercie”... Wpisz (przekopiuj, bo raczej nie wpiszesz samodzielnie) sobie tam jakieś dowolne, dłuższe zdania i ich odsłuchaj. Efekt często potrafi być przekomiczny (choć pewnie nawet nie zauważysz). Zresztą nie tylko japoński google tłumacz wypacza. Wpisz zdania/wyrazy po polsku. Jeśli nazwałbyś/abyś je czystą polszczyzną, to już nie tylko słoń nadepnął Ci na ucho, a stratowało je stado słoni (przepraszam).
Już to napisałem, ale podkreślę: POPRAWNA WYMOWA TO NIE SĄ JAKIEŚ ARKANA WIEDZY TAJEMNEJ, DOSTĘPNE NIELICZNYM. Gdybyś choć troszkę się wysilił/a, to bardzo szybko sam mógłbyś/mogłabyś sprawdzić odpowiednią wymowę w całej gamie dostępnych źródeł (każde jest chyba lepsze niż google tłumacz…). Wtedy mógłbyś/mogłabyś skontrastować to o czym piszę, z tym co napisali inni (w tym znawcy).
W tym miejscu zamykam swój wątek. Możesz pozostać przy swych przekonaniach, przecież siłą Cię nie zmuszę do ich modyfikacji (w obrębie polskiego fandomu może być to poprawne, ale z językiem japońskim nic to wspólnego nie ma). W każdym razie jeśli w obliczu innych źródeł (choćby tekstów naukowych i popularnonaukowych) sam zamykasz sobie drogę do ich choćby poznania, uparcie pozostając przy swoim to de facto jesteś jeszcze bardziej głupio‑uparty, niż ja. :)
まず少しだけ日本語を勉強してください。後で日本語について書いてください。
(nie wstawiaj tych zdań w google tłumacz, bo przetłumaczy Ci je – zwłaszcza pierwszą część – z błędem. Rzecz jasna jeśli byś chciał/a to szybko udałoby Ci się rozszyfrować te zdania, bez znajomości japońskiego, z pomocą internetu. :)
PS: Z reguły nie piszę tak kąśliwych komentarzy. Wiem, że jest on obraźliwy, a nie przepadam za taką ekspresją. Zahacza to nieco o hipokryzję, ale przepraszam za ton niniejszej wypowiedzi.
Re:
Pojęcia, to ty nie masz, ale o języku polskim. Nie muszę mówić po japońsku, żeby słyszeć jakie głoski w moim ojczystym języku odpowiadają japońskim głoskom. I zapewniam cię, że w języku polskim nie ma po prostu 1:1 odpowiedników japońskich spółgłosek szczelinowych dziąsłowo‑podniebiennych.
I możesz tu sobie wypisywać dowolne banialuki o tym, jakim to jesteś znawcą japońskiego, co w niczym nie zmieni faktu, że o fonetyce języka polskiego nie masz bladego pojęcia.
Re:
Re:
I o tym była przecież cała dyskusja: dlaczego tylu Polaków słyszy „sz” zamiast „si”? No właśnie dlatego, że to nie jest ani jedno, ani drugie. I jeden słyszy „sz” (po Japończycy zaczynają te głoski twardziej, niż Polacy), a drugi słyszy „si” (bo kończą je już miękko).
To zupełnie tak, jakby twierdzić, że rosyjskie „d” z miękkim znakiem, to odpowiednik polskiego „dz” (a to coś pośredniego, między „c” a „dz”), albo że rosyjskie „cz”, to polskie „ć” (chociaż to coś pośredniego, między „ć” a „cz”).
Tak więc po tym poznasz pozera, że ci będzie próbował wmówić, że da się polskim alfabetem napisać precyzyjnie japońskie głoski. Gdyby naprawdę mówił w tym języku, to by wiedział, że to nie możliwe, że taką transkrypcję można podać tylko w przybliżeniu, a faktyczna wymowa zawsze będzie brzmiała troszeczkę inaczej.
Re:
Re:
Fajna seria
Bardzo przyjemna seria
hejt, hejt i jeszcze więcej hejtu...?
Patrząc z większym obiektywizmem – choć dla wielu to pojęcie względne – anime jest całkiem udanym tworem, wprawdzie nie dziełem sztuki, ale przyzwoicie skonstruowanym filmem animowanym. Ma może i swoje minusy w sferze technicznej, jak i fabularnej (jeśli patrzymy przez pryzmat oryginału), ale i tak zasługuje na wyższe oceny. Jak na shoujo gdzie na pierwszym miejscu eksponuje się uczucia i emocje bohaterów, to jest właściwie bardzo dobrze.
Ode mnie anime dostanie 7/10 (no może 8/10).
Mandze dałem za to 10/10. W mym przypadku pierwowzór prawie zawsze ma wyższą ocenę, niż adaptacja.
Ludzie w dzisiejszych czasach zdecydowanie nadużywają słowa 'spoiler'...
Czasem brak wyjaśnienia lub odwołanie się do tzw. sił nadprzyrodzonych lepiej pasuje do historii, niż pseudonaukowe wyjaśnienie. Czytając mangę wyobrażałam sobie raczej, że te listy były czymś w rodzaju terapii mającej pomóc bohaterom poradzić sobie z własnym smutkiem i nikt (może z wyjątkiem Naho) nie wierzył, że dotrą do przeszłości…
...A w anime jeszcze na dodatek krzywe i brzydkie.
Nie mów hop…
Odcinek 9 - grafika 10/10
Re: Odcinek 9 - grafika 10/10
Re: Odcinek 9 - grafika 10/10
Re: Odcinek 9 - grafika 10/10
Z każdym odcinkiem to anime osiąga nowy, coraz wyższy lewel graficznego paskudztwa. Naprawdę nie wiem, jakim cudem przejdzie mi później w recenzji przez klawiaturę zdanie, że polecam to anime… W życiu nie pomyślałabym, że akurat paskudna kreska i animacja mogą aż tak obrzydzić dobre fabularnie anime, że nie będę miała ochoty polecać go innym.
Re: Odcinek 9 - grafika 10/10
Re: Odcinek 9 - grafika 10/10
Jak będzie, zobaczymy.
Dla pozostałych pozostanie bajeczką dla dziewczyn, które oczekują że chłopcy będą wykazywać się emocjonalnością i zachowywać jak grzeczne dziewczynki (bo przecież nie akurat jak te niektóre wredne suki z gimnazjum, które klną, palą, kradną i biją swoje koleżanki).
Przyjaciel?! A ile oni się niby znają? Ledwie kilka miesięcy. No to o osobie, którą ledwo co znam, na pewno nie powiedziałbym, że to mój przyjaciel. I nie, nie przytulałbym się do kolegi. Mógłbym go pocieszająco objąć ramieniem, ale nie tuliłbym go. Nastoletnie dziewczyny rzeczywiście pocieszająco przytulają się w podobnej sytuacji (wielokrotnie byłem tego świadkiem), ale nie nastoletni chłopcy, którzy zwłaszcza w okresie dojrzewania są strasznie wyczuleni na punkcie męskości i wstydziliby się okazać słabość i wyjść na zniewieściałych. W dodatku mówimy o Japończykach, którzy mają jeszcze większe opory we wchodzeniu w intymne sytuacje.
I to się właśnie straszliwie w tej serii rzuca w oczy, że chłopcy mają mentalność i sposób zachowania dziewczynek, a nie chłopców. I jak się jest chłopcem, to się wyczuwa w tym fałsz. I właśnie dlatego w tej serii realizmu behawiorystycznego nie ma za grosz.
I stąd moja konstatacja, że to po prostu bajka dla dziewcząt, a nie żadne realistyczne okruchy życia…
Nad wyraz uprzejmie także prosimy, by zainteresowane strony odświeżyły sobie Regulamin. Wchodzi się przez taki mały napis na dole strony.
Miłej nocy,
Moderacja
Więc tak. Problem z „Orange” jest taki, że ono dosyć dobrze oddaje psychologiczne sprawy kliknij: ukryte (jak myśli samobójcze i cały ten syf), za to niespecjalnie sobie radzi z realizmem sytuacji i postaci, i to nie dlatego, że treść zawiera wątki nadprzyrodzone. Przyznaję, że scena z wyznaniem w klasie (bo o niej mówimy prawda? nie oglądam anime, bo nie widzę sensu, skoro znam mangę) też mi zgrzytała, tylko z tej drugiej strony. Nie chce mi się wierzyć, żeby ktoś mógł się zdobyć na aż tak osobiste wyznania wobec (jak sam zauważyłeś) w zasadzie obcych osób. Zgodzę się z tym, że Suwa jest zbyt wyidealizowany. Bo choć jest oczywiście złoty, dobry i wspaniały, i mogę uwierzyć w to, że dziewczyny mogłyby o kimś takim marzyć, to już niespecjalnie mogę uwierzyć w to, kliknij: ukryte że ktokolwiek (a nastoletni chłopak w szczególności) byłby w stanie z własnej woli zrezygnować ze swojej miłości, tak całkiem bez wahania. No i, tak już na marginesie, rozbawiło mnie nieco to, że skręconą kostkę można wyleczyć ibupromem i siłą przyjaźni – z tym się nie da biegać, a już na pewno nie tak, żeby wygrywać jakieś zawody (potwierdzone info). Tak że z tym realizmem w „Pomarańczce” jest średnio tak sobie i podnosiłam nawet tę kwestię w moim komentarzu pod mangą ;).
Warto sobie jednak zdawać sprawę, że ta manga nie do końca powstała po to, żeby idealnie odzwierciedlać rzeczywistość, ale (jak wprost pisze sama autorka w swoim końcowym komentarzu), żeby uwrażliwić czytelników na problem, żeby nie zostawiali osób takich jak Kakeru bez wsparcia i pomocy.
Nie irytuje mnie to jakoś bardzo (oczywiście zaletą to też nie jest), ale często taka lekkość postaci, zwiastuje głupkowata czy przesadnie ckliwą fabułę, szczególnie w tak nieprzewidywalnym gatunku jak Shoujo.
Wyidealizowana? To mało powiedziane. Suwa jest kreowany na osobę dorosłą w ciele nastolatka. I nie mam tu na myśli 'dorosłego' 20‑latka. Suwa zachowuje się, jakby miał na karku przynajmniej 30 lat oraz spore doświadczenie życiowe i emocjonalne. J trefl przecież pisał, że nie zachowałby się tak żaden NASTOLATEK. Co taki nastolatek może o życiu wiedzieć? Ile on może mieć tutaj lat? 15? 16? Może 17? Myślisz, że tak zachowałby się chłopak, który ma tyle lat? A już szczególnie wobec osoby, która jest mu praktycznie obca (bo po paru miesiącach znajomości przyjaźnią można tego nazwać). Dziewczyna w tym wieku. Owszem. Dziewczyna tak by się zachowała, ponieważ dojrzewają emocjonalnie o wiele szybciej od chłopaków. Ale nie chłopak. Dlatego takiej reakcji spodziewałem się od Naho, a nie od Suwy.
I przepraszam bardzo, ale jeżeli chcesz komukolwiek pokazać jakąś postać, z której można brać przykład, to nie używaj Suwy. Bo to średnia postać. Z jednej strony budowany na dorosłego mężczyznę, a z drugiej nie potrafi być szczery ze swoimi uczuciami. Dorosła osoba raniąca sama siebie, ponieważ nie potrafi (może się wstydzi?) wyrazić swoich uczuć? To ma być przykład? AHA.
Fragment nie dotyczący serii usunięto i zarchiwizowano.
Moderacja
I tak, i nie, albowiem słownik języka polskiego mówi nam, że politowanie, to „współczucie, litość, często (czyli nie zawsze) z odcieniem lekceważenia lub pobłażliwości”
Może nie dość precyzyjnie się wyraziłem, ale chciałem krótko i szczerze oddać prawdopodobny stan, w jaki wprawiłoby mnie (jako nastolatka) podobne wyznanie świeżoupieczonego znajomego. I nawet jeśli dziś słyszę wyznanie w rodzaju kliknij: ukryte „mam myśli samobójcze, chciałbym się zabić” itp., to się mimowolnie wzdrygam (wzdrygnięcie będzie pewnie bardziej odpowiednim słowem w tym kontekście, niż „skrzywienie”). No generalnie czułbym się nieswojo i niespecjalnie wiedział jak zareagować i czego oczekuje ode mnie interlokutor. I tak, moją twarz mógłby wtedy wykręcić grymas, który ktoś mógłby zinterpretować jako „skrzywienie się z politowaniem”. I może to nie jest chwalebne (na pewno nie jest), ale wydaje mi się zdecydowanie bardziej prawdopodobne, że jednak prędzej bym się wtedy skrzywił pod nosem (na myśl o problemach, które mnie w związku z tą osobą teraz czekają), niż że pośpieszył bym obłapiać w gruncie rzeczy obcego dla mnie faceta.
I nie, gdyby sam pierwszy ruszył wypłakać mi się na piersi, to bym go nie odepchnął z obrzydzeniem, chociaż nie sądzę, żebym odwzajemnił uścisk.
Odc. 7. Morze możliwości
...
Bo grafika, naprawdę?… Bo jest krzywa? Bo dziwne ryby w akwarium? Mangi nie widziałam na oczy i nie mam porównania, może dlatego mi to nie przeszkadza… a może po prostu dlatego, że akurat grafika w tym anime jest najmniej ważną rzeczą. Kuleje, owszem, ale jak chcecie histeryzować nad kreską, polecam D.Gray‑man Hallow – to się dopiero nazywa robienie fanów (którzy czekali 10 lat) w konia.
Re: ...
Re: ...
Re: ...
Re: ...
A biorąc pod uwagę grafiki promocyjne, to też jest robienie fanów w konia, bo zarówno art na oficjalnej stronie, jak i projekty postaci były bardzo ładne. Nie wiem, kto dał ci prawo do oceniania tego, które anime jest bardziejsze w robieniu fanów w konia. D.gray‑mana nie widziałam, więc oceniam według własnych kryteriów.
Re: ...
Prawo do oceniania, które anime uważa się za bardziej zepsute, ma chyba każdy wolny człowiek, zwłaszcza jeśli potrafi podać argumenty. A więc w obu anime grafika jest zepsuta, to jest fakt – czy bardziej przeszkadza to w Orange, czy w DGMH, to już kwestia gustu. DGMH jednak zostało zepsute także od strony realizacji ogółem, w porównaniu z serią sprzed 10 lat – bardzo, bardzo słabo to wygląda. Upchnęli za dużo w kilku epizodach i cały klimat szlag trafił, w dodatku zabrakło jakiegokolwiek wprowadzenia.
A więc tak czysto technicznie rzecz ujmując, ekranizacja Orange zawiodła na poziomie grafiki w porównaniu z mangą i promocyjnymi artami.
Kontynuacja DGMH natomiast zawiodła na wszystkich poziomach (może oprócz muzyki, bo została ta sama). I w porównaniu z mangą, i trailerami, i co najważniejsze, w porównaniu z poprzednią ekranizacją.
Poza tym, moim zdaniem, oceniając samą tylko grafikę, DGMH nadal wypada paskudniej niż Orange. I chyba nie potrzebuję specjalnym praw, żeby tak twierdzić?
Zresztą, dobrze już. Bo widzę, że dyskusja o grafice trwa i pewnie będzie trwać w najlepsze. Nic nie przerwie tego magicznego kręgu, ale warto było spróbować. Mnie to nie zraża, czekam z niecierpliwością na każdy odcinek i na te ich krzywe twarze, które niszczą cały sens tego anime :D
Re: ...
A to samo dotyczy kilku innych osób, które niżej pisały: skoro przeczytały mangę, to co mogą komentować z pełnym obrazem historii? Przecież nie będą udawać, że widzą to pierwszy raz i co rusz ich coś zaskakuje albo trafia w gust.
Re: ...
Odc. 5. Requiescat in pace, nieszczęsna grafiko...
Biedne jest to „Orange”, naprawdę. Ma tak dobrą fabułę, że zasługuje na lepszą grafikę, a tymczasem… Aż czasem odechciewa mi się oglądać.
Re: Odc. 5. Requiescat in pace, nieszczęsna grafiko...
Re: Odc. 5. Requiescat in pace, nieszczęsna grafiko...
W mandze od początku wydawała mi się niesympatyczna, a teraz trochę mi jej żal. No bo z zewnątrz widać, że Kakeru kliknij: ukryte jest zainteresowany Naho, choć niby chodzi z Uedą. Do tego chłopak zbyt ostro zareagował, kiedy jedna potrąciła drugą w korytarzu (jednak wyglądało mi to na wypadek, a nie jakieś celowe działanie).
Odc. 3. 。・゚゚・(>д<)・゚゚・。
A zresztą, co ja tu o grafice, skoro w 3. odcinku emocje wypłynęły z monitora i zalały mnie wielką falą. Znam mangę, czytałam ją wiele razy, a mimo to pod koniec odcinka ryczałam jak bóbr (może dlatego grafika mi się podobała, bo niewyraźnie widziałam). Ten moment, kiedy w widza uderza myśl, dlaczego Kakeru kliknij: ukryte nie napisał nic o swojej przyszłości. Zwłaszcza że dosłownie sekundę temu widzieliśmy go roześmianego, z przyjaciółmi, no i jeszcze zaczął chodzić z bardzo popularną dziewczyną… Poza tym niesamowicie podobała mi się scena w klasie, kiedy Kakeru „zbierał zamówienie”: nakładające się na siebie głosy, śmiech, przekomarzania – fragment z sokiem pomarańczowym musiałam przewinąć, bo nie wiedziałam, kogo słuchać, Suwy czy Naho i Kakeru. To było takie normalne i naturalne, zdarza się przecież non stop w większym gronie znajomych… i prawie wcale w anime, gdzie wszyscy chyba dostali od jakiejś pani urzędniczki dialogowy numerek i czekają na swoją kolejkę. Relacje pomiędzy bohaterami, spojrzenia (mina Naho przy: „O piątej!” – bezcenna), drobne gesty (zwłaszcza Suwa i jego obrócenie głowy w kierunku Naho, kiedy Kakeru opowiadał o Uedzie), rozmowy o niczym albo o czymś, wykonywanie codziennych czynności – jej, jakie to wszystko jest w tym anime naturalne i jak mi się to podoba.
Odcinek 3
Odc. 2. A nie mówiłam?
jakby tego było mało, dźwiękowo też jest gorzej – dialogi są cichsze niż muzyka w tle… Wyszło na odwrót i to głosy bohaterów były w tle, a muzyka na pierwszym planie. Żałuję zwłaszcza momentu, kiedy Suwa uwodzicielskim tonem kusił Kakeru do przyłączenia się do treningu po lekcjach. Bardzo podoba mi się wybór jego seiyuu, nie brzmi ani gówniarsko, ani za staro jak na licealistę.
Tyle że nadal cholernie mocną stroną tego anime jest sposób, w jaki pokazuje relacje między bohaterami. Scena z Naho i jej mamą, kiedy obydwie mają identyczne reakcje na swoje problemy, była świetna. Uwagę zwraca też stosunek zwykle raczej nieśmiałej Naho do Suwy – w ich relacji nie ma tej nieśmiałości (rzuca się to w oczy zwłaszcza w kontraście z relacją Naho/Kakeru), ich rozmowy wypadają niezwykle naturalne i uroczo zwyczajnie; w mandze mi umknęło. Oj, Suwa, Suwa, biednyś, od początku widać, że dziewczyna nigdy nie widziała cię inaczej niż kumpla. Plus scena w altance w parku była dobra – śliczna (w końcu, przynajmniej przez jakiś czas…) i mocna, to przejście od żartów do takiego wyznania, klimat stworzony przez brak podkładu muzycznego, tylko ciszę i głosy bohaterów – a zwłaszcza spokojny głos Kakeru – tak jakby tematem rozmowy była jakaś najzwyklejsza pod słońcem rzecz.
Odcinek 2
Re: Odcinek 2
Nie zdawało Ci się.
Trochę to nieładne było...
Za to bardzo dobrze zostali dobrani seiyuu. I ogólnie historia na razie wydaje się być opowiadana całkiem sprawnie. Podoba mi się też przedstawienie relacji pomiędzy bohaterami i taki beztroski (na razie), upalny, lekko leniwy klimat. Zobaczymy, co będzie dalej, mam naprawdę wielką nadzieję, że tego akurat anime twórcy nie spieprzą i nie obrzydzą mi paskudniejącą kreską.
A Hagita, jak to Hagita, skradł moje serce podczas meczu. Kurczę, po 10 latach robi się z niego taki ikemen...
Re: Trochę to nieładne było...
Re: Trochę to nieładne było...
Sorry, ale kreska w mandze była śliczna, więc chyba mam prawo czuć odrobinę rozczarowania.
„Nerwowość u widza”... Mój Boże, ci wyszyscy biedni neurotycy i panny chore na globus zasiadający co tydzień przed telewizorem/komputerem i oglądający „Orange”, aby się uspokoić… A tu przyjdzie taka i narzeka, że bla bla statyczne ujęcia bla bla, a to przecież część ich terapii. Przepraszam, nie wiedziałam.
Re: Trochę to nieładne było...
Teraz odnosząc się do odpowiedzi: jeśli faktycznie manga była wizualnie świetna i wysoko stawiała poprzeczkę ekranizacji, to w większym stopniu rozumiem zawód oczekiwań na temat grafiki.
Hehe
Re: Trochę to nieładne było...
Odcinek 1
Tak czy siak, oglądam do końca. Mając chusteczki w pogotowiu. Bo nawet znając zakończenie i tak wiem, że polecą łzy..