Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 10/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,62

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 117
Średnia: 7,03
σ=1,68

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Re:Creators

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 22×24 min
Gatunki: Przygodowe
zrzutka

Jak by to nazwać… Alternative universe crossover co najmniej dziesięciu fikcyjnych tytułów?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Oto sytuacja, jaką opisywali już niezliczeni twórcy fanfików: w naszym świecie pojawia się grupka postaci z różnych utworów – w tym przypadku mang, anime, gier i light novel. Za ich przybycie odpowiada tajemnicza białowłosa piękność, nazywana Księżniczką w Mundurze, jednak nowo sprowadzeni goście nie zawsze są chętni do współpracy z nią. Jakby nie spojrzeć, sprawia ona wrażenie klasycznego czarnego charakteru, nic więc dziwnego, że można mieć pewne wątpliwości co do jej planów. Najwyraźniej jednak sama obecność postaci fikcyjnych w świecie rzeczywistym wystarcza Księżniczce na początek – a co dalej, dopiero się okaże.

W wydarzenia od początku zaplątany jest – pozornie całkowicie przypadkowo – nastoletni Souta Mizushino, który staje się świadkiem przybycia do naszego świata niejakiej Selesii Upitirii, bohaterki anime (opartego zresztą na light novel). Jako jej przewodnik po nowym świecie – początkowo z przypadku, potem już z wyboru – pozna nie tylko inne postaci, ale także ich twórców. Czy bowiem należy się dziwić temu, że bohaterowie różnych utworów, którzy nagle znaleźli się w świecie swoich stwórców, zamierzają owych „bogów” poznać i (w najbardziej optymistycznym wariancie) zapytać o kilka spraw?

Opisanie zawiązania fabuły Re:Creators jest praktycznie niemożliwe. Jeśli ograniczyć się do suchych faktów – dzieje się coś tajemniczego, przed zwyczajnym chłopakiem pojawia się niezwykła dziewczyna – zabrzmi to jak wstęp do kolejnej haremówki. Jeśli skupić się na dominującym w serii konflikcie, można będzie odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z kolejną wariacją na temat battle royale. Jedno i drugie skojarzenie jest całkowicie fałszywe. Seria nie ma nic wspólnego z haremówką, zaś walki, chociaż stanowią jej prawdziwą ozdobę, mają miejsce wtedy, kiedy zawiodą metody i rozmowy pokojowe i dlatego nie stanowią stałego punktu programu. Należałoby chyba za twórcami powtórzyć, że Re:Creators to przede wszystkim opowieść o autorach, postaciach i odbiorcach – o relacji, która łączy wszystkie te elementy w swoisty ekosystem. Owszem, w tle mamy różne perypetie i ratowanie świata, ale byłoby niesprawiedliwością traktować to anime jak zwykłą serię przygodową.

Re:Creators jest serią nietypową, pytanie jednak brzmi – czy udaną? Szybki rzut oka w komentarze, z których wiele prezentuje skrajnie inne opinie i ocenę, wskazuje jasno, że bardzo wielu widzom to anime się zwyczajnie nie spodobało. Trudno mi polemizować z ich odczuciami, wydaje mi się jednak, że to jeden z tych przypadków, kiedy seria wyszła niemal dokładnie tak, jak zamierzyli to sobie twórcy – inna sprawa, czy tak, jak życzyliby sobie odbiorcy. Przede wszystkim raz jeszcze podkreślę, że Re:Creators to seria „gadana”. Dialogi są tu absolutną podstawą – bohaterowie rozmawiają, dyskutują, spierają się na różne tematy niemal bezustannie i mogę zrozumieć, że nie każdemu taki sposób prowadzenia fabuły będzie odpowiadać. Dla mnie stanowił ogromną zaletę, ale też ja polubiłam od samego początku praktycznie wszystkich bohaterów. Jest to o tyle ważne, że – to kolejny element nieczęsto spotykany – trudno tu wyróżnić głównego bohatera. Nazywanie w ten sposób Souty byłoby poważnym nadużyciem, pozostaje on w centrum wydarzeń i jest postacią kluczową, ale wydaje mi się, że tak jak sam to mówi na wstępie, należałoby go uznać raczej za narratora opowieści niż aktywnego protagonistę. Nie zgodziłabym się jednak z twierdzeniem, że jest on postacią nieudaną, jest po prostu pogubiony w sytuacji i niedojrzały, a jedno i drugie w jego wieku nie wydaje się absolutnie niczym dziwnym.

Gdybym miała wskazać główną zaletę Re:Creators, bez wahania powiedziałabym, że są to postaci, albo raczej sposób ich pokazania. Twórcy fanfików (przynajmniej ta nieliczna mniejszość, która nie zajmuje się wpakowaniem ulubionego bohatera do łóżka z kimkolwiek bądź) chętnie wdają się w rozważania, jak dana postać zachowywałaby się w innych okolicznościach. Ostatecznie bohaterów filmów czy książek poznajemy tylko wyrywkowo – nawet jeśli są „dobrze napisani”, nie wiemy o nich mnóstwa rzeczy, które po prostu nie były potrzebne do ich charakterystyki. Co by się stało, gdyby nagle znaleźli się w naszym świecie, stali prawdziwymi ludźmi? Czy te brakujące kawałki pojawiłyby się w naturalny sposób? Wydaje się, że to samo pytanie zadawali sobie twórcy Re:Creators. Widać wyraźnie, że spośród postaci, które przeniknęły do świata rzeczywistego, jedne są lepsze, a inne słabsze – bardziej ograniczone schematem gatunku. Wszystkie jednak zaczynają się zmieniać, całkowicie naturalnie i mimochodem, a obserwowanie tych przemian było dla mnie najciekawszą częścią seansu. Uprzedzam jednak, że to się dzieje w większości w tle, nie ma tu łopatologicznych porównań i scen, a widz sporo musi sam wypatrzeć i sobie dopowiedzieć. To oczywiście sprawia, że można mnie posądzić o nadinterpretację, jednak biorąc pod uwagę motyw przewodni serii nie wydaje mi się, żebym się bardzo pomyliła w ocenie zamiarów twórców.

Nie znaczy to jednak, że Re:Creators to seria pozbawiona wad. Przede wszystkim należy zaznaczyć, że od początku była produkcją bardzo mocno „interaktywną”, uzupełnianą licznymi komentarzami twórców w mediach społecznościowych i dodatkowymi materiałami, udostępnianymi w różny sposób. O ile generalnie bardzo to pasuje do jej tematyki, o tyle sprawiało czasem, że opowiadana historia wydawała się odrobinę niekompletna. Trudno mi nie potraktować tego jako wady, bowiem to oznacza, że osoba, która za seans zabierze się teraz, z konieczności będzie albo pozbawiona potrzebnej wiedzy, albo narażona na poznanie całego przebiegu i wszystkich niespodzianek fabuły, jeśli zacznie czegoś szukać samodzielnie. Ze swojej strony bardzo jednak polecam obejrzenie odcinka trzynastego, który streszcza wcześniejsze wydarzenia – nie tylko jest cudownie zabawny, ale zawiera też sporo z tych dodatkowych informacji, które na tym etapie mogą być bardzo przydatne.

Jako wada często jest wymieniane także nadmierne poleganie na przekazywaniu informacji w dialogach, albo co gorsza – w monologach jednej z postaci, Meteory Osterreich. To, jak na ironię, pasuje do niej, ponieważ pochodzi ona z gry, zaś jej rolą było udzielanie graczom informacji przed misją. Muszę zaznaczyć, że było to coś, co mnie nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu, ale w tym przypadku rozumiem, że część widzów wolałaby bardziej naturalny sposób wprowadzania wiadomości o świecie przedstawionym. Podobnie nie traktowałabym jako wady niezdecydowania Souty… Gdyby nie to, że tu kryje się poważniejsza dziura fabularna. Widz od początku może podejrzewać, że Souta jest w jakiś sposób powiązany z postacią Księżniczki w Mundurze, a te podejrzenia szybko zamieniają się w pewność. Biorąc jednak pod uwagę charakter tego powiązania, trudno zrozumieć, dlaczego chłopak tak długo zwleka z przekazaniem swoim nowym znajomym przynajmniej części informacji (miałoby sens, gdyby parę rzeczy starał się ukryć), szczególnie wtedy, kiedy widać, że działania Księżniczki zaczynają mieć coraz bardziej destrukcyjny charakter.

Trudno też oprzeć się wrażeniu, że nie do końca udało się zapanować nad fabułą i postaciami – przy takiej ich mnogości i różnorodności to było zresztą skrajnie trudne zadanie. Nie wszystkie wątki znalazły rozwinięcie, nie wszystkie postaci wykorzystały cały swój potencjał i przyznam, że tego chyba było mi najbardziej szkoda. Mam wręcz poczucie, że seria błyszczała tam, gdzie pozostawała najbliższa okruchom życia, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie mogłaby się utrzymać w tej konwencji przez cały czas. A skoro o konwencji mowa, Re:Creators bawi się schematami różnych gatunków, ale także je powiela, poniekąd z konieczności, ponieważ tak wynika z logiki opowieści. Trudno wręcz odróżnić, co jest celowym wykorzystaniem sztampowej zagrywki, a co – pójściem na skróty. Może zresztą robienie takiego rozróżnienia w ogóle nie ma sensu? Na pewno jednak należy docenić zamknięcie głównego wątku, tym bardziej że obecnie aż za często trafiają się anime niekompletne, opowiadające kawałek historii i beztrosko odsyłające widzów do innego medium.

Walory produkcyjne wahają się między „olśniewające” a „przeciętne” – widać sceny, które musiały zużywać budżet w tempie ekspresowym, ale zdarzają się także ujęcia aż nadmiernie oszczędne i statyczne, nie mówiąc już o przypadkach, kiedy postaci są wyraźnie krzywe i niedopracowane. Wróćmy jednak do tego, co najlepsze. Oczywiście w oczy rzucają się przede wszystkim sceny akcji, z reguły niezbyt długie, ale wyjątkowo dynamiczne i przemyślane pod względem kadrowania i choreografii. Dzięki temu udaje się sztuka trudna, a mianowicie „podrasowanie” walk w sposób, który zdecydowanie dodaje im emocji. To prawda, najwięcej tego znajdziemy na samym początku serii, więc osoby, które liczyłyby przede wszystkim na takie sceny, będą rozczarowane – ale tu odsyłam do tego, co pisałam wcześniej o fabule. Walki są podporządkowane opowieści, a nie opowieść prowadzona tak, by zapewnić jak największą liczbę walk. Z drugiej jednak strony nie tylko walki są ozdobą Re:Creators. Bardzo wiele uwagi poświęcono detalom – gestom, drobiazgom w tle, które dodają charakteru i realności postaciom. To nie jest już takie łatwe do zauważenia, ale w gruncie rzeczy także wymaga od rysowników staranności i pieczołowitości.

Osobne miejsce chciałabym poświęcić projektom postaci. W materiałach promujących serię dominowali przybysze – bohaterowie fikcyjni, wrzuceni nagle w świat rzeczywisty. Wyglądają oni atrakcyjnie i różnorodnie, ale w gruncie rzeczy wpisują się w schematy i stereotypy, dokładnie tak, jak powinni. Ciekawsze jest przyjrzenie się drugiej części obsady – czyli zwykłym ludziom. Nie mogę nawet wyrazić, jak bardzo cieszyło mnie to, że ludzie, których poznajemy, czyli przede wszystkim twórcy i osoby z ich otoczenia, są zwyczajni, niepowtarzalni, a przy tym nieprzerysowani. Duża część obsady jest tu dorosła i na swój wiek wygląda, co w anime stanowi nadal wartą podkreślenia rzadkość.

Maksymalna ocena za muzykę nie wzięła się znikąd – dawno już nie słyszałam tak zróżnicowanej, charakterystycznej ścieżki dźwiękowej. Doskonale nadaje się do słuchania oddzielnie, ale jednocześnie, o dziwo, nie dominuje akcji, tylko podkreśla ją. W utworach dominuje czysta elektronika, a spora ich część zawiera także wokal. Zazwyczaj nie jest to w ogóle muzyka, jakiej bym słuchała, ale w tym przypadku sprawdza się tak rewelacyjnie, że nie zamierzam zgłaszać żadnych zastrzeżeń. Czego by nie mówić, Hiroyuki Sawano to jednak piekielnie zdolny kompozytor, jeśli tylko postawić go przed odpowiednim wyzwaniem.

Problem z Re:Creators polega na tym, że chociaż mogłabym znaleźć mnóstwo argumentów, dla których warto po tę serię sięgnąć, wszystkie one wymagałyby zdradzenia zbyt wielu szczegółów. Tymczasem właśnie samodzielne odkrywanie fabuły i poznawanie postaci jest tym, co nadaje sens oglądaniu tego anime. Jak udowadniają komentarze, nie każdemu musi się spodobać i gdybym miała szukać przyczyny, powiedziałabym (bardzo ostrożnie), że to jest rzecz dla tych, którzy znają się na popkulturze (w tym japońskiej) w stopniu przynajmniej niezłym, a przy tym lubią ten specyficzny podtyp fanfików, które rozbierają świat i postaci na czynniki pierwsze. Innymi słowy: Japończycy raz wreszcie nakręcili serię specjalnie dla mnie, a reszta świata może się wypchać.

Avellana, 28 października 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Troyca
Autor: Rei Hiroe
Projekt: I-IV, Rei Hiroe, Ryuuichi Makino
Reżyser: Ei Aoki, Makoto Katou
Scenariusz: Ei Aoki, Rei Hiroe
Muzyka: Hiroyuki Sawano

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Re:Creators - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl