Anime
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 9/10 | grafika: 8/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Darling in the Franxx
- ダーリン・イン・ザ・フランキス
- Darling in the FRANXX (Komiks)
Studio Trigger udowadnia, że potrafi stworzyć dobre anime. Tym razem w kooperacji, ale ważne, że efekt końcowy jest udany.
Recenzja / Opis
Recenzję zacznę nietypowo, bowiem od podsumowania i uzasadnienia mojej oceny Darling in the Franxx. Czy naprawdę to anime jest tak dobre i zasługuje na ocenę, jaką mu wystawiłem? Uważam, że tak, ponieważ była to jedna z naprawdę niewielu serii, na której kolejne odcinki czekałem z prawdziwą niecierpliwością i której oglądanie zwyczajnie mnie cieszyło. Dlaczego? Bo historia ma wszystko, co potrzebne, aby zainteresować i utrzymać widza przed ekranem: pomysł na siebie od początku do końca, interesujących i pełnokrwistych bohaterów, budżet adekwatny do założeń, sprawną realizację i ciekawą fabułę, opartą wprawdzie na ogranych schematach, ale sprawnie je wykorzystującą. To wszystko powoduje, że to anime kupiło i wciągnęło mnie całkowicie mimo nie najlepszego początku, do którego nawiążę nieco później. Na uwagę zasługuje również fakt, że pokazana historia jest zamknięta i kompletna oraz nie pozostawia niemal żadnych niedopowiedzeń czy furtek.
Ziemia po apokalipsie stała się jedną wielką pustynią, a niedobitki ludzkości mieszkają w mobilnych miastach‑kopalniach zwanych plantacjami. Nadrzędnym celem ich istnienia jest wydobycie magmy, źródła energii niezbędnego do przeżycia, bronionego przez potężnego wroga – klaxozaury. Jedyną skuteczną bronią w walce z nimi są potężne roboty pilotowane przez szkolonych od dzieciństwa do tego celu nastolatków. Aby efektywnie sterować maszyną, dobierani są oni w pary, a poziom ich kompatybilności decyduje o tym, jak sprawnie będą działać na polu walki (kłania się pomysł zastosowany w Pacific Rim). W tym momencie poznajemy bohaterów, pięć par, które zasiądą za sterami eksperymentalnych maszyn nazwanych od nazwiska ich twórcy Franxxami. Niestety w tej perfekcyjnie zaprojektowanej machinie wojennej nie ma miejsca dla słabych. Osoby takie jak Hiro, niekompatybilny pasożyt (tak nazywani są piloci Franxxów), są skazane na niebyt jako nieprzydatne dla społeczeństwa. Jego życie ulegnie jednak całkowitej zmianie, gdy przypadkowo podczas walki zasiądzie za sterami maszyny pilotowanej przez tajemniczą i ekscentryczną dziewczynę o kodzie 002 zwaną „zabójcą partnerów”.
Jakbym się nie starał, to co napisałem powyżej o zawiązaniu akcji, poza paroma udziwnieniami nie brzmi ani odrobinę oryginalnie. Przecież każdy chyba widział to samo w trochę innym wydaniu już dziesiątki, jak nie setki razy. Niewyróżniający się chłopak, nietypowa dziewczyna, cud, który sprawia, że okazują się oni nadzieją ludzkości, i wspólna walka z teoretycznie niepokonanym wrogiem. Niestety muszę przyznać, że pomimo niezaprzeczalnego uroku tej pary pierwsze odcinki nie zawierają kompletnie nic, co przekonałoby widza, że ma do czynienia z czymś wyjątkowym. Gorzej, twórcy postanowili ponaparzać go maczugą po głowie i zaserwować mu stertę klisz, mało udanych żartów, fanserwisu w damskiej przebieralni i na koniec dobić przekombinowanym i pełnym seksualnych odniesień systemem pilotażu robotów.
W momencie, kiedy przy serii pozostali już tylko najbardziej zdeterminowani widzowie, zdarzyło się coś niezwykłego. Z odcinka na odcinek Darling in the Franxx zaczęło pokazywać, że ma na siebie pomysł oparty nie tylko na udziwnianiu klisz, ale na przemyślanym scenariuszu oraz przede wszystkim na bardzo udanych bohaterach. W pewnym momencie sam złapałem się na tym, że większą frajdę sprawiają mi odcinki poświęcone „okruchom życia” niż akcji, mimo że stoi ona na równie wysokim poziomie. Tak naprawdę w serii nie ma nic naprawdę odkrywczego, są tylko odpowiednio wyselekcjonowane elementy sprawnie połączone w całość.
Największy udział w sukcesie Darling in the Franxx mieli bohaterowie, czyli dziesiątka pilotów pięciu eksperymentalnych jednostek Franxx. Postaram się, aby ich opis nie zmienił się w listę obecności, ale zacznę od postaci, które już chyba na stałe dołączyły do grona najlepszych par anime, czyli Hiro i 002. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie do końca podzielam entuzjazm, z jakim wyniesiono ich na piedestał. Moim zdaniem nie są aż tak wyjątkowi, a bywały momenty, w których ich zachowanie po prostu mnie irytowało, choć zawsze potem przychodził moment sprawiający, że wybaczałem im wszystko. Interesująco pokazano, jak zmieniają się ich priorytety i motywy działania od typowo egoistycznych pobudek po prawdziwe i szczere uczucie. Spotkałem się z zarzutami, że zbyt wiele jest w tej serii młodzieżowego przedramatyzowania. Można zgodzić się z tym twierdzeniem, ale jeśli spojrzeć na sprawę z perspektywy bohaterów, da się zauważyć, że wszystkie ich reakcje były adekwatne do sytuacji, w jakiej się znaleźli. Mamy tutaj prawie że „wyprodukowane” jednostki w wieku nastoletnim, na barkach których spoczywają losy świata. Zostawiono ich praktycznie samym sobie, wymagając jednocześnie, aby wytworzyli silne więzi w celu optymalnego pilotowania Franxxów. Widać to szczególnie w przypadku 002 i jej bardzo smutnej (a jednocześnie rewelacyjnie pokazanej) przeszłości. W tym miejscu należy wyrazić szczególne uznanie dla twórców, którzy potrafili perfekcyjnie wykorzystać retrospekcje do przybliżenia widzom poszczególnych bohaterów. Dzięki temu determinacja Hiro dążącego do bycia użytecznym w walce, 002 poszukującej człowieczeństwa czy też uczucie, jakim inna z dziewcząt, Ichigo, darzy głównego bohatera, stają się niezwykle czytelne i zrozumiałe. Jednocześnie reakcje każdej postaci na wydarzenia są adekwatne do jej wiedzy i stanu emocjonalnego w danej chwili.
To właśnie nieodwzajemnione uczucie Ichigo do Hiro, będące jednym z pobocznych, ale istotnych wątków, stało się obiektem silnej niechęci części widzów, którzy w dobrze uzasadnionym zachowaniu dziewczyny widzieli profanację świętego uczucia łączącego główną parę. Doprowadziło to nawet do absurdalnej sytuacji, gdy użyczająca jej głosu aktorka Kana Ichinose zaczęła otrzymywać pogróżki w związku z tą rolą. To pokazuje jednak, jak bardzo angażującym widowiskiem stawała się z każdym kolejnym odcinkiem ta seria.
Głównej trójce nie ustępują także pozostali piloci oraz postacie drugoplanowe. Bardzo fajne jest to, że praktycznie każdy ma swoje pięć lub więcej minut i nie jest tylko statystą stanowiącym tło dla brylującej na ekranie głównej pary. Pod koniec serii złapałem się na tym, że bardziej lubię śledzić ich losy niż losy Hiro i 002, chociaż także ich przygody stawały się z odcinka na odcinek coraz ciekawsze. Bardzo podobało mi się pokazanie, że nie wszystko da się od początku do końca zaplanować i że wraz z rozwojem samoświadomości i uczuć poszczególni piloci zaczynają darzyć uczuciem niekoniecznie osobę, do której zostali odgórnie przydzieleni, co przy takim pilotażu może rodzić pewne problemy.
Nawiązując do kontrowersji wokół systemu pilotażu, chciałbym jednak uspokoić, że po kilku wymownych scenach z początku serii „potencjał” tego rozwiązania nie jest wykorzystywany. Niestety pozycja „na pieska” gdzie słupek i pręcik (nomenklatura botaniczna) łączą się ze sobą poprzez „wchodzenie” w swój umysł, daje pole do szerokiej interpretacji i uważam, że sam pomysł jest średnio udany, choć geneza takiego systemu sterowania zostaje zadowalająco i spójnie wyjaśniona. To także jedna z większych zalet serii, która na samym początku wyjaśnia bardzo niewiele. Początkowo nie mamy pojęcia, kim lub czym są potwory, z którymi walczy ludzkość, czy istnieje i kim jest 001, skąd ta dziwna więź między głównymi bohaterami i dlaczego Hiro jest wyjątkowy. Na te i inne pytania seria konsekwentnie odpowiada, dzięki czemu usatysfakcjonowany widz ma poczucie, że zobaczył przemyślaną i zaplanowaną opowieść, a nie tylko zlepek przypadkowych pomysłów.
Właśnie przemyślana (choć nie taka znowu oryginalna) wizja świata udziwniona nieco botaniczną nomenklaturą, bardzo udani bohaterowie zarówno pierwszo- jak i drugoplanowi, postapokaliptyczny klimat i dobre rozplanowanie wydarzeń spowodowały, że moja osobista ocena Darling in the Franxx jest tak wysoka.
Na oddzielną pochwałę zasługuje oprawa techniczna serii. Faktem jest, że nie każdemu przypadnie do gustu kreska czy rysunek postaci, ale wszystko tu zostało zrobione bardzo starannie. Tła pokazujące postapokaliptyczny świat (gdzie można było pokusić się o daleko idące oszczędności) są zróżnicowane, interesujące i bogate w detale. Bardzo udane jest również kadrowanie, a same sceny walki są niezwykle dynamiczne, ciekawe choreograficznie i trzymające w napięciu. Projekty Franxxów (które z czasem stają się dodatkowymi bohaterami historii) i klaksozaurów są pomysłowe. Udźwiękowienie również wypada powyżej średniej. Seiyuu bardzo dobrze wywiązali się ze swoich zadań, sprawiając, że grani przez nich bohaterowie mają w sobie mnóstwo naturalności i życia. Obraz uzupełnia bardzo dobra ścieżka dźwiękowa z genialnym wręcz openingiem Kiss of Death w wykonaniu Miki Nakashimy.
Podsumowanie napisałem na początku, więc myślę, że wystawiona przeze mnie ocena końcowa nie powinna nikogo dziwić. Wiadomo, że Darling in the Franxx nie każdemu się spodoba, bo jednak nie jest to historia uniwersalna, tylko skierowana do konkretnej grupy odbiorców. Jeśli jednak nie macie uczulenia na klimaty postapokaliptyczne i mechy oraz nieco nietypowych pomysłów, to naprawdę polecam przebrnąć przez kilka pierwszych odcinków, aby podobnie jak ja odkryć, co tak naprawdę ta seria ma do zaproponowania.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | A-1 Pictures, Clover Works, Trigger |
Projekt: | Masayoshi Tanaka, Shigeto Koyama |
Reżyser: | Atsushi Nishigori, Toshifumi Akai |
Scenariusz: | Atsushi Nishigori, Naotaka Hayashi |
Muzyka: | Asami Tachibana |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Darling in the Franxx - wrażenia z pierwszych odcinków | Nieoficjalny | pl |