Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 7/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 23
Średnia: 7,35
σ=1,31

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Diablo)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Fate/Kaleid Liner Prisma Illya: Sekka no Chikai

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2017
Czas trwania: 129 min
Tytuły alternatywne:
  • Fate/kaleid liner プリズマ☆イリヤ 雪下の誓い
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Seinen; Postaci: Magical girls/boys, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Gra (bishoujo), Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Mesjanizm po japońsku, czyli kolejna opowieść o tym, jak Kiritsugu i Emiya próbowali uratować świat.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Zachajv

Recenzja / Opis

Kiedy pisałem recenzję anime Fate/Kaleid Liner Prisma Illya Drei!!, wspomniałem, że sezon kończy się w otwarty, zapowiadający ciąg dalszy sposób. Okazało się, że miałem rację, gdyż w roku 2017 została wypuszczona kolejna części sagi, tym razem w formie filmu kinowego. Czas więc się nad nią pochylić…

Jak fani pamiętają, ostatnie sezony były wypełnione fabularnymi rewelacjami. A to się okazuje, że istnieją światy alternatywne, a to najnowszy zły, Julian, tak w sumie chce ratować świat, a to Mio jest Graalem, a to bratem Mio okazuje się, skądinąd dobrze znany Shirou Emiya… Jakie cuda do powyższego wnosi nowa kinówka? Cóż, nie ukrywam, że trudno opisać ją pod kątem fabularnym, gdyż jeśli chodzi o chronologię wydarzeń, Sekka no Chikai stanowi prequel. I to nie tylko Drei!!, ale całej linii fabularnej uniwersum Fate/Kaleid. Ograniczę się więc do stwierdzenia, że film ukazuje wydarzenia, które doprowadziły do znanych nam już scen, dramatów i mniej bądź bardziej efektownych bitew.

W tym miejscu pozwolę sobie na pewną refleksję. Jak już wspominałem we wcześniejszych recenzjach, w kolejnych sezonach Fate/Kaleid mieliśmy okazję obserwować ewolucję klimatu od zabawnej komedii, która z czasem zaczęła obrastać w kontrowersyjny i dla wielu niesmaczny fanserwis, by ostatecznie postawić na bardziej dramatyczne i smutne akcenty, od czasu do czasu podlane dawką humoru. Najnowszy film kontynuuje ten trend, z tym że jego klimat jest już zdecydowanie smutny i depresyjny. W pewnej mierze można by go nawet porównywać z greckimi dramatami, z którymi każdy z nas miał do czynienia, chociażby w szkole… Ponownie bez wdawania się w szczegóły, mamy tu zobrazowanie niczym w Fate/Zero próby ratowania świata i ludzkości za cenę szczęścia pojedynczych jednostek. Główne dramatis personae miotają się tu i tam, bywa, że rzucają podniosłymi tekstami i szukają własnej drogi do odkupienia. Nie twierdzę, że samo w sobie jest to czymś złym, ale ci z fanów, którzy przywykli i nadal oczekują od tej serii bardziej komediowych i wypełnionych kolorową akcją klimatów, mogą się srodze i boleśnie zawieść…

Nowych postaci jako takich omawiana tutaj kinówka nie wprowadza. Ba, wręcz przeciwnie. W pewnej mierze można nawet przyjąć, że cały film jest w pewnym sensie tylko teatrem dwóch głównych przeciwników, Emiyi i Juliana. Nie znaczy to oczywiście, że innych postaci tu nie ma. Fani zapewne z zadowoleniem powitają powrót Miyu, tym bardziej że wyjaśnione zostanie jej społeczne wyobcowanie i bogata wiedza, którą dziewczynka dysponuje. (Logika i prawdopodobieństwo tego wyjaśnienia to już zupełnie inna para kaloszy). Przez ekran przewinie się też Kirei Kotomine, a nawet sam sławny Kiritsugu… Ba, pojawi się też najbardziej, w mojej ocenie przynajmniej, skrzywdzona bohaterka w uniwersum, ale nie zmiania to faktu, że postaci są w moich odczuciu tylko tłem wydarzeń. Swego rodzaju katalizatorem, który popycha głównych bohaterów do dążenia ku ich przeznaczeniu. O Julianie wolałbym za dużo nie mówić, bo to dość pokręcona postać, która pazur pokazuje dopiero gdzieś tak od połowy filmu, więc jego wątek stanowi coś, co widz powinien odkrywać i interpretować samodzielnie, ale za to miłym zaskoczeniem okazał się dla mnie Emiya. Nie ukrywam, że nie przepadałem za tym akurat bohaterem. Jego prostolinijna szlachetność i gotowość do samopoświęcenia w myśl zasady „chcę wszystkich uszczęśliwić” działały mi w „dorosłych” seriach na nerwy, ale tutaj wreszcie doczekał się nieco bardziej sensownej kreacji. Nie zamierzam spoilerować, ale dość rzec, że mimo zachowania szlachetnego „szkieletu”, wreszcie zyskał on na „człowieczeństwie”. Zaczął samodzielnie myśleć, jego aspiracje sięgają trochę dalej niż pęd ku abstrakcyjnej i w samej swej istocie absurdalnej idei, a i przestał być chłopcem do bicia i popychania dla wszystkich wokół. Za to duży plus!

Trudno za to ocenić pozytywnie warstwę techniczno­‑muzyczną filmu. Przez większość czasu animacje i tła są statyczne, ludzi jako takich jest w tym anime jak na lekarstwo (choć akurat to ma uzasadnienie fabularne), a sceny walk rozgrywają się zwykle w przyciemnionych barwach i są, jakże by inaczej, po dziurki w nosie naszpikowane animacją komputerową. Choć prawdę powiedziawszy, samych walk jakoś szczególnie dużo tu nie ma i zaczynają się dopiero od mniej więcej połowy filmu. Tak czy owak, nie mogą się one w żadnym razie równać z najlepszymi momentami z dawnych serii anime. Emiya jak to Emiya, tworzy miecze z powietrza, skacze, strzela i ogólnie robi spory rozgardiasz, jednak nie jest to coś, co powodowałoby opad szczęki. Jest poprawnie, ale film w zamyśle miał zapewne dostarczać bardziej doznań duchowych niż wizualnych. Ot, taki mesjanizm w wydaniu japońskim. W całym filmie piosenki były bodajże dwie, obie pod sam koniec i obie jednakowo nijakie. Grunt, że nie raniły za bardzo uszu. Reszta podkładu muzycznego stanowiła tylko tło podkreślające wymowę poszczególnych scen bądź tworzące bitewną atmosferę. W tym drugim przypadku nie mogło zabraknąć sztandarowego podkładu towarzyszącego walkom Emiyi.

Sekka no Chikai jest filmem poprawnym, kontynuuje trend, zgodnie z którym fabułą cyklu dryfuje w coraz poważniejsze rejony, dodaje kolejne cegiełki i wyjaśnienia do już znanego świata, a przy okazji prezentuje w pełni historię Miyu. Jako że stanowi prequel dotychczasowych sezonów, przez lwią część czasu próżno tu szukać znanych widzowi postaci, może poza tymi, które występowały w serii Drei!!. W dodatku nie ma tu ani odrobiny bieliźnianego fanserwisu, humoru tyle, co kot napłakał, zaś fabuła ma dramatyczny i tragiczny wydźwięk. Trup ściele się gęsto, a widz zasadniczo od początku ma poczucie, że ta historia nie może się dobrze skończyć. Jeśli komuś powyższe nie przeszkadza i chce poznać wydarzenia, które doprowadziły do sytuacji, którą znamy z serialu, może usiąść do oglądania filmu w ciemno. Powinien być zadowolony. Ja sam wypatruję ciągu dalszego.

Diablo, 22 marca 2018

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Autor: Hiroshi Hiroyama, Type-Moon
Projekt: Kazuya Hirata
Reżyser: Shin Oonuma
Scenariusz: Hazuki Minase, Kenji Inoue
Muzyka: Tatsuya Katou, Technoboys Pulcraft Green-Fund