
Komentarze
Modao Zushi
- komentarz : San-san : 20.10.2022 13:47:44
- 10/10 Cudowna opowieść..... : anmael : 5.02.2022 15:56:13
- Kocham : ShoriChan : 4.02.2021 21:44:36
- komentarz : :) : 7.05.2020 23:11:53
- cudo : Kaczka : 1.07.2019 12:03:40
- komentarz : chi4ko : 9.02.2019 16:49:55
- komentarz : tamakara : 8.02.2019 13:22:15
- Re: Kwiat lotosu rozkwita w czerni. : chi4ko : 7.02.2019 20:04:06
- komentarz : chi4ko : 7.02.2019 19:51:17
- komentarz : tamakara : 4.02.2019 13:49:57
10/10 Cudowna opowieść.....
Modao Zushi zabiera nas w podróż na daleki wschód w bliżej nieokreślonej epoce, gdzie potężni kultywatorzy sekt walczą o pokój i dominacje.
Świetnie chronologicznie poprowadzona fabuła sprawia że widz nie męczy się z zapamiętaniem przebiegu wydarzeń. Język chiński nie przychodzi tutaj z pomocą, gdyż zapamiętanie wszystkich nazw jest bardzo dużym wyzwaniem dla widza, wszelkiego rodzaju podziały klanów, miejsc jak i imion bohaterów (+ analogie imion i gry słowne) sprawia że nie ma szans na obejrzenie tego anime bez 110% skupienia.
Wielowątkowość fabuły sprawia że widz ani przez chwilę się nie nudzi, każde szczegóły i momenty są ważne do całkowitego zrozumienia co się dzieje w danej chwili.
Chciałbym również podkreślić dialogi, które są na bardzo wysokim poziomie sprawiając że widz słucha baśniowej poezji.
Sposób wyważenia dramaturgii, komedii, przygodowo fikcyjno‑historycznych faktów jest na poziomie horyzontu. Ani przez chwile nie poczułem że jest coś robione na przymus aby ciągnąć fabułę dalej i produkować kolejne odcinki.
Graficznie produkcja jest bardzo ładna, na szczególną uwagę zasługuje szczegółowość w tłach. Graficznie walki są dobre, nie występuje tutaj nie wiadomo jakakolwiek wielorakość i różnorodność (można było się pokusić o kilka ekstra super ataków, bądź dodatkowych umiejętności wystepujących postaci).
Całokształt graficzny jest, czysto i subtelnie.
Muzyka – oh ah oh ah, przepiękne melodyjne opening`i, nuty rozbrzmiewające naprawdę koją uszy.
Wspaniałe delikatne brzmienia podczas nocnych wypadów jak i dynamiczne utwory w walkach pozwalają sprawić że widz szybko harmonizuje się z danymi wydarzeniami.
Produkcja Mo Dao Zushi jest unikatową produkcją, która świetnie pokazuje, że mimo w tych czasach i po upływie tak wielu lat nadal jesteśmy w stanie ujrzeć górnolotną produkcję z wieloma aspektami, która jest wstanie zachwycić.
Kocham
Moją drugą nowelką od MXTX nie było jednak Mo Dao Zu Shi, o które tu się przecież rozchodzi, a pierwsza powieść tej autorki – Scumbag Villian Self‑Saving System. I cóż… nie byłam pod wrażeniem. Do tego stopnia, że dropnęłam koło 40 rozdziału i może jeszcze kiedyś do tego wrócę, ale niczego nie obiecuję.
Po rozczarowaniu jakim było SVSSS, zabrałam się wreszcie za Mo Dao Zu Shi. Doskonale wiedziałam, że istnieje zarówno nowelka (duh) jak i donghua na jej podstawie, ale nie byłam pewna w jakiej kolejności je przyswoić. Ostatecznie włączyłam pierwszy odcinek MDZS i nawet nie obejrzałam go do końca, bo tak bardzo nie wiedziałam co się dzieje. Stwierdziłam „nie, muszę sięgnąć do korzeni”, więc wzięłam się za nowelkę. And oh boi, that was a wild ride… Pożarłam rozdziały jak szakal i kiedy byłam już przy końcówce, stwierdziłam, że poznałam materiał źródłowy na tyle, by w końcu obejrzeć ekranizację. I tak też zrobiłam. Obejrzałam pierwszy odcinek jeszcze raz, a potem poleciałoooo. Połknęłam oba sezony w dwa dni.
Faktem jest, że dla kogoś kto ani nie czytał noweli, ani nie oglądał dramy The Untamed może strasznie się pogubić w animacji. Zwłaszcza przy natłoku chińskich imion i nazw… bo dosłownie wszystko ma swoje nazwy – miejsca, bronie, przedmioty, budynki… Potrafi być to niesamowicie przytłaczające i szczerze mówiąc, nawet po dwukrotnym przeczytaniu noweli nadal nie pamiętam imion wszystkich postaci.
Pomijając jednak tę kwestię, uważam że pierwszy sezon jest naprawdę udany. Pięknie ożywili postać Wei Wuxiana, chociaż i tak w tej ekranizacji jest mniej komiczny niż w nowelce (nic go tam nie może przebić, przysięgam) głównie dlatego, że w powieści mamy dostęp do jego wszystkich myśli, a jego myśli… let me tell you, nadal parskam śmiechem kiedy myślę o jego komentarzu na temat imion trzech psów Jiang Chenga.
Lan Wangji… jest dokładnie taki, jak go sobie wyobrażałam podczas czytania. Stoicki, bez emocji, mówiący tym śmiertelnie spokojnym, niskim głosem. Chociaż w ekranizacji i tak mam wrażenie, że widać po nim więcej uczuć, niż kiedykolwiek było to opisane w oryginale. I bardzo mnie to cieszy, bo w końcu widać, że mu zależy. Co ciekawe, niesamowicie urzekły mnie melodie, które grał na swoim guqin. Czasami odtwarzałam sobie sceny, w których go używał po kilka razy.
Oczywiście, trochę rozpaczam, że powycinali niemal wszystkie sceny romantyczne (oraz pijanego Lan Zhana… to ból, ja to chciałam zobaczyć w ruchu…), ale chyba w ramach rekompensaty twórcy dali nam przykokszonego Wuxiana, bo Matko Święta, gość tutaj wymiata. 15 odcinek mogę oglądać w kółko i bez końca, tak bardzo jest epicki.
Niestety, drugi sezon nieco rozczarowuje. Pierwszy szedł w miarę zgodnie z pierwowzorem, ale w drugim masę rzeczy pozmieniali, pomieszali, przez co zrobił się tam straszny burdel. Dla kogoś, kto nie czytał noweli może się wydawać, że jest okej, ale dla mnie, jako czytelnika w pierwszej kolejności, to się wszystko kupy nie trzyma. Te pierwsze kilka odcinków w ogóle nie mam pojęcia skąd się wytrzasnęły, to miał być jakiś filler czy co? Nie mam pojęcia, ale byłam mocno zmieszana podczas oglądania.
Ostatecznie jednak bardzo wyczekuję na kolejny sezon. Co prawda ark, który zostanie w nim ukazany nie jest moim ulubionym, ale z miłą chęcią znów popatrzę na te przepiękne postacie i niesamowite sceny walk.
Wizualnie jest miód połączenie 3d, 2,5d oraz typowego 2d daje świetne rezultaty.
cudo
Graficznie jest pięknie. Do języka chińskiego już od jakiegoś czasu jestem przyzwyczajona, więc nawet miło było posłuchać czegoś innego niż japoński. Słyszałam, że wiele osób myli postacie i nazwiska, ale mi nie sprawiało to większego problemu.
Minusem jest dla mnie to, że jakoś tak niektóre walki mnie nudziły. Ale tragedii nie było.
Nawet nie będę zaczynać o bohaterach, bo mam tam zdecydowanie za dużo ulubieńców. Na pewno plusem jest to, że nie wszyscy są jednoznacznie dobrzy lub źli.
Oczywiście, później pochłonęłam książkowy oryginał i już nie mogę się doczekać drugiego sezonu… kiedykolwiek on wyjdzie, bo z tego co mi wiadomo, został opóźniony?
Graficznie to można tylko się zachwycać. Wei wygląda najlepiej. Na minus jednak animacja chodu bohaterów, wygląda sztucznie. Żółwia przemilczę…
Sama historia w pewnym momencie niesamowicie się rozkręca i z lekkiej, komediowej serii z wygłupami Weia robi się… no, takie coś. Od jedenastego odcinka (mój ulubiony) nie mogłam oderwać oczu od anime. kliknij: ukryte Powrót i zemsta Weia to już w ogóle miazga. Muzyka robi świetną robotę.
Oczywiście nie muszę mówić, że na duet Weia i Lana patrzy się z przyjemnością.
8/10
Kwiat lotosu rozkwita w czerni.
Tak, więc…
„Wszystko się zaczęło gdy zaatakowała frakcja ognia…”
Albo nie, inaczej to ujmę:
Modao Zushi = Świetna bajeczna piękna grafa/animacja, muzyka też nie najgorsza, taka typowa na te klimaty, które anime przedstawia, więc się wpasuje. Anime ma bardzo dobry motyw zemsty i nie boi się podrasować głównego bohatera nieco nikczemnymi mocami by mógł jej dokonać. Chociaż trzeba sporo na to poczekać. Chiński jak chiński, aktorzy głosowi dużo nie zdziałają, imion w cholerę, nie idzie zapamiętać, no ale człowiek ciągnie to dalej, bo to zwykle fabuła/postacie decydują czy brnąć w to dalej, a nie trudność spamiętania jak kto się nazywa.
Na minus chaos w początkowych odcinkach, nie można było się połapać o co tam chodzi. Ja czytałem komentarze wyjaśniające po kilku odcinkach od ludzi, który znają pierwowzór by zajarzyć kto jest kim, gdzie co jest i co się dzieje. Anime dopiero się później rozkręca by zakończyć z przytupem. Pamiętam, ze emocje były przy oglądaniu, głównie gdzieś po połowie aż do końca, ogólnie git anime, satysfakcjonujące. Czekam na kolejne sezony, które mają być.
/Nie shipuje, ale jestem świadom, że anime pełne ładnych chłopców, co przypadnie temu „kręgu”, który lubi shipować/
materiał filmowy na ten temat
Plusy:
- grafika: jest śliczna, świetnie się na to patrzy, choć bywają sceny wyglądające kiepsko (jak np. gdy pokazano z daleka głównego bohatera jadącego na osiołku w pierwszym odcinku). Ogólnie jednak – palce lizać.
- dobra akcja, jej tempo, walki nie są nudne
- główny bohater wydaje się sympatyczny, chociaż – patrz: minusy
- fabularnie też mnie zaciekawiło, wcześniej nie oglądałam podobnych produkcji (albo nie pamiętam); oryginalnością to z pewnością nie grzeszy, ale mam ochotę wiedzieć, jak dalej potoczy się ta historia i jak będą wyglądać przygody Weia i Lana
Minusy:
- głosy; nie mam tu na myśli, że chiński mi przeszkadza, nie, łatwo się przyzwyczaić, po prostu wypowiadane kwestie w większości przypadków brzmią bez emocji, jakby zostały „wycięte” z innej produkcji i doklejone do tej (nie wiem, jak to lepiej wytłumaczyć); z pewnym momencie zaczęłam żałować, że tego anime nie zrobili Japończycy, na pewno wyszłoby lepiej
- Wei momentami się bardzo dziwnie zachowuje, rozumiem, że miały to być wstawki komediowe, ale coś nie wyszło i zamiast banana na ustach pojawia się w myślach jedno wielkie „WTF?!” Choć oczywiście są śmieszne momenty, które rzeczywiście śmieszą.
Tak czy inaczej, jest, jak na początek, dobrze – o tyle dobrze, że udało mi się obejrzeć dwa odcinki (dodam, że mające po 34 minuty, czyli więcej niż zwykle), gdy tymczasem ostatnio często porzucam jakieś anime, nie kończąc nawet pierwszego epizodu. No i wspomniana już ciekawość, co będzie dalej.