Anime
Oceny
Ocena recenzenta
4/10postaci: 7/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 3/10 | muzyka: 6/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
FLCL Alternative
- フリクリ オルタナ
- FLCL (Komiks)
- FLCL
- FLCL: Grunge
- FLCL Progressive
- FLCL: Shoegaze
Nuda i wielkie rozczarowanie – tak w skrócie można opisać najnowsze FLCL. Wbrew podtytułowi nie stanowi ono jakiejkolwiek alternatywy dla oryginalnego, pierwszego sezonu.
Recenzja / Opis
Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że: „film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć”. Szkoda tylko, że w tym przypadku twórcy z Production I.G. kompletnie zignorowali tę zasadę i całkowicie wykastrowali swoje najnowsze „dzieło” ze wszystkich elementów, które przesądziły o sukcesie pierwszego FLCL. Postanowili jednakowoż wzbogacić je o wiele „innowacyjnych” i „alternatywnych” rozwiązań, które przenoszą historię na zupełnie nowy (i niespotykany nawet w Progressive) poziom… kiczu i tandety. Z tegoż powodu niniejsza recenzja będzie odrobinę niestandardowa i, w odróżnieniu od serialu, alternatywna. A zatem, cóż interesującego przygotował dla nas zespół reżyserów pod kierownictwem Katsuyukiego Motohiro? Ano bardzo wiele, albowiem w najnowszym sezonie Furi Kuri mamy…
Alternatywną naprawdę bardzo fabułę, która kończy się dokładnie w tym samym miejscu, w którym się zaczyna, i po raz trzeci opowiada tę samą historię o nastolatkach z Mabase, które wkraczają w dorosłość i którym po spotkaniu z Haruko z głów zaczynają wyskakiwać różne dziwne rzeczy (i nie, nie są to mądre pomysły, jak u Dobromira, tylko znowu roboty albo, dla urozmaicenia, samochody i gitary). Jednakże na tym nowości się nie kończą, albowiem wątkiem przewodnim sezonu jest… japońska misja na Marsa i zbliżający się wielkimi krokami, a raczej suwami wielkich żelazek, koniec świata. Drugie zdanie zabrzmiało intrygująco? To niestety muszę Was rozczarować, bo tylko tak zabrzmiało. W praktyce wspomniane wątki przewijają się gdzieś na trzecim planie, ustępując budowie rakiety z coli (po prostu biało‑czerwoni lecą na Słońce) oraz codziennym, błahym perypetiom grupy głównych bohaterów, a raczej bohaterek, którymi są…
Alternatywne bardzo dziewczyny z Mabase, a mianowicie: Kana Koumoto – gwiazda sezonu, wokół której kręcą się wszystkie wydarzenia; Tomomi Hetada – teoretycznie najlepsza przyjaciółka naszej „gwiazdki”, będąca cichą i skrytą dziewczyną z bogatego domu; Hijiri Yajima – nastoletnia modelka, która próbuje zachowywać się jak dorosła (i formalnie rzecz biorąc, to ona jest jako tako prawdziwą „gwiazdą” w owej drużynie); Man Motoyama – największa z naszych bohaterek (postury prawdziwego Manna… Wojciecha Manna), która gdy nie szyje, robi wszystko, aby mieć grubszą szyję. Wszystkie wspomniane panny mają po siedemnaście lat, uczęszczają do tej samej klasy i stanowią, przynajmniej z początku, zgraną paczkę dobrych przyjaciółek. Choć nie należy się po nich spodziewać cudów, to udaje im się stworzyć całkiem sympatyczną i w miarę wiarygodną (przemilczmy egzaltowane reakcje na pocałunki i inne takie) relację, przez co stanowią one jeden z najmocniejszych punktów tego serialu. Kolejną, można wręcz rzec ikoniczną, postacią jest oczywiście Haruko Haruhara, której, mimo paru zakręconych scen i celnych uwag, w tym sezonie brakuje trochę iskry i werwy, przez co przypomina bardziej nudnego i nieudolnego Jacka Sparrowa z piątej części Piratów z Karaibów niż energiczną, różowowłosą wariatkę z poprzednich sezonów. Co się zaś tyczy reszty bohaterów – Cantiego zasadniczo nie uświadczymy (nie wiem, czy występ paru jego kopii można traktować jako obecność w serialu), o Naocie nikt już nie pamięta, Atomsk nie jest w ogóle wspominany, a postacie z drugiej części autorzy kompletnie zignorowali (w sumie to i dobrze). Natomiast na drugim planie mamy całkiem udanego rasta‑kucharza, u którego pracuje główna bohaterka; występującą prawie co odcinek w lokalnych „wiadomościach” panią premier; członka „Departamentu Międzygwiezdnej Imigracji” – Tsukatę Kandę, który z wyglądu przypomina Gendo Ikariego z Neon Genesis Evangelion i jest stałym klientem rasta‑barmana. Poza tym od czasu do czasu pojawia się Mon Sasaki, czyli ciapowaty „chłopak” Kany. Jest oczywiście jeszcze parę postaci trzecioplanowych, ale o nich nie ma sensu pisać, albowiem nie mają praktycznie żadnego wpływu na rozwój wydarzeń. Ogólnie rzecz biorąc, z postaciami jest lepiej niż w FLCL Progressive, jednakże nadal bardzo im daleko do tych z pierwowzoru. Główne bohaterki, choć miłe i pozornie zmagające się z jakimiś głębszymi problemami związanymi z dojrzewaniem, sprawiają wrażenie pustych w środku kukiełek skleconych ze standardowych klisz, jakie można znaleźć w całej masie produkcji anime o romansach szkolnych – to, że stanowią najlepszy element sezonu i nie irytują, nie oznacza od razu, że są wyjątkowo ciekawe i interesująco napisane. A skoro już przy pisaniu jesteśmy, to koniecznie trzeba wspomnieć o tym, że usłyszymy tu rozliczne…
Alternatywne, bardzo ciekawe dialogi, których pozazdrościć mogłyby chyba tylko seriale typu Trudne sprawy czy Dlaczego ja?. Trzeba bowiem zauważyć, iż kwestie wypowiadane przez bohaterów są przeważnie płytkie (choć momentami udają głębokie) i przedramatyzowane. Ponadto pełno w nich schematów konstrukcyjnych, z którymi miałem już styczność setki razy. Sytuację odrobinę ratuje Haruko, która tym razem miewa coś ciekawego do powiedzenia. Jednakże co z tego, że od czasu do czasu rzuci błyskotliwym spostrzeżeniem, skoro cała reszta bohaterek i bohaterów sama z siebie nie jest w stanie zdobyć się na nic oryginalnego ani inteligentnego. Nawet wystąpienia pani premier w telewizji wyszły mdłe i nijakie. A skoro twórcy marnują takie „samograje” i nie potrafią z nich wykrzesać ani jednej zabawnej kwestii, czy też sceny, to chyba nie muszę więcej pisać o miałkości tekstów oraz marnym poziomie tematów poruszanych przez protagonistów w prowadzonych rozmowach. Przynajmniej w angielskiej wersji językowej. Może w polskiej będzie lepiej (jak do napisania dialogów zatrudnią Roberta Górskiego albo Bartosza Walaszka). Na szczęście poza rozmowami możemy w tym anime słuchać ciekawej ścieżki dźwiękowej, w której mamy przede wszystkim…
Alternatywną muzykę, która jest jeszcze bardziej nijaka niż w przypadku Progressive. Choć czasami nawet adekwatnie ilustruje spokojniejsze sceny, to ostatecznie nie jest w stanie wybić się ponad średnią i nie potrafi zapaść, choćby na krótko, w pamięć. Chlubny wyjątek pod tym względem stanowi jednominutowy występ raperski Haruko w trzecim odcinku, będący zdecydowanie najlepszym elementem tego sezonu i jedyną sceną, która mi się naprawdę podobała. Cała reszta zaś to nuda. Ewentualnie w ucho wpaść może jeszcze piosenka kończąca każdy odcinek – Star Overhead zespołu The Pillows, acz mnie ona nie urzekła. Tak samo zresztą jak towarzyszące jej obrazy, wykorzystujące…
Alternatywną grafikę, która utrzymuje ten sam poziom, co w Progressive (co oznacza również kiepskie wstawki w CGI). Jednakże w porównaniu z nim zawiera jeszcze mniej scen super‑deformed, przez co staje się do bólu standardowa. Jedynym ciekawym zabiegiem jest pojawienie się w mieście Mabase wielkich pinezek, które przypominają te z map internetowych, i parę białych kresek na początku pierwszego odcinka, podkreślających kilka postaci i zjawisk. Ot i cała inwencja twórcza, jaka pojawiła się w tym sezonie w warstwie wizualnej. Jednym słowem, nuda. A ponieważ kto stoi w miejscu, ten się cofa, to ocenę za grafikę wystawiam o jeden punkt niższą niż w przypadku poprzedniczki (choć uczciwie, z technicznego punktu widzenia, muszę przyznać, że obie części niczym się nie różnią. Jednakże gdy spojrzeć na nie z punktu artystycznego, to spadek jakości jest nad wyraz widoczny).
FLCL Alternative jest swoistym zwieńczeniem „trylogii” FLCL, które pokazuje, jak tytuł wybitny może zejść na psy. O ile w przypadku Progressive dałem twórcom pewien kredyt zaufania, licząc na to, że trzeci sezon będzie lepszy, tak przy ocenie tej części tego kredytu już dać nie mogę. Zwłaszcza że (poza występem musicalowym Haruko) nie ma tu absolutnie nic z tego, za co polubiłem pierwszy sezon, ani nawet z tego, co zadecydowało o w miarę pozytywnym odbiorze drugiego (Jinyu z niebieskim cadillakiem wyglądała naprawdę zjawiskowo). Starano się tu przemycić jakieś drugie dno i pokazać, jak ludzie oszukują samych siebie na co dzień i jak ignorują innych (ba, poświęcono na to cztery odcinki – po jednym na przedstawienie tego, jak z dojrzewaniem radzi sobie każda z bohaterek z „niefantastycznej czwórki”), ale zostało to podane w tak topornej i skomercjalizowanej formie, że szkoda gadać. A zatem, tak jak drugi sezon był skierowany tylko do najbardziej wygłodniałych fanów pierwszego, tak trzeci jest już skierowany tylko do najbardziej wygłodniałych fanów Haruko i… kebabów (w tej części Haruko ma foodtrucka ze „swojskimi”, „polskimi” kebabami). Cała reszta zaś seans najnowszej odsłony FLCL powinna sobie odpuścić, bowiem twórcy nie rozwijają świata przedstawionego, a tylko starają się nam sprzedać (w dość okrojonej zresztą formie) to samo po raz trzeci. Mimo że z technicznego punktu widzenia anime jest bez zarzutu, a i bohaterowie są nawet całkiem sympatyczni, to ja za takiego „odgrzewanego kababa” podziękuję – ostre sosy i sałatka nie są w stanie zamaskować czerstwej bułki i żylastego mięsa. Na Tanuki Alternatywy 3 otrzymuje ode mnie dwie gwiazdki na pięć, acz nie są to gwiazdki Michelin. Jeśli już ktoś koniecznie chce obejrzeć to anime, polecam genialny pierwszy sezon, a z trzeciego można sobie co najwyżej poszukać na YouTube rapującej Haruko. Tyle w temacie. Mam tylko nadzieję, że twórcy nie zaserwują nam już czwartego sezonu, bo przy tym tempie spadku jakości musiałby on chyba otrzymać ocenę ujemną.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | NUT, Production I.G., Revoroot |
Projekt: | Hiyori Denforword Akishino, Kiyotaka Oshiyama, Yoshiyuki Sadamoto, Yuuichi Takahashi, Yuuji Hosogoe |
Reżyser: | Katsuyuki Motohiro, Kiyotaka Suzuki, Yutaka Uemura |
Scenariusz: | Hideto Iwai |
Muzyka: | RON |