Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 85
Średnia: 7,24
σ=1,71

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Darwin's Game

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2020
Czas trwania: 11×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ダーウィンズゲーム
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Słów kilka o zgubnych dla życia skutkach gier na telefony komórkowe.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Anime z gatunku battle royale pojawiają się wśród nowych tytułów regularnie, w niemal każdym sezonie. Mimo okazjonalnych wahań popularności stanowią przewidywalną, bezpieczną lokatę kapitału dla każdego studia animacyjnego. Wystarczy znaleźć aktualnie modny materiał źródłowy, gdyż wymyślanie własnej historii jest niewarte zachodu i potencjalnego ryzyka, a następnie wykonać solidną, rzemieślniczą robotę. Wszelkie próby podkręcenia dramatyzmu, brutalności czy udziwnianie klasycznej formuły są wręcz szkodliwe, a najlepiej radzą sobie mało ambitne średniaki. Czas spędzony przed ekranem w przypadku tego typu anime rzadko bywa stracony. Nawet jeśli tytuł okaże się niewypałem, jak w przypadku niesławnego Ousama Game: The Animation, pozostaje jeszcze niezamierzony element komiczny i pastwienie się nad słabością serii.

Darwin's Game, mimo tytułu zbliżonego do wspomnianego wyżej koszmaru, było więc dla mnie pozycją wręcz obowiązkową. Odłożywszy zawczasu mózg na półkę, przystąpiłem do seansu mającego zapewnić niezobowiązującą rozrywkę na momentami dłużące się zimowe wieczory. Już od pierwszych chwil utwierdziłem się w przekonaniu, że mam oto do czynienia z serią świadomą swoich ograniczeń i trzymającą się sprawdzonych, bezpiecznych rozwiązań, ale też czyniącą to inteligentnie, a nie jedynie kopiującą przypadkowe motywy i naśladującą popularne trendy.

Założenia fabuły są przystępne i nie wymagają obszernych wyjaśnień. W samym sercu japońskiej stolicy popularna staje się tytułowa gra mobilna, która pozwala uczestnikom toczyć rzeczywiste pojedynki na śmierć i życie w celu zdobywania punktów wymienialnych na pieniądze i dobra materialne. Organizatorzy zdają się dysponować wręcz kosmiczną technologią, teleportując ciała pokonanych uczestników i w razie potrzeby opróżniając całe dzielnice z postronnych cywilów. W ramach podkręcenia emocji każdy gracz otrzymuje też specjalną moc, od tak banalnych umiejętności jak wykrywanie dowolnego kłamstwa, po manipulację płomieniami albo nadludzką szybkość. Rozrywka zbiera ponure żniwo, ale pozostaje znana jedynie wybranym, którzy pod żadnym pozorem nie mogą dzielić się wiedzą z innymi – o ile nie wciągną ich do swego świata. Pewnego dnia w uczestnictwo wplątuje się Kaname Sudou, przeciętny aż do bólu uczeń liceum. Gdy nieświadomy konsekwencji uruchamia pierwszy pojedynek i staje się świadkiem okrucieństwa panującego w grze, postanawia zrobić wszystko, żeby nie tylko przeżyć, ale i położyć kres straszliwej zabawie. Do dyspozycji ma nie tylko własny spryt i nieco szczęścia, ale także wyjątkowo przydatną umiejętność specjalną pozwalającą tworzyć określone przedmioty z niczego. Z czasem zyskuje również wiernych kompanów, zwiększających szanse na przeżycie w tym bezlitosnym świecie.

Dalsze wydarzenia są banalne i nie wykraczają poza absolutny standard przewidywalny dla każdego, kto widział choć jedno podobne anime. Czasem bohaterowie muszą wziąć udział w zadaniu specjalnym, czasem kogoś uratować, a czasem skopać cztery litery wyjątkowo nieprzyjemnemu antagoniście. Tempo akcji jest wyważone i nie pozwala na nudę. W ledwie jedenastu odcinkach upchnięto sporo treści, bez poczucia, że cokolwiek przedstawiane jest zbyt szybko. Akcja urywa się w idealnym momencie, podkreślając dotychczasowe dokonania protagonisty i jego przyjaciół, a także podsumowując przemianę, jaką w wyniku trudnych doświadczeń przechodzą. Nie ma powodów, by oczekiwać odkrywczych wniosków i chwytających za serce scen, ale treść wystarcza w zupełności, by podtrzymać zainteresowanie i nie zobojętnić widza na losy postaci.

Bohaterowie są przy całej swojej prostocie mocnym punktem serialu. Są oparci w całości na klasycznych gatunkowych stereotypach, ale nie irytują swym zachowaniem. Co ciekawe, dotyczy to nawet protagonisty. Kaname nie może pogodzić się ze swoją sytuacją i konsekwentnie odmawia uczestnictwa w grze na jej zasadach oraz pozbawiania innych życia. Dopiero w końcowych odcinkach staje się bardziej pragmatyczny i zaczyna rozumieć, że sytuacja nie zawsze będzie rozwijać się po jego myśli, ale nawet jako naiwny buntownik rzucający wyzwanie okrutnemu systemowi zachowuje się wiarygodnie. Efekt osiągnięto poprzez ciągły rozwój postaci, widoczny z odcinka na odcinek. Rozpaczanie nad własnym losem i niesprawiedliwym światem ustępuje rosnącej zaradności oraz gotowości do podejmowania działania z własnej woli. Kaname z przypadkowego uczestnika gry staje się pełnoprawnym inicjatorem dziejących się w niej wydarzeń, kształtującym nową rzeczywistość. Nie zaprzeczam, że to wciąż bohater mocno stylizowany, tak by odpowiadał gustom docelowej nastoletniej publiczności, ale nawet taki stary koń jak ja potrafi docenić to, że autorzy potrafili w jego przypadku unikać irytujących zachowań. Podobnie jest z obsadą drugoplanową. Obowiązkowa partnerka Kaname mimo zwichrowanego charakteru i zaborczej zazdrości jest zadziwiająco neutralna, a co najważniejsze – mimo swej nadludzkiej siły nie służy jako deus ex machina, wpadając znienacka w chwilach trudności i rozwiązując każdy problem. Rosnąca z czasem ekipa, a także antagoniści, to zbiór stereotypowych wyrobników, tym niemniej wszyscy wpasowują się w fabułę jak należy. Pomagierzy są faktycznie przydatni, a czarne charaktery na tyle antypatyczne, by dało się odczuwać autentyczną satysfakcję z ich pokonania.

Z pewnością spora w tym zasługa skoncentrowania się serii na akcji, przy jednoczesnym marginalizowaniu zbędnych elementów towarzyszących, jak choćby typowych dla gatunku motywów haremowych. Już od początku wiadomo, że Kaname i Shuka kreowani są na parę w dłuższej perspektywie, a wszelka pojawiająca się okazjonalnie konkurencja ogranicza się do paru dialogów, bez istotnych konsekwencji i marnowania cennego czasu widza. Nie uświadczy się też odcinków plażowych, przydługich retrospekcji i innych zapychaczy odwracających uwagę od głównego wątku. Istotna jest wyłącznie relacja postaci do tytułowej gry i drobne dramaty, jakie kryją się pod powierzchnią, do tej pory najczęściej lekko zarysowane. W związku z powyższym nawet jeśli fabuła jest nielogiczna, czy wręcz głupkowata, trudno powstrzymać się przed śledzeniem jej z zainteresowaniem. Nie przychodzi mi do głowy żaden rozsądny argument, dla którego ktokolwiek poza znudzonymi kosmitami miałby fatygować się organizowaniem darwinowskich igrzysk śmierci, ale nawet przy absurdalności założeń wciąż byłem zdeterminowany się tego dowiedzieć. Na razie twórcy przemycili pewne sugestie, ale wciąż nie odpowiedzieli na kluczowe pytania, dlatego po seansie pozostała we mnie wystarczająca motywacja, by sięgnąć po kolejny sezon, bądź też mangowy pierwowzór.

Osoby spoglądające na fabułę mniej przychylnie wciąż mogą się dobrze bawić. Darwin's Game jest nasycone prostą, widowiskową akcją z dynamicznym podkładem muzycznym i z ładną oprawą wizualną, która dzięki stylowi projektów postaci i kilku efektom specjalnym zgrabnie maskuje co najwyżej przeciętne środki produkcyjne. Dzięki temu walki są wystarczająco widowiskowe, by móc się nimi cieszyć bez czepiania się detali. Uniknięto również komicznego przerysowania, przez co mimo nadnaturalnych mocy graczy i teleportowania pokonanych uczestników w makabrycznych kawałkach wszystko pozostaje w dobrym guście. Co najważniejsze, nawet proste umiejętności wykorzystywane są w kreatywny sposób, a rezultaty starć potrafią niejednokrotnie mocno zaskoczyć. Autor scenariusza mangi nie wahał się pozbawić bohaterów życia, czy też narazić ich na uszczerbek na zdrowiu, co czyni zmagania bardziej emocjonującymi i uczłowiecza postaci.

Gdy więc za oknem deszcz i chmury, a plany rozrywkowe nie przedstawiają się konkretnie, polecam seans Darwin's Game do zapełnienia pustki i odpoczęcia po dniu spędzonym na bardziej angażującej aktywności. Tytuł ogląda się szybko i przyjemnie, ponieważ oferuje dokładnie to, czego można się spodziewać po klasycznym przedstawicielu sprawdzonego gatunku. Gdy zaczynałem swoją przygodę z anime jako absolutny żółtodziób, co to ledwo wyściubił nos z gimnazjum, właśnie tego typu produkcje wydawały się szczytem możliwości japońskiego przemysłu rozrywkowego. I choć szybko zweryfikowałem swój naiwny światopogląd, wciąż z przyjemnością i bez wyrzutów sumienia powracam do nieskomplikowanych serii. Byle nie za często, gdyż wówczas wyraźnie widać klisze fabularne i inne podobieństwa między nimi, przez co łatwo dojść do mniej przychylnych wniosków. By podtrzymać złudzenie, warto dawkować je z umiarem, niczym kolejne filmy z uniwersum Transformersów w reżyserii Michaela Baya.

Tassadar, 14 kwietnia 2020

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Nexus
Autor: FLIPFLOPs
Projekt: Kazuya Nakanishi
Reżyser: Yoshinobu Tokumoto
Scenariusz: Hide Miyama
Muzyka: Ken'ichirou Suehiro