x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Nie ma nawet co sie rozpisywac o tej produkcji. Jeżeli ktoś wcześniej widział serial może looknac i cieszyć się dalej.
Jak dla mnie fabuła wycieta znikąd, oglądając nie dowiemy się niczego o co chodzi w tym świecie, kto jest kim i po co na co to się dzieje. Grafika dosyć fajna, miła dla oka.
Opis jest błędny. Jest to bardzo luźno powiązany, prequel (Taking place 253 years before the main events of season one) do dwóch sezonów serialu. Serialu, który porzuciłem po pierwszym sezonie. Niby świat i jego założenia bardzo ciekawe, ale główne role/aktorstwo mi nie podeszło i zmęczyłem w bólach.
A samo Resleeved? Typowy akcyjniak do obejrzenia dla walk. Grafika tylko na obrazkach wygląda źle bo płynność animacji zaskakuje POZYTYWNIE od pierwszych sekund, a dzieje się dużo i jest bardzo mięsnie. Dziury scenariuszowe mnie bolały. Zaawansowana technologicznie kliknij: ukryte twierdza mafii, a nie ma takich rzeczy jak monitoring dziś obecny w byle warzywniaku, czyli wielokrotnie wrogowie biorą się „z powietrza”. Do tego po zasadzkach dalej nikt nic nie wie, nic nie próbuje tropić tylko idziemy spać na innym piętrze + plansza „następnego dnia”. Czy warto oglądać bez znajomości przynajmniej serialu? Zdecydowanie tak, bo w końcu ciekawy i logiczny pomysł na świat. Czy to był dobry film? Nie bardzo.
Opis jest błędny. Jest to bardzo luźno powiązany, prequel (Taking place 253 years before the main events of season one) do dwóch sezonów serialu.
Pisząc opisówkę miałem informację, że dzieje się to po kliknij: ukryte domniemanej śmierci Raileeen, niestety nie zajarzyłem, że chodziło o wydarzenia z twierdzy, a nie tego co było na koniec S01 :) Także tak, opis jest do poprawy.
jego założenia bardzo ciekawe, ale główne role/aktorstwo mi nie podeszło i zmęczyłem w bólach.
„To zależy”. Joel Kinnaman bardzo fajnie zagrał Takeshiego, niestety drugi sezon to spadek po całej linii, włącznie z Anthonym Mackie, który zupełnie nie czuł bohatera i próbował go odgrywać po swojemu. Chris Conner zagrał perfekcyjnie w obu sezonach.
a nie ma takich rzeczy jak monitoring dziś obecny w byle warzywniaku
Strzelam, że siedziby Yakuzy nie mają monitoringu nie bez powodu xD
Oczywiście chodzi mi o ich własny monitoring/własną ochronę patrzącą w monitorki :) Ludzie sobie w domach montują dla świętego spokoju, a co dopiero organizacja i to jeszcze będąca celem wielu „tajemniczych” ataków. kliknij: ukryte Uzbrojone super AI z dostępem do całego budynku jest, ale kamerki to lawa :) To mnie też w sumie bolało w serialu. Ale takie założenia świata.
Oba fabularne sezony „Altered Carbon” obejrzałem z przyjemnością. Serial w zasadzie został zamknięty, historia Takeshi Kovacsa – dopowiedziana. Koniec, kropka. A tu proszę, kontynuacja i to w dodatku animowana!
Od razu powiem, że zasiadając przed ekranem miałem co do tego filmu poważne obawy. Na moje szczęście – nie sprawdziły się. Co więcej, bawiłem się kto wie czy nie lepiej niż przy wersji fabularnej! To prawdopodobnie zasługa tego, że film jest bardziej, jakby tu powiedzieć… konkretny? „Altered Carbon: Resleeved” to już bowiem nie mieszanka SF i cyberpunka, a cyberpunk pełną gębą. Klimat filmu tylko na tym zyskał, bo scenariusz skupił się tym, co na ziemi, pod nogami, w zasięgu ręki, nie rozpraszając uwagi widza wizją pozaziemskich społeczeństw i światów oraz filozoficznymi kwestiami związanych z etyką i psychologią cybernetycznej długowieczności. Tu mamy do czynienia z czystym kinem akcji i sensacji. Do tego tak scenarzysta, jak i graficy nawet nie próbują udawać, że to opowieść dla wszystkich: trup ściele się gęsto, krew pojawia się na ostrzach, ścianach, rękach, cybernetyczni ninja walczą z cybernetyczną policją, yakuza dziurawią wszystko dookoła ołowiem tak jakby świat miał się jutro skończyć. Knujstwo, intrygi, japońscy gangsterzy należycie wytatuowani i okrutni, faceci silni i z kwadratowymi szczękami, kobiety silne i piękne.
Wszystko to wizualnie wygląda świetnie, tak scenografia, jak i postaci. Ktokolwiek był odpowiedzialny za to, jak za pomocą kreski najlepiej wyrazić emocje na twarzach postaci, odwalił kawał porządnej roboty. Do tego dochodzi przekonujące pokazanie malowniczego świat yakuzy z przyszłości, połączenie tysiącleci tradycji z najnowszymi zdobyczami techniki, starych obyczajów i zasilanych cybernetycznie rytuałów.
Za sprawą sugestywnej estetyki, do której należałoby jeszcze dorzucić muzykę, w trakcie seansu miałem momentami wyraźne i pozytywne skojarzenia ze światem przedstawionym przed laty w „Ghost in the Shell”. Mógłbym się założyć, że gdy na ekranie Takeshi i Gina robią krwawą miazgę z przeciwników, w tym samym czasie, na Ziemi, pani Major i Batou po raz kolejny próbują uratować społeczeństwo przed rozpadnięciem się na kawałki. Nostalgia, jeśli umiejętnie serwowana przez artystów w swoim fachu, to wspaniała sprawa.
Jeśli już miałbym mówić o jakichkolwiek zastrzeżeniach do filmu, to te skupiłyby się wokół drobnych niezręczności scenariusza. Kilka scen, gdzie scenarzysta na siłę starał się wzbudzić we mnie konkretne emocje, przez co scena, zamiast ekscytować, wypadała sztucznie i nieprzekonująco, a dialogi stawały się „drewniane’. Na szczęście, nic co miałoby wpływ na rytm czy logikę opowieści. Z drugiej strony, osoby które nie znają „Altered Carbon”czy to z serialu czy też z książki, mogą czuć się nieco zdezorientowane ideą ludzkiego ciała jako wymiennego, czasowego „pokrowca” dla niemal wiecznej duszy, wokół której kręci się opowieść. To samo dotyczy podających od czasu do czasu nazwisk, nazw planet czy organizacji a przede wszystkim tego, co tak naprawdę łączy ze sobą parę głównych bohaterów. Jeśli jednak poznałeś już wcześniej świat pokazany w „Altered Carbon” – będziesz czerpał przyjemność z rozpoznawania tych wzbogacających historię detali.
Zakończenie filmu jest otwarte co daje nadzieję, że być może pojawią się kolejne części. Jeśli tak się stanie, będę przeszczęśliwy.
5/10 tak jak reszta
Jak dla mnie fabuła wycieta znikąd, oglądając nie dowiemy się niczego o co chodzi w tym świecie, kto jest kim i po co na co to się dzieje. Grafika dosyć fajna, miła dla oka.
Można obejrzeć z braku laku
4+/10
A samo Resleeved? Typowy akcyjniak do obejrzenia dla walk. Grafika tylko na obrazkach wygląda źle bo płynność animacji zaskakuje POZYTYWNIE od pierwszych sekund, a dzieje się dużo i jest bardzo mięsnie. Dziury scenariuszowe mnie bolały. Zaawansowana technologicznie kliknij: ukryte twierdza mafii, a nie ma takich rzeczy jak monitoring dziś obecny w byle warzywniaku, czyli wielokrotnie wrogowie biorą się „z powietrza”. Do tego po zasadzkach dalej nikt nic nie wie, nic nie próbuje tropić tylko idziemy spać na innym piętrze + plansza „następnego dnia”.
Czy warto oglądać bez znajomości przynajmniej serialu? Zdecydowanie tak, bo w końcu ciekawy i logiczny pomysł na świat. Czy to był dobry film? Nie bardzo.
Re: 4+/10
Re: 4+/10
Pisząc opisówkę miałem informację, że dzieje się to po kliknij: ukryte domniemanej śmierci Raileeen, niestety nie zajarzyłem, że chodziło o wydarzenia z twierdzy, a nie tego co było na koniec S01 :) Także tak, opis jest do poprawy.
„To zależy”. Joel Kinnaman bardzo fajnie zagrał Takeshiego, niestety drugi sezon to spadek po całej linii, włącznie z Anthonym Mackie, który zupełnie nie czuł bohatera i próbował go odgrywać po swojemu. Chris Conner zagrał perfekcyjnie w obu sezonach.
Strzelam, że siedziby Yakuzy nie mają monitoringu nie bez powodu xD
Re: 4+/10
Miłośnikom cyberpunka - szczerze polecam
Od razu powiem, że zasiadając przed ekranem miałem co do tego filmu poważne obawy. Na moje szczęście – nie sprawdziły się. Co więcej, bawiłem się kto wie czy nie lepiej niż przy wersji fabularnej! To prawdopodobnie zasługa tego, że film jest bardziej, jakby tu powiedzieć… konkretny? „Altered Carbon: Resleeved” to już bowiem nie mieszanka SF i cyberpunka, a cyberpunk pełną gębą. Klimat filmu tylko na tym zyskał, bo scenariusz skupił się tym, co na ziemi, pod nogami, w zasięgu ręki, nie rozpraszając uwagi widza wizją pozaziemskich społeczeństw i światów oraz filozoficznymi kwestiami związanych z etyką i psychologią cybernetycznej długowieczności. Tu mamy do czynienia z czystym kinem akcji i sensacji. Do tego tak scenarzysta, jak i graficy nawet nie próbują udawać, że to opowieść dla wszystkich: trup ściele się gęsto, krew pojawia się na ostrzach, ścianach, rękach, cybernetyczni ninja walczą z cybernetyczną policją, yakuza dziurawią wszystko dookoła ołowiem tak jakby świat miał się jutro skończyć. Knujstwo, intrygi, japońscy gangsterzy należycie wytatuowani i okrutni, faceci silni i z kwadratowymi szczękami, kobiety silne i piękne.
Wszystko to wizualnie wygląda świetnie, tak scenografia, jak i postaci. Ktokolwiek był odpowiedzialny za to, jak za pomocą kreski najlepiej wyrazić emocje na twarzach postaci, odwalił kawał porządnej roboty. Do tego dochodzi przekonujące pokazanie malowniczego świat yakuzy z przyszłości, połączenie tysiącleci tradycji z najnowszymi zdobyczami techniki, starych obyczajów i zasilanych cybernetycznie rytuałów.
Za sprawą sugestywnej estetyki, do której należałoby jeszcze dorzucić muzykę, w trakcie seansu miałem momentami wyraźne i pozytywne skojarzenia ze światem przedstawionym przed laty w „Ghost in the Shell”. Mógłbym się założyć, że gdy na ekranie Takeshi i Gina robią krwawą miazgę z przeciwników, w tym samym czasie, na Ziemi, pani Major i Batou po raz kolejny próbują uratować społeczeństwo przed rozpadnięciem się na kawałki. Nostalgia, jeśli umiejętnie serwowana przez artystów w swoim fachu, to wspaniała sprawa.
Jeśli już miałbym mówić o jakichkolwiek zastrzeżeniach do filmu, to te skupiłyby się wokół drobnych niezręczności scenariusza. Kilka scen, gdzie scenarzysta na siłę starał się wzbudzić we mnie konkretne emocje, przez co scena, zamiast ekscytować, wypadała sztucznie i nieprzekonująco, a dialogi stawały się „drewniane’. Na szczęście, nic co miałoby wpływ na rytm czy logikę opowieści. Z drugiej strony, osoby które nie znają „Altered Carbon”czy to z serialu czy też z książki, mogą czuć się nieco zdezorientowane ideą ludzkiego ciała jako wymiennego, czasowego „pokrowca” dla niemal wiecznej duszy, wokół której kręci się opowieść. To samo dotyczy podających od czasu do czasu nazwisk, nazw planet czy organizacji a przede wszystkim tego, co tak naprawdę łączy ze sobą parę głównych bohaterów. Jeśli jednak poznałeś już wcześniej świat pokazany w „Altered Carbon” – będziesz czerpał przyjemność z rozpoznawania tych wzbogacających historię detali.
Zakończenie filmu jest otwarte co daje nadzieję, że być może pojawią się kolejne części. Jeśli tak się stanie, będę przeszczęśliwy.