
Komentarze
Made in Abyss: Fukaki Tamashii no Reimei
- Re: 8++/10 : kamil88 : 2.07.2023 01:55:53
- 8++/10 : Windir : 1.07.2023 16:26:23
- Coś tu się wylewa... : San-san : 25.07.2022 11:26:20
- Re: pytanie : blob : 23.07.2022 18:14:23
- Re: pytanie : San-san : 22.07.2022 22:17:49
- Re: pytanie : bedlamite : 22.07.2022 16:55:18
- Re: pytanie : weiter : 22.07.2022 14:29:02
- pytanie : San-san : 22.07.2022 13:57:31
- komentarz : Warmupek : 21.01.2022 21:50:31
- Nie wiem : Aoi4525 : 18.10.2021 01:16:07
8++/10
kliknij: ukryte
Feel train nie uderzył z taką mocą co w przypadku Mitty.
Walki fajniutkie! Supermoce/artefakty, planowanie walk, szalone pojedynki, widowiskowe starcia mimo uproszczeń graficznych. Tak sobie graficznie wyszła walka Reg vs Bondrewd po tym jak Reg się uspokoił po doładowaniu elektrycznością.
Pomysł na odporność na klątwy niestety ma sens. Istnieją też błogosławieństwa to ludzkość będzie do nich dążyć. Jak nie Bondrewd to ktoś inny. Czy Bondrewdowi zależało na dzieciach? Według mnie nie wiadomo. Był świadom tego, że emocjonalna więź na wpływ na działanie Otchłani. Mógł budować z wieloma dziećmi (pamiętał wiele imion) taką więź tylko na potrzeby testów/kreowania kartridży. Do tego artefakt do multiplikowania samego siebie tłumił emocje/pogłębiał obsesję. Jako szalony naukowiec mi się podobał.
Czym jest Reg? Coraz ciekawiej!
Przeszłość Nanachi. To nie była tylko ucieczka z katowaną Mitty. To był współudział przy eksperymentach. Ciekaw jestem jaka będzie w kolejnym sezonie.
Akurat stworzenia białego gwizdka się nie spodziewałem. Człowiek zredukowany do kartridża jest w stanie stworzyć absurdalnie potężny artefakt. Otchłań sama w sobie to chore gówno.
Do lepszej noty zabrakło wywalających z kapci motywów muzycznych i „mocniej rozpędzonego” motywu Prushki, który wyszedł mocno rwany. Brakuje też definitywnego wykończenia Bondrewda. Dlaczego artefakt na którym on się opiera i to mimo znanej lokalizacji zostawiono nienaruszony?
Jeden ekstra plusik z oceny jest za utwór The Fourth Layer. To „rozwinięcie” z braku lepszego słowa jednego z najlepszych motywów pierwszego sezonu The First Layer. Tak jak poprzednio muzyka autorstwa Kevina Penkina. W filmie jest tylko wstęp do tego utworu (scena gdzie Nanachi chce się nauczyć gotować), całość na soundtracku. Cudo. Stairway to the Fifth też kapitalne.
Napalony na drugi sezon i to bardzo! Co może czekać niżej? Cieszę się, że się długo wstrzymywałem z oglądaniem. Teraz mam już cały drugi sezon na wyciągnięcie myszki.
Coś tu się wylewa...
Film zdecydowanie utrzymuje charakter serialu. Zostajemy przez cały czas na piątym piętrze i poznajemy Bondrewda i jego ekipę, Ha. ha. ha. I Pruszkę.
Z Pruszką mam trochę problem, bo niespecjalnie ją lubię. A może chodzi o coś innego? Może fakt iż od ostatniego seansu 1 sezonu Made in Abyss minęło już trochę czasu? Wydaje mi się, że byłam od początku bardziej zafascynowana samym światem i fabułą niż bohaterami których traktuję obojętnie. Bohaterowie są w porządku tacy, jacy są. Riko ma wiedzę encyklopedyczną i swoją misję, która wyznacza cel podróży. Reg jest siłą, a Nanachi czymś w rodzaju rozsądku i wiedzy praktycznej. Mają swoje funkcje i żadne nie jest bezużyteczne. Nanachi oczywiście jest najbardziej dramatyczną postacią, a jej przeszłość i relacja z Bondrewdem ma tu wielkie znaczenie.
Natomiast Pruszka jest dodatkowym elementem dramatycznym, z tym że… no właśnie sposób przedstawienia tej historii nie oddaje chyba w pełni tego co chciano przekazać. Znaczną rolę odgrywa też charakter Pruszki, który jest trochę nierealistyczny, nieprawdopodobny. Jej Losy poznajemy w sposób poszatkowany i od końca, ale jej osobowość i poczynania wydają mi się zbyt absurdalne by istotnie się nią przejąć. Nikt tak nie działa!
tu dalszy ciąg irytacji na bezsensowność Pruszki:
kliknij: ukryte Dajcie spokój! Przecież to dziewczę dało się radośnie pokroić bo „tak bardzo kocha tatusia”. I ten monolog podczas ostatniej walki Bondrewda z Regiem. „Musicie się pogodzić, kłótnie są niedobre” – farsa. To nie było wzruszające tylko idiotyczne. Kurde, jak ktoś ci robi krzywdę i cię boli to nie okazujesz mu miłości, współczucia i wsparcia. Powinna być przerażona, oszukana i oszalała z bólu. Wkurzało mnie też trochę, że była jak wesoły skrzacik, oddana tatusiowi, zupełnie ślepa na wszystko co sama przecież odkryła. Także względem klątwy otchłani. Był w jej retrospekcji moment nawet, gdzie najwyraźniej pomagała robić operacje i możliwe, że to samo co Nanachi. I co? Nadal pozostaje w przeświadczeniu, że tatuś by nie zrobił nic złego? Głupie.
Notabene, jeśli chodzi o Nanachi to jej relacja z Bondrewdem była przedziwna. kliknij: ukryte W rezultacie rozumiem to tak, że jednocześnie nienawidziłą, ale też traktowała go podobnie jak Pruszka – czyli trochę jak takiego ojca, opiekuna. Z tym, że Nanachi była od początku bardziej świadoma… ?
Pomagała mu w jego eksperymentach i tworzeniu kartridży, jak się okazało nieco pod jego urokiem, pod wpływem komplementów u tej przedziwnej więzi. Niepokojąco, ciekawe ale też trochę niezrozumiałe i nie wiem czy logiczne.
Wreszcie sam Bondrewd. Zgadzam się z pochwalnymi wpisami na jego cześć. Ktoś napisał, że kryje się pod płaszczykiem uprzejmości… A ja sądzę, że on naprawdę taki był. To nie były udawane pochwały czy udawane przywiązanie. To niezwykle szczera postać. Można powiedzieć, że ani razu nie skłamał. Po prostu jego moralność jest skrajnie wypaczona. On nie był szalony. To trochę tak, że on nie odczuwał ani strachu, ani wściekłości, ani niechęci, ani wstydu czy współczucia. Nie miał w sobie żadnych negatywnych uczuć. kliknij: ukryte Może właśnie przez te zmiany, przez hełm i przenosiny swojej świadomości. Był skrajnie zafiksowany na punkcje swoich eksperymentów i w swoich poczynaniach nie widział nic złego. Sądzę, że istotnie darzył Pruszkę i inne dzieci sympatią i przywiązaniem. kliknij: ukryte Zamknięcie ich w skrzyneczkach nie uważał za wykorzystanie tylko dowód miłości i więzi. W końcu te stwory na dnie piątej warstwy, Mitty‑podobne, te wszystkie poprzemieniane dzieci. Bondrewd pamiętał ich imiona. Nawet te w skrzyneczkach. Nie były dla niego tylko przedmiotami. Taak… Sądzę, że taki Bondrewd jest jeszcze bardziej przerażający.
No cóż, teraz już razem z bohaterami mogę się udać na szósty poziom i z ciekawością będę śledzić, co też otchłań ma jeszcze do zaoferowania.
pytanie
Jak do tej pory serial trzymał bardzo wysoki poziom. Bardzo mocną zaletą serialu była oprawa audiowizualna, gdzie śmiało pod tym względem ustawiłbym go gdzieś w top 10 w historii anime. Co do fabuły, uwielbiam motyw podróży, często w nieznane, który w tak niesamowicie klimatyczny sposób był przedstawiony może w paru anime(a może nawet żadnym).
No i właśnie wszystko to co było zaletą serialu, ten film już nie posiada, stąd moją średnia ocena.
Ale ogólnie czekam na serie, mam nadzieje że motyw podróży znowu się pojawi :)
Film ma problem z pacingiem. Mocno traci na tym wątek Prushki. Nie dość, że jest jej mało na ekranie to nie wiedzieć czemu, jej historia zostaje opowiedziana dopiero po fakcie. Do tego jej „więź” przyjaźni z Riko jest mało przekonywująca. Całkowicie siada przez to cały dramatyzm. Riko błyskawicznie zapomina o wszystkim i cieszy się, że może ruszać dalej. WTF?
Postać Bodrewda nie jest jakość szczególnie ciekawa. Nie dowiadujemy się o nim nic ciekawego. Jest po prostu kolejnym szalonym naukowcem‑psychopatą. Do tego zostawiają jego artefakt i puszczają wolno. Rozczarowanie.
Brak uczucia przygody. Przez że cały film dzieje się w jednym miejscu, zabrakło czasu na samą Otchłań.
Made in Abyss: Fukaki Tamashii no Reimei - subiektywna opinia, nie recenzja
Wszystko w spoiler, bo nie chce mi się wyciągać pojedynczych zdań, które mogą popsuć oglądanie.
kliknij: ukryte Seans był trochę dla mnie dziwny, bo naprawdę bardzo udany, lecz momentami lekko rozczarowujący głównie przez stronę wizualną, która fragmentami była co najwyżej przeciętna jeśli chodzi o animację, reżyserię i kadrowanie. Uważam, że poprzeczka jaką zawiesili sobie twórcy perfekcyjnie wykonanym serialem telewizyjnym była nie do przeskoczenia, ale sądziłem, że przynajmniej zbliżą się do tego poziomu. Według mnie się nie udało, ale w pewnym stopniu rekompensuje to: fantastyczna końcówka finałowej walki, która została prze pięknie skomponowana. W tym konkretnym momencie zagrało wszystko, od muzyki, przez seiyuu, po animację oraz idealnie zastosowana muzyka, stworzona znowu przez Kevina Penkina. Na największe uznanie zasługuje perfekcyjna kompozycja z konkretnymi scenami. Chociaż tutaj muszę wspomnieć, że udźwiękowienie niektórych scen było naprawdę śmieszne i zamiast wzbudzić epickość, bo taki był chyba początkowy cel twórców w tych momentach, to wywoływały lekkie zażenowanie swoim wykonaniem.
Postaci fantastyczne. Nie chcę wrzucać lekko irytującej Riko, która słabo się sprawdza jako protagonistka serii (wygląda jakby była tam na doczepkę) do jednego wora z pozostałą dwójką z serii tv, ale ogólnie uważam, że sprawdzają się równie dobrze co wcześniej, bo to co w nich złe i dobre wiedziałem już pod koniec serialu. Nadal sympatyczne charaktery, które dalej dążą do swojego celu i przez cały seans nie mam do nich większych zastrzeżeń. No może poza dziwnymi i drastycznymi zmianami stanu emocjonalnego, ale do tego Abyss już nieco przyzwyczaił. Jednak na pierwszy plan wysuwa się tutaj według mnie dwójka nowych postaci, czyli Bondrewd i Prushka. Ten pierwszy genialnie wykreowany na prawdziwego obrzydliwego wariata i psychopatę, który momentami nawet udolnie ukrywa swoje prawdziwe oblicze poprzez uprzejme gadki. Tak naprawdę od początku, do samego końca mydli wszystkim oczy swoim współczuciem, niewinnością i powierzchowną dobrocią. Bez krztyny skrupułów i z odpowiednią kalkulacją dosłownie hoduje i pielęgnuje zarazem swoją niby miłość do dzieci tylko dlatego, że jest mu ona niezbędna aby zdobyć w ostateczności kompletny byt, który poprzez okrutne tortury oraz cierpienie, poświęcenie i przerobienie na papkę po wycięciu narządów zmysłu i wnętrzności, a na koniec spakowanie do pojemnika, stanie się kolejnym dla niego błogosławieństwem dającym mu możliwość przeciwstawienia się klątwie otchłani i zejścia w niższe jej rejony. Tego typa trzeba nawet nienawidzić, gdyż jego poziom okrucieństwa i nieustępliwości nie zna granic, a świadczy też o tym fakt poświęcenia własnego ciała aby stworzyć biały gwizdek i przenoszenia swojej duszy do kolejnych ciał. Ale też mam jednocześnie szacunek dla twórcy za stworzenie takiego, interesującego na swój sposób, niejednoznacznego na pierwszy rzut oka, tajemniczego i irracjonalnego w zachowaniu oraz okazywaniu emocji charakteru. Ta druga natomiast, czyli Prushka może nieco gorsza, ale nadal bardzo dobra. Nie tylko dlatego, że jest urocza, a jej koniec wzbudza smutek i wzruszenie u niejednego widza, tylko dlatego, że od początku do końca była po prostu prawdziwa w zachowaniu oraz szczera w słowach. Najbardziej uderza tutaj jej relacja z przybranym ojcem Bondrewdem. Bez zawahania robił z nią to co z innymi dziećmi, czyli w skrócie hodował na rzeź, a ona odwdzięczyła się płaczem za niego i wsparciem jego osoby. Jest wręcz takim symbolem wszystkich straconych dzieci. Wielu uzna, że to bezsensu, ale dla mnie tak nie jest. Na pewno było to w pewnym stopniu jej podziękowanie za to, że był przykładnym rodzicem (bezbłędnie udawanym dodajmy), którego ma się tylko jednego i nieraz słyszy się przypadki, że taki właśnie rodzic krzywdzi swoje dziecko, a gdy przychodzi co do czego, a dokładniej przychodzi opieka społeczna zabrać takiego malucha dla jego własnego dobra, to ono kurczowo trzyma się rodzica nawet jeśli wyrządza mu ogromną krzywdę. Nie inaczej jest w przypadku relacji Prushki i Bondrewda, co uderza z podwójną siłą. Dodam na koniec tego aspektu, że seiyuu spisali się wzorowo, brak zastrzeżeń.
Historia niezwykle ciekawa i zajmująca. Nie dość, że emocjonalna i dramatyczna, to znowu pokazująca jaką siłę ma prosta w zamyśle przygoda, pożądanie i chęć podróżowania ku nieznanemu. Film nie daje odpocząć ani przez chwilę, bo nawet jeśli mamy chwilowy przestój od ciężkich scen (na pierwszym planie Riko krzycząca, że Prushka się wylewa pozostanie w mojej głowie chyba na zawsze), to od razu serwuje nam od groma interesujących i bardzo ważnych informacji, które mają duże znaczenie później – można się momentami pogubić, więc trzeba uważnie oglądać i słuchać. Chociażby wątki poskramiacza dusz, prawdziwego pochodzenia białych gwizdków, przeszłe czasy i przeznaczenie idofrontu, czy też przeszłość, motywacje oraz makabryczna idea eksperymentów antagonisty. Ciekawy jest też motyw nowej mocy Rega, która daje kompletnie nowe światło na jego potencjał i przeznaczenie, a sam wykon daje sygnały, że kryje się za tym coś więcej niż można było przypuszczać po serii tv, chociaż na pierwszy rzut oka wygląda jak zwykły powerup z nie powiem czego, to wcale nie musi nim być. Do samej fabuły mam jednak zastrzeżenia za ostateczne rozwiązanie sporu. Oczywiście z tego co wywnioskowałem to całe laboratorium i wszystko co z nim związane zostało zniszczone przez wybuch Rega, co w pewnym sensie powstrzymuje głównego złego – nie widzę problemu w odbudowie. Rozumiem, że nastąpiło jakieś niby poddanie się, zezwolenie pójścia dalej i porozumienie o nieznanej dla nas treści, ale za wszystkie koszmarne czyny jakich się dopuścił Bondrewd, wypadałoby raczej skończyć to bardziej konsekwentnie i ubić drania, a tutaj tego nie uświadczyliśmy. Czyżby jakiś symbol pogodzenia się na prośbę Prushki? Być może. Jednak ja tego troszkę nie kupuję i to jest jedyny mały zgrzyt jaki mam do tego wątku. Z drugiej też strony jestem świadom, że Made in Abyss to specyficzne uniwersum. Nie chodzi tutaj tylko o to aby ubić każdego i karać wszelkie zło, gdyż jest tutaj wiele niewiadomych. Autor celowo wypośrodkował moralność, aby podróżnicy decydujący się na zejście w tajemniczą czeluść mogli sami zdecydować, co jest dobre, a co złe. Przecież tutaj głównie chodzi o przygodę, pogoń za nieznanym i samoczynne oszacowanie wartości życia dzięki tej podróży.
Film trudny w ocenie poszczególnych aspektów. Wszystko nadal na bardzo wysokim poziomie, ale też wszystko posiada pewne, większe bądź mniejsze braki w realizacji. Na pewno seans mnie usatysfakcjonował, ale niekoniecznie w tych kwestiach, które chciałem. Tak czy siak, nie mogę się już doczekać kontynuacji, ponieważ z tego co ludzie piszą, to jest ostatni moment w którym było w miarę spokojnie, a dalej jest już jazda bez trzymanki. Ciekawość co do kolejnych makabrycznych pomysłów twórcy, który zdrowy chyba nie jest, pozostaje tak wielka, że chyba ostatecznie przed premierą kolejnego sezonu pochwycę po kolejne tomy mangi, ponieważ mam je przygotowane na taką właśnie ewentualność. Polecam.
Jedyne minusy: wyraźne spadki jakości animacji, szczególnie walka w drugiej połowie filmu – jest dużo „szumu”, nie wiadomo co się dzieje, oraz słabsze udźwiękowienie. Muzyka i voice acting na najwyższym poziomie, ale efekty dźwiękowe jakieś takie płytkie, bez głębi – szczególnie jak pierwszy raz spotykamy Bonderwerdewerda, który idzie w slow motion korytarzem i jego kroki zamiast, jak by się można było spodziewać, „dudnić”, „huczeć”, generalnie brzmieć silnie, żeby podkreślić potęgę i powagę sytuacji, to tutaj… brzmią jakby ktoś młotkiem klepał delikatnie w jakieś rurki. No. Kłuje w uszy.
Uwaga:
Biorąc pod uwagę materiał źródłowy, to jest ostatnia w miarę „normalna” część tej historii. Dalej jest tylko gorzej, więc polecam rozstać się z serią właśnie na tym filmie. Autor za długo chyba patrzał w otchłań i ona również poptrzała w niego (szczerze mówiąc kolejne rozdziały mangi przypominają senne koszmary szaleńca i nie wiem czy dalej będzie to chciało jakieś studio wyprodukować).
Wow
Przy zastosowaniu bardzo istotnego dla mnie kryterium „brak nudy podczas oglądania” – 8/10. „Czy to obiektywnie dobry film?” – 6/10. „Na ile miło się to ogląda?” – 3/10, bo gore, loli, znowu sikanie po nogach i inne rzeczy, które jakoś mało mnie kręcą.
Z jednej strony… Film bardzo dobrze spełnił swoją rolę ciekawego zapychacza czasu. Jak już zaczęłam oglądać, musiałam zarwać nockę, tak mnie wciągnęło. Wizualnie i dźwiękowo materiał jest na wysokim poziomie. Walki mają w sobie sporą dozę efektu „wow”, nawet jeśli z góry zna się ich wynik. Taki moment, w którym Bondrewd, walcząc z mocno przepakowanym Regiem, spokojnie odpala swój atak specjalny, dotykając hełmu – no ładne to jest, po prostu.
Sam Bondrewd jako antagonista wypada fantastycznie. Jedna z ciekawszych, najbardziej wyrazistych postaci z tej kategorii, jakie widziałam ostatnio. Wielowymiarowy, działający na wyobraźnię, prawdziwie groźny. Fantastyczna jest też jego relacja z Nanachi, i to z obu punktów widzenia. Nanachi jest zresztą kolejnym jasnym punktem filmu i w ogóle całej serii. Każda scena z jej udziałem wypada dobrze, jest mniej lub bardziej naładowana prawdziwym napięciem, w tym szczególnie moment, kiedy idzie porozmawiać z Bondrewdem sam na sam, i później, kiedy opowiada o kartridżach, o tym, co własnoręcznie robiła z dziećmi, które dopiero co zachwycały się jej futerkiem.
To są dla mnie niewątpliwe plusy kinówki. Z drugiej strony…
Historia Pruszki nie poruszyła mnie nawet w dziesiątej części równie mocno co historia Mitty, przy której spłakałam się równo. Film niby kreuje Pruszkę na czysto tragiczną postać, niby próbuje wykrzesać współczucie widza, ale robi to niezbyt skutecznie. Po pierwsze, mamy już efekt deja vu po Mitty, brak świeżości i zaskoczenia, że oto Bondrewd robi coś potwornego dzieciakowi, który mu ufa. Po drugie – Pruszka ma zwyczajnie za mało czasu antenowego. Jej przeszłość zostaje pokazana zbyt późno, po fakcie – człowiek nie zdąży się przywiązać i wczuć. A jej rzekomo głęboka relacja z Mary Sue… przepraszam, z Riko, też nijak nie umywa się do relacji Nanachi z Mitty. Ile te dziewczynki się znają, dzień, dwa?
To wszystko prowadzi mnie do kolejnego zasadniczego punktu na minus: głównej bohaterki. W serialu Riko wkurzała mnie mocno, a film tylko umocnił mnie w poczuciu, że nie zasługuje na swój status i na biały gwizdek. Jest „wyjątkowa”, bo urodziła się wyjątkowa, plus momentami coś tam tym swoim uporem i rozumem ogarnie, ale jej działania wcale nie są tak wspaniałe, by przekładać się na status „legendy”. Gdyby nie wierni i ogarnięci przyjaciele, plus uśmiechy losu w postaci Pruszki, Riko już dawno by nie żyła. A pośmiertnie byłaby murowaną kandydatką do Nagrody Darwina.
Na ten moment Made in Abyss jest już w zasadzie kolejną historią, która trzyma się głównie dzięki idealizmowi głównej postaci, magicznej mocy przyjaźni i wygodnym power‑upom w kluczowych momentach – co brzmi jak pierwszy lepszy z brzegu shounen.
...Pomijając oczywiście aspekty gore i loli, które rzeczywiście budzą u mnie jakieś emocje, głównie odrazę. Największy moment „WTF” w całym filmie miałam na „bolcu tatki” zestawionym radośnie z penisem Rega. Brak słów. Ale jeśli celem autora jest szokowanie odbiorcy, to faktycznie ten cel osiąga.
Koniec końców, nawet po napisaniu tego komentarza, mam mętlik w głowie co do tego, czy mi się podobało czy nie, i jak toto ocenić.
Pytanie
Overrated
Nadal jest to stary, dobry Abyss, ale przez mocne skondensowanie materiału do jednego filmu, pacing jest koszmarnie szybki i trudno się dobrze wczuć.
Mam wrażenie, że też pewne wątki ugrzeczniono, bo film wydał się mniej brutalny niż seria TV, a powinno być na odwrót.
Nie zmienia to faktu, że film jest nadal solidny, taki na 8/10.
Czuję się jednak nieco rozczarowany, bo oczekiwałem czegoś znacznie lepszego.
Ostrzeżenie dla wrażliwych na gore
CUDO!
Dwie nowe postacie, niezwykle wyraziste z wyszczególnieniem Bondrewd'a dały niesamowite widowisko. Pomyśleć, że w 2 godziny przedstawią tak niesamowitego i jednocześnie autentycznego antagonistę. Czapki z głów za tą postać, jeden z najlepszych antagonistów, jakich widziałem w anime i wystarczyła na to tylko kinówka.
Niebywałe ilości emocji, wraz z niespotykaną atmosferą do tego świetne relacje postaci, dramy i okrucieństwo z jakimi się spotkasz, pozostaną w pamięci na długo. Do tego towarzysząca muzyka Kevin'a wraz z świetnym wizualnym wykonaniem wybijają wszystko na szczyt.
Żałuje, że obejrzałem teraz, bo po czymś takim, chęć na kolejny sezon wywindował po za skale..
Oj tak, zdecydowanie 10/10
10/10
8/10
Cudowne