x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Jako fanka serii jestem rozczarowana tym filmem – szczególnie jego stroną wizualną. Oglądanie niektórych scen aż boli, a przy projektowaniu postaci coś poszło nie tak :v
ryuu
5.09.2021 17:47
Nie ma co się dziwić. Kiedyś to mieli tylko jeden poważny arc i wtedy ładowali cały budżet w niego. Takie komediowe odcinki gdzie nic się nie działo były zwykle dużo tańsze. Trzeba też dodać, że Gintamy 2015+ miały już znacznie słabszą animację gdzie czasem fajna walka to były pokazy slajdów. Biorąc pod uwagę te ostatnie sezony to w tym filmie animacja jest bardzo dobra.
No, no, no, walka Gina z Takasugim to jedna z najlepiej zekranizowanych walk w całej Gintamie. Jak dobrze też pamiętam arci z zabójstwem shoguna i pożegnaniem Shinsengumi wyglądały dobrze i nie było tam pokazu slajdów.
Gintama w serii telewizyjnej pokazywała dużo ruchu, jednak pozostawiała w tym wiele krzywizn.
Stroną wizualną tak, zgadzam się, też jestem rozczarowana. CGI było miejscami straszne – włosy niektórych postaci wręcz koszmarne – zdecydowanie wolałabym grafikę podobną do tej z serii TV.
Natomiast podobała mi się muzyka, „Wadachi” jest ogólnie jedną z moich najulubieńszych piosenek Spyair (obok „I Wanna Be…” – nie mogę się zdecydować, którą z nich lubię najbardziej, „Genjou Destruction” bezwzględnie jest na trzecim miejscu, ogólnie uwielbiana „Sakura Mitsutsuki” o dziwo nie załapała się na podium), DOES też dało radę, choć żadna z ich dwóch insertowych piosenek nie trafiła do moich ulubionych. Dobrym zagraniem był też brak podkładu przy najważniejszej walce – to robiło efekt.
Fabularnie nie było źle, w moim odczuciu. Ci, co mieli dostać za swoje, dostali, ci, którym dobrze życzyłam, skończyli dobrze. Gintoki dostał chwilę z tym, z kim powinien był dostać, na co nie liczyłam (bo nie czytałam mangi…), co się chwali. Ogólnie jestem zadowolona z takiego zakończenia tej opowieści.
Jednak najbardziej z całego filmu, co może zabrzmi ciekawie, lubię scenę po napisach. Rozłożyła mnie na łopatki, była piękna, tak bardzo w stylu „Gintamy” – nagle przypomniałam sobie, dlaczego przy odcinkach pierwszej serii oglądałam wszystko do końca, włącznie z endingami, które zwykle oglądam tylko tam, gdzie mi się wyjątkowo podobają. Tym razem zdecydowanie też było warto. I pomyśleć, że gdyby endingiem filmu nie było „Wadachi”, zilustrowane dodatkowo fragmentami wielu endingów serii TV, mogłabym nie doczekać do końca…
A
Przechodzien
27.08.2021 21:20 To jest już koniec...
To jest już koniec tej szalonej przejażdżki jaką była Gintama. Och było warto doczekać finału.
Gintama w serii telewizyjnej pokazywała dużo ruchu, jednak pozostawiała w tym wiele krzywizn.
Natomiast podobała mi się muzyka, „Wadachi” jest ogólnie jedną z moich najulubieńszych piosenek Spyair (obok „I Wanna Be…” – nie mogę się zdecydować, którą z nich lubię najbardziej, „Genjou Destruction” bezwzględnie jest na trzecim miejscu, ogólnie uwielbiana „Sakura Mitsutsuki” o dziwo nie załapała się na podium), DOES też dało radę, choć żadna z ich dwóch insertowych piosenek nie trafiła do moich ulubionych. Dobrym zagraniem był też brak podkładu przy najważniejszej walce – to robiło efekt.
Fabularnie nie było źle, w moim odczuciu. Ci, co mieli dostać za swoje, dostali, ci, którym dobrze życzyłam, skończyli dobrze. Gintoki dostał chwilę z tym, z kim powinien był dostać, na co nie liczyłam (bo nie czytałam mangi…), co się chwali. Ogólnie jestem zadowolona z takiego zakończenia tej opowieści.
Jednak najbardziej z całego filmu, co może zabrzmi ciekawie, lubię scenę po napisach. Rozłożyła mnie na łopatki, była piękna, tak bardzo w stylu „Gintamy” – nagle przypomniałam sobie, dlaczego przy odcinkach pierwszej serii oglądałam wszystko do końca, włącznie z endingami, które zwykle oglądam tylko tam, gdzie mi się wyjątkowo podobają. Tym razem zdecydowanie też było warto. I pomyśleć, że gdyby endingiem filmu nie było „Wadachi”, zilustrowane dodatkowo fragmentami wielu endingów serii TV, mogłabym nie doczekać do końca…
To jest już koniec...