Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 7/10
fabuła: 6/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 5
Średnia: 7,2
σ=0,75

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Zegarmistrz)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Utawarerumono: Futari no Hakuoro

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2022
Czas trwania: 28×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Utawarerumono: Mask of Truth
  • うたわれるもの 二人の白皇
zrzutka

Trzecia seria Utawarerumono. Jej największą zaletą jest to, że nie jest serią drugą, a największą wadą, że nie jest pierwszą…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Bardzo dawno temu było sobie raczej średniej jakości, ale sympatyczne anime pod tytułem Utawarerumono. Należało ono do gatunku, który podówczas był popularny, a mianowicie było adaptacją gry hentai­‑RPG. Zyskało sobie ciepłe miejsce w sercach fanów, bowiem – w odróżnieniu od większości swoich kuzynów – było całkiem niezłe pod względem fabularnym. Co więcej, było to fantasy, a gatunek ten nie był (z wyjątkiem adaptacji hRPG, najczęściej bardzo marnych) szczególnie silnie reprezentowany w anime.

Nieco mniej dawno, ale nadal wiele lat temu, bo w roku 2015, zarówno anime, jak i gra, na bazie którego powstało, otrzymały kontynuację. Nazywała się ona Utawarerumono: Itsuwari no Kamen i mimo poprawionej grafiki oraz rozbudowania świata przedstawionego nie była równie udana co oryginał. Zawiodła zwłaszcza fabuła, w której brakowało wątku przewodniego i dramatyzmu, a polegała głównie na gromadzeniu kolejnych panienek. Rok później gra otrzymała kontynuację zatytułowaną Utawarerumono: Futari no Hakuoro. Nowe anime jednak się nie pojawiło. Przeciwnie, trzeba było czekać nań do roku 2022.

Fabuła zaczyna się dokładnie w tej samej chwili, w której kończy się ta z drugiej części. Dlatego nie będę jej streszczać; znajomość poprzedniczki jest obowiązkowa, a bez niej praktycznie nie da się oglądać serii. Inaczej jest z pierwszym sezonem: część wątków jest wprawdzie kontynuowanych, jednak zostały one bardzo zgrabnie wyjaśnione w serii, tak więc przypominanie go sobie nie jest konieczne. Podobnie ma się sprawa z bohaterami. Na ekran praktycznie nie jest wprowadzany nikt, kto jeszcze w serii nie wystąpił, dostajemy jednak całe zatrzęsienie starych znajomych. Niestety na tym właśnie polega jeden z największych problemów trzeciego sezonu Utawarerumono. Bohaterowie poprzedniej serii byli bowiem tak płascy i mało charakterystyczni, że przypominanie ich sobie jest procesem wyjątkowo nudnym. Co gorsza, nie zrobili się ani trochę ciekawsi w nowych odcinkach. Na szczęście jednak co bardziej irytujące typy zostają dość szybko wykończone. Podobnie potraktowano niestety też bohaterów z „jedynki”. Wprawdzie ci byli bardziej wyraziści, a przypomnienie ich sobie było dla mnie łatwiejsze, niż w przypadku tych z „dwójki”, jednak otrzymują oni bardzo mało czasu, a ich charaktery zostają tak spłycone, że zmieniają się w papierowe kartoniki.

Od ogólnie bezbarwnych postaci są jednak trzy wyjątki. Są to: Haku, czyli główny bohater, księżniczka Anju i koto­‑dziewczyna Kuon. Haku, jak pamiętamy z poprzedniej części, jest jednym z nielicznych ocalałych przedstawicieli pradawnej rasy (czyli ludzi), która ongiś zamieszkiwała uniwersum tego anime. Z powodu zadania, które mu powierzono, musi przyjąć inną osobowość i udawać przed przyjaciółmi obcą osobę. Z natury życzliwy i trochę leniwy, musi przeobrazić się w dowódcę wojskowego. Robi to, aby ocalić Anju, małoletnią księżniczkę i jednocześnie córkę swojego starszego brata przed buntownikami pragnącymi zagarnąć jej tron.

Anju w zasadzie już opisaliśmy. Pod wieloma względami jest ona bardziej pretekstem dającym początek fabule niż postacią z krwi i kości. Zresztą trudno się temu dziwić. Jest koniec końców tylko dzieckiem, więc raczej trudno spodziewać się, że będzie podejmować samodzielne decyzje i napędzać fabułę. Mimo to ma więcej charakteru niż większość innych postaci występujących w tym widowisku.

Koniec końców jest też Kuon, dziewczyna energiczna i rezolutna, ale rozdarta między lojalnością wobec przyjaciół a interesami swojego ludu (nie będzie dużym spoilerem, jeśli powiem, że Kuon pochodzi z innego kraju niż pozostałe postacie… Co gorsza kraju, który właśnie toczy wojnę z państwem reszty bohaterów). Prawdę mówiąc, seria traci na tym, że nie ona jest główną bohaterką, budzi bowiem najwięcej sympatii.

Jeśli chodzi o pozostałe postacie, to wprawdzie jest ich całe mnóstwo, ale w większości są słabo rozwinięte i jednowymiarowe albo wręcz służą wyłącznie za tło. Często zdarza się też, że mimo pojawiania się na ekranie nie wypowiadają ani jednego zdania przez kilka odcinków. Trudno więc zwracać na nie uwagę czy wiązać z nimi emocje.

Główna trójka ma dość interesujące relacje, całkiem sporo charakteru, własne cele oraz dążenia… I niestety w tym tkwi główna wada tej serii. Istnieje taki podgatunek fantasy, który można nazwać „przygodami królów”. Fabuła bowiem nie całkiem dotyczy tychże relacji, mimo że poświęcono im najwięcej miejsca. Dotyczy prowadzenia wojny, negocjacji z frakcjami neutralnymi, pozyskiwania sojuszników, toczenia bitew i koniec końców odkrywania sekretu tego świata. Wszystkie te rzeczy zostają jednak zepchnięte na dalszy plan chociaż okazują się dużo ciekawsze niż to, co dzieje się na pierwszym. Zamiast tego czas ekranowy przeznaczany jest na dość miałką opowieść o przyjaźni i relacjach w haremie.

Przejdźmy do oprawy wizualnej. Ogólnie rzecz biorąc, mam wrażenie, że mimo upływu czasu jest słabsza od tego, co widzieliśmy w drugiej serii. O ile w tamtej mieliśmy takie elementy, jak tłumy na ulicach liczące setki osób lub też płynące w tle scen chmury, tak tutaj wszystko jest dużo bardziej statyczne oraz kameralne. W kadrze rzadko jest więcej niż kilka postaci, a tła są wprawdzie dość szczegółowe, ale ich jakość zdecydowanie spadła. Animacja nadal jest płynna, ale tak naprawdę postacie nie robią nic szczególnie trudnego do rysowania: chodzą, stoją, siedzą, gadają… Nie ma efektownych scen czy zachowań postaci. Poczucie niesamowitości tworzone jest nie poprzez dopracowanie detalu, a w typowy dla anime sposób: przez skoki na wysokość kilku pięter, gigantyczne bronie i tym podobne elementy.

Podobnie jest w przypadku oprawy dźwiękowej. Aktorzy podkładający głosy pod postacie nie zmienili się szczególnie – są to w większości te same osoby, choć nie zawsze (na przykład ktoś inny gra Haku). Głosy brzmią jednak trochę inaczej. Nie ma się tu zresztą czemu dziwić: od premiery poprzedniej części minęło wiele lat, więc seiyuu zwyczajnie posunęli się w wieku. Także muzyka brzmi podobnie, nadal są to te same lub bardzo podobne utwory. Dobrze pasują do atmosfery poszczególnych scen i powiedziałbym, że w innym anime by ową atmosferę budowały. Problem polega na tym, że w Utawarerumono: Futari no Hakuoro fabuła gubi się w banale. Postacie częściej rozmawiają ze sobą, jedzą ryżowe kulki, płaczą i pocieszają się niż działają. Wprawdzie dookoła nich toczą się intrygi jak z Gry o tron, jednak dzieje się to jakby w tle. W efekcie więc po prostu nie ma do czego budować tej atmosfery.

Zbierzmy więc te wszystkie słowa do kupy, by odpowiedzieć na pytanie: czy warto tę serię oglądać? To zależy…

Jeśli, drogi czytelniku, oglądałeś dwie poprzednie serie Utawarerumono, albo też grałeś w gry (bo dziś nie są one egzotyką, przeciwnie: kupić je można na Steamie) i nadal żywisz sympatię do tej marki, to tak. Mimo nieco słabszej oprawy graficznej seria jest zdecydowanie lepsza od poprzedniej i ma ciekawszą fabułę. Można więc spokojnie poświęcić jej trochę czasu między jednym isekajem a drugim. Zwłaszcza że poziom rozrywki wcale nie jest gorszy.

Jeśli jednak jest to twoja pierwsza przygoda z tym światem, to zastanów się nad tym dwa razy. Seria wymaga bowiem znajomości obydwu swoich poprzedniczek. Wprawdzie bezpośrednio kontynuuje jedynie fabułę z Itsuwari no Kamen, jednak wraz z kolejnymi odcinkami zaczyna też poruszać wiele wątków, które składały się na fabułę pierwszej odsłony Jak pisałem: ich znajomość nie jest obowiązkowa, jednak przydatna. Nie jestem przekonany, czy przebijanie się przez ponad pięćdziesiąt odcinków anime, z których połowa przynależeć będzie do produkcji raczej kiepskiej, tylko po to, by obejrzeć anime kategorii w najlepszym razie B, jest dobrym wykorzystaniem czasu. Choć kim ja jestem, żeby uczyć was, jak żyć?

Acz jeśli widziało się poprzedniczki, to jak mówiłem: będzie się to oglądać całkiem przyjemnie.

Zegarmistrz, 13 maja 2023

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: White Fox
Autor: AQUAPLUS
Projekt: Gouichi Iwahata, Masahiko Nakada, Misato Mitsumi, Noritaka Suzuki, Tatsuki Amazuyu, Yaeko Watanabe
Reżyser: Ken'ichi Kawamura
Scenariusz: Itsuki Yokoyama
Muzyka: AQUAPLUS