Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 6/10
fabuła: 6/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

5/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 112
Średnia: 7,77
σ=1,15

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Kurubuntu)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Chainsaw Man

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2022
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • チェンソーマン
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Anioły/demony, Przestępcy; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Groteskowa orgia przemocy z zestawem filmowych intertekstów, komentarzem społecznym i szczyptą gatunkowej samoświadomości. Czołowy przedstawiciel shounenów nowej generacji.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Adaptowanie – trudna i niedoceniana sztuka przekładania najczęściej literackich lub komiksowych utworów na język mediów audiowizualnych. W myśl niektórych definicji adaptacja różni się od ekranizacji stopniem ingerencji w materiał źródłowy, ale w kulturze popularnej, a zwłaszcza w mangowym fandomie, terminy te stosowane są zwykle zamiennie. Od adaptatorów nie wymaga się więc zbytniej inwencji, natomiast mangi i light novel stanowią niejako wstępne wersje scenariuszy, co jest nobilitujące dla autorów, wygodne dla producentów i atrakcyjne dla rygorystycznych fanów. Nie uważam tego układu za jednoznacznie niekorzystny – w końcu nie trzeba zmieniać działającej fabuły, a dopracowana warstwa wizualna może sama w sobie wzbogacić odbiór – niemniej mam wrażenie, że nieraz sprowadza on dyskusję do technicznych kwestii, takich jak jakość animacji czy zgodność z pierwowzorem. Z punktu widzenia recenzenta wydaje się to bardzo praktyczne, rodzi jednak istotne pytanie: Czy jeśli weźmiemy uznaną mangę, zatrudnimy utalentowanych twórców ze spójną artystyczną wizją i zapewnimy im stosowne warunki do pracy, to z miejsca otrzymamy udaną adaptację?

Choć Tatsuki Fujimoto – autor komiksowego Chainsaw Mana – jest dziś jednym z głośniejszych nazwisk w mangowej branży, to z powodu względnie krótkiej działalności (oficjalnie debiutował w roku 2016) oraz nietypowej ścieżki kariery (nigdy nie pracował jako asystent) może sprawiać wrażenie, że pojawił się znikąd. Aurę tajemnicy wzmaga zarówno nieszablonowość jego prac, jak i niechęć do ujawniania faktów z życia prywatnego połączona z dziwnymi metodami komunikacji z fanami. W mediach społecznościowych nieraz podszywa się on pod nieistniejącą młodszą siostrę, podczas wywiadów wspomina o swoich masochistycznych skłonnościach, a pytany o inspiracje, zamiast flagowych tytułów z magazynu „Shounen Jump” wymienia albo nihilistyczne dzieła Hidekiego Araia (The World Is Mine), Hiroakiego Samury (Miecz nieśmiertelnego) czy Tsutomu Niheia (Blame!), albo klasyków filmowego horroru, takich jak Hideo Nakata (The Ring), John Carpenter (Halloween, Coś) czy Tobe Hooper (Teksańska masakra piłą mechaniczną). Nie trzeba jednak szczególnie zagłębiać się w jego twórczość, aby stwierdzić, że pod tą maską ekscentrycznego geniusza kryje się rozsądny i zdyscyplinowany artysta, świadomy mocnych i słabych stron swojego charakterystycznego stylu.

Nie będę nawet próbował zachować pozorów obiektywności, bo choć na prace Fujimoto trafiłem dość późno, to pokochałem je od pierwszych stron. W komiksowym Chainsaw Manie uwielbiam absolutnie wszystko: od kinofilskich inspiracji i intertekstualnych odniesień, przez osobliwy klimat przywodzący na myśl internetowe creepypasty, aż po typową dla najlepszych horrorów poetykę, gdzie groteskowe dewiacje i wyprute flaki idą w parze ze wzruszającą historią o potrzebie przynależności, samorealizacji i bliskości drugiego człowieka. Gdybym jednak miał wskazać ulubiony element, byłaby to metoda wizualnego opowiadania. Mimo pasji do kina, Fujimoto nie traktuje swoich dzieł jak scenorysów do potencjalnych ekranizacji i na potrzeby obranego medium wypracował silnie autorską narrację. Zawartość paneli jest u niego równie ważna, co ich kształt i rozmieszczenie na stronie, graficzne powtórzenia i elipsy służą lepszemu obrazowaniu relacji czasu i przestrzeni, a komiksowe „rynny” są narzędziem do podkreślania emocji czy burzenia czwartej ściany. Wszystko to składa się na styl wymagający wprawdzie chwili przyzwyczajenia, ale finalnie pozwalający chłonąć lekturę w niezwykle intuicyjny sposób.

Wyraźnie trzeba zaznaczyć, że nie jest to twórczość dla każdego i gdy myślę o grupie docelowej, do głowy przychodzą mi osoby łączące miłość do brukowej fantastyki i filmów klasy B ze skłonnością do snucia kreatywnych (nad)interpretacji i szukania pośrednich znaczeń. Ludzie, którzy Obcego Ridleya Scotta cenią za wątki psychoanalityczne, a w pierwszym Predatorze widzą przejmujący dramat o kryzysie męskiej tożsamości. Brzmi to jak niszowe kryteria, jednak popularność Chainsaw Mana pokazuje, że takich odbiorców jest całkiem sporo.

Odpowiedzialny za ekranizację producent Keisuke Seshimo wyraźnie był świadom siły marki, z kolei reżyser Ryuu Nakayama wyznaczył ambitny i spójny kierunek artystyczny. Wychodząc od filmowych inspiracji pierwowzoru, postawiono na styl pozbawiony rysunkowej umowności, dający złudzenie rejestracji animowanego świata prawdziwą kamerą. I czego by nie mówić o nagannych praktykach producenckich studia Mappa (a mówić o tym warto), to rezultat jest imponujący. Z pomocą zespołu pierwszoligowych animatorów udało się stworzyć iście kinowe widowisko, gdzie lokacje sprawiają wrażenie rzeczywistych, a ruchome obiekty nabierają przekonującej fizyczności. Pełno tu rozmaitych przeostrzeń, szerokich planów, wewnątrzkadrowych kompozycji i atrakcyjnie zmontowanych dialogów, a także inscenizacyjnych odniesień do współczesnych horrorów – filmów Sama Raimiego, Ariego Astera czy Jordana Peele’a. Do tego dochodzą ekspresywne i szczegółowe projekty postaci, efektowna gra światłem, chwytliwa ścieżka dźwiękowa nieocenionego Kensuke Ushio oraz zakrawające o producencką popisówę estetyczne akcenty, takie jak 12 autorskich endingów. Animowany Chainsaw Man to bez wątpienia projekt zrealizowany z kunsztem, rozmachem i ogromną pasją, przy którym duża część sezonowych serii wygląda niepoważnie.

Wciąż pamiętam poczucie ekscytacji, jakie towarzyszyło mi w momencie wyczekiwanej premiery. Intertekstualny fanserwis to coś, czym łatwo mnie kupić i kiedy zobaczyłem opening pełen odwołań do klasyków filmowego postmodernizmu, od razu nabrałem pewności, że twórcy wiedzą, co robią. Euforia ta trwała mniej więcej do połowy pierwszego odcinka, po czym zaczęła przygasać za sprawą wychwycenia dość nieoczywistego mankamentu. Tatsuki Fujimoto może i jest miłośnikiem kina, ale przede wszystkim jest autorem komiksów i to w ramach tego medium wypracował swój wizualny język będący nieodłączną cechą Chainsaw Mana. Twórcy ekranizacji ewidentnie mieli tego świadomość, próbowali więc zaadaptować kilka jego charakterystycznych rozwiązań bazujących na wykorzystaniu kształtu i układu komiksowych paneli. Problem polega na tym, że komiksowy panel nie jest filmowym kadrem i ma zupełnie inne właściwości. Narracyjne zabiegi, które w mandze składają się na przejrzystą metodę prowadzenia historii, w animacji nie tylko tracą na komunikatywności, ale też miejscami przybierają formę krzykliwych, burzących immersję odstępstw od obranej stylistyki.

Nie twierdzę, że Chainsaw Man jest niemożliwy do zekranizowania. Jest to jednak utwór cechujący się nietypowym stylem wizualnym, ściśle powiązanym z naturą komiksowego przekazu. Potrzebny byłby tu reżyser zdolny uchwycić to szaleństwo narracji, a zarazem na tyle odważny, aby zignorować pewne cechy pierwowzoru i w ramach innego medium zaproponować własne rozwiązania. Twórcom ze studia Mappa nie sposób odmówić ambitnej wizji, ale idąc w filmowy fotorealizm, ograniczyli sobie możliwości, jakie zapewnia animacja. Przy jednoczesnym zachowaniu spójności względem materiału źródłowego efekt jest skrajnie trywializujący i przypomina remake awangardowego horroru zrealizowany w bezpiecznej estetyce hollywoodzkiego blockbustera. Ironię sytuacji pogłębia fakt, że Tatsuki Fujimoto to autor, który świadomie kontestuje utarte schematy, a idące za tym wydawnicze kompromisy przypuszczalnie były na tyle dotkliwe, że na pewnym etapie stały się jednym z tematów jego twórczości.

Ostatnim gwoździem do trumny adaptacji jest nieprzystawalność fabuły pierwowzoru do współczesnej struktury 12­‑odcinkowego serialu. Nawet wśród osób lubiących twórczość Fujimoto zdarzają się głosy, że oryginalność Chainsaw Mana jest pozorna i wynika z powierzchownej estetyki. Sam nie podzielam takich opinii. Bitewny shounen stanowi tu wyraźną konwencję, ale moim zdaniem autor pozwala sobie na naprawdę dużo w kwestii dekonstruowania schematów czy przemycania komentarzy społecznych. Treściom tym podporządkowana jest jednak konkretna kompozycja, gdzie tematy rozwijane są przez kilkanaście tomów, a tak wydawałoby się fundamentalne elementy, jak logika wydarzeń i wiarygodność świata przedstawionego, bywają bagatelizowane na rzecz ogólnej metafory. Prezentująca wycinek historii adaptacja wymaga natomiast dramaturgicznej puenty, co siłą rzeczy poskutkowało przesunięciem akcentów. Autotematyczne rozważania nad procesem twórczym oraz próby uchwycenia lęków młodego pokolenia zeszły więc na drugi plan, a główną atrakcją stały się tradycyjne wyznaczniki konwencji – supermoce i starcia z kolejnymi przeciwnikami – którym Tatsuki Fujimoto poświęca najmniej uwagi. Mam świadomość, że czepiam się już samych znormalizowanych metod produkcji, ale rzadko kiedy mają one tak znaczący wpływ na finalny przekaz. Trudno mi wskazać inny tytuł, który równie kiepsko działałby w ramach branżowych standardów.

W moim wymarzonym świecie animowany Chainsaw Man byłby eksperymentalnym projektem grupy uzdolnionych entuzjastów leżącym na wysokiej półce z napisem „dla koneserów” i zyskującym na atrakcyjności z każdym kolejnym seansem. Niestety tytuł miał szczęście trafić w ręce kompetentnego producenta z ambicją stworzenia sezonowego przeboju. W efekcie powstała imponująca technicznie seria o ogromnych walorach rozrywkowych, która jednak w najmniejszym stopniu nie oddaje charakteru pierwowzoru i choć podczas pierwszej emisji twórcom udało się wywołać sporo szumu, to ich dzieło szybko utonęło w zalewie nowszych produkcji. Nadchodząca premiera kinowej kontynuacji, realizowanej pod kierownictwem innego reżysera, ma szansę to zmienić, ale szczerze mówiąc, po tym, co zobaczyłem do tej pory, w ogóle nie jestem zainteresowany. Widoczna w zwiastunach korekta estetyki raczej nie wpłynie na całościową narrację, z kolei fakt poświęcenia filmu wyrywkowemu epizodowi nie pozostawia złudzeń co do kompletności przesłania. Po co więc mam przysparzać frustracji sobie i innym, skoro mogę po prostu cieszyć się materiałem źródłowym?

Karo, 28 kwietnia 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Mappa
Autor: Tatsuki Fujimoto
Projekt: Kazutaka Sugiyama, Kiyotaka Oshiyama
Reżyser: Ryuu Nakayama
Scenariusz: Hiroshi Seko
Muzyka: Kensuke Ushio