Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 8/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 7/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Boku no Kokoro no Yabai Yatsu
- Dangers in My Heart
- 僕の心のヤバイやつ
Wspaniały przykład na to, że nie należy oceniać książki po okładce. Nawet jeśli jej zawartość jest zgodna z treścią obwoluty.
Recenzja / Opis
Pisanie recenzji jest niezmiernie miłym zajęciem. Pomaga usystematyzować odczucia wobec dzieła, skłania do pogłębionej analizy i przynosi dużo satysfakcji, gdy w swej ostatecznej formie tekst prezentuje się jako wciągająca i niegłupio napisana lektura. Zdarzają się jednak przypadki, gdy stworzenie tych kilku stron materiału staje się wyzwaniem. Może tak się zdarzyć, gdy omawiana rzecz jest powszechnie lubiana i wypadałoby pochwalić ją za rzeczy, których inni nie dostrzegli, kiedy bardzo polubiliśmy serię i zastanawiamy się jak zgrabnie wyjaśnić, co jest w niej „obiektywnie dobrego” oraz kiedy trzeba posypać głowę popiołem i przyznać się, że początkowo bardzo myliliśmy się w ocenie. W przypadku tego serialu zaliczam wszystkie trzy punkty.
Spodziewałem się, że ta seria będzie co najwyżej „niezła, ale bez szału”, lecz na swoje usprawiedliwienie dodam, że były po temu powody. Po pierwsze, zarys scenariusza wpisuje się w trochę już wyeksploatowaną modę na lekką komedię romantyczną z trudnym, wycofanym chłopakiem i ładną, popularną dziewczyną. Co więcej, studio Shin‑Ei Animation w ostatnich latach stworzyło kilkusezonowy serial o podobnych założeniach fabularnych (Karakai Jouzu no Takagi‑san), więc można było podejrzewać, że będzie to odcinanie kuponów od popularnej serii, tylko z innym materiałem źródłowym. Szczęśliwie podejrzenia okazały się bezzasadne.
Seria opowiada o chmurnym gimnazjaliście, Kyoutarou Ichikawie. Nie ma on żadnych kolegów, nie angażuje się w życie społeczne klasy i choć sprawia wrażenie nieszkodliwego, pilnego ucznia, w jego głowie kłębią się mroczne myśli. Chłopak fantazjuje o zbrodniach, nosi się na czarno i zakrywa część twarzy długą grzywką. Spotkałem się z różnymi opiniami, jaki typ zaburzeń psychologicznych reprezentuje (najczęściej pada chuunibyou lub syndrom mrocznego dzieciaka, który w swoich fantazjach idzie o jeden krok za daleko), niemniej jest to bez wątpienia osoba z bagażem doświadczeń. Sprawy zaczynają się zmieniać, gdy w jego ulubionej samotni, czyli szkolnej bibliotece, zaczyna pojawiać się Anna Yamada – klasowa piękność, która korzysta z zacisznego pomieszczenia, by w spokoju pałaszować rozmaite przekąski. Naruszenie terytorium sprawia, że w naszym bohaterze narasta frustracja, ale choć pierwsze wizje dotyczą brutalnego mordu, dość szybko ustępują innym fantazjom, nad którymi Kyoutarou ma coraz mniejszą kontrolę…
Jeżeli ktokolwiek obejrzał w życiu choć kilka romansów, to zakończenie tej historii jest mu dobrze znane. Co prawda miłosna opowieść nie zamyka się w tym sezonie (to żaden spoiler, praktycznie od razu po emisji ostatniego odcinka zapowiedziano drugą odsłonę serii), to nie sądzę, by fabularna linia mety była inna niż „i żyli długo i szczęśliwie”. Boku no Kokoro no Yabai Yatsu obiecuje nam uroczą komedię romantyczną i dokładnie taką rozrywkę dostarcza. Za to sposób, w jaki przechodzimy od pierwszego odcinka do finałowej sceny, to już inna sprawa.
Długo się zastanawiałem, co jest wspaniałego w relacjach Kyoutarou i Anny, że tak ogromna liczba widzów (w tym i ja) mocno przytuliła ich do serca. Pierwsze odcinki nie zapowiadają wybitnie napisanych kreacji, powiedziałbym wręcz, że to prezentacja utartego szlaku. On jest nieco zagubionym dzieciakiem z problemami, który braki w sile fizycznej i inteligencji emocjonalnej nadrabia wysokim IQ, ona zaś to łagodne dziewczę, pozornie sunące przez świat ze specyficzną pewnością siebie typową dla atrakcyjnych ludzi. Co więc sprawiło, że ten romans działa? Przyczyn jest kilka. Po pierwsze, reżyser i scenarzysta obrali znakomite tempo wydarzeń. Relacje między bohaterami postępują w sposób naturalny – praktycznie co odcinek zbliżają się ku sobie, ale ani przez moment nie czułem, by w którymś momencie seria dokonała przeskoku lub niepotrzebnie mnożyła przeszkody. Zmiany w ich uczuciach są logiczne i wynikają z określonych zdarzeń, a także tego, co wydarzyło się wcześniej (roboczo nazwijmy to „kumulacją uczuć”). Kolejna rzecz to bardzo ładnie zaprezentowane uzasadnione wątpliwości obydwu stron. Anna nie zawsze rozumie, co kłębi się w głowie Kyoutarou, a do tego ma parę dobrze ukrytych kompleksów – dopiero po kilku odcinkach zorientowałem się, że przecież ten typ bujnej urody może i pasuje do międzynarodowego kanonu piękna, ale niekoniecznie odzwierciedla gusta Japończyków (tamtejsza piękność powinna być drobna i maksymalnie dziewczęca). Jeszcze ciekawiej sprawa ma się z Ichikawą, który poza dość standardowymi kompleksami niezbyt atrakcyjnego mruka porusza zadziwiająco dojrzałą kwestię: czy uczucie, które żywi do Yamady jest prawdziwą miłością, czy tylko fizycznym pożądaniem? Zważywszy na to, że na pierwszy rzut oka bohaterów nie łączy praktycznie nic, to bardzo zasadne pytanie. Jednocześnie seria ładnie pokazuje, z jakich powodów nasi nastolatkowie żywią do siebie coraz mocniejsze uczucia i w jaki sposób mogą się nawzajem uzupełniać. A to wszystko bez łopatologicznej ekspozycji.
Złożone relacje bohaterów ładnie uzupełnia obsada drugoplanowa. Anna bryluje w towarzystwie i na co dzień otacza się kilkoma koleżankami. Żadna z nich nie jest na tyle fascynującą osobowością, bym był zainteresowany, co robi „poza kadrem”, natomiast ich pozornie niepotrzebny wkład w historię jest niezbędny, by nie zepsuć portretu psychologicznego głównej bohaterki. Ponieważ Yamada jest pozbawiona monologów wewnętrznych (w przeciwieństwie do Kyoutarou, którego przemyślenia zajmują lwią część anime), twórcy bardzo rozsądnie budują jej postać na podstawie relacji z przyjaciółkami. Do tego Yamada niewiele mówi o sobie, nie tłumaczy się ze swoich działań, a snucie intryg nie jest jej mocną stroną, zatem trzeba było obudować ją na tyle wyrazistym otoczeniem, by widz nie miał poczucia asymetrii w zrozumieniu obojga zakochanych.
Z oczywistych powodów Ichikawa praktycznie nie ma żadnych znajomych, natomiast dowiadujemy się nieco o jego uroczej, do bólu zwyczajnej rodzinie. Trochę miejsca poświęca się również chłopakom z klasy Kyoutarou, których ten traktuje jak bandę imbecyli lub potencjalnych konkurentów do uczucia Yamady (jakie to uczucie, to nawet on sam do końca nie wie). Co więcej, w szkole znajdziemy paru chłopaków, którzy nie marnują czasu, więc Anna może liczyć na zainteresowanie co najmniej kilku adoratorów. Niestety, mam pewien problem z rywalami Ichikawy, bowiem Shou Adachi i Haruya Nanjou są do tego stopnia podobni (zwłaszcza pod względem urody), że po pierwszym seansie nie byłem pewien, czy to na pewno dwie osobne postacie. Tym bardziej że nawet przez moment nie czułem, by stanowili realną konkurencję dla bohatera. Szczęśliwie służą oni jedynie za narzędzia fabularne, które mają zmotywować Ichikawę do działania.
W przypadku tej miłosnej relacji muszę wspomnieć o jeszcze jednej zalecie, o której chyba za dużo się nie mówi. Boku no Kokoro no Yabai Yatsu jest przede wszystkim komedią romantyczną opowiadającą o miłości dwojga komediowych stereotypów. Nie ma w tym oczywiście nic nowego, już w szekspirowskim teatrze liryczną parę kochanków kontrastowano z komediowym związkiem na drugim planie. Również w świecie japońskich animacji znajdziemy sporo takich pozycji, często nawet bez tej „zwykłej” romantycznej pary. Wspomnijmy choćby takie głośne pozycje z ostatnich lat jak Kaguya‑sama wa Kokurasetai, Uzaki‑chan wa Asobitai!, Ijiranaide, Nagatoro‑san albo Tomo‑chan wa Onnanoko!. Jednak omawiane dziś anime prowadzi narrację w trochę inny sposób. O ile w tego typu serialach bohaterowie prezentowani są jako figury komediowe, które w odpowiednich okolicznościach zdradzają swoją romantyczną naturę, o tyle w Boku no Kokoro no Yabai Yatsu oba aspekty działają równolegle. Ani przez moment nie zapomniałem, że Kyoutarou jest trudnym w relacjach społecznych tyglem komediowego gniewu, a Anna to inny komiczny stereotyp, czyli duża, ładna dziewczyna o niezbyt wielkim rozumku. Jednocześnie nie dałem się porwać wydarzeniom i zawsze pamiętałem o tym, jak mocne żywią do siebie uczucia (nawet jeśli nie są do końca ich świadomi).
Temu zabiegowi pomogła szalenie odważna decyzja: zarówno reżyser, jak i scenarzysta nie chowają przed nami słabostek i przywar bohaterów. Przeciwnie – miejscami miałem wrażenie, że wręcz wystawiają ich wady na piedestał. Jednak ten pomysł nie pogrzebał serii, a w moim odczuciu odpowiada za jej sukces. Komedia charakterów napędza wydarzenia i zbija ewentualny patos, ale nie przygasza romantycznej relacji. Powiem więcej, dzięki temu zrozumiałem, że ci bohaterowie są w sobie zakochani, pomimo tego, że znają się na wylot. A ponieważ wciąż chcą być ze sobą (ich relacje stają się niemalże romantyczne) dostajemy i ładnie rozwijający się romans, i mądrą życiową lekcję, że ludzi idealnych nie ma, zaś przywary są integralną częścią osobowości drugiego człowieka. Nieironicznie pisząc – urocza to historia (nawet jeśli nieco naiwna), gdy chłopak chce być z niezbyt lotną dziewczyną, której pewnego dnia metabolizm wystawi słony rachunek za nadmierne objadanie się. Zaś ona będzie trwać przy jego boku, choć wie, że prawdopodobnie już zawsze będzie tym wiecznie zdenerwowanym typem, który ma problemy ze zrozumieniem swoich emocji. Od czegoś, co jest formalnie gimnazjalnym romansem, nie mógłbym oczekiwać więcej.
Sam scenariusz błyszczy i sądzę, że scenarzysta może go z dumą umieścić w swoim CV. Dialogi są napisane naturalnie, a ekscentryzm bohaterów nie razi sztucznością. Do tego bardzo dobrze oddano specyficzny wiek gimnazjalistów, gdzie jeszcze zdecydowanie za wcześnie, by nazywać bohaterów młodymi dorosłymi, ale burza hormonów sprawia, że traktowanie ich jak dzieci byłoby błędem. Jednocześnie tekst został zbudowany na zaskakująco dużej ilości niedopowiedzeń, które są niemożliwe do wyłapania dla przeciętnego nastolatka. Co mnie ucieszyło, bo ktoś o tym pamiętał i wiele aluzji zwyczajnie nie trafia do bohaterów (za to widz szybciej orientuje się, co się dzieje). Powiem więcej, niektóre sceny są na tyle wieloznaczne, że sam do końca nie jestem przekonany, jakie emocje targały wówczas postaciami. Z drugiej strony, scenarzysta świetnie portretuje wiek, w którym młody człowiek nie zawsze rozumie swoje uczucia (nie mówiąc już o cudzych) i ta wieloznaczność wydaje się celowa.
Reżyseria nie jest może tak pełna niuansów, jak dialogi i konstrukcja postaci, ale wypada ponadprzeciętnie. Ta seria prezentuje poziom techniczny dobrego, rozrywkowego kina, które ma aspiracje do czegoś ambitniejszego. Na przykład już od pierwszych odcinków widzimy nieskomplikowane kontrastowanie bohaterów w scenach bibliotecznych (gdzie na początku Anna podjada przekąski przy oknie, w pełnym oświetleniu, a Kyoutarou krąży w cieniu), ale zdarzają się też mniej oczywiste zabiegi. W jednym z odcinków, by ukryć uczucia zakochanej pary, animacja pokazuje nam jedynie ich nogi. W mniej udanych produkcjach zmiana kadru zupełnie by wystarczyła, jednak tu rysownicy posuwają się dalej. Przede wszystkim to ujęcie trwa dłużej, kiedy bohaterowie są w ruchu, a tempo ich chodu i sposób przemieszczania podpowiadają nam, jakie obecnie przeżywają emocje. Co więcej, później w tym samym odcinku wracają do wcześniej podjętego tematu i znowu wracamy do kadrowania nóg. Tylko że teraz Yamada traci równowagę i dochodzi do pewnego incydentu. Zatem reżyser nie tylko wykorzystał poprzednie ujęcia do specyficznego ukazania emocji w jednej scenie, ale też powtórzył je do uśpienia czujności widza w kolejnej sekwencji (podświadomie uznałem, że najazd na nogi będzie służył do ukrywania emocji, a nie do zaprezentowania dynamicznych zdarzeń).
Skoro już wspomniałem o kadrowaniu i reżyserii, to animacja jest zdecydowanie powyżej przeciętnej. Może nie jest to poziom szczegółowości i kreatywności najlepszych anime, jakie znam, ale nie zmienia to faktu, że mamy ładną kolorystykę, lokacje są bogate w szczegóły i jest ich dużo, bohaterowie noszą rozmaite stroje, a wszystko jest animowane więcej niż przyzwoicie. Do tego mamy bardzo mało zniekształceń i wszelkiego rodzaju przerysowań i, co bardzo istotne w anime z dobrze napisanymi postaciami, mimika bohaterów jest bogata i szczegółowa. Nie mam większych zastrzeżeń, tym bardziej że z pobieżnej analizy mangi wynika, iż animowana adaptacja prezentuje o wiele, wiele wyższy poziom.
Muzyka w zasadzie… jest jeszcze lepsza. To było jedno z moich większych zaskoczeń – nie spodziewałbym się w szkolnym romansie tak zróżnicowanych gatunkowo utworów. Pojawiają się klasyczne komediowe motywy, jazzowe wstawki, miejscami miałem nawet skojarzenia ze współczesną eksperymentalną muzyką klasyczną. Wszystko to w bardzo stonowanych ilościach i przede wszystkim – w zadziwiająco dobrze zinstrumentalizowanej oprawie. Co równie rzadko się zdarza, w czasie seansu nie przewijałem czołówki (która w dodatku świetnie współgra z bardzo ładną animacją), a i piosenka na zakończenie odcinka została ładnie opracowana. Jedyne, do czego bym się przyczepił, to sam wokal w tyłówce: ze szczerą życzliwością zaproponowałbym piosenkarce kurs dokształcający z kontroli oddechu (cytując za wielką primadonną Montserrat Caballé, „Chcę słyszeć głos, a nie powietrze”).
Seria bardzo miło mnie zaskoczyła, ale czy mimo wszystko nie natrafiłem tu na kilka wad? Ciekawa sprawa: o ile do kilku rzeczy się przyczepię, to mam wrażenie, że ekipa też była świadoma paru niedociągnięć i starała się je za wszelką cenę zminimalizować. Po pierwsze, jak wspomniałem, trochę brakuje mi ciekawszego tła. Zarówno „konkurencja” Kyoutarou, jak i jego rodzina oraz koleżanki Anny trzymają się drugiego planu i nie udają, że ktokolwiek będzie zainteresowany ich przygodami. Z drugiej strony, kiedy już mają przemówić albo odegrać ważniejszą rolę, scenarzysta wyciska z nich siódme poty, byśmy mieli wrażenie, że są ważni dla fabuły. Mój drugi problem jest już trochę poważniejszy i dotyczy tego, jak zaprojektowano Yamadę – została bowiem narysowana i zaprezentowana… powiedzmy, dość fanserwisowo. I ponownie – reżyser i scenarzysta dwoją się i troją, by nie do końca pruderyjne sceny obrócić w żart albo pokazać je jako rozwój osobowości Ichikawy (na zasadzie „obudziła się w nim natura”), lecz koniec końców jest tu fanserwis, który gorszy mnie tym bardziej, że mówimy o trzynastoletniej bohaterce. Jeżeli komuś to nie przeszkadza, to może podnieść końcową ocenę nawet o cały punkt, ale mnie to mierzi. Mimo wszystko szanuję zespół za to, że próbował zniwelować ten mankament, jak tylko się da.
Jeśli miałbym jednym zdaniem wyjaśnić sukces tej serii, powiedziałbym, że twórcom udało się stworzyć coś niewiarygodnie rzadkiego we współczesnej sztuce, czyli dobre kino środka. Boku no Kokoro no Yabai Yatsu ma bardzo niski próg wejścia i jest dziełem przyjaznym dla praktycznie każdego odbiorcy. To lekka i przyjemna rozrywka w dobrej oprawie audiowizualnej, ale z nieco ambitniejszymi elementami i całkiem mądrą lekcją. Myślę, że mogę je polecić zdecydowanej większości czytelników. Na seansie powinni dobrze się bawić zarówno amatorzy relaksującej rozrywki, jak i miłośnicy ciepłych romansów i szkolnych komedii, ale też osoby szukające w anime słynnego „czegoś więcej”. Wracając do tematu z początku tekstu: mimo wszelkich trudności, naprawdę fajnie być recenzentem, skoro czasem można polecić coś, przy czym tylu czytelników będzie dobrze się bawić.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Shin-Ei Animation |
Autor: | Norio Sakurai |
Projekt: | Masato Katsumata |
Reżyser: | Hiroaki Akagi |
Scenariusz: | Jukki Hanada |
Muzyka: | Kensuke Ushio |