Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 grafika: 9/10
fabuła: 4/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 49
Średnia: 8,12
σ=1,12

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kaijuu 8 Gou

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2024
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Kaiju No. 8
  • 怪獣8号
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Postaci: Policja/oddziały specjalne; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Czy Kaijuu 8 Gou, hit wiosny 2024, to wciągająca i rozrywkowa seria? Moim zdaniem – jak najbardziej. Natomiast czy to anime „dobre”? To już trudniejsze zagadnienie.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Japonia, czasy współczesne. Kraj Kwitnącej Wiśni jest regularnie atakowany przez kaijuu – olbrzymie, siejące spustoszenie bestie nieznanego pochodzenia. Na szczęście rząd powołał Siły Obrony, wyszkolone do walki z tymi groźnymi stworzeniami. Sytuacja zdaje się być stabilna, ludzie prowadzą w miarę uporządkowaną egzystencję, zaś żołnierze cieszą się powszechnym szacunkiem, ze szczególnym wyróżnieniem Jednostki nr 3, kierowanej przez charyzmatyczną kapitan Minę Ashiro.

Główny bohater tej historii, Kafka Hibino, to przyjaciel z dzieciństwa pani oficer – wiele lat temu obiecali sobie, że będą razem walczyć przeciw kaijuu i rywalizować, które z nich zostanie większym herosem. O ile jego dawna przyjaciółka zaszła daleko, o tyle on nie dostał się do wojska, konsekwentnie oblewając egzamin za egzaminem. Obecnie ma już 32 lata i pracuje w służbach sanitarnych, czyszcząc dzielnice ze zwłok pokonanych potworów. Jednak coś zaczyna się zmieniać, gdy do jego zespołu dołącza Reno Ichikawa, osiemnastolatek, który również chce wstąpić do Sił Obrony. Pomimo drobnych niesnasek panowie szybko znajdują wspólny język, a Kafka zaczyna rozważać, czy aby nie podejść do egzaminu ten ostatni raz.

Gdy zajmują się codziennymi obowiązkami, dochodzi do ataku kolejnego potwora i to w obecności innych cywilów. Panom udaje się odwrócić uwagę bestii na wystarczająco długo, by Jednostka nr 3 zdołała opanować sytuację, ale na skutek odniesionych obrażeń trafiają do szpitala. Zaś tam pewnej spokojny nocy Kafkę nawiedza mały kaijuu, który bezceremonialnie wpycha mu się w usta, by po chwili zagnieździć się w jego ciele. I tak oto niedoszły żołnierz Sił Obrony zamienia się w humanoidalnego potwora (to nie jest spojler, odcinek nazywa się „Człowiek, który stał się kaijuu”). Początkowa groza ustępuje stabilizacji, bowiem Kafka dość szybko odzyskuje kontrolę nad ciałem, zaś nowa forma daje mu nieprawdopodobną szybkość, zwinność i siłę. A zatem cechy, które pomogą mu dostać się do Sił Obrony. I zgodnie z zasadami rządzącymi shounenami, Kafka i Reno zdają egzamin i spełniają swoje marzenie. Z tym że panowie będą szkoleni w okresie wzmożonej aktywności przeciwników, jednocześnie pilnując, by sekret Hibino się nie wydał (Reno był świadkiem przemiany, więc przed nim nie dało się tego ukryć).

W trakcie przygotowań do pisania naszła mnie refleksja, że zabawa w recenzenta bywa obarczona koniecznością pójścia pod prąd, i tak jest w tym przypadku. Gdy po seansie kolejnych odcinków omawianego dziś serialu moja lista skarg i zażaleń konsekwentnie się powiększała, z pewnym zaskoczeniem odkryłem szalenie wysokie oceny tego anime (stan na lipiec 2024), rzadko punktujące jakiekolwiek błędy i słabostki, ewentualnie wspominające o rutynowej fabule.

Jednak zanim wytłumaczę, co moim zdaniem się nie udało, chciałbym wyciągnąć gałązkę oliwną do tych wszystkich, których do lektury popchnęło oburzenie ostateczną oceną. Mianowicie – seans Kaijuu 8 Gou sprawił mi mnóstwo frajdy. Mój mały wewnętrzny chłopiec piszczał z uciechy, kiedy wielkie potwory demolowały miasto, a herosi zwyciężali w nierównej walce z bezwzględnym przeciwnikiem. Jeżeli ktoś chce po prostu fajnej rozwałki na piątkowy wieczór, to może spokojnie zaprzestać dalszej lektury i włączyć stosowną platformę streamingową. Istnieje spora szansa, że to seria, którą pochłonie w jeden wieczór, nie zauważywszy, kiedy minęły te cztery godziny.

Natomiast chciałbym zaznaczyć jedną kwestię. Myślę, ze nie jestem jedyną osobą, która dzieli udane pozycje rozrywkowe na dwie kategorie – w pierwszej u wielu znalazłby się Ojciec chrzestny, Dobry, zły i brzydki lub mniej wybitna Godzilla Minus One (skoro już mowa o kaijuu…). W drugiej – Batman Ninja, Bad Boys 2 i Commando. Owszem, dzieła z drugiej grupy mogą zaoferować przyjemny seans, ale jakoś nie przypominam sobie, by ktoś rozpływał się nad ich inteligentną reżyserią, błyskotliwym scenariuszem lub złożonością bohaterów. I to do tego drugiego koszyka wrzuciłbym Kaijuu 8 Gou.

Zastanawiałem się dość długo, dlaczego tyle rzeczy w tej serii nie działa, aż przypadkiem dowiedziałem się, że o ile zaangażowany zespół składa się z wielkich nazwisk (na czele z producentem Masashim Oohirą, który odpowiadał za udane zeszłoroczne Tengoku Daimakyou), o tyle na fotelu reżysera zasiadła debiutantka, Tomomi Kamiya. Mało tego, z jakiegoś powodu wycofała się z projektu, a jej miejsce zajął Shigeyuki Miya, artysta z dość średnim portfolio. Gdybym miał snuć niepodparte żadnymi dowodami przypuszczenia, stwierdziłbym, że Kamiya tak bardzo nie radziła sobie z projektem, że ściągnięto kogokolwiek, kto akurat był wolny, byleby ukończyć anime. Jakkolwiek ta historia potoczyła się naprawdę, bez wątpienia reżyseria stanowi największy problem tej animacji.

Przede wszystkim opowieści brakuje dobrze wykonanych motywów przewodnich, które działają niejako „pod” główną fabułą. I nie jest to nic szczególnie trudnego do osiągnięcia, tego typu zabiegi cechują rozrywkowe anime, które uważam za dobre: Boku no Hero Academia to standardowa opowieść o walce dobra ze złem, a jednocześnie przez cały serial śledzimy historię adaptacji społeczeństwa do zmieniających się warunków (w tym wypadku pojawienia się supermocy). W pierwszym sezonie Wind Breakera „dobrzy” chuligani biją tych „złych”, lecz to przede wszystkim anime o solidarności płci brzydkiej. W Golden Kamuy niby szukamy złota, ale tak naprawdę obserwujemy konfrontację wizerunku „męskiego mężczyzny” z brutalną i potężną przyrodą. Co prawda Kaijuu 8 Gou serwuje nam podobne aspekty, ale reżyser nie zdołał dobrze wyegzekwować założeń scenariusza.

Na początku serialu zaprezentowano nam dwa obiecujące potencjalne motywy przewodnie. Pierwszy z nich to współpraca starszego pokolenia z młodszym. Przed seansem słyszałem, że mangaka podjął niezwykłą decyzję, tworząc protagonistę działającego u boku młodszych towarzyszy. Kafka Hibino liczy trzydzieści dwie wiosny, zaś dostaje się do jednostki wojskowej, gdzie jego koledzy będą w wieku około dwudziestu lat. Z takiego rozdania zdolna ekipa może stworzyć świetny wątek ukazujący różnice pokoleń i kooperację w imię większego dobra. Niestety, na potencjale się skończyło. I piszę to jako osoba w podobnym wieku, co protagonista. Co więcej, mam również sporo młodszych kolegów i koleżanek, czasem nawet dekadę. Choć mogę się zgodzić, że dziesięć lat to jeszcze nie tak dużo, to bez wątpienia pojawiają się różnice. Kultowe filmy i książki są inne, internet nie był od zawsze, a dekada więcej to również czas na zmiany życiowe, które młodsi znajomi mają zwykle jeszcze przed sobą.

Jak widać, miejsca na niuanse jest wiele. Co prawda to nie taka seria, natomiast jeśli ktoś tworzy ponad trzydziestoletniego bohatera i wrzuca go w młodsze środowisko (gdzie ta cecha go wyróżnia), to ten aspekt powinien wybrzmiewać w relacjach między postaciami. Nie wiem, jak prezentuje się to w mandze, ale tutaj raz czy dwa ktoś rzuci żart, że do wojska przyjęli staruszka, i w zasadzie to tyle. Nie ma żadnego twórczego konfliktu pokoleń, żadnego nieporozumienia wynikającego z wieku, nawet różnicy w sposobie wypowiadania się i postrzegania świata. Ba, nikt nawet nie pokusił się o banał rodem z Hollywood, żeby Kafka słuchał obciachowej dla młodych muzyki lub był fanem przestarzałego programu telewizyjnego. Zastanawiałem się nawet, czy fakt, że protagonista zachowuje się prawie dokładnie tak samo jak pozostali rekruci, nie jest celowym satyrycznym komentarzem do pokolenia współczesnych niedojrzałych „trzydziestoletnich nastolatków”, jednak odnoszę wrażenie, że to wszystko na serio. W każdym razie – Kafka mógłby być równie dobrze starszy od reszty o 2­‑3 lata i prawie niczego by to nie zmieniło.

Ten element historii mógł zostać uratowany przez drugi możliwy motyw przewodni – skoro Kafka złączył się z dziwną, niekoniecznie przyjazną istotą, to istnieje spore ryzyko, że otrzymane moce mogą być dla niego groźne. Co więcej, skoro stał się ni człowiekiem, ni potworem, musi ukrywać swoją nową naturę. Walka ze złem przy jednoczesnej obawie, by samemu nie stać się bestią? Motyw znany, ale dobrze zaprezentowany bezproblemowo stworzy obiecujący fundament. Tylko w jaki sposób Kafka poskramia zupełnie nieznanego sobie potwora? Po prostu musi się bardziej skoncentrować. Co prawda czasami uruchamia swoje supermoce, by kogoś ocalić, ale dogodnie dla scenariusza ten uratowany obiecuje dotrzymać tajemnicy i go nie wydać.

Przyjmuję kontrargument, że stworzenie jest na tyle niewielkie, że poskromienie go może być łatwe; ten wątek jest raczej straconą szansą na stworzenie czegoś ciekawego niż wadą per se, natomiast drażni mnie, jak bardzo lekceważąco potraktowano ten aspekt. I skoro już o tym mowa, muszę wspomnieć o sprawie, która najbardziej mnie uwiera – czyli o protagoniście. W czasach, w których shouneny stawiają na bohaterów zdeterminowanych i pracowitych, Kafka Hibino to według mnie krok wstecz. Kiedy trafia na kaijuu, z którym wchodzi w symbiozę, nie wiemy, dlaczego stwór wybrał akurat jego. W sumie do końca sezonu nie miałem pojęcia, co kierowało tym potworem. Kafka nie jest postacią ani przesadnie inteligentną, ani przesadnie zdeterminowaną, ani przesadnie uduchowioną. Jak dla mnie to powrót do tych dziwnych anime sprzed piętnastu­‑dwudziestu lat, kiedy to „zwykły, niewyróżniający się Japończyk” zostawał z woli scenariusza wybrańcem, otrzymując nadludzkie moce, chwałę i sławę, nieraz w pakiecie z wianuszkiem zachwyconych nim pań. Krótko mówiąc – nastoletni „protagonista­‑przeciętniak” z tamtych anime dorósł i jest tutaj cudownym trzydziestoparoletnim wybrańcem fortuny. Na tym, niestety, nie kończą się problemy, bo nie wspomniałem o najgorszej rzeczy. Kafka w ogóle nie próbuje rozwikłać tajemnicy swojej nowej natury i nie rozważa opcji, że stanowi zagrożenie dla innych. Mogę wybaczyć shounenowi dużo: banalną fabułę (ta w sumie jest recyklingiem kilku popularnych serii, ale już mniejsza o to), schematycznych bohaterów i liczne powtórki animacji. Jednak stworzenie dorosłego bohatera na tyle zafiksowanego na punkcie swojego marzenia, że nie liczy się z bezpieczeństwem swoich kamratów, jest dla mnie kroplą przelewającą czarę goryczy. Gdyby to był nastolatek, to jeszcze bym darował – młodzieńcza pasja, naiwne przekonanie, że dobre intencje wystarczą, niezrozumienie zasad funkcjonowania w społeczności… Tylko na litość boską, mówimy o ponad trzydziestoletnim facecie. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej realna jest dla mnie wizja, że Kafka miał być na początku absolwentem liceum, tylko wydawca nakłonił mangakę do zmiany wieku. Sęk w tym, że poza tym niczego w historii nie zaktualizowano…

Ktoś mógłby zadać rozsądne pytanie, czy w takim przypadku jednostka wojskowa wyposażona w najlepszy sprzęt i technologię, nie powinna bez problemu zdemaskować bohatera już w czasie pierwszego dnia egzaminu? No niby tak, ale tu rozpoczyna się kolejne niedociągnięcie – trudno traktować tę elitę elit poważnie. Co prawda w walce są imponującą ekipą, natomiast czegoś tak oczywistego jak „nieludzki” żołnierz w szeregach już nie potrafią wyłapać. W tej kwestii są niczym inspektor Gadżet lub Frank Drebin z Nagiej broni i pozwalają, by Kafka krążył sobie swobodnie po całej placówce, nawet jeżeli monitoring wykazuje w jego obecności wręcz nieludzkie odczyty. Tymczasem lista problemów wydłuża się – Kafka zostaje przyjęty, bo jako jedyny szturmowiec (i nie mówię tylko o pierwszorocznych) dysponuje solidną wiedzą na temat poszczególnych kaijuu. A zatem dopiero teraz ktoś wpadł na pomysł, by zatrudnić w oddziale eksperta­‑biologa. Nie mówiąc o tym, że wypadałoby może zrobić coś tak szalonego, jak szkolenie teoretyczne dla członków jednostki. W innym epizodzie, kiedy pojawia się realne zagrożenie ze strony bestii, jeden z żołnierzy mówi, że już dawniej coś przeczuwał (i faktycznie kilka odcinków wcześniej była stosowna scena). Fajnie, tylko że koniec końców nic z tym nie zrobił. Przecież nie tak, że Jednostka nr 3 zajmuje się śmiertelnie niebezpiecznym zagrożeniem, w przypadku którego należałoby zweryfikować nawet najmniejszą pogłoskę.

Ostatnią wadą, która może nie jest tak poważna, ale trochę przeszkadza mi w seansie, jest nie do końca klarowne ukazanie świata przedstawionego. Na początku serii jesteśmy świadkami ataku kaijuu. Brzmi to dość groźnie, ale kiedy pojawia się informacja o przybyciu oddziałów specjalnych, wszystko momentalnie się uspokaja. Ba, mamy nawet króciutką scenkę, w której obywatele siedzą sobie w kawiarni i śledzą wydarzenia, zupełnie jakby omawiali film internetowego celebryty. Zatem skoro wszyscy tak się zachowywali, uznałem, że w tym uniwersum ludzie osiągnęli znaczną przewagę. Z drugiej strony w tym samym odcinku dochodzi do niespodziewanego ataku kaijuu, który stanowi niebezpieczeństwo dla mieszkańców Jokohamy… Z kolei na egzaminie potencjalni rekruci walczą z bestiami – czy to oznacza, że każdy, kto dostanie się na test, może ot tak sobie postrzelać do potworów, jak w jakieś grze? Zdaję sobie sprawę, że dużo tych rzeczy dałoby radę wyjaśnić i jak przegadałem kilka kwestii, to faktycznie jakoś się to trzyma, ale brakuje mi dobrej ekspozycji. Seria zdecydowanie za bardzo idzie na skróty w zbyt wielu punktach (przemiana Kafki, kontrola wewnętrznej bestii, działania Jednostki nr 3, świat przedstawiony), jakby studio liczyło na to, że sobie wszystko dośpiewamy. Jasne, w shounenie jeden lub dwa takie zabiegi są jak najbardziej do przyjęcia. Natomiast kiedy mnożą się jak króliki, stają się zwyczajnie wadą.

Dobra, pomarudziłem, ale pomimo bagażu problemów, seria ma kilka znaczących zalet. Po pierwsze, o ile Kafka i Reno nie są przesadnie ciekawymi bohaterami, o tyle podoba mi się ich relacja. Młodszy członek duetu jest zdecydowanie rozsądniejszy i bardziej poukładany, zaś dzięki mocom Kafki mogą sobie poradzić z niejedną przeszkodą. Trochę jak bokser i jego trener albo jeszcze lepiej – jak zespół współpracujących ze sobą gliniarzy z kina końca XX wieku. Z tym że teraz to pączkożerny ekspert od teorii jest głównym bohaterem, a hollywoodzki młodzieniec robi za asystenta. Fajny zabieg, tu udało się zrobić coś świeżego.

Najciekawiej napisaną postacią jest według mnie pani kapitan. Z jednej strony Mina ma świadomość swojej roli społecznej i wie, że nie może faworyzować Kafki, z drugiej zaś – jest między tym dwojgiem jakieś specyficzne napięcie. I co ciekawe, nawet niekoniecznie romantyczne, równie dobrze może chodzić o przyjaźń. Pani oficer nie grzeszy elokwencją, ale w rozmowach z protagonistą w pauzach i gestach padają niewypowiedziane słowa. Gdyby reżyser równie mocno przyłożył się do innych wątków, moja lista skarg i zażaleń byłaby ze dwa razy krótsza.

Pozostali członkowie Jednostki są już bardziej standardowi. Kikoru Shinomiya, najlepsza pierwszoroczna, jest podręcznikową perfekcjonistką, desperacko łaknącą atencji ojca, surowego dyrektora Sił Obrony. Na szczęście pozostaje całkiem sympatyczną postacią, głównie dzięki scenkom komediowym, które ocieplają jej nieco napuszony wizerunek. Podobnie jak wicekapitan Jednostki nr 3, Soushirou Hoshina, robiący za zespołowego cynicznego geniusza. O pozostałych żołnierzach nie dowiadujemy się prawie nic, ale istnieje spora szansa, że dostaną swoje pięć minut w następnych sezonach (drugi już zapowiedziano). Podoba mi się też, że choć wśród dwóch pokoleń żołnierzy Jednostki nr 3 najlepszymi wojownikami są panie, to serial nie bawi się w ideologiczną dydaktykę, tylko tworzy kobiety, które zwyczajnie są silne i niezależne, bez potrzeby wykrzykiwania nam tego do ucha.

Jednak bezwzględnie największą zaletą serii jest strona techniczna. Już sama czołówka dysponuje bez wątpienia najlepszą animacją i muzyką z tych, które poznałem w tym sezonie (a konkurencja była spora, wymieńmy choćby Shuumatsu Train Doko e Iku? lub Wind Breakera). A dalej jest tylko lepiej. Animacja walk wypada wybornie – żmudna praca zdolnych rysowników zaowocowała imponującym spektaklem, płynnym, pełnym szczegółów i bogatej palety kolorów. Samo podziwianie staranności pracowników studia może być kapitalną zabawą. Jednym z moich ulubionych niuansów jest scena, gdy potwór leci przez kilka przecznic i dopiero po przebiciu się przez którąś z kolei aleję w dzielnicy w końcu gaśnie światło. Znakomitej grafice towarzyszy bardzo dobra muzyka. Nie wiem, czy Shigeyuki Miya tak bardzo skupił się na walkach i samej animacji, że zignorował elementy fabularne, czy może animację nadzorował ktoś inny, ale cały zespół odpowiedzialny za aspekty graficzno­‑muzyczne może sobie przybić piątkę. Jest tylko jeden drobiazg, który mi przeszkadza – dziwny rozstrzał oczu u bohaterów. Zabieg dość specyficzny, który może się podobać, ale bywały sceny, gdzie przez krótką chwilę zamiast myśleć o grupce bohaterów, miałem skojarzenia z mknącą ławicą ryb.

Zakończę tę długą recenzję prostą konkluzją – Kaijuu 8 Gou to dla mnie znakomite kino klasy B, ubrane w szaty serialu pierwszego sortu. Ani to głębokie, ani fabularnie przemyślane, ani oryginalne. Natomiast radochy z prostej rozrywki jest tu co niemiara. To, czy taka argumentacja wam wystarczy, by dać serialowi najwyższe noty, czy będziecie bardziej powściągliwi (tak jak ja) i wystawicie niższą ocenę, zależy już tylko od was. Mimo licznych zastrzeżeń, polecam rzucić okiem, zwłaszcza że rozrywkowych, dobrze wykonanych technicznie serii zawsze brakuje.

Sulpice9, 10 sierpnia 2024

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Production I.G.
Autor: Naoya Matsumoto
Projekt: Mahiro Maeda, Tetsuya Nishio
Reżyser: Shigeyuki Miya, Tomomi Kamiya
Scenariusz: Ichirou Ookouchi
Muzyka: Yuuta Bandou