Anime
Oceny
Ocena recenzenta
8/10postaci: 8/10 | grafika: 8/10 |
fabuła: 7/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Wind Breaker
- ウィンドブレイカー
- Wind Breaker (Komiks)
O męskiej sile definiowanej na różne sposoby, w zadziwiająco ciekawym i bogatym w przemyślenia kinie akcji.
Recenzja / Opis
Haruka Sakura bez wątpienia wyróżnia się z tłumu, bowiem los obdarzył go różnobarwnymi tęczówkami i dwoma kolorami włosów. Przypadłość, która zwykle w świecie anime nie jest wielką sensacją, w tej serii ma swoje konsekwencje i chłopak w dzieciństwie był traktowany jak dziwoląg. Odrzucony i pogardzany, uciekł od społeczeństwa, poświęcając całą energię i determinację sztukom walki. W tym treningu znalazł konkretny cel – po ukończeniu gimnazjum chce kontynuować naukę w liceum Furin. To specyficzna placówka, znana nie z wybitnych osiągnięć naukowych i sportowych, ale z siejącego postrach gangu, w którym status społeczny mierzy się jedynie siłą i brutalnością. Marzeniem Haruki jest dołączyć do tej przerażającej grupy i po jakimś czasie wywalczyć w niej zaszczytne pierwsze miejsce.
Historia rozpoczyna się ostatniego dnia lata. Sakura dostał się do Furin i przybywa do Makochi, w którym znajduje się jego wymarzona szkoła. Wyrusza na pierwszy spacer po mieście i zauważa grupkę chuliganów nagabujących wyraźnie niezadowoloną z tego dziewczynę. Choć bez większych problemów radzi sobie z nimi, po zakończonej walce zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Ocalona niewiasta nie tylko nie panikuje, ani nie traktuje go z odrazą (jak już Haruka zdążył przywyknąć), ale jeszcze zaprasza go do swojej kawiarni na lunch. Chłopak niechętnie przyjmuje zaproszenie, lecz jest to mądra decyzja, bowiem młoda dama, Kotoha Tachibana, stanowi prawdziwą kopalnię informacji. Zaś wieści są zaskakujące – w Furin wiele się zmieniło i dawna grupa wandali przeobraziła się w formację Bofurin, lokalnych stróżów porządku. Co prawda zdolności bitewne są wciąż wysoko cenione, jednak teraz wykorzystują je do walki z wszelkim złem.
Choć Sakura nie kryje zaskoczenia, to wiadomość, że uzdolnieni uliczni wojownicy mogą liczyć na wysokie miejsce w hierarchii w zupełności mu wystarcza. Postanawia kontynuować swój plan, puszczając mimo uszu uwagi Kotohy, że to nie jest świat dla samotnych wilków. Jednak zanim zdąży zademonstrować swoje talenty na terenie szkoły, musi ponownie stoczyć walkę z tymi samymi chuliganami, którzy tym razem przyprowadzili kolegów. Wróg ma miażdżącą przewagę i pomimo nieustępliwej postawy Sakury jego los zdaje się być przypieczętowany. Na szczęście mieszkańcy miasta zawczasu zawiadomili Bofurin, którzy bezproblemowo wbijają w ziemię społeczne męty. Podziwiając umiejętności stróżów prawa, pamiętając słowa Kotohy i czując dziwne emocje na widok wdzięczności mieszkańców, Haruka szybko decyduje się zmodyfikować swój plan. Skoro z użyciem siły może stać się szlachetnym i powszechnie akceptowanym obrońcą uciśnionych, to chce zostać jednym z nich. Nawet jeśli oznacza to konieczność budowania więzi społecznych!
Wind Breaker wzięło mnie z zaskoczenia. Co prawda przed seansem dotarły do mnie bardzo pozytywne recenzje mangi (przyznam, nie czytałem), a odpowiedzialne za adaptację studio Clover Works ma na swoim koncie kilka wysoko cenionych animacji, ale materiały promocyjne mnie nie przekonały. Spodziewałem się prostego shounena jakich wiele albo serii o bishounenach-bad boyach, seksownych w swojej brutalności (a takie anime nie znajdują się w kręgu moich zainteresowań). Cieszę się ze swojej pomyłki i to bardzo. Marketing szeptany okazał się prawdziwy i jest to świetna seria akcji. Natomiast okazała się to także ciekawa pozycja dokładająca własne pomysły do tak zwanego „męskiego kina”.
Po pierwszych odcinkach spodziewałem się głównie hołdu dla poprzedników stylu, od klasyki kina po popularne współczesne serie. Już pierwsza przygoda Sakury zbudowana jest na formule westernu – pojawia się samotny wojownik, pozornie oschły, ale o szlachetnym sercu. Ratuje damę w opałach, której daleko do wiotkiej panienki, bo przecież wychowywała się w trudnym środowisku. Ponadto prowadzi zajazd, jak przystoi ważnej bohaterce z Dzikiego Zachodu. Może nie saloon, ale kawiarnia też się nada. Z kolei rozbudowana finałowa scena rozgrywa się na środku dużej ulicy (gdzieś w okolicach lunchu, więc chciałoby się rzec „w samo południe”). Podział na dobro i zło jest oczywisty, niczym w filmach złotej ery Hollywood – jednowymiarowym chuliganom brakuje tylko, by złowrogo podkręcali wąsa. Tymczasem lokalna ludność chowa się po domach i wygląda z okien, oczekując wyniku starcia między ich wybawcą a oczywistym złem. Na szczęście w odpowiednim momencie przybywa kawaleria (to znaczy Bofurin) i ustalony od wieków porządek nie zostaje naruszony.
Zachwycony pierwszym odcinkiem, założyłem, że pozostałe też będą zgrabną reinterpretacją starych motywów męskiego kina. I owszem, jeśli ktoś uwielbia nawiązania do innych tytułów (tak jak ja), to Wind Breaker będzie dla niego wspaniałą zabawą. Jednak w pewnym momencie zrozumiałem, że wyłapuję akcenty nie tylko z westernów, kina akcji i shounenów, ale również z dzieł, które zadają trudne pytania o bolączki, a czasem wręcz skrzywienia męskiej osobowości (w przypadku jednego wątku nie mogłem opędzić się od skojarzeń z Aż poleje się krew Paula Thomasa Andersona). Zatem ponownie musiałem przekalibrować swoje oczekiwania i spojrzeć na całość z szerszej perspektywy. Po seansie całego sezonu uznałem, że temu anime udała się trudna sztuczka – pozostaje serią rozrywkową, nienachalnie nawiązującą do innych tytułów, ale jednocześnie próbuje stworzyć coś nowego.
Choć Bofurin odeszło od swoich gangsterskich korzeni, Sakura wciąż liczy na to, że stanie się najważniejszym członkiem tej specjalnej organizacji (dowiadujemy się później, że nie tylko bronią ludzi, ale też malują ulice i hodują warzywa). Ku jego zdumieniu, nikt nie zabrania mu mierzyć wysoko, jednak nowi koledzy wcale nie klasyfikują go jako „młodego i gniewnego”. Przeciwnie, przyjmują go z otwartymi ramionami, ewentualnie traktują z lekkim pobłażaniem. I w tym momencie dzieje się coś, co bardzo mnie ucieszyło – aspołeczny, nastawiony wyłącznie na siłę i dominację Sakura coraz częściej zaczyna słuchać i rozważać, czy aby na pewno posiada monopol na rację. Seria zachowuje przy tym pozory spójności psychologicznej i nawet gdy bohater przyjmuje nauki lub prawi komuś komplementy, to starannie unika wzroku rozmówcy lub pilnuje, by to do niego należało ostatnie słowo. Pomiędzy walkami i pojedynkami lwią część seansu spędzamy, obserwując rozmowy młodych osiłków, którzy udzielają sobie wsparcia, opowiadają o swoich problemach i cieszą się swoją obecnością. Nawet więcej, najstarsi stażem członkowie sprawiają wrażenie pogodzonych ze sobą młodych ludzi, wręcz kierujących się wewnętrzną harmonią. W końcu znaczna część tych chłopaków musiała mieć za sobą jakiś epizod, przez który wybrała kiedyś chuliganerię, prawda? A mimo to w jakiś cudowny, niemalże „terapeutyczny” sposób wychodzą na ludzi.
Styl życia Bofurin zostaje celnie skontrastowany w głównym wątku sezonu, kiedy Sakura wraz z nowymi kolegami popada w konflikt z gangiem Shishitoren. Na szczęście zamiast ustawki w lesie liderzy obu ugrupowań zgadzają się na rozwiązanie polubowne, polegające na tym, że członkowie zaangażowani w konflikt (oraz przywódcy) stoczą serię walk jeden na jednego. Niby nic specjalnego, powiedziałbym wręcz – chleb powszedni shounenów, ale tym razem prezentuje się to trochę inaczej. Choć przez ponad pół sezonu jesteśmy świadkami pięknie zrealizowanych pojedynków, to jednak punktem decydującym większości starć są kwestie psychologiczne. Pojedynki przypominają nie tyle szamotaninę dwóch narowistych młodzików, ile walkę uduchowionego mnicha‑mistrza z pyszałkowatym, targanym wewnętrznymi wątpliwościami nowicjuszem. Uważam, że w tych scenach wybrzmiewa motyw przewodni sezonu, który podsumuję parafrazą starej złotej myśli – siła jest znakomitym sługą, ale fatalnym panem.
W zachodniej kinematografii dość dużo mówi się o tym, jak istotne jest tworzenie kina akcji pełnego „silnych, niezależnych kobiet” oraz „wrażliwych, skrywających głębię mężczyzn”. Społeczności internetowe dość często krytykują Hollywood za to, jak bardzo sobie nie radzi z pierwszym elementem, ale Wind Breaker uświadomił mi, że Japończycy i w kwestii uczuciowych panów kreują ciekawsze postaci. Chłopaki z Bofurin to nieraz życzliwi światu, pełni troski i oddania towarzysze, ale przy tym nie zrobiono z nich życiowych łamag, zagubionych w poszukiwaniu własnej tożsamości. Pewnie, popełniają błędy, jednak udało się zachować balans, dzięki któremu wierzę zarówno w ich siłę (i tę fizyczną, i tę wewnętrzną), jak i ich emocjonalną kruchość typową dla nastolatków. Jednocześnie tężyzna i znajomość sztuk walki raczej hartują ich charakter i budują pewność siebie niż są celem nadrzędnym – serial dobitnie prezentuje, że brutalne wejście, o którym marzył Sakura, stanowi zagrożenie nie tylko dla osób, które staną mu na drodze, ale przede wszystkim – dla niego samego.
Ponieważ już na tym etapie recenzja osiąga pokaźne rozmiary, z ciężkim sercem podjąłem decyzję, że nie będę analizować poszczególnych bohaterów, bo zwyczajnie potrzebowałbym na to drugie tyle miejsca. Natomiast chciałbym pochwalić serię za dwie bardzo istotne kwestie związane z kreowaniem postaci, które przewijają się przez cały sezon. Po pierwsze, pomimo że naturalnym środowiskiem serialu jest grupa udzielających sobie wsparcia młodych mężczyzn, reżyser Toshifumi Akai bardzo ładnie kieruje tłumem, tworząc galerię barwnych osobowości. Może nie każdy jest tak interesującą figurą jak Sakura, ale zważywszy na skromny czas antenowy, olbrzymią liczbę scen akcji i mnogość bohaterów, nie kryję podziwu, jak dobrze udało się zapanować nad tak wielką grupą. Powiem więcej, w Wind Breaker nawet tak zużyta klisza jak retrospekcje w czasie walk wyróżniają się na plus, bo często świetnie uzupełniają portrety psychologiczne postaci. Pod tym względem moim faworytem sezonu jest Jou Togame, prawa ręka przywódcy Shishitoren, fenomenalnie zagrany przez Yuuichirou Umeharę. Po drugie, bardzo podoba mi się, że w czasie konfliktu zdecydowana większość bohaterów potrafi poskromić dumę, usiąść, pogadać, a nawet podać sobie dłonie. W stosunku do pierwszego odcinka, gdzie dostaliśmy nieskomplikowanych bandziorów, większość dalszych sporów ma głębsze dno, zaś znaczna część postaci zwyczajnie chce rozwiązania problemu bez dążenia do autodestrukcji.
Odpowiedzialne za projekt studio Clover Works spisało się na medal. Oprawa wizualna stoi na wysokim poziomie. Pojedynki zbiorowe prezentują się zdecydowanie powyżej przeciętnej, a starcia jeden na jednego to prawdziwa wizualna uczta. Czy pokazana zgodne z prawami fizyki i zasadami wszelkich bijatyk? To już zostawiam znawcom sztuk walki, ale nawet jeśli rysownicy przesadzili, to myślę, że można to złożyć na karb gatunku. Jednocześnie udało się zachować równowagę – zespół wiedział, gdzie może zaoszczędzić nakładów pracy i w przypadku paru potyczek poznajemy jedynie „finałowy rezultat” (kiedy wreszcie opadną łatwiejsze do pokazania tumany kurzu). Mamy też sporo komediowych przerysowań, które na pewno nie wymagały tak pieczołowitego przygotowania. Zresztą ilość komicznych wstawek i bardzo ładna, „puchata” grafika dobrze pasują do całej konwencji. W anime, które według mnie ma tworzyć atmosferę serdeczności i wzajemnego zrozumienia, taka oprawa jak najbardziej działa. Nawet jeśli ktoś komuś regularnie tu obija facjatę. Do tego seiyuu spisują się znakomicie, mamy bardzo solidną muzykę i jedną z lepszych czołówek tego sezonu.
Wind Breaker zrobił na mnie spore wrażenie, ale nie mogę powiedzieć, że jest to projekt bez wad. Po pierwsze, jak przystało na rasowego shounena, reżyser i scenarzysta nie zawsze dowierzają inteligencji widzów. Tam, gdzie pojawia się skomplikowany problem, dostajemy powtórki lub monologi wewnętrzne, jakby twórcy chcieli się upewnić, czy aby na pewno wszystko zrozumieliśmy. Poza tym, choć przez większą część czasu serial zgrabnie unika wspomnianej kategorii „przystojnych bad boyów robiących brutalne rzeczy”, to raz czy dwa przemknęło mi przez głowę podejrzenie, czy nowa postać nie jest przypadkiem zaprojektowana jedynie ku radości serc niewieścich. Mam też wątpliwości, czy zważywszy na to, że liczba chuliganów jest zdecydowanie powyżej japońskiej średniej, Makochi nie jest trochę za bardzo odpicowane? Jest jeszcze kwestia humoru: zdarzają się sceny wyborne (np. gdy Sakura nie pojmuje, dlaczego mieszkańcy miasta są dla niego tacy mili), ale też średnie i słabe, te ostatnie z jednym mocno przeciągniętym żartem w ostatniej części. Z drugiej strony trudno o coś bardziej subiektywnego niż poczucie humoru, więc tę uwagę potraktujcie, proszę, z odpowiednim dystansem.
Niestety, znalazłem jeszcze jeden problem typowy dla shounenów, który w tym konkretnym tytule prezentuje się wyjątkowo źle i nie opuszcza nas przez cały sezon. Jak na serial, w którym zadziwiająco dużo mówi się o uzdrawiającej roli budowania więzi i solidarności społecznej, dorośli stanowią tu jedynie tło. A jeżeli w serialu nastolatkowie tworzą siły porządkowe, udzielają się w swojej dzielnicy i jednocześnie uczęszczają do szkoły, to chciałbym, by wchodzili w interakcje z nauczycielami, służbami porządkowymi i, przede wszystkim, rodzicami. Zdaję sobie sprawę, że w tym gatunku (zwłaszcza z dużą liczbą chuliganów, jak choćby w zeszłorocznym Rokudo no Onnatachi) brak nadzoru dorosłych jest powszechnie akceptowalną kliszą i nie powinienem oczekiwać od lekkiej serii rodzinnego dramatu obyczajowego. Tylko że jeśli anime kładzie tak mocny nacisk na bolączki trudnej młodzieży, to jednak powinniśmy dostać szeroko rozumiane wątki domowe. Choćby dlatego, że to właśnie tam nierzadko rozpoczynają się ich problemy. Tu zaś Sakura ma głębsze relacje z codziennie mijanymi sklepikarzami, z którymi zamienia kilka zdań, niż z własnymi rodzicami, gdyż o jego rodzinie niczego się nie dowiemy. Nie oczekiwałem nie wiadomo jakich więzi, lecz „cokolwiek” już by wystarczyło. I jeszcze tak na marginesie – skoro członkowie Bofurin tak bardzo dbają o porządek w całej dzielnicy, to dlaczego nie wyremontowali własnej szkoły?
Moim zdaniem ten problem dałoby radę relatywnie łatwo naprawić. Wystarczyłoby, żeby bohaterowie byli nieco starsi. Jako dwudziestokilkulatkowie, którzy pracują w lokalnych firmach, studiują, bądź kształcą się zawodowo, mogliby po prostu należeć do czegoś w rodzaju straży sąsiedzkiej. Jasne, wymagałoby to przemodelowania kilku wątków i nadania nieco innego kształtu paru problemom, natomiast miałoby o wiele więcej sensu. Ewentualnie liczę na to, że skoro już zapowiedziano drugi sezon, to wtedy dostaniemy dodatkowe informacje na temat prywatnego życia Sakury i jego kolegów. Tym bardziej że temat siły i solidarności wydaje się już dostatecznie dobrze opowiedziany i seria może zmierzać w innych kierunkach.
Pomimo tych zażaleń, liczba zalet zdecydowanie przeważa i jestem pod ogromnym wrażeniem, jak zgrabnie seria przekuła tak prosty koncept w coś niebanalnego, pozostając przy tym przede wszystkim dobrą, bezpretensjonalną rozrywką. Miłośnikom wszelkiego rodzaju tytułów akcji zdecydowanie polecam, tym bardziej że w 2025 roku mamy dostać drugą odsłonę, a podobno najsłabsza część mangi już za nami. Trzymam kciuki, żeby kolejna część była przynajmniej tak samo dobra, a kto wie – może nawet lepsza?
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Clover Works |
Autor: | Satoru Nii |
Projekt: | Maiko Hado, Taishi Kawakami |
Reżyser: | Toshifumi Akai |
Scenariusz: | Hiroshi Seko |
Muzyka: | Ryou Takahashi |