x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
W zasadzie powtórzę komentarze poprzedników. Film zrobiony ślicznie, z mangi wyciśnięto, ile się dało. Więc, jak wspomniano, za braki filmu odpowiada głównie mangowy materiał. Pierwszemu filmowi pomimo fantastycznej technicznej oprawy wystawiłabym chyba 4.Wszystko leci na łeb na szyję. Nie zdążyłam się w wczuć w postaci Three Lights, rzeczy się dzieją niemalże pomiędzy kolejnymi klatkami (już mi się nie chce ukrywać tekstu, więc ogólnikami treść przekazana będzie), nie ma nawet chwili poświęconej, aby obejrzana scena jakość wsiąkłą w widza. Nie mogłam się pozbyć odczucia, że wszystko leci na łeb i na szyję, aby doprowadzić do głównej walki Usagi. W mandze to zawsze była historia tylko o Usagi, reszta była tylko tłem. Historia jest więc spójna z pierwowzorem. Jest to zaleta adaptacji, ale jednocześnie wada utworu jako takiego.
Drugi film opowiada o ostatecznym starciu. Pierwszy przygotował w pośpiechu scenę, więc tutaj można już trochę zwolnić. I była to piękna i epicka konkluzja całego Crystala. I Megumi Hayashibara jako Galaxia, złoto. Wzruszyłam się, obserwując całą tę ostatnią pogoń za pytaniem, co to znaczy być czarodziejką. (Chociaż nie mogłam się pozbyć myśli, że wyciągają kliknij: ukryte wszystkich wymyślonych bohaterów, aby ktokolwiek mógł patrzeć i kibicować Usagi, jak wszystkich zabijano jak muchy, co było w pewien sposób komiczne (a jednak chciało mi się :D). Ogromny plus dla adaptacji, że opowiedzieli historię trochę składniej niż na kadrach mangi (tam niektóre rzeczy były dla mnie trochę niejasne, chociaż dawno mangę czytałam). Frajdą było dla mnie odszukiwanie inspiracji dla scen z serii Stars, jednak medium ruchomych obrazków bardziej podziałało na wyobraźnię.
W ramach konkluzji przyznam się do mojej słabości. Ważne dla mnie anime oceniam w specyficznych jednostkach „chlipów na minutę”. Dosyć łatwo się wzruszam przy anime, można się z tego śmiać bądź sympatyzować, tak po prostu mam. Przy filmie drugim było dobrych kilka chlipów. Gdy odpaliłam sobie z ciekawości po latach odcinek 200 starej serii, natychmiast rozchlipałam się poza jakimkolwiek licznikiem, jak wiele, wiele lat temu, gdy oglądałam serię po raz pierwszy, drugi i enty.
I takie będzie moje podsumowanie. Film bardzo dobry, będący adaptacją dobrej mangi, która dała początek genialnej i obłędnej serii z lat 90‑tych.
Ech, trochę słaby ten film. Generalnie strasznie szybko chcieli wszystko zrobić, przez co Stars nie mają wgl charakteru. Pamiętam, że bardzo mi się podobał wątek Seyji i Usagi z anime. Szkoda, że tutaj tego zabrakło. Co by jednak nie mówić to klasyka. I koniec doprawdy jest epicki.
Filmy są bardzo ładne i dobrze zrobione. Naprawdę – najładniejszy z Crystali i szkoda, że trzeba było na to czekać aż tyle. Są też bardzo dobrze wyreżyserowane, twórcy wycisnęli z mangi, co się dało. Filmy lekko zmieniają niektóre sceny i dorzucają parę rzeczy od siebie, co ogólnie wyszło im na dobre i moim zdaniem – to jest pierwszy z Czarodziejkowych remake'ów, o którym mogę powiedzieć, że jest lepszy niż odpowiadający mu arc w mandze.
Ale to nadal wierna adaptacja mangi, więc fabularnie jest, jak jest.
Starsy to dla mnie jeden z lepszych arców w mandze i jedyny, w którym druga połowa jest lepsza niż pierwsza. Ciekawie widzieć Usę zostawioną samą sobie, wreszcie są jacyś przeciwnicy z charakterem i własnymi celami, mamy jakieś rozterki, których nie da się rozwiązać samym rozbiciem wroga, umiarkowanie sensowne rozwinięcie uniwersum i tak dalej. Niestety nadal panuje w tym wszystkim chaos (a nawet Chaos. heh.), zwłaszcza na początku. Pierwsza połowa w ogóle jest dość męcząca i bezładna.
kliknij: ukryte Walki z Sailor Animamates – kompletnie bez sensu, bo co by się nie działo, wynik jest ten sam. Wroga czarodziejka wygrywa? Bohaterki tracą gwiezdne ziarna, a po Animamates ginie słuch. „Nasze” czarodziejki wygrywają? Pojawia się Galaxia i zabiera im gwiezdne ziarna – po co ona w ogóle innych wysyła, to ja nie wiem – a po Animamates ginie słuch. Do tego Sailor Starlights, zamiast normalnie wytłumaczyć pozostałym, co się dzieje, rzucają tajemnicze ostrzeżenia, bez kontekstu kompletnie bezużyteczne, i strzępki wyjaśnień, które zostawiają więcej pytań niż odpowiedzi. Tutaj oczywiście mistrzostwem jest scena, kiedy Taiki zatrzymuje Harukę i zamiast coś powiedzieć, pokazuje jej karty, niech się domyśla, co się na nich odjaniepawla. A i tak twórcy poprawili to w stosunku do mangi, tam to w ogóle ciężko było dojść, co i jak. I tak by jeszcze można…
Ale na koniec specjalny ukłon dla hasełka, że księżniczki są silne, bo się je chroni – no nie wiem, czy to ma sens, jeśli dana księżniczka regularnie ratuje wszechświat :D
Jeśli czytają to jacyś fani Mamoru i Usagi – w drugim filmie jest scena po napisach z ich mangowym epilogiem. kliknij: ukryte Niestety, tego twórcy nie poprawili, nadal dostajemy ślub w kompletnie pustym kościele i Czarodziejki jako jedynych gości.
TL;DR – filmy bardzo dobrze zrobione, ale z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli ktoś jest fanem Sailor Moon i z mangą nie ma na pieńku – jak najbardziej warto zobaczyć, nawet, jeśli ma się alergię na poprzednie Crystale. W innym wypadku – można odpuścić.
Drugi film opowiada o ostatecznym starciu. Pierwszy przygotował w pośpiechu scenę, więc tutaj można już trochę zwolnić. I była to piękna i epicka konkluzja całego Crystala. I Megumi Hayashibara jako Galaxia, złoto. Wzruszyłam się, obserwując całą tę ostatnią pogoń za pytaniem, co to znaczy być czarodziejką. (Chociaż nie mogłam się pozbyć myśli, że wyciągają kliknij: ukryte wszystkich wymyślonych bohaterów, aby ktokolwiek mógł patrzeć i kibicować Usagi, jak wszystkich zabijano jak muchy, co było w pewien sposób komiczne (a jednak chciało mi się :D). Ogromny plus dla adaptacji, że opowiedzieli historię trochę składniej niż na kadrach mangi (tam niektóre rzeczy były dla mnie trochę niejasne, chociaż dawno mangę czytałam). Frajdą było dla mnie odszukiwanie inspiracji dla scen z serii Stars, jednak medium ruchomych obrazków bardziej podziałało na wyobraźnię.
W ramach konkluzji przyznam się do mojej słabości. Ważne dla mnie anime oceniam w specyficznych jednostkach „chlipów na minutę”. Dosyć łatwo się wzruszam przy anime, można się z tego śmiać bądź sympatyzować, tak po prostu mam. Przy filmie drugim było dobrych kilka chlipów. Gdy odpaliłam sobie z ciekawości po latach odcinek 200 starej serii, natychmiast rozchlipałam się poza jakimkolwiek licznikiem, jak wiele, wiele lat temu, gdy oglądałam serię po raz pierwszy, drugi i enty.
I takie będzie moje podsumowanie. Film bardzo dobry, będący adaptacją dobrej mangi, która dała początek genialnej i obłędnej serii z lat 90‑tych.
Ale to nadal wierna adaptacja mangi, więc fabularnie jest, jak jest.
Starsy to dla mnie jeden z lepszych arców w mandze i jedyny, w którym druga połowa jest lepsza niż pierwsza. Ciekawie widzieć Usę zostawioną samą sobie, wreszcie są jacyś przeciwnicy z charakterem i własnymi celami, mamy jakieś rozterki, których nie da się rozwiązać samym rozbiciem wroga, umiarkowanie sensowne rozwinięcie uniwersum i tak dalej. Niestety nadal panuje w tym wszystkim chaos (a nawet Chaos. heh.), zwłaszcza na początku. Pierwsza połowa w ogóle jest dość męcząca i bezładna.
kliknij: ukryte Walki z Sailor Animamates – kompletnie bez sensu, bo co by się nie działo, wynik jest ten sam. Wroga czarodziejka wygrywa? Bohaterki tracą gwiezdne ziarna, a po Animamates ginie słuch. „Nasze” czarodziejki wygrywają? Pojawia się Galaxia i zabiera im gwiezdne ziarna – po co ona w ogóle innych wysyła, to ja nie wiem – a po Animamates ginie słuch. Do tego Sailor Starlights, zamiast normalnie wytłumaczyć pozostałym, co się dzieje, rzucają tajemnicze ostrzeżenia, bez kontekstu kompletnie bezużyteczne, i strzępki wyjaśnień, które zostawiają więcej pytań niż odpowiedzi. Tutaj oczywiście mistrzostwem jest scena, kiedy Taiki zatrzymuje Harukę i zamiast coś powiedzieć, pokazuje jej karty, niech się domyśla, co się na nich odjaniepawla. A i tak twórcy poprawili to w stosunku do mangi, tam to w ogóle ciężko było dojść, co i jak. I tak by jeszcze można…
Ale na koniec specjalny ukłon dla hasełka, że księżniczki są silne, bo się je chroni – no nie wiem, czy to ma sens, jeśli dana księżniczka regularnie ratuje wszechświat :D
Jeśli czytają to jacyś fani Mamoru i Usagi – w drugim filmie jest scena po napisach z ich mangowym epilogiem. kliknij: ukryte Niestety, tego twórcy nie poprawili, nadal dostajemy ślub w kompletnie pustym kościele i Czarodziejki jako jedynych gości.
TL;DR – filmy bardzo dobrze zrobione, ale z pustego i Salomon nie naleje. Jeśli ktoś jest fanem Sailor Moon i z mangą nie ma na pieńku – jak najbardziej warto zobaczyć, nawet, jeśli ma się alergię na poprzednie Crystale. W innym wypadku – można odpuścić.