
Anime
Oceny
Ocena recenzenta
9/10postaci: 10/10 | grafika: 8/10 |
fabuła: 8/10 | muzyka: 8/10 |
Ocena czytelników
Kadry




Top 10
Make Heroine ga Oosugiru!
- Too Many Losing Heroines!
- 負けヒロインが多すぎる!

Szkolny romans to chyba najbardziej oklepany topos anime. Jednak czy wiecie, że większość licealnych romansów nie przeżywa roku? I to będzie właśnie tematem tego niezwykłego komedio‑dramatu.
Recenzja / Opis
Kazuhiko Nukumizu jest zwykłym, lekko aspołecznym uczniem liceum. Zamiast zajmować się sportem i mieć liczne grono kolegów, woli uczęszczać do klubu literackiego i w spokoju czytać książki. Niestety pewnego dnia, gdy siedzi sobie w cukierni, staje się świadkiem gorszących scen z udziałem niebieskowłosej Anny. Nasz bohater stara się nie zwracać uwagi na pełną emocji i dość żenującą scenę, jednak okazuje się to po prostu niemożliwe. Co gorsza, Anna zauważa, że chłopak wszystko widział. Dosiada się więc do niego, by się mu wygadać. A jak już się do czegoś przyczepi, to trudno się jej potem pozbyć: jest po prostu jak rzep u psiego ogona. Razem będą więc przemierzać pełen nastoletnich burz hormonalnych ocean liceum.
Ogólnie rzecz biorąc takie zawiązanie fabuły nie wydaje się ciekawe. Ot, dostajemy jeszcze jedną szkolną miłość. Tym bardziej że fabuła szybko przenosi nas w kolejne opatrzone miejsce: do podupadającego klubu literatury, zmagającego się z brakiem członków. W jego skład wchodzą oczywiście Kazuhiko, a do tego jeszcze skrajnie nieśmiała i mająca problemy z rozmowami z innymi ludźmi Chika Komari oraz nieco bardziej przebojowa brunetka Koto Tsukinoki. Jak łatwo zgadnąć, z czasem dołącza do niego też Anna oraz jeszcze jedna dziewczyna, czyli głupiutka sportsmenka Lemon. Dziewczęta oczywiście zaczynają orbitować wokół głównego bohatera, jednak zamiast idealnego partnera rozpłodowego, jak w większości takich serii, widzą w nim raczej powiernika. Tym bardziej że każda z nich przeżywa emocjonalną huśtawkę jakiegoś szkolnego związku.
Osią całej fabuły jest obserwowanie, jak owe związki się rozwijają. Wszystkie z nich są chyba skazane na klęskę, choć ten między Kazuhiko i Anną jest najmniej tragiczny. Tak naprawdę bowiem tej dwójki bohaterów nie łączy nic, nawet koleżeństwo. Dziewczyna przy bliższym poznaniu okazuje się bowiem dość koszmarna, całe zaangażowanie chłopaka polega natomiast na tym, że się do niego przyczepiła, a on jej nie spławił. Trzymają się razem, bowiem się trzymają razem i tyle. Pewne znaczenie ma też fakt, że Anna pożyczyła od niego trochę pieniędzy. Jednak trudno na tym budować zaangażowanie emocjonalne.
Cała reszta serii to tak naprawdę tragikomedia w pełni tego słowa znaczeniu. Z jednej strony bowiem wielkie wybuchy emocji, łzy i zawód są tutaj naprawdę autentyczne. Z drugiej zestawienie ich natężenia z prozą życia sprawia, że nierzadko wydają się absurdalne i przerysowane, a przez to komiczne. Normą są sceny, gdy ona płacze, on wygłasza swój dramatyczny monolog, ona go nie rozumie… Cała reszta siedzi w krzakach lub udaje, że ich nie ma. Połowa kibicuje jej, połowa jemu, ale wszyscy tak naprawdę chcieliby być gdzie indziej i robić coś innego. Trochę tak, jak ktoś kiedyś na naszym Discordzie skomentował inne anime: „Zginął śmiercią bohatera i wszyscy przyszli na jego pogrzeb. A po pogrzebie poszli na lody. A po lodach grali na Nintendo”. Tak wygląda to w tym tytule, tylko nie ma trupa. Co więcej autorom udało się przedstawić to w sposób inteligentny: z jednej strony dekonstruują bowiem szkolny romans, przedstawiając go jako coś błahego i tak naprawdę mało istotnego, z drugiej jednak nie zmieniają tej opowieści w kpinę oraz zachowują szacunek do postaci i ich uczuć.
Mimo to omawiane anime naraziło się na krytykę ze strony pewnych środowisk, i to głównie takich, które najchętniej kupowałyby kobiety na targach, od razu związane, zakneblowane i oznakowane na tyłku rozgrzanym żelazem. Według nich przedstawione tutaj relacje są toksyczne, bowiem bohater otoczony jest przez grono dziewuszek, z których tylko jedna się nim interesuje, a nawet to nie w sposób romantyczny, tylko dlatego, że można go na coś naciągnąć w cukierni lub szkolnym sklepiku. Jest to w oczywisty sposób wykorzystywanie, traktowanie jak bankomat. Wiadomo przecież, że „alfa szmaci, beta płaci” i to dosłownie. Mamy tu więc piękny przykład „bety” zamkniętego we „friendzone”. Trzeba szybko zażyć czerwoną tabletkę.
Osobiście zamiast rutinoscorbinu doradzałbym raczej herbatkę z melisy, jednak jako recenzent powinienem odnieść się do zewnętrznej krytyki tytułu. Otóż: trzy media wychowują największą liczbę seksualnych frustratów: bajki Disneya, filmy pornograficzne i anime haremowe. Niezależnie od tego, czy oczekujesz, że życie sprezentuje ci jutro księcia z bajki, „stepującą siostrę”, czy twoje prywatne tsundere, wiedz, że związki przedstawiane w tych produkcjach nie są prawdziwe i nie rządzą się faktyczną psychologią, ale potrzebami dramatycznymi historii. Jeśli oczekujesz, że życie będzie w ten sposób wyglądało, to zakończysz je zawiedziony.
Nie będę kłamał: Makeine nie przedstawia całkowicie realistycznych związków emocjonalnych. Anna nie jest bowiem jak prawdziwa dziewczyna. Jest gorsza. Na tym właśnie polega komedia: na podkręceniu przywar ludzkich do tego stopnia, że staną się śmieszne. Także tutaj większość sytuacji jest dość szablonowa, w realnym życiu mogłaby się zdarzyć tylko bardzo niedoświadczonej osobie, która naczytała się zbyt dużo mang romantycznych i nie mogąc poprzeć się doświadczeniem z życia, przenosi nań szablony z fikcji. Czyli – jeśli wespniemy się na poziom meta – są całkiem wiarygodnym zachowaniem młodych ludzi. W szczególności wiarygodnie zachowują się te postacie, które nie są uwikłane w żaden romans. W ich wypadku relacje budowane są na zasadach koleżeństwa i przyjaźni. Wbrew temu, co mówią niektórzy internetowi mędrkowie powołujący się na autorytet wybitnego specjalisty od neuropsychologii homarów: dr. Jordana Petersena, w przypadku ludzi są to całkiem zdrowe zachowania. Ludzie bowiem (w odróżnieniu od homarów) tworzą związki monogamiczne, jedynie w bardzo sprzyjających sytuacjach ograniczone związki poligamiczne. Siłą rzeczy przedstawiciel gatunku Homo sapiens mający do wyboru 4 miliardy osobników przeciwnej płci nie jest zainteresowany odbyciem tarła ze wszystkimi z nich. Wręcz przeciwnie; większość relacji damsko‑męskich nie odbywa się na poziomie zainteresowania erotycznego. Przyjaźń między kobietą a mężczyzną nie ma wprawdzie silnego oparcia w kulturze, ale wynika to głównie z faktu, że do niedawna męska i kobieca strefa życia były silnie oddzielone. Obie płcie nie miały więc wspólnych tematów (a podobne zainteresowania są niestety jednym z głównych filarów przyjaźni). Jeśli ktoś jest przekonany, że kobieta powinna rzucić się na niego tylko dlatego, że przez chwilę rozmawiali, to jest w zupełnym błędzie. Tym, czego nie rozumieją przedstawiciele wyżej wymienionych środowisk (a co Makeine przedstawia świetnie) jest fakt, że przyjaźń i miłość czy choćby erotyzm działają na zupełnie innych poziomach emocjonalnych.
Główny wątek Makeine skupia się właśnie na związkach o charakterze aromantycznym. Podstawowa para związana jest przez znajomość. Tak naprawdę nie grawitują do siebie w żaden sposób. Na pewno nie łączą ich uczucia, a bohaterowie nawet nie zastanawiają się nad taką opcją. Nie są przyjaciółmi czy nawet kolegami. Tak naprawdę nie łączy ich bowiem żadna nić sympatii oparta na dłuższej zażyłości, przyzwyczajeniu, wspólnych zainteresowaniach czy celach. Sama Anna jest natomiast osobą dość koszmarną. Ona i Kazuhiko spędzają razem czas tylko dlatego, że się znają.
Pozostałe postacie najczęściej łączy koleżeństwo lub przyjaźń. Faktycznie mają podobne zainteresowania (to jeden z warunków koniecznych do zawarcia przyjaźni… oraz, nawiasem mówiąc, błąd popełniany przez część ludowych psychologów: prawdziwe związki męsko‑damskie praktycznie nigdy nie są oparte na wspólnocie zainteresowań). Pozostałych nazwałbym raczej kolegami: ich zainteresowania są płytkie, a wspólnota interesu z pozostałymi członkami grupy niewielka. Przy czym mówiąc o „wspólnocie interesu” mam na myśli wspólne cele, a nie zysk ekonomiczny. Przyjaźń zwykle budowana jest w oparciu o jakieś zainteresowanie: lubiane książki, uprawiany sport, oglądane filmy, wspólnie wykonywaną pracę połączoną z podzielanymi wartościami. Z pozostałymi łączy je raczej koleżeństwo. Czyli fakt, że są znajomymi ich przyjaciół, z którymi mogą spędzić czas, zwykle dość przyjemnie.
Uczucia natomiast zarezerwowane są tak naprawdę dla postaci drugoplanowych. Najczęściej nie są to wielkie uczucia ani pod względem zasięgu, ani głębokości. To znaczy: to anime nie opowiada o miłości, o którą toczono wojny, ani o takiej, która uratowała przed zagładą całe cywilizacje, ani nawet o takiej, która dała początek udanym związkom. Tak naprawdę najczęściej opiera się ona na dość powierzchownej znajomości oraz hormonach lub nadmiernej lekturze romantycznych mang i hormonach. Nic więc dziwnego, że nie jest w stanie przetrwać długo. Widziana jest z zewnątrz, przez osoby, które mają wystarczająco dużo empatii, by nie kpić, ale za mało doświadczenia, by widzieć, że za tydzień nawet płaczący nie będzie pamiętał o łzach.
Ale skończmy już z warstwą obyczajową, zarówno tą dotyczącą komentarza społecznego, tą zawartą bezpośrednio w utworze jak i jakimkolwiek metakomentarzu. Zainteresujmy się natomiast oprawą graficzną. Otóż ta w Makeine jest zdecydowanie udana, aczkolwiek nie olśniewająca. Nie powinno to dziwić: tak naprawdę poza seriami fantastycznymi filmy animowane nie za bardzo mają możliwość olśnienia widza, mogą jedynie naśladować rzeczywistość. A to w przypadku gatunku o tak abstrakcyjnej stylistyce jak anime osiągnąć można tylko w ograniczonym zakresie.
Mimo to Makeine jest tytułem bardzo dobrym graficznie. Tła są szczegółowe i sprawiają wrażenie prawdziwych wnętrz oraz otwartych przestrzeni. Jednocześnie postacie nie wyróżniają się na ich tle i nie odcinają od nich, ani tym bardziej nie sprawiają wrażenia duchów i widziadeł dokonujących inwazji na realny świat, jak w kilku tytułach, które pominę milczeniem. Przeciwnie: sprawiają naturalne wrażenie. Sama animacja jest bogata, twórcy nie przesadzają ze zbliżeniami na twarze czy statycznymi ujęciami zza pleców postaci. Bohaterów widujemy więc w ruchu i podczas gestykulacji. Równie dopracowana jest gra twarzy i mimika, które (do społu z monologami wewnętrznymi) budują nastrój poszczególnych scen.
Oprawa dźwiękowa także zasługuje na pochwałę. Zacznijmy od bohaterów. Są bardzo dobrze zagrani: nieco zblazowany i sceptyczny Kazuhiko w roli nieco sceptycznego komentatora, podobnego do Kyona z Melancholii Haruhi Suzumiyi, albo Anna, która stara się być słodka, ale co chwila wychodzi jej słoma z butów, są podłożeni po prostu świetnie. Na tyle, by łamać swoim zachowaniem konwencję, ale jednocześnie nie na tyle, by ją wykoleić albo zniechęcić do siebie widzów. Także Komari to trudna postać. Raz, że jako osoba zamknięta w sobie po prostu nie ma za dużo kwestii do powiedzenia, tak więc każde zdanie, które wypowiada, ma znaczenie i musi być świetnie zagrane. Dwa, że takie postacie bardzo łatwo jest przerysować i zmienić w karykaturę lub odwrotnie, sprawić, że będą one budzić antypatię widza. Tutaj nie zrobiono ani jednego, ani drugiego, a los dziewczyny, która musi walczyć sama ze sobą, by powiedzieć każde zdanie, wręcz rozrywa serce. Na tym tle sympatyczna, ale głupiutka Lemon wypada dość blado. Jest po prostu kolejną postacią komediową.
Ocenienie muzyki przysparza mi trudności: z jednej strony całkowicie ona ze mną nie rezonuje, w efekcie czego jest dla mojego ucha rodzajem neutralnego hałasu. Z drugiej: dobrze rezonuje z serią, co dla mnie ten efekt pogłębia. Samo zjawisko wskazuje jednak na to, że jest ona dobrze dobrana i podłożona, tworząc naturalne, zdrowe tło współgrające z wyrażanymi przez serial emocjami. Trudno mi powiedzieć coś więcej na ten temat: musiałby to zrobić jakiś miłośnik j‑popu lub muzyki młodzieżowej. Dla mnie są to po prostu ładne, dobrze napisane melodie, dobrze pasujące do obrazu, ale same w sobie niezbyt atrakcyjne. Nie potrafię się o nich tak rozpisać jak o Evanie Callu.
Podsumowując, Make Heroine ga Oosugiru! to anime co najmniej godne polecenia. W szczególności oczywiście dla miłośników tematyki romantycznej, jednak polecić je można praktycznie każdemu. To jedna z najciekawszych serii 2024 roku i należy ją obejrzeć, bo to świetna zabawa.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | A-1 Pictures |
Autor: | Takibi Amamori |
Projekt: | Imigimuru, Takayuki Kidou, Tetsuya Kawakami, Yuu Saitou |
Reżyser: | Shoutarou Kitamura |
Scenariusz: | Masahiro Yokotani |
Muzyka: | Kana Utatane |