Komentarze
Bleach: Sennen Kessen Hen - Soukoku Tan
- Brzydki Alucard z wąsem : kircia : 3.01.2025 20:38:07
- komentarz : blob : 30.12.2024 17:06:28
- Re: 14 : Nick : 28.12.2024 17:22:50
- 14 : ZSRRKnight : 28.12.2024 17:09:06
- 10 : ZSRRKnight : 7.12.2024 20:31:00
- Re: 6 : Nick : 14.11.2024 14:46:30
- Re: 6 : ZSRRKnight : 13.11.2024 08:53:45
- Re: 6 : PełneGacie : 12.11.2024 12:38:14
- Re: 6 : PełneGacie : 12.11.2024 12:36:24
- Re: 6 : Nick : 11.11.2024 18:02:26
Brzydki Alucard z wąsem
Zaznaczam też od razu, że będzie to z punktu widzenia osoby, która nigdy nie oglądała Bleacha, oprócz właśnie tych trzech nowych sezonów Sennen Kessen Hen.
ALE… odkąd zainteresowałam się anime, ten Bleach zawsze gdzieś się pałętał. Interesowały mnie postacie, sporo o tym googlałam, wypytywałam koleżankę która oglądała, oglądałam interesujące mnie sceny na YouTube, itp.
Więc troszkę się orientowałam. Znam imiona większości zapamiętywalnych postaci i wiem jaką rolę pełnią/pełnili. Po prostu nigdy nie zdecydowałam się oglądać. Trochę ze względu na długość, trochę ze względu na brzydkie estetycznie pierwsze sezony i straszenie fillerami.
No i w sumie cieszę się, że jednak się za to nie wzięłam. Bo to, co widziałam w tych 3 sezonach daje dobry obraz tego, jak to anime działa. I moje przemyślenia zostały potwierdzone przez partnera, który oglądał ze mną, i dodatkowo widział wszystko od początku + prawie cała manga.
Więc seans dla niego przeplatany był moimi pytaniami: „w sumie to czemu jedni z drugimi się nie lubią?”, „gdzie Byakuya/Yumichika/ten blondas z grzywką?”, „czy oni są już parą czy jeszcze nie?”, „czemu gadają po niemiecku?”, oraz „kiedy w końcu wyjdzie Aizen i wszystkich pozabija? :D”
W skrócie.
Na starcie; animacja była fajna, postacie atrakcyjne (w tym kilku teoretycznych ulubieńców na których czekałam), niektóre retrospekcje nawet niezłe, pojedynki całkiem ciekawe, acz rozwleczone.
Zanim znowu wyliczę wady i ktoś być może się zirytuje, przyznam, że w sumie dobrze się bawiłam – przynajmniej przez część odcinków. Zdaję sobie też sprawę, że dla większości osób Bleach ma wartość sentymentalną i przez taki pryzmat jest oceniany. I ja mam swoje anime, na które tak patrzę. Bleach pewnie też by się tam znalazł, gdybym za „młodych lat” jednak się za niego wzięła.
1. Mój pierwszy zawód jest taki, że myślałam, że te postacie są po prostu… fajniejsze. A wydawały się trochę nijakie. Partner stwierdził, że ogólnie są tacy cały czas i to tylko iluzja fajności, ale potem przyznał też, że jednak trafiały się ciekawe odcinki kiedy poszczególne postacie zostawały fajnie przedstawione. Przypuszczam, że ten brak charyzmy teraz, to kwestia tego konkretnego arcu i nagromadzenia postaci, których…
2. …Jest po prostu za dużo. I to takich ciągle aktywnych, które cały czas się przewijają, muszą wziąć udział w akcji choćby jednym słowem, i autor każe nam wierzyć, że są tu koniecznie niezbędnie potrzebne. Mało tego, tutaj naprawdę prawie nikt kliknij: ukryte nie ginie. A nawet jeśli, to tak naprawdę nie, bo zaraz ktoś go wskrzesza, a w ogóle to wcale nie umarł tylko się zmęczył, wsadźmy go do magicznej tuby i wyciągniemy jak będzie potrzebny. I jeszcze gorzej, wracają postacie, które powinny być dawno martwe i też każdy ma „ogromną” rolę do odegrania. Słabe to jest i nie ma sensu. I to nie tak, że akurat ja nie wykrzykiwałam radosnych powitań na cześć Grimmjawa, ale tak szczerze, czy on tu jest naprawdę potrzebny? To jest fanserwis emocjonalny. Z drugiej strony osobiście wolę taki, niż mundurek Orihime, heh. Ale co ja tam wiem, nie jestem grupą docelową. Jakby ktoś chciał mi to wypomnieć.
3. Walki, z których nic nie wynika. Przez prawie cały środkowy sezon męczyli nas takimi niekończącymi się spiralami, tylko po to, żeby w sumie kliknij: ukryte nikt nawet nie zginął. I wszystko sprowadza się do "- moja moc jest mojsza – nie, moja, bo umiem jeszcze tak – jednak moja, bo nie mówiłem, ale w zasadzie to zrobię jeszcze taki myk i wtedy…" – i tak mogło być nawet i pięć razy podczas jednej potyczki. W dodatku znowu wracamy do zbyt dużej ilości postaci w jednym miejscu, i potem czterech walczy, reszta stoi i wygląda lub nie.
Bardzo dużo też tzw. „ass‑pull”, do przesady. Wiem, shounen, ale no…
Do tego dochodzi skakanie z miejsca na miejsce – dopiero gdzieś przybyli, wyczekiwani, ale w sumie to trzeba się wrócić, po tym jak prawie nic nie zrobili.
Szkodzi to straszliwie tempu akcji, cały przepływ i konstrukcja fabuły czasem są w strzępach przez to. Nie było to dobre, i chyba najbardziej ucierpiał na tym środkowy sezon. Spodziewałam się trochę lepszego pisarstwa po autorze tak dużej marki, ot co.
4. Opowiadanie o swoich umiejętnościach i atakach przeciwnikom – tak, ja wiem że shounen ma swoje prawa, ale tutaj to już przegięcie. Są przecież alternatywy, gdzie widz też się wszystkiego dowiaduje, ale np. od narratora w tle. Moglibyśmy też posłuchać po prostu wewnętrznego monologu bohatera w zamian, ale tutaj wszyscy odkrywają swoje karty, bo tak. Moglibyśmy też w ogóle się czasem nie dowiadywać. To, jak działa czyjaś moc, samo w sobie jest fajną tajemnicą.
5. Quincy girlsband złożony z tych wrzeszcząco‑piszcząco‑skrzeczących dziewczynek kliknij: ukryte i jednego chłopa, hehe, ależ mnie głowa bolała przez nie, psuły seans… Ale żeby być fair, było tam więcej takich postaci z obu płci, natomiast tutaj była kumulacja wszystkiego czego nie lubię.
Co mnie zaskoczyło na plus:
– Mayuri – z odcinka na odcinek coraz bardziej mi się ten sadysta podobał i teraz jest jednym z moich faworytów
– ogólnie po Byakuyi spodziewałam się więcej, lub w zasadzie czegokolwiek bo był nudnawy, ale jedną akcję miał genialną, wręcz niespotykaną w shounenach – mówię oczywiście o scenie, gdy jako jedyny kliknij: ukryte nie dał wrogowi dokończyć mówić, tylko po prostu go odstrzelił w trakcie przemowy :D. Niestety wyjątek musi potwierdzić shounenowskie reguły, i słabo na tym wyszli… Pamiętajcie, zawsze trzeba grzecznie poczekać i dać się zaatakować.
Tak, oglądało się fajnie na odmóżdżenie, nawet trochę się wkręciłam i jakieś emocje dało radę wykrzesać.
Ogólnie to ja przecież lubię shouneny, więc w większości znajdę coś dla siebie.
Nie czuję, że straciłam czas, te lepsze odcinki i momenty spokojnie wyceniam na 7/10. Czasem trzeba przymknąć oko, czasem wyłączyć logiczne myślenie. Jak w życiu w sumie.
Ichigo przeszedł „wielkie szkolenie” a w sumie dostaje wciry cały arc. Dodatkowo poza Mayurim z kapitanów zrobiły się straszne popychadła – o ile jeszcze odebranie im Bankajów miało sens, tak teraz nie wiem na czym polega ta „wyższość” Sternriterów np. Zaraki padł jak leszcz. Wogóle to się zastanawiam po kiego grzyba Kubo robi tę całą otoczkę (choćby ta cała mini historyjka z Zarakim i Unohaną) jak kapitanowie ostatecznie dostają od Ritterów wciry. W tej chwili wielu z nich, gdzie tak skrupulatnie budowano ich postacie przez kilka arców (były jeszcze filmy), nagle stały się po prostu tłem.
No nic, oglądam mimo przewracania oczami, bo jednak jest to kawałek mojego dzieciństwa i chce już to skończyć wreszcie :D
14
A w ogóle z całego Sennen Kessen Hen była to chyba najlepsza część, ale może z tego względu, że były walki (i to naprawdę dobre) moich ulubionych bohaterów. A tak w ogóle wiele się wyjaśniło, parę wątków się zamknęło i wszystko w miarę gładko zmierza do wielkiego, epickiego finału, na który, mam nadzieję, nie przyjdzie nam czekać zbyt długo (trzymam kciuki za lato lub jesień 2025).
10
6
5
Tutaj nikt nie jest w stanie stawić się Yhwachowi. Ichigo nic nie mógł zrobić, a co dopiero jego przyjeciele xd.
Dla osób, które nie znają mangi: zapamiętajcie szczątki srebra w dłoni Ryukena. To jest bardzo ważny foreshadowing, którego w mandze nie było.
1