Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 6/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,50

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 51
Średnia: 8,18
σ=1,06

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dan Da Dan

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2024
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ダンダダン
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shounen; Postaci: Duchy, Obcy, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Supermoce
zrzutka

Niepokojąco skuteczne poszukiwania UFO i istot nadprzyrodzonych stają się źródłem poważnych kłopotów dwójki nastolatków. Bardzo udana parodia, skutecznie mnożąca komediowe sztuczki.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Momo Ayase i Okarun to licealiści, których zdaje się dzielić wszystko. Ona to popularna i charakterna gyaru, prowadząca udane życie towarzyskie, a on jest wycofanym, bojącym się własnego cienia otaku, który o relacjach międzyludzkich słyszał tylko w radiu. Jednak los łączy ich w dość specyficzny sposób. Pewnego razu dziewczyna dowiaduje się, że Okarun wierzy w istnienie cywilizacji pozaziemskich. W trakcie rozmowy Momo oznajmia, że powątpiewa w obecność kosmitów, ale jest przekonana o istnieniu duchów. Jak to bywa z ludźmi ogarniętymi idée fixe, Okarun wyśmiewa jej teorie, co skutkuje kłótnią i nietypowym zakładem. Ayase odwiedzi opuszczony szpital, rzekome miejsce obserwacji Obcych, zaś chłopak będzie eksplorować opuszczony tunel, w którym ponoć zagnieździł się upiór. Ku zdumieniu obojga, w obydwu przypadkach ta druga strona miała rację! Gorzej, że zarówno przybysze z obcej planety, jak i duch starej kobiety (zwanej Turbobabcią) nie mają przyjaznych zamiarów, a stawką w tej konfrontacji jest utrata cnoty, życia, a może nawet jednego i drugiego.

Ze spotkania trzeciego stopnia dwójce bohaterów udaje się wyjść obronną ręką, a przy okazji uzyskują supermoce. Od teraz Momo może korzystać z energii psionicznej, zaś Okarun umie przetransformować się w szybszą i silniejszą wersję siebie. Gorzej, że kosmitom udało się uciec, zaś chłopaka częściowo opętał upiór Turbobabci, która znana jest ze złowrogich zakusów na męskość swoich ofiar… Cóż, choć to dopiero początek ich kłopotów, to przynajmniej między tą dwójką zaczyna się rodzić jakaś więź. Zwłaszcza kiedy po pierwszej przygodzie Momo dowiaduje się, że chłopak, którego przezwała Okarun (od okaruto – okultyzm) nazywa się Ken Takakura. Dokładnie tak samo, jak aktor ze starego kina, obiekt jej westchnień…

W katalogu anime na jesień 2024 nie było chyba głośniejszej pozycji od Dan Da Dan. Wydawany od 2021 roku pierwowzór cieszy się obecnie wielką popularnością. Co prawda trudno mi dotrzeć do oficjalnych danych, ale do marca 2024 komiks został wyświetlony 370 milionów razy na stronie Shounen Jump+ Platform. Studio Science Saru do tego stopnia wierzyło w sukces anime, że pierwsze trzy odcinki wyemitowano w kinach na terenie dwudziestu państw (także w Polsce). Nie ukrywam, przed seansem miałem spore oczekiwania wobec serii i choć nie zostałem „zmieciony z planszy”, to serial uważam za bardzo, bardzo udany.

Satysfakcja po seansie Dan Da Dan jest pozornie łatwa do wytłumaczenia. Seria spodobała mi się, ponieważ udało się jej rozbawić mnie do łez, a w komedii to przecież najważniejsze. To jednak prowokuje do poruszenia bardziej skomplikowanego zagadnienia, czyli dlaczego ten serial sprawia tak dużo przyjemności szerokim rzeszom animemaniaków na całym świecie. Co oznacza, że będę musiał wytłumaczyć, z jakiego powodu komedia śmieszy, a w czasie seansu zaprezentowany komizm nie traci na świeżości.

Zacznę od najprostszej zalety – tytuł nie nudzi, ponieważ scenariusz skutecznie unika powtarzalności. Owszem, Dan Da Dan to przede wszystkim pastisz, ale serial nie wskazuje dokładnie, jaki rodzaj anime parodiuje. Wykpiwane są elementy typowe dla science­‑fiction, horrorów, komedii szkolnych, romansów, obyczajówek… Ba, mamy nawet jeden wątek, który otwarcie wbija szpilkę w stereotypowe opinie o chińskiej cenzurze (aczkolwiek jest w trzecim akcie, więc bez spojlerów). Co więcej, nie tylko żarty są różnorakie, ale również sposób ich serwowania – wspomniana kpina z chińskiej cenzury wymagała ode mnie wyszperania informacji w internecie, jednak zdarzają się dowcipasy przewidywalne i oczywiste. Tak obszerna paleta komizmu sprawia, że może niekoniecznie przez cały czas się śmiałem (w końcu nie każdy typ żartów bawi wszystkich), ale byłem szczerze zainteresowany, co spotka mnie w następnych scenach.

Kolejny istotny atut anime to dobrze przemyślana struktura. Nawet porządne komedie nieraz cierpią na brak spójności, skutkujący przeobrażeniem serii w zbiór luźnych skeczy. Na szczęście Dan Da Dan dysponuje fabułą – niezbyt złożoną, ale wciągającą i bez wątpienia pasującą do założeń świata przedstawionego. Jednocześnie, choć jest to pastisz pełną gębą, to nie brakuje w nim odrobiny powagi. Jest jej niewiele i nie nastawiajcie się na dramat obyczajowy, natomiast wprowadzono wystarczająco dużo cięższych elementów, by permanentna komedia mnie nie wymęczyła.

Tym samym omówmy podstawowy wątek poprowadzony nieco bardziej na serio, czyli potencjalny związek Momo i Kena. Według mnie ta relacja działa, pomimo banalnych założeń scenariusza. Gdybym miał porównać ją w wydźwięku (ale tylko w wydźwięku, bo to zupełnie inne charakterologicznie postacie), to ten związek kojarzy mi się z miłością Jane Spencer i Franka Drebina z Nagiej broni. Jest między nimi ewidentna chemia i szalenie miło spędza się czas z tymi postaciami, ale doskonale wiem, że w rzeczywistości takie związki się nie zdarzają. Za to na parodię zrobioną z pasją i wyczuciem nadają się w sam raz. Podobno autor przed rozpoczęciem prac nad związkiem starannie studiował mangi w klimatach szkolnych romansów – w serii poważniejszej pomyślałbym jakie to smutne, że pisarz nie jest w stanie czerpać z własnych doświadczeń, ale w przypadku farsy takie podejście ma jak najbardziej sens.

Skoro wspomniałem o protagonistach, to przyznać muszę, że to całkiem dobrze napisany duet. Pozornie cały czas przestrzegamy zasad parodii. Momo to gyaru, która dzielnie trzyma się stereotypu – jest temperamentna, pyskata, łamiąca konwenanse i dominująca. Z czasem okazuje więcej serca i wrażliwości, ale w takim stylu, jak miękkie serce pokazują pozornie twarde dziewuchy w shounenowych anime. Również Okarun zaczyna jako najbardziej podręcznikowy wycofany nerd bez charakteru. Z początku niełatwo go polubić – jest tchórzliwy, histeryczny i zdziczały w mało uroczy sposób (w kontraście do wielu japońskich animacji, gdzie społeczny dzikus okazuje się bishounenem lub uwielbianą przez wszystkich ślicznotką). Wraz z kolejnymi odcinkami przybywa mu odwagi i ogłady, lecz znów w sposób typowy bardziej dla lekkich serii komiksowych niż prawdziwego życia. Mimo to polubiłem zarówno ją, jak i jego, głównie z powodu ich przyziemnych reakcji na rozmaite nieszczęścia. Kiedy w kluczowym momencie walki Ken zaczyna panikować, a jego tchórzliwa natura bierze górę, trudno nie trzymać sztamy ze szczerze poirytowaną Momo. Jednocześnie Okarun musi mierzyć się z nieprzyjemnymi konsekwencjami opętania i, zważywszy na potencjalne następstwa, w imię męskiej solidarności zwyczajnie zacząłem mu współczuć. Poza tym podoba mi się, że przez cały sezon konflikt pozostaje w mikroskali, skupiając się wyłącznie na bieżących problemach bohaterów. Dzięki temu, jeżeli ten tytuł miałby coś zrobić „na serio”, to faktycznie udało się stworzyć ładny obrazek dwojga młodych ludzi budujących relacje pomimo coraz bardziej zwariowanego świata.

Warto zaznaczyć, że wraz z rozwojem fabuły powiększające się grono głównych postaci często spędza czas przy wspólnym posiłku. Ponoć mangaka wprowadzał te sceny, korzystając z własnych doświadczeń (w jego domu się nie przelewało i nawet najprostsza rodzinna kolacja była radosnym świętem). Nie wiem, na ile to prawda, a na ile ładna historyjka, by wzbudzić naszą sympatię, natomiast jako element fabularny rzeczywiście dodaje to uroku tej parze i ich towarzyszom. Skoro o tym mowa, wypadałoby wspomnieć o pozostałych postaciach, jednak trudno ich opisać bez zdradzania zbyt wiele. Zatem ograniczę się do krótkiego podsumowania – są to płaskie stereotypy, wyraźnie nawiązujące do rozmaitych tytułów i motywów przewodnich. Mimo to, nawet jeśli to jedynie karykatury, trudno im odmówić wdzięku. Być może wynika to ze wspomnianych uroczych scen przy jedzeniu (i paru innych sympatycznych etiud), być może to kwestia imponującej obsady, która dodała sporo od siebie, ale bez wątpienia efekt końcowy jest więcej niż przyzwoity.

Jeżeli istnieje pułapka, w którą wpadł mangaka, to zastanawiam się, czy Dan Da Dan nie jest przypadkiem tytułem nieco zbyt hermetycznym. Kojarzę stare recenzje wielu wychwalanych pod niebiosa parodii anime sprzed dekady lub dwóch i mam wątpliwości czy prezentowany tam humor dobrze się zestarzał. Nie twierdzę, że recenzenci tych serii pokpili sprawę, po prostu pewien typ humoru dość szybko się dezaktualizuje lub wymaga znajomości schematów modnych dla danego pokolenia. Z tego powodu nie jestem pewien, czy Dan Da Dan będzie zabawne za 10­‑20 lat, kiedy zmienią się trendy w anime (jeśli ktoś czyta tę recenzję w 2040 roku, to proszę o komentarz, czy serial wciąż śmieszy). Z drugiej strony, są tutaj schematy, które jak na mój gust nie stracą na aktualności, bo należą do żelaznego repertuaru anime od kilku dekad. Na przykład trudno mi sobie wyobrazić, by motyw „popularna dziewczyna z charakterem i jej ukochany, nieśmiały otaku” przestał być rozpoznawalny w przyszłości.

Czy jest w tym anime coś ciekawego, poza bardzo udaną, ale narażoną na nieżyczliwy upływ czasu komedią? Tak, trzeba koniecznie wspomnieć o odcinku siódmym. Na tle radosnego, kolorowego chaosu ten epizod różni się od innych zarówno w tonie, jak i realizacji. Jeśli potraktować go jako oddzielny byt, jest to rzecz wyborna (tak fabularnie, jak i technicznie) i nie dziwi mnie jego wyróżnienie na tle całego serialu. Natomiast początkowo nie do końca wiedziałem, co tak poważny fabularnie epizod robi w tej nieokrzesanej komedii. Po dłuższym zastanowieniu i internetowych poszukiwaniach znalazłem dwa satysfakcjonujące wyjaśnienia. Pierwsze, które chyba najczęściej pojawia się na internetowych forach – ta poważna historia ma stanowić kontrast dla wszechobecnej parodii, byśmy nie traktowali serii wyłącznie jako uroczej głupawki. Nie przeczę, ma to sporo sensu. Z kolei moja ulubiona teoria jest już nieco mniej popularna. Zupełnie nieśmieszne interludium w komedii wywołuje we mnie poczucie zakłopotania i wyczekiwania na pointę, co sprawia, że moja czujność zdecydowanie wzrasta. Trochę niczym w Latającym Cyrku Monty Pythona, gdzie wprowadzono sceny zwyczajne, przeciągnięte, bez jakiejkolwiek konkluzji, a ja w napięciu oczekiwałem absurdalnego zwrotu akcji (którego koniec końców nie użyto). Bez względu na cel, jest to wybitna miniatura i dla niej samej warto było zająć się tym serialem.

Dan Da Dan może pochwalić się oryginalną stylistyką, równie charakterną, co fabuła. Specyficzne projekty postaci, intensywna paleta kolorów i spory kontrast między pomysłowymi scenami a zaskakująco dużą ilością uproszczonych kadrów skutecznie buduje klimat serii hardej, która nie bierze jeńców. Z drugiej strony, choć zdarzają się graficzne perły (na czele ze wspomnianym odcinkiem siódmym), da się zauważyć, że trudny do realizowania grafik i outsourcing do Chin zrobiły swoje. Nawet niespecjalnie przykładając się do „inspekcji”, łatwo wyłapać rozmaite krzywizny i inne niedociągnięcia. Mimo tych uchybień wystawiam anime wysoką ocenę, ponieważ te liczne niedopracowania pasują do konwencji – na tej samej zasadzie mało kto domaga się od ulicznego graffiti szczegółowości rodem z renesansowych obrazów. Również muzyka jest świetna, choć jej wkład jest bardziej dyskretny, a po seansie pozostają mi w głowie przede wszystkim bardzo udane piosenki na otwarcie i zamknięcie epizodu (w dodatku obydwie znakomicie narysowane). Szczególnie Otonoke zrobiło na mnie duże wrażenie i nie dziwi mnie nagroda Abema Anime Trend Awards w kategorii „najlepsza piosenka w czołówce” (notabene, instytucja nagrodziła też animację jako „najlepsze anime roku”). A jeśli po przesłuchaniu ktoś ma skojarzenia z piosenką otwierającą drugi sezon Mashle, to nie ma w tym niczego dziwnego, bowiem za utwór odpowiada ta sama ekipa, Creepy Nuts.

Również aktorzy prezentują wysoki poziom. Przyznam, że mam niemałą satysfakcję ze świetnego występu Shion Wakayamy w roli Momo. W krytycznej recenzji średnio przyjętego Suki na Ko ga Megane o Wasureta stanowczo broniłem aktorki, tłumacząc, że daje dobry występ na tle bardzo złej produkcji. Zatem cieszy mnie jej sukces w tak głośnym tytule – wystarczyło dać seiyuu odpowiednio solidne wsparcie, by mogła zaprezentować pełny wachlarz swoich możliwości (w tym samym roku zaliczyła też świetny występ jako Lemon w Make Heroine ga Oosugiru!). Reszta obsady to już renomowani aktorzy prezentujący znakomity (oczekiwany) poziom. Okarun przemawia głosem Natsukiego Hanae, wszechstronnego artysty z bardzo zróżnicowanym dorobkiem (Odokawa w Odd Taxi, Makabe w Masamune­‑kun no Revenge). W pozostałych rolach występują Ayane Sakura (Yotsuba Nakano w Go­‑Toubun no Hanayome, Uraraka Ochaco w Boku no Hero Academia), Mayumi Tanaka (Pazu w Laputa – podniebny zamek, Monkey D. Luffy w One Piece) i Kaito Ishikawa (Tenya Iida w Boku no Hero Academia i Sakuta Azusagawa w SeiButa). Jednak poza pierwszoligową japońską ekipą, muszę pochwalić inne wersje językowe. Nie jestem fanem angielskich dubbingów, ale ku mojemu zdumieniu dialogi i aktorzy brzmią nadzwyczaj naturalnie. Aż z ciekawości włączyłem wersję francuską (z dostępnych opcji to był ostatni język, który znam) i jest jeszcze lepiej! Nawet jeśli Francuzom zdarzają się drobne wpadki, np. wyłapałem, że w jednym momencie Okarun pomylił imię głównej bohaterki. Być może wersja kinowa pierwszych odcinków wymusiła na zagranicznych dystrybutorach większą staranność, ale jeżeli ktoś ma ochotę na dubbing inny niż oryginalny, to w tym konkretnym przypadku ma z czego wybierać.

W trakcie pisania recenzji znalazłem opinie wskazujące na bardziej złożony charakter serialu. Według niektórych Dan Da Dan miałby pod płaszczykiem komedii przemycać krytykę opresji młodego pokolenia, które nie może wyrwać się spod kurateli starszej generacji, a ta stara się utrzymać swoją pozycję, nawet za cenę destrukcji społeczeństwa. Skłamałbym, twierdząc, że interpretacja o metaforze konfliktu pokoleń nie uszła mojej uwadze, jednak choć jestem fanem grzebania w takich szczegółach, to wyjątkowo wolę potraktować Dan Da Dan jako wyśmienity pastisz współczesnego anime, bez dodatkowych teorii. Co nie zmienia faktu, że miłośnicy tego typu interpretacji mogą odnaleźć tu coś ciekawego dla siebie.

Muszę jeszcze wyjaśnić, skąd ta stosunkowo wysoka ocena na tle not cząstkowych. Po pierwsze, bardzo dużo niedociągnięć anime łatwo usprawiedliwić założeniami gatunku. Część postaci to proste karykatury, ale to nie taka duża wada w pastiszu. Niedoskonałości graficzne pasują do funkowej konwencji, a zmiany w tonie sprzyjają różnorodności serwowanych żartów. Świetna obsada dodaje kolorów bohaterom i konfliktom, sprzyjając zaangażowaniu w fabułę, która, choć znakomita dla komedii, nie grzeszy złożonością. Po drugie, zwyczajnie musiałem podnieść ocenę ze względu na odcinek siódmy.

Dan Da Dan to według mnie bardzo udana farsa, ale jak to w komediach bywa, sporo zależy od waszego poczucia humoru. Jeżeli zaproponowane żarty wam nie odpowiadają, to niestety istnieje spora szansa, że ten serial będzie dla was rozczarowaniem. Mimo wszystko szczerze polecam spróbować – seans sprawił mi mnóstwo przyjemności i mam nadzieję, że będziecie się równie dobrze bawić.

Sulpice9, 16 lutego 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Science Saru
Autor: Yukinobu Tatsu
Projekt: Naoyuki Onda, Yoshimichi Kameda
Reżyser: Fuuga Yamashiro
Scenariusz: Hiroshi Seko
Muzyka: Kensuke Ushio