
Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 8/10 | grafika: 8/10 |
muzyka: 6/10 |
Ocena redakcji
brakOcena czytelników
Kadry




Top 10
Ishura [2025]
- 異修羅 [2025]

Kolejna odsłona walki o tytuł lidera sił prawości w świecie, który jeszcze nie otrząsnął się po pokonaniu króla demonów. Zestaw wyśmienitych miniatur, któremu zdecydowanie brakuje szerszej perspektywy. Zarówno artystycznej, jak i komercyjnej.
Recenzja / Opis
Zdradzę detal ze swojego recenzenckiego warsztatu, mianowicie – nie przepadam za pisaniem tych akapitów, w których muszę streścić fabułę pierwszego aktu i podstawowe założenia serii. Na szczęście (a raczej na nieszczęście, ale nie uprzedzajmy faktów) tym razem mogę ograniczyć się do kilku prostych zdań. Drugi sezon Ishury jest bezpośrednią i specyficzną kontynuacją wydarzeń z poprzedniej odsłony. W krainie przywodzącej na myśl steampunkowe Bizancjum ludzie i inne cywilizowane rasy próbują odbudować codzienność po pokonaniu straszliwego władcy demonów. Jednak zło nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, zaś nikt nie może liczyć na pogromcę mrocznego króla, bowiem ten nie ujawnił swojej tożsamości. W związku z tym rząd jedynego ocalałego państwa organizuje turniej, by wyłonić swojego czempiona. Pod koniec pierwszego sezonu dowiadujemy się jednak, że władze mają w tym ukryty cel (uwaga, spojler do poprzedniej odsłony) – nawet jeśli wśród pretendentów nie znajdzie się prawdziwy heros, to przynajmniej trudni do trzymania w ryzach awanturnicy dysponujący supermocami (zwanymi shura) wzajemnie się pozabijają, co pomoże ustabilizować sytuację wewnętrzną.
Pierwszy sezon Ishury sprawił mi mnóstwo przyjemności. Dostaliśmy bardzo brutalny, ale spójny w swojej wizji świat przedstawiony, oryginalne uniwersum i niekoniecznie przyjemne, lecz charakterne i zapadające w pamięć postacie. Wśród nielicznych zgrzytów wskazałbym dość przeciętnie zrealizowaną ekspozycję, w której poszczególne historie przysłaniają klarowny obraz głównego wątku. Mimo to czekałem z zainteresowaniem, jak wspomniane w finale zawody zostaną ukazane w drugiej odsłonie. W końcu, skoro w poprzednim sezonie zakończyliśmy wojnę domową i część potężnych wojowników została pokonana, pozostało już tylko oczekiwać epickich pojedynków, zapewne zwieńczonych kolejną walką z siłami zła. Sęk w tym, że w kontynuacji nic takiego się nie dzieje.
Przystąpienie do analizy treści serii jest dla mnie dość problematyczne. Serce podpowiada mi, że w trakcie seansu bawiłem się dobrze, natomiast rozum podkreśla, że jednak trudno oprzeć się wrażeniu, iż warstwa fabularna jest tym razem wręcz symboliczna. W czasie pierwszego sezonu poznaliśmy niejednego pretendenta do tytułu superbohatera, lecz zamiast kontynuować rozpoczęte walki, scenariusz wprowadza kolejne przepotężne postacie. Pod względem uciechy z pojedynczych odcinków wszystko jest w jak najlepszym porządku – nowi bohaterowie mają dużo do zaoferowania, zapadają w pamięć i znakomicie rozbudowują już i tak potężne uniwersum. Do tego opowieści zostały utrzymane w różnym tonie, a czas trwania poszczególnych epizodów znacząco się różni, zatem są one w przyjemny sposób nieprzewidywalne. Co więcej, została zachowana jedna z największych zalet pierwszego sezonu, czyli spójność uniwersum, pomimo często pozornie wykluczających się inspiracji z rozmaitych podgatunków fantasy. Tylko że w zasadzie robimy dokładnie to samo, co w pierwszym sezonie, czyli rozstawiamy kolejne pionki na szachownicy, stopniowo budując napięcie przed wielkim turniejem. W zasadzie jest nawet gorzej, bo w odsłonie z 2024 roku dostaliśmy przynajmniej wojnę domową, która co prawda nie miała aż tak dużego znaczenia w makroskali (jedynie oczyściła przedpole), ale przynajmniej dawała bardzo solidną, niezbędną ekspozycję. Ten sezon wprowadza kolejne postacie, lecz pod kątem głównej intrygi prawie nic się nie dzieje.
Przyznaję, że mnie, miłośnika fabularnych miniatur i opowieści wypełnionych sprytnymi szczegółami taki katalog historyjek spod znaku mrocznego fantasy zupełnie nie przeszkadza. Problem polega na tym, że jeżeli dostajemy kolejną część większej całości, to w pewnym momencie trzeba w końcu powiedzieć „sprawdzam” i wprowadzić coś, co połączy te wszystkie porozrzucane puzzle. I tutaj pojawia się największa bolączka tego serialu – gdybym wiedział, że Ishura to zaplanowany na kilka sezonów wielki projekt, prawdopodobnie ta recenzja byłaby jednym wielkim peanem na cześć autora i adaptującego dzieło studia Passione. Tylko że serial nie spotkał się ze szczególnie entuzjastycznym przyjęciem (choć w maju 2025 druga odsłona ma nieco lepszą średnią ocen od pierwszej) i jak na razie nie pojawiły się informacje zapowiadające kolejną część. W związku z tym istnieje ryzyko, że ten zestaw przygód będzie imponującym, ale tylko wypełniaczem, niczym dodatkowe odcinki OVA. Owszem, ktoś mógłby wysunąć kontrargument, że po nawet średnio przyjętym pierwszym sezonie rok później dostaliśmy kolejną odsłonę, lecz najprawdopodobniej prace nad kontynuacją zostały rozpoczęte przed ogłoszeniem wyników. Ponadto serial dysponuje katalogiem pierwszorzędnych seiyuu, więc mam mocne przeczucie, że nie jest to tani projekt, a takie przede wszystkim powinny się zwracać.
Szczerze mówiąc, im dłużej nad tym myślę, tym bardziej zastanawiam się, czy nie jest to przypadek, w którym lepszą decyzją artystyczną byłoby stworzenie jednego sezonu składającego się z dwudziestu czterech odcinków. Wtedy wojna domowa przewijałaby się w nieco większych odstępach czasu, a w przerwach wędrowalibyśmy na rozmaite rubieże królestwa pokazywane w drugim sezonie, poznając potencjalnych nowych bohaterów. Zadanie trudne i wymagające zgrabnej ekspozycji, ale zdecydowanie do zrobienia. Mam przeczucie, że gdybyśmy dostali ostatnią scenę sezonu pierwszego (gdy dowiadujemy się o planach królestwa Aureatia wobec awanturników) po dwudziestu czterech odcinkach, finałowy efekt byłby o wiele mocniejszy. Znalibyśmy już gigantyczne uniwersum, rozmaitych bohaterów pochodzących z licznych krain i z różnym doświadczeniem oraz pamiętalibyśmy o kilku intrygantach, którzy „opiekują się” wojownikami i magami pretendującymi do stanowiska czempiona. Wtedy kwestia, że ci wszyscy superpotężni bohaterowie lada moment rzucą się sobie do gardeł (o dziwo, zgodnie z rządowym planem) wybrzmiałaby niezwykle przekonująco i zachęcałaby do następnych sezonów.
Co do samych postaci i ich perypetii, to trudno mi napisać cokolwiek bez konieczności wprowadzenia spojlerów. Natomiast chyba mogę zdradzić, że pod względem etycznym i moralnym Ishura prezentuje dość podobny poziom, co poprzednia odsłona. To znaczy bohaterowie są dwuznaczni i niewiele tu osób, które myślą w kategoriach szlachetnych, natomiast nie oznacza to, że nie znajdzie się rycerz na białym rumaku. Co więcej, podobnie jak w przypadku pierwszego sezonu, bycie „tym dobrym” nie jest traktowane jako przejaw nieskończonej naiwności gwarantującej wysoką śmiertelność tego rodzaju postaci na poziomie Gry o tron. Mam tylko mieszane uczucia wobec pewnej osoby, która kieruje organizacją Obsydianowe Oczy. Jest bowiem ewidentnie zła i zepsuta do szpiku kości (po dwóch sezonach nie wiem, czy to nie najbardziej nikczemna figura), a jej działania mogą mieć istotny wpływ na wydarzenia w potencjalnej kontynuacji. Z jednej strony faktycznie ktoś tak niegodziwy w tak brutalnym świecie jak najbardziej pasuje, z drugiej – to, że do tej pory nawet najbardziej krwiożerczy awanturnicy mieli jakieś przyzwoite odruchy, dobrze podkreślało tę charakterystyczną „szarość” uniwersum.
Pod kątem technicznym anime prezentuje podobny poziom, co pierwsza odsłona. Grafika jest skąpana w mrocznych kolorach, a saturacja skutecznie buduje surowy klimat. Mroźne pustkowia aż gryzą od nieprzyjemnego chłodu, zaś upalne pustynie to żadne pocztówki z wakacji, a nieprzyjazne krainy pełne szorstkiego piachu. Walki są imponujące, choć utrzymane w szybkiej, brutalnej estetyce, typowej dla azjatyckich animacji. W recenzji pierwszego sezonu nie wspomniałem o efektach CGI, których faktycznie jest dość dużo, ale skłamałbym twierdząc, że mi przeszkadzają. Muzycznie znów jest przyzwoicie, aczkolwiek bez rewelacji. Z drugiej strony do licznej obsady pierwszego sezonu dołączyły kolejne znane nazwiska – Mariya Ise, Miku Itou, Megumi Ogata, Nao Touyama, Daisuke Ono, Rikiya Koyama… Pod tym względem Ishura stanowi ogród wokalnych rozkoszy, a każdy epizod zapewnia dość rozrywki już samą grą aktorską. Podobnie jak w pierwszym sezonie trudno mi wyróżnić kogoś z obsady, ale jeśli już musiałbym wskazać, to niech będzie Kujira, czyli Wakako Matsumoto. Wiekowa aktorka, której zdarzały się ostatnio role średnie (np. pani wicedyrektor w Hyakkano), tu wyśmienicie sobie poradziła z rolą ekscentrycznej czarodziejki‑inżynierki Kiyazuny.
Bywają serie, którym łatwo wystawia się oceny i są takie jak druga odsłona Ishury. Ostatecznie zdecydowałem się na stosunkowo wysoką notę, argumentując to trzema istotnymi czynnikami. Po pierwsze, abstrahując od problemów kompozycji całej serii, uważam, że w skali mikro anime dostarcza mnóstwo znakomitego materiału, a ja recenzuję sezon drugi, a nie cały serial. Po drugie, znowu znakomicie się bawiłem, co w przypadku czysto rozrywkowej serii jest przecież istotne. Po trzecie – wśród moich tekstów było już anime z podobnym problemem i wtedy wystawiłem dokładnie taką samą ocenę (drugi sezon Kyokou Suiri – świetna rozrywka, której grozi status wybornego wypełniacza, jeśli nie powstanie kontynuacja). W przypadku rekomendacji trudno jest mi podjąć jednoznaczną decyzję. Ci, którym serial się nie spodobał w pierwszym sezonie, raczej nie mają tu czego szukać. Fani poprzedniej odsłony powinni być zadowoleni, aczkolwiek przestrzegam, że nie mają czego oczekiwać w kwestii rozwoju głównego wątku. Niezdecydowani? Myślę, że mogą spróbować – znaczna część zalet pozostała (bohaterowie, świat przedstawiony, reżyseria, aktorzy), a część wad zniknęła (szokującej przemocy jest jednak mniej, a brak dużego wątku przynajmniej ułatwił ekspozycję). Tylko czy tak niewiele fabuły im nie zaszkodzi? Jedno jest pewne – choć niepokoi mnie brak informacji o trzecim sezonie Ishury, to trzymam kciuki, by platforma Disneya nie zniechęcała się średnimi ocenami i pozwoliła studiu na jeszcze jedną próbę. Co prawda w tym przypadku zdecydowana większość tej recenzji stanie się bezzasadnym ględzeniem sceptyka, ale jestem gotów ponieść tę artystyczną ofiarę, jeśli dostaniemy odsłonę, w której wreszcie herosi zmierzą się na arenie. Oby tylko nikomu nie przyszło do głowy stworzyć kolejny zbiór miniatur wypełniony nowymi postaciami. Nawet tak dobrych!
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Passione |
Autor: | Keiso |
Projekt: | Hiroya Iijima, Kanta Suzuki, Kureta, Seiji Handa, Tatsuya Fukushima, Youko Kikuchi, Yuka Takashina |
Reżyser: | Fujiaki Asari, Hironori Aoyagi, Takahiro Majima, Takuya Asaoka, Yuuki Ogawa |
Scenariusz: | Kenta Ihara |
Muzyka: | Masahiro Tokuda |