x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Ma w sobie to coś
Można więc powiedzieć, że Elemental Gelade poza tym, że jest poprawnie stworzoną przygodówką, porusza problem traktowania teoretycznie mniej ludzkich istnień. Oczywiście nie mieszajmy do tego problemu niewolnictwa, czy rasizmu, ale traktowanie eden raidów jak zwykłych narzędzi mocno zahacza o tego typu problematykę.
Pod względem graficznym jest przeciętnie, podobnie jak pod kątem muzycznym. Nie oszałamia, ale i nie drażni oka, czy uszu. Ogólnie rzecz ujmując, przeciętne anime. Warto obejrzeć, ale nie spodziewajcie się trzęsienia ziemi. 6/10
Boże pozwól mi zapomnieć...
Przyznaję, że sam sobie jestem winien. Kiedy trafiłem na ten tytuł, nie miałem bladego pojęcia, o czym jest i jakoś nie uznałem za stosowne, by choć przeczytać opis. W ciemno zacząłem oglądać i… no cóż.
Gdy po raz pierwszy ujrzałem w tym anime wampira sądziłem, że może być ciekawie, choć bez przesady. Jednak z każdym następnym dwudziestominutowym przerywnikiem mojego życia coraz bardziej zaczynałem wierzyć, iż jest to gra nie warta świeczki. Wampiry zostały wykorzystane tylko po to, by główny bohater mógł strzec jakiejś tajemnicy. Moim zdaniem równie dobre byłyby wilkołaki albo sekret bursztynowej komnaty. Nudne, nijakie i w żaden sposób nie pasjonujące. Gdyby była tutaj choćby jedna, jedyna rzecz, która sprawiłaby, że zadrży mi na samą myśl o tym „czymś” choćby najmniejszy palec u nogi, wówczas może i doszukałbym się czegokolwiek pozytywnego, może nawet jakiegoś potencjału. Jednak tu nic takiego nie ma.
Czy przebrnąłem do końca? Tak, bo nie lubię zostawiać rzeczy niedokończonych. Czy męczyłem się przy tym? Omal nie popełniłem seppuku. Wybaczcie mi wszyscy miłośnicy rzewnych historyjek romantycznych, ale dla mnie było tego za wiele, dlatego stawiam tylko i wyłącznie 0,5/10
Nawet bogowie nie są doskonali
Nie trudno nie zauważyć, że Campione ma dość dużo wspólnego z haremówką. W końcu głównego bohatera otacza cała wataha dziewcząt, a każda z nich chciałaby choć jeden dzień spędzić z nim sam na sam. Jednak damsko‑męskich gagów nie ma tutaj aż tyle, by psuło atmosferę.
Jeśli chodzi o bohaterów to Kusanagi nie należy do tych irytujących naiwniaków, wierzących w niezmącone dobro każdego przeciwnika, jakiego napotka na swej drodze. Może i w jednym odcinku zostaje wypomniany jego „pacyfizm”, ale osobiście jakoś nie odczułem, żeby wzdragał się przed używaniem przemocy, a już z pewnością nie przeciwko Bogom. Ogromny plus również za to, że kliknij: ukryte pocałunki tutaj nie są tematem tabu. Wręcz przeciwnie. Całe anime zdaje się opierać na całowaniu. Nic dziwnego, skoro wykorzystanie mocy Goduo wymaga przekazania wiedzy poprzez połączenie warg. Spędzony czas z Campione z pewnością nie był czasem zmarnowanym i polecam każdemu, nie tylko tym, których pasjonuje mitologia. Ode mnie 8/10
Sam nie wiem, czemu to obejrzałem
Nie brak oczywiście śmiesznych scen, damsko męskich nieporozumień oraz wielkich słów dotyczących prawości, odwagi i wszystkiego, co słuszne. Nie mam nic przeciwko takim wylewnym i naiwnym kwestiom, ale do czasu. Tutaj balansowało to już na granicy. Najmilej jednak wspominam ending i to z dwóch powodów. Po pierwsze utwór naprawdę przypadł mi do gustu (prawdę mówiąc to słuchałem go wielokrotnie jeszcze przed obejrzeniem anime). Drugi powód to taki, że za każdym razem ending obwieszczał koniec odcinka i to chyba najlepsza wiadomość, jaka mogła mnie spotkać. Nie mieszam tego z błotem, ale na więcej niż 3/10 to anime u mnie nie zasługuje.
Niezłe, niezłe, ale ta... krew
Co do samych bohaterów to, co tu kryć każdy z nich prezentował sobą zupełnie inny świat. Całkowicie odmienne osobowości, style, zachowania, czy sposoby na życie przywodzą na myśl coś na kształt konwentu reprezentantów z całego świata. Najbardziej jednak w pamięci utkwiły mi dwie osoby. Po pierwsze mononiedźwiedź. Co to w ogóle jest? Gadający pluszak, który na pierwszy rzut oka wydaje się być równie nierozgarnięty, co niebezpieczny. Ponadto jeszcze kliknij: ukryte druga osobowość schizofreniczki. Morderczyni wgniotła mnie normalnie w glebę.
Jedyne do czego chciałbym się doczepić to ta krew. Wybaczcie mi, ale co to w ogóle ma być? Różowa krew i to jeszcze pokazana w taki sposób, jakby autor dał małemu dziecku różową farbę i powiedział: „maluj”. No to namalowało. Machnęło pędzelkiem raz tu, dwa razy tam, aż wreszcie wyszedł efekt końcowy.
Jak dla mnie Danganronpa zasługuje na 7/10
Haremówka w residet evil
Osobiście nie mam nic do zarzucenia typowym haremówkom, mimo iż opartym na jednym i tym samym scenariuszu, który z czasem staje się do znudzenia przewidywalny. Powiem więcej, od czasu do czasu dobrze jest sięgnąć po coś podobnego. Poprawia humor i świetnie zabija czas. Z takim też podejściem obejrzałem HOTD i wiecie co? Wypadło naprawdę świetnie. Wiem, że ma w sobie wiele ubytków, niedopracowań i tak dalej, ale w gruncie rzeczy w doskonały sposób zabrało mi te wolne chwile, które normalnie spędziłbym na czymś całkowicie nudnym.
Najbardziej boli mnie fakt, że z hordą zombiaków znów mierzą się nastolatki. Naprawdę? Czy w anime nie ma już miejsca dla dorosłych ludzi? Czemu za każdym razem to nieletni muszą załatwiać sprawy przeznaczone dla osób dorosłych? Choć z drugiej strony gdyby bohaterami nie były dzieciaki, pewnie nie było by to tak spektakularne, czyż nie:)
Co się tyczy postaci to w moim odczuciu najbardziej wyrazistą był nie kto inny, jak Hirano. kliknij: ukryte Kompletny maniak na punkcie broni palnej, doskonały strzelec (pomimo swego wyglądu) i jak podejrzewam ma pewne problemy psychiczne. Szczerze mówiąc, gdyby nie on, całość wydałaby mi się kompletnie pozbawiona polotu. Ponadto jeszcze jest Saeko. kliknij: ukryte Ta dziewczyna jest przerażająca. Z pozoru niewinna wojowniczka bushido, a w rzeczywistości potwór wcielony, którego niezmiernie rajcuje krzywdzenie innych. Jednak mimo wszystko miała w sobie ten specyficzny urok, któremu nie łatwo się było oprzeć.
Moja ogólna ocena to 9/10
Oby nasza przyszłość tak nie wyglądała
Psycho pass to właśnie jedna z takich wizji. Tajemnicze… coś patrzy na nas z góry i ocenia, czy jesteśmy zdolni do złamania prawa tylko i wyłącznie na pod‑stawie naszych intencji, naszych myśli, ilości posiadanego stresu, czy mówiąc oględnie na podstawie naszego psycho pass. Sama myśl o podobnej przyszłości jest dla mnie jednocześnie przerażająca, jak i intrygująca. Zrozumiały jest dla mnie sam sens istnienia takiego systemu. Zapobiegać zbrodniom, zanim stały się faktem. Jednak w takim układzie musimy skazywać ludzi, którzy mają jedy‑nie zamiar złamać prawo, ale faktycznie jeszcze tego nie dokonali. To właśnie jest paradoks świata prawa i porządku, paradoks, którego nie sposób się po‑zbyć. Zupełnie jak w filmie z Tomem Cruisem Raport mniejszości. W obu tych pozycjach dostrzegam niedoskonałość istniejącego systemu oraz fakt, kliknij: ukryte że ów system oparty jest w rzeczywistości na ludzkim mózgu, a nie komputerze.
Wróćmy jednak do meritum zanim wdam się w dyskusję z samym sobą. Psy‑cho pass jest naprawdę świetnie wykonane, zarówno pod względem graficz‑nym, jak i dźwiękowym. Muzyka wpada w ucho i wcale nie mówię tylko i wy‑łącznie o openingu i endingu. Postacie są tak różne, jak różni jesteśmy my wszyscy, choć można dostrzec w niektórych sytuacjach pewne znane schematy. Mimo to bohaterowie ani trochę nie nudzą, a już tym bardziej nie robią się czerwoni na twarzy na samą myśl o odsłonięciu delikatnym jednej piersi. Normalnie dałbym 8 na 10, ale fabuła, na jakiej autor oparł stworzenie tego dzieła to wyjątkowo śliski jak na mój gust kawałek dobrego parkietu, dlatego Psycho pass na dzień dzisiejszy wyślizgało u mnie 6,5/10
Mamma mia!!!
Rozczarowanie, a szkoda
Trzęsienie ziemi
Każda postać w Aincradzie, jeżeli ktoś to zauważył miała swój przypisany kolor, jakby jego barwa odzwierciedlała charakter i osobowość. kliknij: ukryte Kirito oczywiście, jako samotny gracz, niemal wygnany przez innych zawsze przedstawiany jest w czerni, Asuna niczym jego przeciwieństwo nosi się z bielą przy każdej nadażające się okazji, Egil i zieleń idealnie do siebie pasują, podobnie jak wybuchowy Klein i płomienna czerwień, Lizbeth – romantyczka i jej róż oraz błękit Piny w towarzystwie Silici. Jeśli ktoś się głębiej nad tym zastanowi to te barwy naprawdę wiele mówią o ich właścicielach.
Poza oczywiście samym pomysłem życia w wirtualnym świecie, a konkretniej mówiąc w grze mmorpg, na dużego plusa zasługuje również ścieżka dźwiękowa. Openning pod tytułem „Crosing Field” wciąż znajduje się na mojej liście utworów i nadal słucham tego z ogromną chęcią. Kreska jak najbardziej zasługuje w mej opinii na uznanie, zaś sceny walki naprawdę są na wysokim poziomie. kliknij: ukryte W mojej ocenie prym wiodą walka Kirito z niebieskookim demonem oraz Kirito vs przywódca Salamandrów. Te dwa pojedynki chyba nigdy mi się nie znudzą.
Kończąc swoją wypowiedź. Mówcie sobie co chcecie, ale ja daję SAO 9,5/10 i ani punktu mniej:)
Ode mnie 3,5/10 (1,5 za Lucy, 1 za kreskę i 1 za kliknij: ukryte pomysł z wektorami pod postacią niewidzialnych rąk. Normalnie majstersztyk)