x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: meh
Pewnie się skuszę, jak w końcu wyjdzie, bo ładne to było.
A jak zamkną fabułę (nawet z możliwością kontynuacji) to aż ocenę podniosę zapewne!
zaskoczenie
Niby fabuła szczątkowa, oryginalności też niewiele…
Ale bohaterowie uroczy i ich przygody całkiem zabawne.
Do tego władca demonów pracujący w Mc'Ronalds – mistrzostwo.
Bardzo przyjemny zabijacz czasu.
o czym to jest?!
Tu się nie mogę powstrzymać.
Jestem przy 10tym odcinku i dalej nie mam pojęcia, o czym to jest.
No są sobie bohaterowie, właściwie coraz więcej bohaterów, już nie pamiętam, kto jest kim.
I łażą sobie, jeżdżą, piją herbatę.
Nic więcej. Nawet poszczególne odcinki nie mają wyraźniej zarysowanej fabuły, nie mam pojęcia, po co w ogóle pojawiła się połowa wydarzeń i postaci.
Pamiętam, że w pierwszej serii problemy ludzi na prawdę potrafiły poruszyć, doprowadzić do refleksji, ale w nienachalny sposób.
A tutaj często zadawałam sobie pytanie „po co w ogóle o tym opowiadać?”. Zwłaszcza przy tej historii z opiekunką, która wlokła się strasznie i nie miała kompletnie sensu – a raczej nie miało go wplątywanie w to mushi.
Mam wrażenie, że tamte stare historie były doskonale dopracowane, subtelne, a w nowych pomysły są brane na siłę.
Pierwszy sezon był idealny. Dopracowany pod każdym względem.
Łykałam odcinek za odcinkiem, z ogromnym trudem odrywając się od nich, żeby zostawić sobie przyjemność na później.
Odcinki dodatkowe – a raczej pełnoprawne filmy – również były świetne, a gdy dowiedziałam się, że powstaje kolejny sezon, dosłownie skakałam ze szczęścia.
I o ile pierwszą część drugiej części obejrzałam z tym samym zachwytem, to ta… przykro mi to mówić, ale przejadła mi się po paru odcinkach.
Nie wiem, czy to sprawa powtarzalności i schematyczności odcinków – ale nie wydaje mi się, bo jak dotąd nie przeszkadzało mi to w najmniejszym stopniu – czy fakt, że historie w nich opowiadano potraktowano trochę po macoszemu, od tak, żeby były.
To już nie to samo. Dalej piękne, dalej magiczne i klimatyczne… ale nie to samo.
Czytam początek recenzji, przeglądam zdjęcia – no, może się będzie do czegoś nadawało, seyiuu spoko, graficznie ujdzie…
Potem wchodzę w komentarze i dociera do mnie – przecież ja to już kiedyś oglądałam!
Tak więc, seria do kompletnego zapomnienia po niezbyt długim czasie.
Jedynie ten główny na A i nie myślę o Arturze jakoś mi się przebija w pamięci.
I że bohaterki były okropnie denerwujące.
Re: Nuda
Oglądałam dawno i nie przytoczę szczegółów, ale pamiętam, że ostatnie odcinki zrobiły na mnie duże wrażenie.
Re: Nuda
Bo początek rzeczywiście jest słaby i humor nie w moim typie, ale środek zaczyna być coraz lepszy a końcówka rozwala
Serio, po co robić z igły widły, to i to użyteczne narzędzie przecież.
Obojętne, czy ktoś napisze Czajka czy Czaika, wiadomo, o kogo chodzi… a odniesienie do limo nie każdego musi interesować.
I znów zgwałcili mi mitologię...
Na prawdę nie wiem, jakim cudem dotrwałam do końca – to chyba wina gorączki i lenistwa, bo nic innego nie miałam ściągniętego.
No, to i całkiem ładne bisze.
Ale ich wygląd to chyba jedyny plus… charaktery może i mają różne, ale tak płytkie jak dekolt głównej bohaterki (widać, że to reverse harem i nie chciano dziewczynom robić kompleksów:P )
O większości mogę powiedzieć, że albo byli mi kompletnie obojętni, albo wzbudzali żywą niechęć i odrazę.
Z tej drugiej grupy na pierwsze miejsce wybił się Ah(p)ollon – poczynając od seiyuu, przez paskudną mordę, po idiotyczne zdrobnienia, jakich używa. Jego Roki‑Roki i Baru‑Baru będą mnie prześladować w koszmarach…
Przy okazji jego tHragiczna przeszłość kompletnie nie pasowała do wizerunku, jaki próbowano w jego przypadku kreować. I ten różowy pegaz…
Tak antypatycznej postaci dawno nie widziałam, nawet Kon w fillerach Bleacha budził mniej negatywnych uczuć.
Kolejnym nieznośnym był imbecyl Tsukiyomi. Skoro jest bogiem księżyca, to ten dawno powinien spaść z rozpaczy, że opiekuje się nim tak upośledzone stworzenie…
Reszta nie wyróżnianiała się niczym prawie, no, może poza Hadesem. Jako jedyny wzbudził cień sympatii – taki kochany ponurak.
Loki miał zadatki na dołączenie do niego w gronie postaci troch więcej niż znośnych, ale zmarnował to nie prezentując niczego poza kilkoma słabymi dowcipami i toną użalania się nad sobą.
O wesołej gromadce nic więcej nie mam do powiedzenia, a najciekawsza postać – Toth – nie odegrała większej roli. Jako jedyny zachowywał się trochę jak na bóstwo przystało, nie zachwycając się główną bohaterką i ratując resztki swojej godności odmawiając zajmowania się głupimi problemami swoich uczniów.
Zeusa skreśliła przemiana w chłopczyka… po co, ja się pytam, po co?!
Już wcześniej wspomniałam o seiyuu, ale tego nie mogę zostawić bez rozwinięcia. Jakim cudem udało im się znaleźć głosy tak niepasujące do postaci?! Apollon, Tsukiyomi, Baldur… ich się nie da słuchać! Już tym bardziej w openingu i endingu…
Miałam ochotę rozpisać się o kompletnym braku sensu w tym tworze, ale już to zrobiło kilka osób przede mną, napomknę więc tylko, że jako miłośniczka nordyckiej mitologii załamałam się kompletnie.
Ale z tego beznadziejnego zdawałoby się misz‑maszu wyszło coś, czemu nie mam serca postawić oceny niższej, niż 5!
O dziwo kilka razy wywołało mój uśmiech, raz czy dwa zaskoczyło i zdołało utrzymać przy sobie przez całe 12 odcinków.
A to ostatnio już coś.
meh
Najgorzej, kiedy rzeczywiście seria się spodoba, bo zostaje w pamięci i dręczy – więc czekam na kontynuację, sprawdzam co jakiś czas, cierpię przez pozostawienie w niepewności.
Tym razem na szczęście mam nadzieję szybko zapomnieć. Oglądało się przyjemnie, bohaterowie całkiem ładni – ale tacy jacyś mało ciekawi. Nie byłam w stanie przejąć się ich losem – a tym bardziej losem ich świata – żeby czekać na kontynuację. Na szczęście!
Re: Między 6 a 7 - zawiodłam się.
Tamta to był wyczyn niemożliwy… Podstawić za nią gliniany garnek – i tak miałby w sobie więcej życia i zaradności.
Nie mam dalej pojęcia, jak zmęczyłam hakuouki, chyba tylko dlatego, że cudne były te bishe, oj cudne… Fabuły nie pamiętam ani odrobiny:P
A Yona nie jest taka zła. Nawet lepiej, że płacze i sobie nie radzi, byłoby nienaturalne kompletnie, jakby rozpieszczona księżniczka od razu zachowywała się jak wojowniczka nieznająca strachu.
Nie zdenerwowała mnie więcej niż 2‑3 razy, co jest doskonałym wynikiem jak na haremówkę.
Największą zaletą bohaterów jest to, że większość z nich ulega mniej lub bardziej widocznej przemianie podczas tych 24 odcinków. Niektórzy nawet więcej niż raz, jak chociażby główny bohater, raz ciskany emocjami, kiedy indziej niemal ich pozbawiony.
Również akcja – która niekiedy nie wiadomo, dokąd zmierza – ciągle trzyma w napięciu. Zgrzyty dostrzegłam jedynie w dwóch miejscach, podczas „występu” sił specjalnych oraz w końcówce, kiedy pojawia się w dość nagły sposób ogromna ilość ekobełkotu. Inna sprawa, że całkiem słusznego, ale wydawał się kompletnie nie na miejscu. kliknij: ukryte A najgorszy był moment, w którym Schinici zostawia szczątki Gotou, żeby miał szansę się zregenerować… ogromnie mi użyło, kiedy jednak zmienił zdanie.
Zaskoczyła mnie muzyka. Rzadko przywiązuję do niej większą wagę, chyba, że jest bardzo charakterystyczna lub kompletnie niepasująca… tutaj dopasowali ją idealnie!
Graficznie seria też prezentuje się świetnie, kreska jest staranna i dopracowana, tła bogate. Niekiedy miałam problem z zapamiętaniem twarzy, ale to już u mnie niestety stała.
Podsumowując, Madhouse znowu nie zawiódł!
Tutaj mamy mroczny klimat, sceny sprawiające, że szczęka opada, bohaterów z charakterem.
W serialu nużące zagadki z przekombinowanym rozwiązaniem, a urok postaci diabli wzięli.
Nie pamiętam szczegółów, ale przekaz emocjonalny zwalił mnie z nóg.
Re: Bardzo złe anime, bardzo złe
Znaleźli się obrońcy języka… Sama nie lubię, kiedy ktoś go bez celu kaleczy, ale jeśli jest to użyte ewidentnie świadomie – i to w tekście absolutnie nieformalnym – nie widzę powodu, aby miało razić.
A po czym wnioskuję? To akurat ironia była. Osoba, na której komentarz odpowiedziałam (nie wiem, czy to Ty może czy tylko bronisz kogoś innego) bezpodstawnie wyciąga takie wnioski. W jakim celu – nie mam pojęcia, bo była to bardzo nieudolna próba urażenia kogoś. Sprawiło to, że zabrzmiała na desperata, który usilnie stara się być lepszym od innych.
Bardzo dojrzała zagrywka.
Re: Bardzo złe anime, bardzo złe
Chyba nie dostrzegłeś, że te zwroty, które tak Cię rażą, są użyte w sposób żartobliwy.
Poza tym, seksualność w Japonii tematem tabu nie jest, przeciwnie, w niewielu krajach tak jawnie się z nią obnoszą. Ich po prostu cenzuralne ecci kręci zwykle najbardziej – ta właśnie wstydliwość i przypadkowość zboczonych zdarzeń.
Oglądało mi się to przyjemniej niż całą pierwszą serię i uśmiałam się nieźle kliknij: ukryte lew na pikniku – mimo, że nic nieprzewidywalnego w sumie się nie stało – zrzucił mnie z krzesła w ataku śmiechu
Podobać mi się podobało, zachwycić – nie zachwyciło, bo już za wiele razy widziałam dokładnie to samo nieco inaczej tylko opakowane.
Ogromny plus za posta głównej bohaterki która nie słania się bez przerwy na nogach (no chyba, że zasypia) jęcząc Yato‑kuuun! kliknij: ukryte to już prędzej Yato krzyczy i jęczy Hiyori :P tylko robi coś i pomaga. A przy tym ma swoje życie i – uwaga – nie chodzi ciągle w tym samym ubraniu!
Tylko – wjątkowo – obie OVAki podobały mi się bardziej, niż sama seria.
A co do całości dyskusji, to ja Pieska bardzo lubię. Oglądałam go parę lat temu w gimnazjum i skradł moje serducho.
Ogromną zaletą są właśnie bohaterowie, ci, których wymieniłaś i jeszcze paru innych. Niektórych można polubić (Kouga) i przywiązać się do nich (Sessiomaru), innych znienawidzić(Kikyo). Każdy z nich ma jakąś przeszłość, historię, która ukształtowała go w kogoś, kim jest, gdy staje na drodze Inuyahsy. Przynajmniej Ci drugoplanowi, bo epizodycznym zdarzało się być szablonowymi.
Świat przedstawiony zdaje się żyć własnym życiem. Bohaterowie co chwila natykają się na wioski, podróżników, mierzą się z codziennymi problemami – jest to to naturalne, przypomina wędrówkę po prawdziwym świecie. I o to chyba chodziło autorowi wypowiedzi przez Ciebie cytowanej.
Ale przy całej mojej sympatii do tej pozycji dostrzegam sporo wad, największą jest… długość. I – od pewnego momentu – powtarzalność. Miło pooglądać te wszystkie poboczne historie, ale w pewnym momencie pojawia się przesyt. Zwłaszcza do oglądania drugiej serii nie miałam już serca. Chociaż zakończenie po takiej ilości odcinków było całkiem udane.
Re: Kilka słów gorzkiej prawdy...
koniec!!
Ogólnie shoujo to zwykle nie moja bajka, ale to anime chwyciło mnie za serce od pierwszego odcinka a przy ostatnim wycisnęło z tego nieszczęsnego serducha tyle pozytywnych emocji, ile nie udało się chyba żadnej japońskiej produkcji.
Czuję, że muszę dorwać mangę, bo czekanie na kolejny sezon – musi, musi powstać! – mnie w depresję wpędzi.
Nie mam pojęcia, co mnie tak zachwyciło, bo ani fabuła nie jest odkrywcza, ani postaci wyjątkowo oryginalne… ale całość wypada bardzo ciepło i uroczo. Tomoe i Nanami stanęli wysoko na mojej liście par idealnych, wyżej są chyba tylko Wohla i Len (oczko do fanów zawodu wiedźmy ;) ).
Ciepłe i urocze
Z jednej strony – niby nic niezwykłego, ot lekka komedia, ale…
Zwykle trzymam się z daleka od takich serii, ale ta ma niesamowity urok w sobie. Postaci są przesympatyczne, poczynając od głównego bohatera – z jednej strony inteligentny i utalentowany, z drugiej – życiowa pierdoła (chyba trochę jak ja sama). Obserwowanie, jak otwiera się na świat i ludzi było niezwykle podnoszące na duchu. Forma, w jakiej to pokazano, jest nienachalna, bez zbędnego podkreślania i mówienia o tym, dzięki czemu wypada naturalnie.
Poza tym, nieraz uśmiałam się do łez obserwując poczynania wesołej gromadki biegającej dookoła niego. Każdy z odmiennym charakterkiem, nie sposób ich nie polubić.
Mogłabym pisać długo, ale… tę serię trzeba obejrzeć samemu i poczuć jej ciepły klimat, nie potrafię go oddać słowami.
Re: Pytanie
Więc, zachwyciło mnie to samo, co w FMA – świetne postaci z bogatą historią i (w większości) wiarygodnymi motywami, doskonałe walki i zwroty akcji (chociaż dopiero w shipuudenie) kliknij: ukryte wątek Itachie'go chociażby, odcinek o rodzicach naruto mnie wzruszył, co się nie zdarza często.
Obie serie mają w sobie „to coś”.
Chociaż FMA skradło moje serce w znacznie większym stopniu niż Naruto, czego przyczyny szukam w długości oraz nierówności poziomu tego ostatniego.
A dlaczego w tym wieku? Może dlatego, że trochę więcej przeżyłam i się nauczyłam – mimo sporej dawki naiwności w naruto łatwej mi zrozumieć historię i dramaty w tej serii. Sądzę, że oglądając FMA za wcześnie, też miałabym z tym problem :)